Tam się wszystko zaczęło - cz.12

Lato już mijało. Czas dla Malwiny i Krzysztofa płynął bardzo szybko. I oto nadszedł dzień rozprawy rozwodowej. Miała to być niby formalność, ale jednak Malwina spędziła bezsenną noc. Nie pomogły przekonywania Krzysztofa, wprost przeciwnie, jego nadopiekuńczość doprowadziła do pierwszej poważnej kłótni między nimi.
–     Malwinka, tak nie można! Przecież wiesz, że to już przeszłość i tylko formalność.
–     Tak, dla ciebie tylko formalność! Nie dla mnie. To jest jednak 5 lat mojego życia. Może dla ciebie to nie jest ważne, bo i dlaczego miałoby być ważne? Niepotrzebnie rezygnowałeś z wyjazdu, spokojnie dałabym sobie radę sama. Tylko mi wszystko mącisz. Proszę, nie wtrącaj się...
–     A w ciebie co wstąpiło? Wiesz dobrze, że chcę ci pomóc!
–     Nie potrzebuję twej pomocy. Dam sobie radę sama.
Krzysztof nic na to nie odpowiedział, tylko uważnie przyjrzał się ubierającej się dziewczynie. Zabolały go jej słowa, ale z drugiej strony rozumiał poddenerwowanie Malwiny. Postanowił usunąć się z widoku, zszedł do kuchni zrobić śniadanie. Pomimo nałożonego makijażu twarz Malwiny po zejściu na dół wyglądała szaro i ponuro. Krzysztof bardzo chciał ją przytulić, ale obecnie był między nimi mur nie do przebicia. Usiadła przy stole bez słowa, jednak jedzenie jej nie wchodziło. Malwina zdawała sobie sprawę, że wydarła się na Krzysztofa bez potrzeby. Wszak on chciał jej tylko pomóc. Ale zbliżająca się rozprawa rozbiła ją totalnie. Trzymała w ręku kanapkę, ale nie jadła jej. Nie mogła nic przełknąć. Wypiła tylko kawę.
–     Kochanie, musisz coś zjeść.
–     Daj mi spokój. Wiesz, zdecydowałam, że pojadę sama. I proszę, nie przekonuj mnie. Po prostu chcę być teraz sama.
–     Ale...
–     Krzysiek, nie zmienię zdania. Zresztą to jest moje życie...
–     Myślałem, że nasze... Niemożliwe, abym aż tak się pomylił...
–     Daj mi święty spokój ze swoimi morałami.
Z trzaskiem odsunęła krzesło, schwyciła torebkę i wybiegła z mieszkania. Takie zachowanie  Malwiny zaskoczyło Krzysztofa. Nie chciał jej jeszcze bardziej rozdrażniać, nie wiedział, w jaki sposób jej pomóc. Ale coś musiał zrobić, wybiegł więc na dwór, jednak Malwina już wyjechała na ulicę i tyle ją widział.  Malwina tymczasem widziała wybiegającego Krzysztofa z domu, ale udała, że nie widzi. Z każdą sekundą czuła się coraz bardziej rozbita. W końcu nie wytrzymała. Zjechała na pobocze i rozpłakała się. Zdała sobie sprawę, jak bardzo skrzywdziła Krzysztofa. Przed oczyma miała widok smutnej twarzy mężczyzny, którego kochała nad życie. Mężczyzny, który starał się jej pomóc, a ona tę pomoc odrzuciła. Wzięła w dłoń telefon i wykręciła numer Krzysztofa, który odebrał prawie natychmiast, tak jakby oczekiwał telefonu:
–     Słucham cię, Malwinko?!
–     Przepraszam, nie wiem, co we mnie weszło...
–     Nie płacz, kochanie. Gdzie jesteś?
–     Przed tablicą Człuchowa. Przyjedziesz?
–     Będę za chwilkę.
I faktycznie, był po kilku minutach. Kiedy Malwina ujrzała nadjeżdżający samochód, wysiadła. Krzysztof wybiegł z samochodu i mocno objął dziewczynę. Rozpłakała się ponownie.
–     Krzysiu, przepraszam cię. ..
–     Już dobrze, nie płacz, kochanie. Jestem przy tobie. Tak się bałem, że w tych nerwach coś sobie zrobisz... Dobrze, że nie wyjechałaś na główną drogę.
