Mogło być i tak - cz. XXXIX

Po wyjściu z USC należało teraz dostać się do restauracji Feniks na ul. Jana. Ania z Pawłem i Marysią mieli co prawda do dyspozycji własny pojazd, ale Ania postanowiła odprowadzić do garażu własne auto i skorzystać podobnie jak pozostali uczestnicy ceremonii z publicznych taksówek, kursujących po Krakowie. Był piękny, słoneczny dzień, więc propozycję Ani odbycia wspólnego spaceru do najbliższego postoju taksówek przyjęli wszyscy z aplauzem.  
     Podeszli na pobliski parking, gdzie stał samochód Ani i nie musieli już nigdzie dalej chodzić, bo na parking w pobliżu USC podjechało kilka taksówek, które przywiozły kolejną Młodą Parę i gości im towarzyszących. Ania jako płatnik i nieoficjalny 'mistrz' ceremonii, uzgodniła z dwoma kierowcami  taksówek warunki, zapłaciła za kurs i załadowała do jednej z nich mamę oraz rodziców Pawła, a do drugiej Zuzę z chłopakiem i brata Pawła z żoną Władzią. Tak mamę jak i Zuzę poinformowała o ustaleniach z przedstawicielem restauracji Feniks oraz rezerwacji miejsc przy stole obok parkietu do tańca.  
     Trzeciego taksówkarza poprosiła o towarzyszenie jej do garażu, gdzie zamierzała pozostawić swój samochód, a następnie o podwiezienie ich do restauracji. Podjechali w okolice garażu i Ania zostawiła swój samochód, a potem oboje z Pawłem przesiedli się do taksówki z nieodłączną Marysią, którą tym razem posadzili na miejscu obok kierowcy. Kiedy ruszyli w stronę Rynku Głównego Ania przytuliła się do Pawła, szczęśliwa i promieniująca radością.  
- I co mój mężu? Zadowolony? Bo twoja żona jest wprost szczęśliwa - szepnęła mu do ucha.
- Zadowolony? To mało powiedziane. Dobrze wiesz, jak bardzo cię kocham i kocham już tę istotkę, która w tobie rośnie. Teraz dopiero zdałem sobie sprawę, jak bardzo oczekiwałem tej chwili, kiedy to stanie się faktem i zostaniesz moją żoną. Teraz mogę już sobie powiedzieć, że szczęście mi dopisało, bo to się już stało, ale pewnie trochę czasu minie, nim to ogarnę i dotrze do mnie, że jesteśmy małżeństwem. Aniu, nie chcę się powtarzać, ale musisz mi dać trochę czasu, abym oswoił się z myślą, że teraz będę mógł mówić, myśleć czy przedstawiać cię, jako swoją żonę - odpowiedział i nagle zdał sobie sprawę, że Ania oczekiwała chyba innych słów od niego, bo naraz spoważniała. Znowu ten mój przeklęty wiek i różnica lat, jaka nas dzieli - pomyślał. Chciał jej oczywiście powiedzieć jak bardzo jest szczęśliwy i jak cieszy się, że jest jego żoną i że od teraz będzie mógł uważać się już za jej męża. Że będzie mógł się wprost chwalić na prawo i lewo, że ta piękna, dystyngowana kobieta, to jego żona i przedstawiać się wszystkim jako jej mąż, a powiedział to, czego nie zamierzał i czym wywołał u Ani wrażenie, jakby naraz zdał sobie sprawę z jej wieku i że jest od niego znacznie starsza.
- Aniu, to nie tak jak myślisz? Nie chciałbym, abyś myślała, że twój wiek w czymś mi przeszkadza? - próbował sprostować swoje słowa, grzęznąc coraz bardziej.  
     Ania słysząc jego słowa, mogła go dalej gnębić, udając zadąsanie czy nawet oburzenie, ale za bardzo kochała tego chłopca, który stał się już jej mężem, aby łapać go za słowa, które wypowiedział, a które można było różnie interpretować. Wiedziała przecież, że kocha ją szczerze i czuje się szczęśliwy jako jej mąż. Nigdy też nie dał jej odczuć, że jej wiek w czymś mu przeszkadza. A że nie za bardzo potrafi to wyrazić, to pewnie też ze względu na różnicę wieku, bo tak czy inaczej, to, że jest od niego starsza, dalej go onieśmiela i dopiero upływ czasu oraz wspólne życie może to zneutralizować.
