Zakochałam się w nim część 10

Zakochałam się w nim część 10- Pocałowałaś go wtedy?! – zdumiała się Bonnie, siedząc niczym posąg na swoim miejscu w barze i tępo wpatrując się w przyjaciółkę.
- A co w tym takiego dziwnego? – zdumiała się Emily, dobierając się do swego drinka, bo od tego opowiadania porządnie zaschło jej już w gardle, a nie była to nawet jeszcze połowa!
- Hmmm, pomyślmy... Może dlatego, że cię zostawił?! – lekko zdenerwowała się brunetka.
- Przesadzasz. Poza tym doskonale wiesz, ile razy po naszym rozstaniu mówiłam ci jeszcze, że wciąż kocham tego kretyna...
- No tak, ale sądziłam, że ci to w końcu przejdzie. Poza tym związałaś się z Shanem...
- Tak, z kanalią, która zdradziła mnie ze swoją szefową! – z mściwą miną przypomniała przyjaciółce blondynka. – Mam opowiadać dalej? Bo najważniejszych rzeczy jeszcze nie wiesz, a ja dzisiaj wyjeżdżam i chciałabym dokończyć ci tę historię...
- Oczywiście, opowiadaj dalej... Szkoda, że nie zostajecie dłużej w Wichita. Wracacie do Silver Lake?
- Zgadłaś – zaśmiała się Emily.
- Więc nadal tam mieszkacie, tak?
- Oczywiście! Oboje czujemy pewien sentyment do tego miejsca, poza tym, Jake ma tam wciąż rodzinę, a ja uwielbiam to miejsce. Wiąże się z nim wiele wspomnień i żadnego nigdy nie wymarzę z pamięci!... Opowiadać?
- Tak – powiedziała stanowczo Bonnie, biorąc kolejny, duży łyk tequili...

Sapnął, czując jej miękkie usta z pasją całujące jego wargi. Nie pozostał jej długo dłużny. Gwałtownym ruchem przyciągnął ją do siebie, dając jej jednoznacznie do zrozumienia, że od teraz będzie już tylko jego i zachłannie pogłębił pocałunek, jedną rękę zanurzając w jej blond lokach, a drugą gładząc ja po plecach. Zaśmiała się cichutko, opierając prawą dłoń na jego umięśnionym torsie skrytym pod czarną koszulką. Po chwili, gdy ich języki rozpoczęły szalony taniec o dominację, zaczęli coraz ciężej oddychać przez nos, aż w końcu zmuszeni brakiem oddechu, musieli na chwilę się od siebie oderwać. Wtedy też Jake spojrzał poważnie na dziewczynę i uśmiechając się delikatnie, wyszeptał:
- Mam na ciebie ochotę...
Emily zamrugała kilkukrotnie, zaskoczona jego słowami i uśmiechnęła się doń niepewnie.
- Chyba jeszcze na to trochę za wcześnie – odparła, rumieniąc się.
- Poczekam – odparł, gładząc ją po policzku. – Ale teraz już się ode mnie nie odpędzisz, Em...
- Nigdy tego nie chciałam – przypomniała mu nieśmiało i pocałowała go jeszcze szybko.

- Chyba powinienem już iść – powiedział jakiś czas później z wyraźną niechęcią, bawiąc się jej włosami, gdy siedzieli przytuleni na kanapie.
- Szkoda — przyznała szczerze.
- Nie bój się, tym razem nie zniknę. Nie mam już przed czym uciekać – oznajmił i ponownie namiętnie ją pocałował. Oddała całusa z pasją, z jaką nigdy nie całowała swojego byłego.
- Wobec tego nawet nie wiesz, jak bardzo się z tego cieszę! – oznajmiła, odprowadzając go do drzwi. Uśmiechnęła się, gdy wsiadał do swojego auta i pomachała mu ręką na pożegnanie. Zamknęła drzwi na klucz, chcąc się czuć, jak najbardziej bezpiecznie, sprawdziła jeszcze dla stuprocentowej pewności drzwi na taras i wszystkie okna, po czym poszła do swojej nowej sypialni graniczącej z ogromną łazienką. Z szerokim, radosnym uśmiechem uświadomiła sobie, że od teraz już tak będzie mieszkać – w luksusie! Zajrzała w każdy kat łazienki i z radością napuściła sobie wody do wanny, wlewając weń sporą dawkę upojnie pachnącego olejku do relaksacji, dzięki któremu już po chwili wytworzyła się gęsta piana, w której zanurzyła się z rozkoszą, niczym w jedwabiu. Przypomniała sobie, jak pewnego dnia wybrali się z Jakiem na konną przejażdżkę.