–     Nie chciałam, aby tak wyszło... Nie myślę tak, jak mówiłam.
–     Wiem, złotko, wiem o tym. Tylko zamknęłaś się w sobie i nie umiałem do ciebie dotrzeć nie raniąc cię jeszcze bardziej. Poza tym uciekłaś, ale teraz zapomnijmy o tym. Najważniejsze, że jesteśmy razem.
–     Dziękuję ci. Widzisz, kochanie, nie jestem taka słodka, jak wydaje się na początku.
–     Jesteś, i ja ci to udowodnię. Wracamy do domu, aby odwieźć samochód?
–     A zdążymy? Może zostawimy przed firmą? Ale nie, pan Jacek zaraz będzie dochodził, dlaczego przyjechaliśmy dwoma.
–     Mam pomysł. Twój samochód zostawimy chłopakom do przeglądu. Przecież moja królowa musi jeździć sprawnym samochodem. To co, jedziemy?
–     Dobrze, ale mam jeszcze do ciebie prośbę. Jeśli tylko kiedykolwiek będę postępować w ten sposób, jak dzisiaj, to upoważniam cię do ostrej reakcji. Nie patrz, że może rozpłaczę się. Krzysiu, przecież my nie mamy czasu na takie kłótnie. Szkoda na to życia. A teraz powiedz, nie rozmazałam się?
–     Wyglądasz przepięknie. Malinuś, wiesz na co miałbym teraz ochotę? Zatopić się w tych pięknych usteczkach.
–     Kochanie, może lepiej już jedźmy?... Też miałabym chęć na  seks , np. w tamtej wysokiej trawie.
–     Malwinko, nie poznaję cię, ale wszystko możemy nadrobić w drodze powrotnej.
–     Trzymam cię za słowo.
Rozeszli się do samochodów, a pod firmą Malwina zostawiła swój i pojechali BMW Krzysztofa. Do Szczecinka dojechali w ostatnim momencie. Wbrew obawom Malwiny sprawa przebiegła nadzwyczaj sprawnie. Zapewne została przyspieszona oświadczeniem Roberta na początku rozprawy, który oznajmił, że winę za zaistniałą sytuację bierze na siebie i prosi o orzeczenie rozwodu tylko i wyłącznie z winy jego. Kiedy wyszła z sali czekał na nią Krzysztof z bukietem róż. Uśmiechnęła się szeroko:
–     Krzysiu, jak zwykle zaskakujesz mnie, dziękuję.
–     Wiesz, że chciałbym ci nieba przychylić. Czy bardzo bolało?
–     Może zaskoczę cię, ale nie. Robert oświadczył na początku, że to on jest winien rozpadowi małżeństwa i poprosił o takie orzeczenie. Szkoda, że tak szybko uciekł, chciałam mu podziękować.
Jednak kiedy wyszli z budynku Robert stał nieopodal ze swoim przyjacielem. Teraz podszedł do Malwiny i Krzysztofa, w ręku trzymał wiązankę w ulubionym kolorze – błękitnym:
–     Malwinko, chciałem cię jeszcze raz przeprosić za te wszystkie lata. Nie zdawałem sobie sprawy, a raczej nie chciałem zdawać sobie sprawy z tego, że cię ranię. Krzysztof, mam nadzieję że przy tobie wreszcie Malwina zazna szczęścia, na jakie zasługuje.
–     Robert, zamknijmy wreszcie tamten etap.  Spróbujmy pozostać przyjaciółmi.
–     O to nawet nie śmiałbym prosić, ale skoro ty oferujesz przyjaźń, to skorzystam z tej propozycji.
–     Robert, może zjecie z nami obiad? Tu niedaleko jest przytulna knajpka. To co?
–     Krzysiu, masz dobry pomysł. Chyba że Karol będzie przeciwny...
–     Myślę, że nie, ale moglibyśmy się spotkać gdzieś za godzinę, bo mamy jeszcze jedna sprawę do załatwienia?
–     OK. Dostosujemy się.
Kiedy Robert odszedł do Karola, Krzysiek powiedział do Malwiny:
–     Kochanie, nie masz chyba nic przeciwko mojej propozycji?