- Pawle, nie musisz nic mówić ani usprawiedliwiać się. Wiem, że mnie kochasz, tak samo jak ja ciebie oraz że  różnica lat pomiędzy nami nie przeszkadza ani mnie ani tobie, więc przestań katować się i przyjmij do wiadomości, że jesteśmy od dziś parą i partnerami na dobre i na złe - powiedziała pogodnym głosem, składając na jego ustach pocałunek, na znak, że zamyka ten temat. W międzyczasie podjechali na ulicę Jana i zatrzymali się naprzeciw wejścia do lokalu. Ania uregulowała rachunek, doliczając sporą sumkę ponad podaną przez taksówkarza kwotę.  
     Weszli do lokalu i udali się do głównej sali. Natychmiast pojawił się przy nich kierownik sali i kiedy poinformowali go, że mają zamówione miejsce, podprowadził ich do długiego stołu, uformowanego z pojedynczych stolików w kształcie podkowy, przy którym siedzieli już pozostali członkowie ich rodzin. Ania z Pawłem zajęli przygotowane naprzeciw parkietu miejsce dla Młodej Pary. Z lewej strony Pawła siedziała Władzia wraz z Adamem, a obok Ani siedziała Zuza z towarzyszącym jej chłopakiem. Przy bocznym stoliku z lewej strony siedzieli rodzice Pawła, a przy takim samym stoliku z prawej strony posadzono mamę Ani i Marysię. Ania uznała jednak, że mama powinna siedzieć obok niej, więc panią Bożenę i Marysię posadzono z prawej strony Ani, a Zuzę z chłopakiem przy bocznym stoliku.      Przystawionych od strony parkietu krzeseł nie zajmowano, aby nie zasłaniać gościom weselnym widoku na parkiet. Suma miejsc przy tak uformowanym stole wynosiła siedemnaście, więc  kierownik sali oświadczył Ani, która pełniła rolę przedstawiciela gości, że jeżeli ilość gości w lokalu nie przekroczy pozostałych, dostępnych miejsc w lokalu, to miejsca te pozostaną wolne, w przeciwnym razie będzie zmuszony albo dosadzić im gości lub doliczyć do rachunku koszty każdego niezajętego miejsca. Ania oczywiście wyraziła na to zgodę.  
     Zaczęto więc realizować wcześniejsze ustalenia i podano gościom weselnym obiad. Po obiedzie i deserze, na stół przyniesiono kilka pater z ciastem i owocami, owalne półmiski z zestawami wędlin, kilka rodzajów soków owocowych w dzbankach, butelkowanych napoi różnego rodzaju oraz wody mineralnej oraz koszyczki z pieczywem, sztućce, talerzyki, literatki, kielichy do wina i kieliszki do wódki. Na koniec doniesiono alkohol; kilka butelek białego i czerwonego wina oraz kilka butelek wysokoprocentowej czystej wódki. Do tego Ania poprosiła jeszcze o kawę i herbatę dla gości według ich preferencji.  
     Po kilku toastach za zdrowie Młodej Pary oraz za rodziców i świadków krew zaczęła żwawiej krążyć w ciałach gości, rozwiązując przy tym i języki. Posypały się więc dowcipy, opowiastki i dyskusja. Ania, która z uwagi na ciążę umaczała tylko usta w kielichu z winem oraz Marysia, której pozwolono tylko na mały łyczek wina mogły swobodnie i na trzeźwo obserwować zachowania poszczególnych gości.  
     Po ponad godzinie od ich przybycia do lokalu zaczęła grać orkiestra, rozpoczynając popularny w tym lokalu 'five' dla dojrzałych czy nieco starszych imprezowiczów. Po chwili na parkiecie pojawiło się kilka par. Paweł uznał, że najwyższy czas zaprosić swoją nowo poślubioną żonę na parkiet. Powstał i ukłonił się Ani, zapraszając ją na parkiet. Ania uśmiechnęła się i podała mu rękę. Orkiestra zmieniła jak na zawołanie melodię i zabrzmiała melodia 'Kwiat jednej nocy'.  