#
- Gdzie? – zapytała zdumiona. Spojrzała na ukochanego szeroko otwartymi oczami, bo to, co właśnie przed chwilą powiedział, było lekko zwariowane i zupełnie niespodziewane!
- Na konną przejażdżkę – powtórzył cierpliwie, uśmiechając się do niej szeroko.
- Po co? – zapytała beznadziejnie głupio.
- Em... – jęknął rozbrojony chłopak. – A po co wybiera się na przejażdżkę konną? By miło spędzić razem czas, czyż nie?
- Jest zimno – bąknęła jeszcze, a co kompletnie opadły mu ręce. Nie miał siły się z nią kłócić, z resztą nigdy tego nie lubił, więc powiedział tylko stanowczo:
- Choć, ubieramy się ciepło i idziemy!
Chcąc nie chcąc, poddała się jego silnej woli i już piętnaście minut później miała na sobie już kurtkę, choć chłopak wciąż jeszcze pozostawał w samym T-shircie. Kilka minut później uśmiechnęła się szeroko, widząc dość duże ranczo, gdzie rodzina Jake’a trzymała swoje wierzchowce, nieopodal których znajdował się niewielki hangar, zdolny pomieścić kilka szybowców, którymi fascynował się Eric, jak dowiedziała się już w chwilę później.
- Ja tam wolę normalne samoloty – powiedział Jake z rozbrajającym uśmiechem, gdy witał się ze swoim ukochanym ogierem.
- Potrafisz pilotować? – zdumiała się, bo tego o nim nie wiedziała.
- Oczywiście! – prychnął z lekką wyższością i po chwili roześmiał się szczerze, widząc jej zdumioną minę. – Zaskoczona?
- Nawet bardzo! – przyznała. – Dlaczego dopiero teraz mi o tym mówisz? – zapytała z lekkim wyrzutem.
- Bo nigdy się nie zgadało – odparł, całując ją w policzek.
- Więc... Co konkretnie umiesz pilotować? – zainteresowała się.
- Głównie niewielkie samoloty pasażerskie, typu Cessna – odparł. – A co? Chciałabyś się kiedyś przelecieć?
Jeszcze się pytasz! Oczywiście, że tak, choć mam mały lęk wysokości.
Chłopak prychnął tylko śmiechem i odparł. – Kiedyś może uda mi się zabrać cię na taki lot... A teraz poczekaj tutaj, wezmę tylko siodła i ogłowie.
- Dobrze – kiwnęła głową, z zainteresowaniem spoglądając na piękne wierzchowce. Gdy wrócił, niosąc potrzebny im do jazdy sprzęt, zapytała, wciąż nie odrywając wzroku od koni. – Kłusaki amerykańskie?
- Też – potwierdził z uśmiechem, że jego kobieta zna się na tych wspaniałych zwierzętach. – Ale również Morgany.
- Ah, faktycznie!
- Którego konia wybierasz? – zapytał, wchodząc na pastwisko. Wskazała mu kasztanową podpalaną klacz. – Dobry wybór, jest nad wyraz spokojna... Mam nadzieję, że potrafisz jeździć w kulbace?
- A skąd pomysł, że w ogóle umiem jeździć? – zapytała poważnie. Odwrócił się do niej w czasie szybkiego czyszczenia wierzchowca, ale widząc, że dziewczyna sobie z niego żartuje, pogroził jej, niby to groźnie, palcem.
- Uważaj, bo cię więcej nie zabiorę – ostrzegł, obdarzając ją szerokim uśmiechem. – I skąd wiem? Z łatwością rozpoznałaś rasę, więc podejrzewam, że jesteś też świetnym jeźdźcem – wyjaśnił, zakładając klaczy siodło i ogłowie. Kilka minut później oboje byli gotowi już do drogi. Jake przyjrzał się postawie swojej dziewczyny i musiał już po chwili przyznać, że w siodle radziła sobie całkiem dobrze, co udowodniła wkrótce, spinając konia do niewymuszonego galopu.