–     Oczywiście, że nie. Chciałabym, aby i Robert był tak szczęśliwy, jak my. On naprawdę nie jest złym człowiekiem, to życie pogmatwało jego los. Karol jest dobrym człowiekiem, myślę, że będzie im ze sobą dobrze. Krzysiu, czy można być aż tak szczęśliwym, jak ja jestem teraz? Zróbmy wszystko, abyśmy nigdy nie znaleźli się ponownie przed tym budynkiem!
–     Malinuś, jesteś tu po raz pierwszy i ostatni. Aha, jak byłaś na rozprawie, to dzwonił Grzegorz. Ma dla nas dobre wieści. Były już unieważnienia związków małżeńskich z powodu innej orientacji seksualnej jednego z małżonków. Jak myślisz, co na to powie Robert?
–     Nie wiem. To ponowne rozdrapywanie ran. Z tego co mówił Grzegorz, to nie jest to łatwy proces.  I wierz mi, Krzysiu, że gdyby nie chodziło o nas, to nie chciałabym przez to przechodzić. Robert powinien mnie zrozumieć, ale nie wiem... W dodatku Karol też będzie ciągany...
Jakże wielką niespodzianką było oświadczenie Roberta przy obiedzie:
–     Słuchajcie, mam dla was jeszcze jedną, myślę, że miłą niespodziankę. Szczególnie dla ciebie, Malwina. Otóż rzecz, którą miałem do załatwienia, to złożenie wniosku do kurii o unieważnienie naszego związku... Wiem, jak to jest dla
ciebie ważne.
–     Tak, masz rację. To jest dla nas obojga bardzo ważne. Właśnie rozmawialiśmy z Krzysiem, że będę chciała cię poprosić o to. Wiem, ile to ciebie kosztowało, ile to was kosztowało.
–     Malwina, jesteśmy oboje ci to winni. Ja też byłem powodem twych cierpień.
–     Nie wiem co powiedzieć. Zaskoczyliście mnie oboje, ale dziękuję wam z całego serca. Robert, zdajesz sobie sprawę, że prawdopodobnie rodzice też będą przesłuchiwani?
–     Tak, wiem o tym. Jednak dzięki tobie zrozumiałem, że muszę walczyć o swoje szczęście. Być może mama odsunie się ode mnie, ale ja nie mam wyjścia. Jestem jaki jestem, czas to powiedzieć głośno. Mamy z Karolem pewne plany, o których na razie nie chcę mówić. Dowiesz się pierwsza, po zakończeniu sprawy z kurią.
–     Wiesz, że to może długo potrwać?
–     Tak, wiem. Jestem zdecydowany na wszystko.
Teraz już szczęścia z twarzy Malwiny nikt i nic nie mogło zetrzeć. Do pełni brakowało jej tylko ślubu i dzieciątka. Z pierwszą sprawą musieli zaczekać, ale nad drugą pracowali już od jakiegoś czasu. No i przyszły efekty. Jakiś tydzień po rozprawie, coś już podejrzewając, Malwina zrobiła test. Jakież wielkie szczęście było, kiedy okazał się pozytywny. Krzysiek był na wyjeździe, ale miał wrócić następnego dnia. Malwina miała ochotę od razu zadzwonić i powiadomić go o tym. Ale postanowiła zrobić mu niespodziankę. W tym celu przygotowała „lepszą” kolację. Do małego, eleganckiego pudełeczka włożyła test. Wcześniej odwiedziła kosmetyczkę i fryzjerkę. Do tego elegancka sukienka. Wychodząc z pracy poprosiła pana Jacka, aby nie zatrzymywał tego dnia syna po powrocie z trasy. Kiedy Krzysztof zajechał przed dom, Malwina wyszła mu na spotkanie. Jak już miał w zwyczaju, także i tym razem wysiadł z samochodu z małym bukiecikiem. Przywitali się długim pocałunkiem.
–     Kochanie, jak ty pięknie wyglądasz? Czy zapomniałem o jakiejś okazji?
–     Nie, nie zapomniałeś. Po prostu stęskniłam się za tobą. Tydzień czasu to dla mnie za długo, ale rozumiem, że tak trzeba.
–     Malinuś, dla mnie to też za długo. Porozmawiam chyba z ojcem, chciałbym jeździć tylko na krótkie trasy.
–     Krzysiu, nie możemy tak wykorzystywać sytuacji, że to twój tata jest pracodawcą. Ale teraz chodź, zapewne jesteś zmęczony i głodny.
Weszli do środka, Krzysiek stanął pośrodku jadalni zaskoczony uroczystym nakryciem stołu.
