On:
‘’Gdyby coś mi się stało… tak czysto hipotetycznie, zajęłabyś się nim?’’.
Żałuję, że zadałem jej to pytanie.
Nie. Nie żałuję. Muszę przecież mieć pewność, że po mojej śmierci Juan nie trafi do jakiegoś pieprzonego domu dziecka.
Tak, żałuję, że spytałem. Co ona teraz o mnie pomyśli? Znamy się zaledwie dwa tygodnie, a ja proponuję jej… dziecko?
- Słucham? – pyta, po ciężkim przełknięciu kawałka ciasta.
Muszę jakoś z tego wybrnąć.
- Tak tylko pytam – zaczynam – bo…
- Bo co?
Dokładnie to samo mówię sobie w myślach.
Bo co?
Bo teraz tyle się słyszy, o dzieciach, których rodzice zginęli w wypadku, a one nie mają się gdzie podziać…
Pff…
Na samą myśl o tym parskam śmiechem.
- Mam białaczkę.
Naprawdę to powiedziałem?
Przez twarz Adele przemyka cień przerażenia.
- Na szczęście, chorobę wykryto we wczesnym stadium – kłamię – i nie jest jeszcze tak groźna, żeby mnie zabić, czy coś.
Jasne, zrobi to dopiero za jakieś pół roku.
Czekam, aż Adele coś powie. Sam już nic więcej nie wymyślę.
- To dobrze – mówi. – Tak też myślałam.
- Tak? – pytam ze zdziwieniem.
- No, gdybyś był poważnie chory, leżałbyś przecież w szpitalu, prawda?
Ona:
Coś jest z nim nie tak.
Chyba nieświadomie otwiera usta, jakby ze zdziwienia, po czym uśmiecha się i mówi:
- Pewnie.
Łapię go za rękę i patrzę prosto w oczy.
- Ale gdyby coś… Gdybyś musiał pójść do szpitala, to oczywiście, że zajmę się Juanem.
Wyobrażam sobie jak musi się martwić o to, z kim zostanie maluch, kiedy Narciso pójdzie się leczyć.
Nigdy bym nie pomyślała, że takiemu typowemu ‘draniowi’ może się coś takiego przydarzyć.
Ale
Narciso nie jest draniem.
Jest fantastycznym ojcem,
a tam gdzieś głęboko w środku nawet i dobrym człowiekiem.
Nagle słyszymy krzyk.
Oboje biegniemy w stronę sypialni Juana.
Krzyk zamienia się w płacz.
Kiedy wchodzimy maluch wymachuje rękami i kręci głową, powtarzając:
- Tato! Tato!
Narciso nachyla się nad nim.
- Obudź się, Juan. Słyszysz? Obudź się.
Przerażone dziecko otwiera oczy i przez chwilę nie płacze.
Narciso przytula swojego syna.
- Miałeś zły sen, ale już wszystko dobrze. Jestem tutaj, więc nie może być źle, tak?
Malec potakuje główką.
Nie wiem, jak się zachować, więc sugeruję, że już pójdę.
- Nie – zabrania mi Juan, przestając płakać. – opowiedź mi bajkę.
- Ja… - patrzę na Narciso, licząc, że jakoś mi pomoże, ale ten jedynie się uśmiecha, czekając co powiem.
On chyba chce, żeby jego dziecko miało traumę do końca życia!
Oboje czekają na mój ruch.
- Okey – mówię.
- Jeeej! – wiwatują chłopcy, przybijając sobie piątkę.
Narciso kładzie się pod pierzyną i przytula do siebie Juana.
- Mów – ponagla mnie.
Przysuwam sobie krzesło i siadam na nim, zaczynając.
- Tak, więc, będzie to bajka o… - zastanawiam się chwilę – O Pinokio.
- Fajnie, lubię tę opowieśdź – sepleni maluch.
- No, to dawno, dawno temu żył sobie pewien starszy pan, któremu w bardzo młodym wieku umarła żona.