- Zaczekaj! – krzyknął za nią i pogalopował w ślad za umykającą dziewczyną. Dogonił ją z niemałym trudem, bo młoda klacz uwielbiała sobie pohasać, a Em najwyraźniej jej na to pozwoliła, bo unosił się za nimi spory tuman kurzu.
- Nieźle – przyznał, gdy wreszcie zrównał się z nią i zwolnili bieg wierzchowców do szybszego kłusu.
- Dzięki! – wyszczerzyła się radośnie. – Jeżdżę od czwartego roku życia.
- To widać – przyznał, przechylając się, by móc ją czule pocałować. – Miałem pewne problemy, by cię dogonić i w pewnym momencie myślałem nawet, że mi umkniesz...
- Nigdy bym tego nie zrobiła – zaśmiała się, lecz zaraz umilkła, gdy ich uszu dobiegł dochodzący zza nich tętent końskich kopyt. Jake odwrócił się w siodle, by zidentyfikować przybysza. Skrzywił się nieznacznie, gdy rozpoznał w nim Eric’a.
- Czego?! – zapytał go natychmiast, gdy tamten do nich podjechał.
- Jesteś mi potrzebny! – powiedział Eric, nie zwracając w ogóle uwagi na dziewczynę.
- Nie mam teraz czasu – odparł Jake ostro.
- Właśnie widzę – prychnął młodszy z Greene’ów, spoglądając na Emily z lekką kpiną.
- Radziłbym ci ze mną nie wszczynać o nią sporu! – warknął brunet. – Ja ci się nie wpierdalałem w decyzję w sprawie ślubu, choć niezbyt lubię tę twoją Summer, więc ty lepiej odpieprz się teraz, póki masz jeszcze po temu szansę, od Emily!
- To, że umiesz się bić i posługiwać bronią, wcale nie znaczy, że wygrałbyś w tej walce – powiedział Eric.
- Zjeżdżaj! – syknął Jake, gotów, by zeskoczyć z konia.
- Już spadam, nie mam zamiaru tu dłużej być, skoro nie chcesz mi pomóc.
- Nie, nie chcę!...
- A nawet nie zainteresowałeś się, o co chodzi... – zauważył przytomnie brodacz.
- Nie bardzo mnie to obchodzi!
- Więc masz pecha! – zaśmiał się Eric, odwrócił konia i pogalopował z powrotem w stronę ranczo.
Przez chwilę między młodymi trwała niezręczna cisza, którą w końcu zdecydowała się przerwać Emily, pytając nieśmiało:
- Co on miał na myśli, mówiąc, że umiesz się posługiwać bronią?
- Mój ojciec często zabierał mnie na polowania do okolicznych lasów, gdy byłem młodszy. Pewnie o to chodziło temu kretynowi – odparł szybko. – Możemy kontynuować naszą wycieczkę? – zaproponował miękko.
- Jasne...
#

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1709 słów i 9646 znaków.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Caryca

    Rewelacja, wspaniała część   z każdym kolejnym rozdziale coraz bardziej wciąga, Wesołych Świąt Wielkanocnych

    14 kwi 2017

  • elenawest

    @Caryca oh, dziękuję bardzo i również życzę wesołego jajka :-D w weekend postaram się wstawić jeszcze jedną część :-) pojawi się w niej trochę spięć pomiędzy bohaterami :-P

    14 kwi 2017