Rachel cz. 3

-Zostaw ją, jeśli się nie mylę, to macie o wiele ciekawsze zajęcia niż zaczepianie młodszych dziewczyn - cedzę każde słowo z osobna. Podchodzę do Jasmin łapiąc ją w tali i kładę jej rękę na swoim ramieniu próbując podnieść ją do pionu.  
William odwraca się w moim kierunku i spogląda na mnie zaciekawionym wzrokiem. Jego oczy błyszczą uwydatniając przy tym ich błękit. Milczy przez chwilę stojąc, bezradnie patrzy to na mnie, to na Jasmin po czym odchodzi wraz ze swoimi kumplami pozostawiając po sobie zapach głupoty.  


Kiedy razem z przyjaciółką wychodzimy ze szkoły obracam głowę jeszcze raz spoglądając na ceglany budynek. Czuje jak moja złość narasta, kiedy przypominam sobie jak z wielką drwiną popychali drobną Jasmin. Żałuje, że nie poszłam z tym do dyrektora, jednak myśl o niedawnej wizycie powstrzymała mnie przed kolejnym spotkaniem z Panem Joshem. Pomagam przyjaciółce wsiąść do mojego volvo i zaciskam usta, gdy widzę ranę na jej chudym ramieniu. Zamykam drzwi i siadam za kierownicą przyglądając się przyjaciółce.  
-Nic ci nie jest? Może pojedziemy do lekarza? - pytam widząc jej bladą twarz. Spogląda na mnie wywracając oczami.  
-Daj spokój, jedziemy do domu - odwraca głowę w drugą stronę obserwując przez szybę mijające uliczki. Wzdycham tylko ciężko zdając sobie sprawę, że najlepiej będzie jeśli zostawię ją samą ze swoimi myślami. Pytania cisną mi się na usta, jednak widząc minę Jasmin za każdym razem rezygnuje.  
-Może jednak pojedziemy do mnie? - pytam, kiedy stoimy przed jej domem. Kręci przecząco głową naciskając klamkę i wychodzi z samochodu. Jej twarz jest smutna i przygnębiona. Nim zamyka drzwiczki patrzy na mnie z czułością i wdzięcznością i prawie niesłyszalnie mówi:
-Rachel, bardzo ci dziękuje i przepraszam za kłopot - spuszcza wzrok i powoli zamyka drzwi.  
-Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Dzwoń, pisz, przychodź, nasz dom jest dla ciebie zawsze otworem - mój głos jest łagodny i cichy. Kiwa tylko głową rozumiejąc, co mam na myśli o odwraca się na pięcie idąc uliczką do wejścia.  
Jadąc ulicą myślę o dzisiejszej sytuacji i przygryzam wargę mocniej ściskając kierownicę. Zatrzymuję się na światłach dostrzegam Dylana, który stoi przed przejściem trzymając ręce w kieszeni kurtki. Jest wyraźnie zdenerwowany, zaciska usta a jego oczy wydają się być większe i bardziej czarne niż kiedykolwiek. Przystępuje z nogi na nogę obserwując zmianę świateł. Jestem ciekawa, co takiego mogło go wyprowadzić z równowagi. Przyglądam się mu intensywnie nie zauważając, że inni kierowcy trąbią na mnie i wywracają oczami pokazując na zielone światło. Budzę się z transu naciskając nogę na gaz ignorując przy tym wyzwiska i pretensje ludzi. Przejeżdżając widzę, jak Dylan przygląda mi się z rozbawieniem a jego oczy ponownie nabierają odcienia mlecznej czekolady. Odwracam głowę i skręcam w pustą uliczkę. Kiedy jestem wystarczająco daleko zatrzymuję się zjeżdżając na pobocze. Uderzam głową o kierownicę jęcząc głośno. Jestem złą na siebie, że dałam się przyłapać. Zawsze byłam obojętna, ciągle gdzieś uciekałam, co dzień kręciłam z rezygnowaniem głową widząc go z Nadią. Udawałam, jakby nic nie miało dla mnie najmniejszego znaczenia. W głębi czułam, jak żołądek zaciska mi się w supeł a wszystkie wnętrzności obracają się na drugą stronę. Uśmiechałam się sztucznie informując, że u mnie jest jak najbardziej w porządku. Nie było, choćby trochę. wzdycham rozglądając się po ulicy. Nigdy nie chciałam dołączyć do jego przyjaciół. Przypominając sobie zachowanie mięśniaków zaciskam usta, skoro posiadał tak wspaniałych przyjaciół, to pewnie był do nich podobny. A jednak coś sprawiało, że nie chciałam w to uwierzyć.  
Nie mógł być taki..  
Nie mógł..  