- Tata, ziawsie mówi – przerywa mi Juan –, zie to był śtary dziad po sieśćdziesiąćce, tak śpetny, zie ziadna laśka go nie ściała.
On:
Adele rzuca mi wymowne spojrzenie.
Pewnie zastanawia się czego uczę mojego synka.
Albo jest zazdrosna, że moja wersja jest lepsza.
Słucham dalszej części historii, co chwilę przerywanej poprawkami Juana. Już prawie zasypiam, kiedy słyszę cudowne:
- Koniec.
- Na reście! – mówi za głośno synek, ostatecznie przerywając moją drzemkę – W ogóle nie potrafiś opowiadać bajek! Cio chwilę musiałem ci tłumacić, zie to nie tak! -przerywa - Ale i tak cię lubię, wieś?
Zrywa się z łóżka i bignie ją przytulić. Uroczy widok. Aż oczy mi się kleją. Do snu.
- Tak właściwie to nie było aś takie źłe – słyszę szept Juana. – Musiałem to powiesieć, zieby tata nie myślał, zie jego bajki sią gorsie.
Rany, ale on jej się przymila! Pff… Jasne, że moje bajki są lepsze! Najlepsze!
Zasypiam, nie zważając na dalsze słowa.
Rano robię naleśniki, żeby jakoś zapunktować u mojego syna, który właśnie wchodzi do kuchni.
- Cześć tato! – wita się, tuląc moją nogę, bo wyżej nie sięga.
- Hej, jak się spało?
- Juź dobzie. Po twoim zaśnięsiu Adele pośła, a ja ziamkniąłem zia nią dźwi, wiesz?
Uśmiecha się z wyższością.
Boże, mój syn jest bardziej odpowiedzialny niż ja!
Muszę zmienić temat, żeby nie podbudowywać tak mocno jego samooceny. Jeszcze wyrośnie z niego jakiś egoista, czy coś.
- A co ci się dzisiaj śniło?
- Ten kośmal czy teraź?
Patrzę na niego uważnie.
- Oba.
- Teraź nie pamiętam, a kośmal… Tato, boję się, zie się śpełni.
Wzdycham, podnosząc go i całując w czółko.
- Zdradzę ci sekret. Jeżeli powiesz komuś co ci się śniło to na pewno się to nie stanie w rzeczywistości.
Juan patrzy na mnie ze zdziwieniem.
- I to działa?
- Zawsze – zapewniam.
- Śniło mi się – przełyka ślinę – zie umarłeś, tato.
_________________________________________________________
Hahaha! Napisałam to! I nie działałam pod żadnym przymusem! Naprawdę! Dużo tych wykrzykników. Mam nadzieję (jak zawsze), że się spodobało. W razie czego wytykajcie mi moje błędy!
(Rany, teraz mój język przestawił się na seplenienie... )
Kocham Was!
9 komentarzy
DanaScully
Błagam cię, wróć z tym opowiadaniem.
Malawasaczka03
CUDO
kronika13
Opowiadanko naprawdę ma w sobie to "coś", ten pazurek, to, co wielu chciałoby umieć dać swoim opowieściom... Potrafisz zaciekawić. Pisz, pisz dalej ;-)
Głospokoju
Hej hej wracasz tu? Nie wiemy czy obserwować czy po prostu przestałaś pisać :/ Odezwij sie do nas
Faralayace
@Głospokoju przestałampisać (chyba, już tyle razy to robiłam, więc to nie jest pewne xD)
DanaScully
@Faralayace wróć! Proszę, proszę, proszę...
DanaScully
Pisz, pisz... Czekamy
xxola
To jest straszne!!;
Faralayace
@xxola mam cichą nadzieję, że masz na myśli 'tragizm sytuacji' a nie mój styl xDDD
ja
Super!!!
Misiaa14
ej no on nie może umrzeć to wszystko zniszczy :< piękne ♡♡♡
Korni
Cudne! kiedy następna? ^^