     Paweł szarmancko pocałował Anię w rękę i rozpoczęli taniec. Stanowili piękną parę, a ponadto dość płynnie poruszali się w takt melodii, w przeciwieństwie do innych par. W pewnym momencie ktoś muzykom zdradził, że na parkiecie tańczy młoda para, więc zagrali klasycznego walca wiedeńskiego. Po chwili na parkiecie pozostali tylko Ania z Pawłem, którzy mając cały parkiet dla siebie, zatańczyli jak na amatorów bardzo dobrze, wirując zgranie i w dość dobrym stylu, tak w prawo jak i w lewo, zarówno po całym, jak i po obrzeżach parkietu. Paweł dość pewnie prowadził Anię w tańcu, więc poddała mu się całkowicie i płynnie, bez zacięć podążała za nim, wdzięcznie się uśmiechając. Widać było, że taniec sprawia jej autentyczną przyjemność. Wychodziło im to nieźle, więc orkiestra grała im ten kawałek co najmniej dwa razy dłużej niż normalnie i dopiero widząc, że mają dość i są już nieco zmęczeni, muzycy zrobili przerwę. Paweł podziękował Ani i razem podeszli do orkiestry, dziękując muzykom za walca i za czas jego grania. Dostali brawa za ten popisowy taniec tak od swoich, jak i od pozostałych gości. Wrócili do stołu i dostali ponowne brawa za udany i pięknie wykonany taniec.  
- Pięknie zatańczyliście tego walca, przyjemnie było patrzeć - pochwaliła ich Władzia.  
- Aniu, pozwolisz zatańczyć Pawłowi ze mną następny taniec? - zapytała kurtuazyjnie Anię, zastrzegając sobie taniec z Panem Młodym.
- Pewnie! Wymordował mnie tak, że muszę porządnie wypocząć - odpowiedziała Ania z uśmiechem, zadowolona, że udało im się zatańczyć w zadowalającym stylu i to w znacznie przedłużonym czasie. Paweł podszedł do kelnerki i poprosił o kawę dla siebie oraz  herbatę dla Ani. Oboje również sięgnęli po wędlinę i pieczywo, uzupełniając spalone w tańcu kalorie.      Paweł zauważył, że siedząca obok Władzia jest coraz bardziej rozochocona i pobudzona wypitym winem, którego dość sporo wypiły z mamą Pawła i Zuzą, bo panowie i pani Bożena preferowali bardziej mocniejszy trunek, którego też sporo ubyło z butelek stojących na stole. Zuza hamowała co prawda, tak mamę jak i swojego chłopaka, przed nadmiernym spożywaniem mocnego trunku, ale pani Bożena miała w pewnym momencie dość pouczania czy uwag od córki i fuknęła w końcu na nią, aby przestała ją kontrolować i komentować to co robi, bo nie jest pijana i wie co robi.  
     Tymczasem panowie wznosząc kolejny toast za 'młodych', zmusili wręcz Pawła do wychylenia paru kieliszków wódki, za swoje i Ani zdrowie. Panie też nie były dłużne i również wychyliły kielichy z winem wraz z panią Bożeną, która posłuchała Ani i przerzuciła się na wino. Orkiestra ponownie zaczęła grać, zaczynając od tanga Nocturno.  
- Pawełku, idziemy! - odezwała się niecierpliwie do Pawła Władzia, jakby ją coś przymuszało lub obawiała się, że Ania się rozmyśli i sama pójdzie w tany. Paweł musnął ustami Anię.
- Zdrajczyni! - zdążył szepnąć i został pociągnięty przez bratową. Weszli na parkiet i Paweł podobnie jak Anię, pocałował bratową w rękę i objął ją lekko w pasie. Ruszyli w tango. Tak jak poprzednio walc z Anią, tak i tango z Władzią wychodziło im całkiem nieźle. Paweł starał się trzymać dystans wobec bratowej, ale ta cały czas napierała na niego, starając się ten dystans skrócić i przytulić do niego.
- Pawle, przecież nie jestem trędowata, a ty cały czas odsuwasz się ode mnie, jakbyś się bał zarazić - nie wytrzymała w końcu i fuknęła na niego.
- Władziu, przecież widzisz jak nas obserwują i co, mamy przytulać się na ich oczach? - próbował ją mitygować i uspokajać.
- Mam to w d...e. Chcę przytulić się do ciebie i poczuć w końcu chłopa przy sobie - oświadczyła z nieukrywanym rozdrażnieniem i pobudzeniem przez wypite wino.
- Władziu, nie chcę wymądrzać się wobec ciebie, ale możesz mi wyjaśnić, co przez to rozumiesz, że chcesz poczuć chłopa przy sobie? - zapytał oględnie, nie chcąc urazić bratowej, którą lubił, szanował i niejednokrotnie stawał w jej obronie wobec teściowej, a swojej mamy.
- Pawle, udajesz czy naprawdę nic nie wiesz, co się stało z Adamem? - zapytała lekko zdziwiona, patrząc przy tym na niego całkiem trzeźwym spojrzeniem.