–     Malwinko, ja naprawdę chyba o czymś zapomniałem, prawda?
–     Nie... ale jest coś, czym się chciałam z tobą podzielić. Otóż...Nie, domyśl się sam, niech ci w tym pomoże to.
I podała mu pudełeczko z testem.
–     Kochanie, oświadczasz mi się? To ja powinienem zrobić.
–     Nie, ale może pomyślę nad tym, jak będziesz się ociągał. Zobacz, a będziesz miał odpowiedź.
Krzysiek uważnie przyjrzał się dziewczynie, ale z jej twarzy, oprócz zagadkowego uśmiech, nic nie wyczytał. Pomału otworzył pudełeczko. To, co ujrzał wprawiło go w osłupienie. Wziął test w dłoń a drugą ujął dłoń dziewczyny.
–     Malinuś, ... nie wiem co powiedzieć... spełniasz kolejne moje marzenie...
–     Krzysiu, spełniamy oboje swoje marzenia. Bez obojga nic nie byłoby możliwe.
Mocno przytulił dziewczynę do siebie. Szczęście odebrało głos obojgu. Oto dzięki miłości osiągnęli kolejny cel.
–     Kochanie, kolacja stygnie...
–     Dobrze wiesz na co miałbym teraz ochotę, prawda?
–     Wiem, ale zjemy, dobrze? Przyjechałeś z trasy, a więc nie ustąpię!
–     Ani troszkę?
–     Ani troszkę!!! Krzysiu, jestem taka szczęśliwa!
–     Mówiłaś już komuś?
–     Oczywiście, że nie. Chcę to zrobić z Tobą, ale jeszcze chyba za wcześnie. Według moich wyliczeń, to dopiero 5 tydzień. Nie chciałabym zapeszyć.
–     Malinuś, przecież nie wierzymy w takie rzeczy. Moi rodzice oszaleją z radości. Zresztą twoja babcia także. I jej chyba należy się pierwszej powiedzieć, jak myślisz?
–     Kochanie, ty myślisz naprawdę o wszystkim. Jakże jestem szczęśliwa, że nasze drogi zetknęły się na Jasnej Górze. Krzysiu, a może byśmy pojechali do naszej Matuchny?  Może będzie jechać jakaś pielgrzymka?
–     Malwinko, nie będziemy czekać na pielgrzymkę. Jak tata nie będzie miał nic pilnego, to pojedziemy jutro, dobrze?
–     Aleś ty narwany, ale dobrze. Zgadzam się, potrzebuję teraz spojrzeć w oczy Tej, która nas połączyła. Musimy Jej podziękować, prawda?
–     O tak! Zadzwonię zaraz do taty...
–     Krzysiu, kolacja! Tego ci nie odpuszczę. Musisz mieć siły, aby  dbać o nas wszystkich. Nie jesteśmy już tylko sami.
Wpatrzeni w siebie zjedli kolację i kiedy Krzysiu chciał dzwonić do ojca z zapytaniem o plany na następne dni przed dom zajechali rodzice.
–     Nie przeszkadzamy? Mówiłem Ani, że pewnie chcecie być sami po tygodniu rozłąki, ale matka uparła się. Jednak wy chyba gdzieś wybieracie się.
–     Nie tato, nigdzie nie wybieramy się. Właściwie to dobrze, że jesteście.
–     Czy stało się coś? Synowa wygląda dziś zjawiskowo! Oczywiście zawsze wyglądasz ślicznie, ale dziś jakoś inaczej. Mam rację Aniu?
–     Oczywiście, przecież jesteś znawcą piękna kobiecego. Krzysiek, chciałeś coś powiedzieć, prawda?
–     Tak, chciałem. Malwinko, wybacz, że robię to już teraz, ale nie stać mnie na utrzymanie tajemnicy. Chciałbym krzyczeć o tym na cały świat. Kochani moi, otóż zostaniecie dziadkami!
–     No to jednak wpadliśmy nie w porę...
–     Panie Jacku, zawsze jesteście mile widziani. Co prawda, nie chciałam jeszcze o tym rozgłaszać, ale Krzysiu nie wytrzymał.
–     Dziecko drogie, chyba już najwyższy czas przestać z tym panem. Tym bardziej teraz, kiedy nosisz pod sercem mojego wnuka.