W domu czuję się jeszcze gorzej widząc stos książek leżących na łóżku. Nie sądziłam, że jest tego aż tak dużo. Przypominam sobie Pana Robinsa wychylającego się zza drzwi klasy. Wzdycham po raz kolejny uświadamiając sobie, że tej sprawy nie mam jeszcze za sobą. Ktoś puka cicho do drzwi do mojego pokoju odrywając mnie od nieprzyjemnych myśli. Odsuwam się od biurka zapraszając gościa do środka głośnym "proszę. " Drzwi otwierają się a w progu stoi Matt, kumpel mojego starszego brata - Marcela.  
-Rachel, nie przeszkadzam? - pyta widząc książki rozłożone na całym biurku. Wstaję z krzesła i gestem ręki wskazuję na kanapę.  
-Nie, w porządku. Myślę, że to nawet lepiej. Usiadłam tylko na chwilę a już mam dość - śmieję się pokazując palcem na notatki i zeszyty. Uśmiecha się siadając na beżową kanapę. Dołączam do niego przypatrując się mu wyczekująco. Jest przystojny, zawsze był, odkąd sięgam pamięcią. Kiedyś nawet błagałam Marcela, żeby coś o mnie napomknął przy następnym spotkaniu. Jego niebieskie oczy są radosne a ich barwa przypomina morską bryzę. Ma długie, gęste i czarne rzęsy, sprawią, że wygląda jeszcze lepiej. Nos jest mały a usta pełne. Obok przyozdabia je brązowy pieprzyk. Włosy ma czarne, nie są zbyt krótkie, ale również nie długie.  
-Chciałem zapytać.. czy chciałabyś - przerywa patrząc na mnie pogodnie - wiesz.. wpaść na imprezę. Jest jutro. Zrozumiem jeśli nie chciałabyś przyjść lub.. - jąka się próbując zgrywać luzaka. Uśmiecham się szeroko widząc jego powagę. Kładę rękę na jego ramieniu.  
-Matt, czemu miałabym nie przyjść? Dzięki za zaproszenie, na pewno wpadnę - zapewniam go wstając z kanapy chcą odszukać komórki. Obracam się, by móc zobaczyć jego reakcję. Widzę jak stres i niepewność opuszczają go tak szybko, jak się pojawiły. Wzdycha z ulgą i uśmiecha się wdzięcznie.  
-W takim razie bardzo się cieszę. Przyjadę po ciebie wieczorem, koło ósmej, okej? - pyta klepiąc się w uda i wstaje zbierając się do wyjścia. Kiwam potakująco głową i spoglądam na niego przelotnie dalej szukając telefonu. Uśmiecha się zadowolony wychodząc z pokoju. W jeden chwili przychodzi mi do głowy pewna myśl.  
-Hej, Matt! - podbiegam widząc, jak schodzi ze schodów. Obraca się i przypatruje moim rozbieganym oczom.  
-Jeśli chodzi o tą imprezę - mówię powoli a na jego twarzy pojawia się niepokój - czy mogłaby iść z nami Jasmin, moja przyjaciółka? - uśmiecham się widząc iskierki w jego oczach. Pewnie pomyślał, że nie rozmyśliłam, ale nie było takiej mowy. Chciałam tam pójść, zabawić się i przestać zamartwiać się Dylanem i innymi problemami.  
-Tak.. pewnie - przytakuje i schodzi po schodach do salonu. Czułam, że w jego głosie czaił się smutek i rozczarowanie, jakby nie spodobał mu się pomysł o Jasmin. Chciałam, by trochę się rozluźniła i choćby przez chwilę odzyskała swój wcześniejszy, dobry humor.  


