Z pamiętnika dwudziestoletniej pseudofilolożki [part 12]

Dziś w nocy rozmyślałam nad tym, jak zmienia się nasza motywacja do zrobienia czegoś w zależności od tego, czy chcemy tego sami, czy ktoś nas do tego zmusza bądź sugeruje (nie zawsze delikatnie), by to zrobić.

Brzmi to zawile, ale jest bardzo proste.

Życiowy przykład:

Kiedyś tego nie zauważałam. Rzuciło mi się to w oczy dopiero całkiem niedawno. Może dlatego, że się postarzałam. Zauważyłam jednak, że choćbym spała tyle samo godzin, to jednak jestem bardziej wyspana, gdy sama się obudzę, a nie gdy mnie obudzi denerwujące brzęczenie budzika. Pewnie jest to nawet gdzieś udowodnione, że mniej się wysypiamy, kiedy budzi nas taki gwałtowny hałas. Jeszcze jak się wstrzeli w jakąś tam fazę najgłębszego snu, to już w ogóle po nas. A wystarczyłoby się obudzić samemu. Pięć godzin później.

Ale są też inne przykłady. Mnóstwo.

Chciałabym się nauczyć hiszpańskiego, jak już ogarnę włoski na tyle, że te wszystkie podobne słowa nie będą mi się pieprzyć. Są podobne, ale jednak to dwa różne języki, więc chciałabym. Pewnie nawet zrobiłabym jakąś pierwszą podstawową listę słówek któregoś pięknego dnia, jak by mnie naszło. Ale jakby na uczelni mnie zarzucili górą zadań i słów do nauczenia, to pewnie by mi się nie chciało, choćby były to najpiękniejsze hiszpańskie słowa na świecie.

Jak ktoś mi delikatnie zasugeruje, że mogłabym schudnąć, to pewnie będzie mi przykro i pocieszę się pizzą. Lepiej się będę czuła, gdy sama postanowię, że już czas wziąć się za siebie. Chętnie zrobię obiad, ale jak sama to postanowię, a nie jak ktoś obrzuci mnie listą zakupów, garnkami, patelniami i jeszcze doda, że wszystko ma być gotowe za pół godziny. Jestem pewna, że nie tylko ja nabieram uprzedzeń, jak ktoś mi coś każe. Tak już po prostu jest. Lepiej samemu podjąć decyzję niż słuchać kogoś, kto nam nakazuje. Dlatego też lepiej być szefem, a nie tyrającym pracownikiem.

Ale, Bóg mi świadkiem...

Jak chłopak albo przyjaciółka mi oznajmi, że kupujemy pizzę/ciastka/chipsy i zaraz będziemy to jeść "bo tak"...

... to wręcz się cieszę, że ktoś mi to nakazuje. Bo wtedy widzę, że nie tylko ja jestem taką świnią, co by tylko ciągle żarła.

#amen

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii komedia i obyczajowe, użyła 416 słów i 2305 znaków, zaktualizowała 30 maj 2018.

3 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Black

    Amen:D W sumie miałam przejść na dietę, ale jak już napisałaś o tej pizzy... :rotfl: Ubóstwiam twój pamiętnik <3

    30 maj 2018

  • candy

    @Black <3 !!

    31 maj 2018

  • agnes1709

    Dobrze zjeść to nie grzech, nawet wskazane:D;)

    30 maj 2018

  • candy

    @agnes1709 a jaaak :D

    31 maj 2018

  • POKUSER

    Pizza na koniec mnie rozwaliła ;)

    30 maj 2018

  • candy

    @POKUSER pizza to życie <3

    31 maj 2018