–     Jacek ma rację. Dobrze wiemy, że już byłabyś naszą synową, gdyby inne okoliczności, ale to przecież nie ma żadnego znaczenia. O takiej żonie marzyliśmy dla naszego syna. I ty jesteś tą wymarzoną żoną.
–     Dziękuję wam, naprawdę. Już wielokrotnie mówiłam Krzysiowi, że ma wspaniałych rodziców. Dla mnie też jesteście wspaniali. Dziękuję wam za zaufanie, jakie we mnie pokładacie.  Postaram się nie zawieść... mamo, tato.
Tu Malwina nie wytrzymała i rozpłakała się. Oboje rodzice przytulili ją do siebie. Pan Jacek powiedział do syna:
–     Słuchaj, okazja jest niebywała i chyba powinniśmy to uczcić. Masz chyba jakiegoś szampana?
–     No, nie jestem pewien.
–     Kupiłam wczoraj, bo spodziewałam się tego. Jest w lodówce.
–     Tato, i jak jej nie kochać?
–     Obyś synu tak samo twierdził za lat pięćdziesiąt.
–     Krzysiu jest kochany, naprawdę.
Krzysztof wyszedł z salonu by po chwili wrócić z szampanem i lampkami. Nalał trunek i podał rodzicom i Malwinie.
–     Ja chyba nie powinnam...
–     Malwinko, uwierz doświadczonej kobiecie, że lampka szampana lub wina jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
–     Pozwólcie, że wzniosę toast. Otóż moje drogie dzieci, abyście zawsze byli tak zakochani w sobie, jak jesteście teraz i aby ten nowy człowieczek, którego nosisz Malwinko pod sercem, jeszcze bardziej scementował wasz związek.
–     Dziękujemy, tato.
Podnieśli lampki do ust. Malwiny ręka zamarła, bo na dnie coś ujrzała. Pan Jacek pomyślał, że ociąga się:
–     Synowa, do dna!
Wypiła do dna i wtedy wyjęła dodatkową zawartość, którą stanowił śliczny pierścionek z brylancikiem. Spojrzała na Krzysia i zabrakło jej słów. Krzysiek wziął pierścionek z jej dłoni i powiedział:
–     Malinuś, skoro jest dzisiaj taki wspaniały dzień, to chciałbym go zrobić jeszcze piękniejszym, o ile tylko zgodzisz się zostać moją żoną.
–     No, nie wiem,... musiałabym się zastanowić...oczywiście, że tak, ty wariacie!
Malwina chciała podnieść gorączkę chwili, ale nie wytrzymała. Cień wątpliwości po jej pierwszych słowach na twarzy Krzysztofa nie pozwolił jej przedłużać wypowiedzenia  zgody. Kiedy pierścionek znalazł się na jej palcu, ona znalazła się w ramionach ukochanego mężczyzny i połączył ich długi namiętny pocałunek. Następnie rodzice złożyli kolejne gratulacje.
–     Synu, myślałem, że masz to już za sobą.
–     Krzysiu cały czas zastanawiał się, czy warto wiązać sobie mną życie. Zastanawiałam się już, czy też może ja go poproszę o rękę.
–     Tato, Malwinkę stać na wszystko, nie mogłem już się ociągać.
–     Tak bym chciała, aby babcia tu była...
–     Jaki widzisz problem, możemy pojechać do niej albo przywiozę ci ją tutaj. Co wolisz?
–     Krzysiu, ty jesteś zmęczony po pracy, nie mogę...
–     Kochanie, wiesz dobrze, że podładowałaś mnie emocjami, że i tak nie zasnąłbym, nawet gdybyś mnie przywiązała do łóżka.
–     Nie, pojedziemy jutro. O właśnie a'propo jutra, miałeś zapytać się o coś taty.
–     O co chodzi, dzieci?
–     Nie pamiętasz, czy mam w grafiku coś do końca tygodnia?
–     Macie jakieś plany?
–     Jeśli Krzysiu ma jakąś trasę, to pojedzie. Już mu mówiłam, że to, że jest synem szefa nie usprawiedliwia go do innego traktowania. Ja też musiałabym spytać się pani Honoraty, czy nie ma jakiś osobistych planów.
–     Widzisz Krzysiek? To jest odpowiedzialne podejście do pracy. Wiem już kto mnie zastąpi, jeśli pojedziemy z Aniu na wczasy.