Spogląda na mnie z niedowierzaniem, jakbym popełniła jakąś zbrodnie.  
-Zwariowałaś? Nigdzie nie idę - mierzy mnie wzrokiem skubiąc słodką bułkę. Wzdycham nie rozumiejąc przyczyny, jakiegokolwiek powodu, dla którego miałaby nie pójść. Jasmin zawsze lubiła imprezować, to było jedno z jej licznych hobby.  
-Niby dlaczego? - stukam palcami o stolik. Widzę niepewność na jej twarzy. Przewracam oczami nie rozumiejąc jej dziwnego zachowania.  
Obserwuję szkolnych uczniów, który jak zwykle gdzieś pędzą lub rozmawiają i śmieją się siedząc przy stolikach. Jak zwykle nie mam apetytu. Obracam głowę w stronę szkolnego podwórka. Po Dylanie ani śladu, jednak dokładnie zauważam Nadię, która śmieje się wraz ze swoimi psiapsiółami. Chwilę potem widzę jak podchodzą do nich kumple Dylana. William uśmiecha się do dziewczyny przyjaciela i niby przypadkiem, co chwilę błądzi wzrokiem po jej odsłoniętych piersiach. Wzdrygam się czując do nich jeszcze większe obrzydzenie. Niemal ślina kapie mu z ust a wielka satysfakcja gości na jej twarzy widząc zainteresowanie chłopaka.  
Była rozpieszczoną córeczką swojego ojca. Rodzic widząc jej niewinną minę i słysząc ten słodki, piskliwy głos poddawał się jej zachciankom nie mrugając przy tym okiem. Zrobiłby dla niej wszystko, wystarczyłoby jedno jej słowo a ojciec przynosił wszystko w zębach, jak wytresowany pies. Była podobna do grupy Crystal. Chłopcy lgnęli do niej, jak ćma do światła a ja nie mogłam uwierzyć, że Dylan również był jednym z tych bezmózgich chłopaków. Lubiła zwracać na siebie uwagę i być w centrum zainteresowania. Dzięki byciu z Dylanem zdobyła jeszcze więcej uznania i męskich fanów, była ogromnie popularna. Zawsze pojawiała się na jego futbolowych meczach otoczona wianuszkiem śliniących się mięśniaków. Niemal co chwilę mogłam usłyszeć wszystkie ciekawostki z jej życia. Wszystkie te brednie nosiły się po całej szkole.  
Poczułam ból w mojej prawej stopie. Spoglądam oskarżycielsko na Jasmin, która kręci głową z irytacją i zakłada ręce na krzyż.  
-Znów mnie nie słuchałaś - mówi przez zaciśnięte usta.  
-Przepraszam, zamyśliłam się - odpowiadam cicho masując pod stolikiem nogę.  
-Zauważyłam. Ostatnio ciągle ci się to zdarza, coraz bardziej mnie to irytuje - wstaje od stolika spoglądając na mnie przelotnie - Widzimy się na historii - mówi jeszcze zabierając ze sobą pogniecioną bułkę i odchodzi rozmywając się w tłumie uczniów.

Malolata1

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1721 słów i 9535 znaków.

5 komentarzy

 
  • Arni

    Ada przyszykuj się, wiozę Ci naczepę ogonków.  Co do kolesia ktory gapił i ślinił się na cycki.. to zrozumiałe jest.. Trzy koncentryczne kręgi jak na tarczy strzelniczej mówią "PATRZ NA NAS"

    3 sty 2014

  • Ola

    Popieram Adę na razie nic się nie dzieje...

    25 kwi 2013

  • Ada

    Znów zbrakło ogonka. Chyba głodna jesteś ;) Opowiadanie jest całkiem w porządku. Jedyny mankament, który trochę mi przeszkadza to to, że historia okropnie się ciągnie. Mam nadzieję, że w następnej części będzie ciekawiej. Dałabym 4 za tę pracę. Pzdr, Ada.

    28 paź 2012

  • Morosov

    No teraz to juz nie moge sie do niczego przyczepic. Poprostu idealne opowiadanie. Jest na takim poziomie ze, i ****, i geniusz nie beda sie nudzic czytac. Szkoda ze ja nie mam do tego talentu.

    16 paź 2012

  • mery

    bardzo fajne nie moge sie doczekac reszty (:

    16 paź 2012