–     Oj przepraszam, ale na pana... na taty stołek to ja się nie pcham.
–     Co do grafiku to chyba da się wprowadzić zmiany. O Honoratę też się nie martwcie.
–     A możecie zdradzić swoje plany, jeśli można?
–     Aniu, coś ty taka ciekawa?
–     Możemy, mamo. Otóż chcielibyśmy pojechać na Jasną Górę. Malwinka nie chce czekać do żadnej pielgrzymki, zresztą uważam, że dobrze. A twoja babcia, kochanie, nie chciałaby pojechać z nami? Czuję się nieraz winny, że zabrałem jej ciebie. Jest już starszą osobą, zapewne potrzebuje blisko siebie kogoś kochającego.
Malwinie stanęły łzy w oczach. Oto kolejny dowód na to, jakim był Krzysiek. Zwróciła się do jego mamy:
–     Dziękuję, mamo, to przecież ty sprawiłaś, że Krzysiu jest tym kim jest.
–     Malwinko, szacunek do drugiego człowieka to przede wszystkim. Zresztą ty jesteś taka sama, w przeciwnym razie nie potraktowałabyś tak swego byłego męża. Uszanowałaś jego inność, zapomniałaś o sobie. A może byśmy pojechali z wami?  Naszym wanem byłoby wygodniej, przede wszystkim dla twojej babci. Co wy na to?
–     Malwinka, co o tym myślisz?
–     Ja jestem za. Jednak chyba przełożymy to na później, bo przecież tata tak z dnia na dzień nie urwie się.
–     A czemu nie? Z takimi uroczymi dziewczynami, to choćby dzisiaj mogę ruszać. A tak na serio, to możemy wyjechać jutro około południa. To co weźmiecie nas starych na przyczepkę?
–     Skoro mielibyśmy jechać wanem, to wy nas musicie wziąć.
–     No to pięknie, nie będziemy wam dalej przeszkadzać. Jacek, Malwina jutro nie musi przychodzić do pracy, prawda?
–     No pewnie, że nie.
–     Oooo, tak łatwo się mnie nie pozbędziecie. Na chwilkę wpadnę, zresztą musielibyśmy pojechać po babcię.
I tak też zrobili. Jakież wielkie było jej zdziwienie, kiedy po wejściu do firmy spotkały ją koleżanki z szefem na czele z pięknym bukietem kwiatów. Stanęła jak wryta, jednak jedno spojrzenie na szefa wystarczyła, by zorientowała się w sytuacji. Tak szczęśliwego ojca Krzysztofa to jeszcze nie widziała. Jakby to on miał zostać ojcem a nie tylko dziadkiem.
–     Oj, czuję, że ktoś ma tu długi język! A mówi się, że to my jesteśmy plotkarami.
–     Synowa,  takim szczęściem trzeba się dzielić.
–     Malwinko, my też cieszymy się z tego. Życzymy wam wszystkiego najlepszego.
–     I abyś jak najdłużej z nami pracowała.
–     O to nie musicie się martwić. Jeśli tylko Pan Bóg pozwoli, to nie pozbędziecie się mnie do końca. Wiecie, musiałam się postarać, aby w końcu Krzysiu poprosił mnie o rękę.
–     Panie Jacku, o tym nam nie powiedziałeś. Ale śliczny pierścionek!
–     Zazdroszczę ci, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
–     Pani Honorato, będę mogła na na te dwa dni do końca tygodnia wziąć wolne?
–     Przecież Jacek już ci dał. A wiesz dobrze, że nie mamy nic teraz pilnego. Poradzimy sobie.
–     Tak, ma pani rację, ale pan... ale tata jest dla mnie tak dobry, że nieba gotów mi przychylić. A praca jest pracą. Dziękuję wam wszystkim za te piękne kwiaty, a przede wszystkim za dobre słowo. Idę poszukać Krzysia i jedziemy do Chojnic.
Jednak nie tak od razu odjechali, bo w warsztatach już też wiedzieli o wszystkim, a że wszyscy bardzo polubili Malwinę, więc i tu musiała przyjąć kolejne gratulacje. Ale najbardziej ze wszystkich to ucieszyła się babcia. Oto spełniło się jej marzenie. Ze wspólnego wyjazdu to chciała się wymigać, nie chciała robić  kłopotu,  ale że z Krzysztofem nie sposób było wygrać, więc szybko spakowała się i po wczesnym obiedzie u rodziców Krzysztofa mknęli w kierunku Częstochowy, tak że byli na miejscu akurat na Apel Jasnogórski. Trzymając się za ręce dopchali się przed oblicze Madonny. Ścisk był ogromny. I powtórzyła się sytuacja sprzed półtora roku: Krzysztof objął Malwinę od tyłu i przytulił do siebie. Tym razem jednak nie konsternacja ale uczucie miłości pojawiło się na twarzy dziewczyny. Utkwiła wzrok na twarzy Pani Jasnogórskiej i dziękowała. Apel dawno minął, a oni stali z głowami podniesionymi do góry, z wyrazem miłości, poddania, ufności. Opuścili kaplicę jako jedni z ostatnich. Ale wychodzili będąc całkiem innymi ludźmi. Nadal przecież żyli w grzechu, ale jakiś głos wewnętrzny mówił im obojgu, że wszystko dobrze się ułoży. Nie padły między nimi żadne słowa, ale jednocześnie oboje spojrzeli na drogę krzyżową.
–     Malinuś, wiem, że chciałabyś teraz pójść, zresztą ja także, ale jest za zimno. Przecież to koniec października.
–     Dobrze, pójdziemy jutro. Krzysiu, jestem taka szczęśliwa. Może nie powinnam, ale jestem. Prosiłam Matuchnę, aby wstawiła się za nami tam w górze, aby został nam przebaczony ten grzech, w którym żyjemy.
–     Malwinko, ja wierzę, że to nie będzie trwać długo.
–     Też w to wierzę. Krzysiu, dobrze, że przyjechaliśmy z rodzicami, bo ma się kto babcią zająć. Trochę mi wstyd, że tak się wyłączyłam z życia, ale potrzebowałam tego.
Ledwo tylko weszli do pensjonatu, gdzie mieli zamówione pokoje, czekała na nich niespodzianka. Zostali poproszeni do pokoju, który zajmowali rodzice. Jakież wielkie było ich zdziwienie, kiedy w środku ujrzeli księdza Grzegorza.
–     A ty co tu robisz?
–     Mam was na oku. A tak na serio to mieliśmy tu konferencję. A wy młodzi to noście ze sobą komórki, dobrze, że pomyślałem, aby zadzwonić do Jacka.
–     Czy ma ksiądz do nas jakąś sprawę? Czyżby było już wiadomo coś o naszej sprawie?
–     Strzał w „10” Malwinko. Otóż czuwa nad wami chyba jakaś potężna siła. Przed niecałą godziną dostałem telefon. Otóż masz wyznaczoną datę przesłuchania. Twój były mąż, jego partner i świadkowie z jego strony już zostali przesłuchani. W przyszły czwartek masz przesłuchanie i...
–     I co? Jak zacząłeś to kończ, bo nie powiemy naszej nowiny, prawda Malwinko?
–     To jest dobry pomysł!
–     Nie powinienem wam tego mówić, ale sprawa ma się zakończyć w ciągu miesiąca...
–     Grzegorz, naprawdę?
–     Mówiłem Ani i Jackowi, że jeszcze nie było tak rekordowo szybkiego rozstrzygnięcia. Mój przyjaciel, który czuwa nad sprawą, też dziwi się wszystkiemu.
–     Księże, pozwól, że cię wyściskam. Jak na jeden tydzień to nadmiar dobrych wieści.
–     Malwina, chyba umówiliśmy się co do księżowania? Wiedziałem, że ta wiadomość was ucieszy. A o czym wy wspominaliście ?
–     Czyżby mój teść jeszcze nie pochwalił się? Oj, tato, zaniedbujesz się!
–     Wiedziałem, że sami będziecie chcieli mu to powiedzieć.
–     Otóż Malwinka uczyniła mnie wczoraj najszczęśliwszym facetem pod słońcem z dwóch powodów: po pierwsze zgodziła się zostać moją żoną...
–     To żadna nowość. Ta dziewczyna nie widzi świata poza tobą. Dziwię się, że tak późno poprosiłeś ją o rękę!
–     I to ma być przyjaciel! Ale niech ci będzie. Drugim powodem do radości jest to, że spodziewamy się dzidziusia.
–     No, to moje gratulacje!

Minka227

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 4166 słów i 24462 znaków.

Dodaj komentarz