- O czym ty mówisz Władziu? Możesz mi to bardziej przybliżyć czy wyjaśnić? - kontynuował, sam coraz bardziej zdziwiony i zaciekawiony. Władzia wykorzystała, że przestał ją blokować i przytuliła się do niego w tańcu.  
- Żałuję, że to ja muszę ci powiedzieć; Adam ma usunięte jądra, nie wiedziałeś o tym? - zapytała i zobaczyła, że Paweł omal nie zatoczył się, jakby dostał obuchem w głowę.
- Kiedy to się stało? I dlaczego nikt mi o tym nie powiedział? - zapytał autentycznie zszokowany, rozżalony i rozeźlony.
- Pawle, nie wiem dlaczego nikt ci o tym nie powiedział, ale teraz tańczmy, bo rzeczywiście patrzą na nas i obserwują, ale jeżeli chcesz dowiedzieć się coś więcej na ten temat, to po tańcu musimy wyjść i przejść gdzieś w spokojne miejsce. A więc udawajmy teraz, że alkohol uderzył nam do głowy i że musimy się przejść, aby się przewietrzyć - powiedziała i zatoczyła się na Pawła, tak, że ledwo zdołał ją utrzymać. Wrócili więc do stolika, a Władzia idąc, podtrzymywana przez Pawła, z niezłym zacięciem aktorskim konsekwentnie udawała, że jest na niezłym 'rauszu'. Paweł też próbował symulować, że i on wymaga przewietrzenia się.
- Władziu, co ci jest? Musiałaś tyle pić? - zapytała mama Pawła, zaniepokojona stanem synowej. Adam natomiast zachowywał się tak, jakby to nie chodziło o jego żonę.
- Chyba nieco 'zaczadziłam się' i pewnie dobrze by mi zrobiło wyjść i przewietrzyć się - powiedziała i lekko 'beknęła', zasłaniając usta i przepraszając.
- Przecież nie pójdziesz sama? Ale Adam też jest niewiele lepszy. Paweł, może  przejdziesz się z nią, bo przecież sama nie pójdzie, a tobie pewnie też przyda się spacer? Aniu, puścisz go? Niech się przejdą oboje - podsunęła rozwiązanie mama Pawła, zwracając się do Ani.  
- Pewnie, sama widzę, że Pawłowi też to dobrze zrobi - Ania zgodziła się bez wahania, zaniepokojona bardziej stanem Władzi niż Pawła. Paweł ponownie musnął w podziękowaniu usta Ani i ruszył w ślad za Władzią, która nieco chwiejnym krokiem zdążała do wyjścia. Paweł dogonił ją prawie w drzwiach. Wyszli na zewnątrz, kierując się w stronę plant. Po odejściu kilkudziesięciu kroków od restauracji, Władzia odwróciła się do Pawła, objęła go i nie zważając na przechodniów, zatopiła  w jego ustach swoje, jakby chciała ugasić wielkie pragnienie. Oderwała się od niego, kiedy zabrakło im tchu. Paweł zaskoczony gwałtownością i natarczywością jej pocałunków, nawet nie próbował protestować.  
- Teraz możemy iść dalej, żeby znaleźć i usiąść na jakiejś ławce - powiedziała, biorąc go pod rękę i przytulając się do niego. Ruszyli razem w stronę Plant.
- Paweł, nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak cieszę się, że idę teraz z tobą i że mogę przytulić się do ciebie, pocałować. Wiesz jak mi tego brakowało. A teraz chciałabym cię o coś zapytać, ale to już wtedy, kiedy usiądziemy gdzieś na ławce - powiedziała i przyspieszyła kroku, jakby chciała dojść jak najszybciej do tej ławki. Doszli do alejki na Plantach i skierowali się do nieco odległej, ocienionej i osłoniętej przez otaczające ją krzewy, ławki. Jak na sobotnie, prawie letnie popołudnie planty były prawie puste. Tylko od czasu do czasu pojawił się jakiś samotny przechodzień, spacerowicz czy para, co stwarzało w miejscu, w którym znajdowali się, swobodną sytuację i prawie kameralny nastrój.    
- Władziu, możesz mi teraz powiedzieć, co tak naprawdę wydarzyło się i dlaczego przybrało to wszystko taki obrót i tak fatalnie zakończyło się dla Adama? - zapytał Paweł kiedy usiedli,  nawiązując do tego, co mu powiedziała na parkiecie.  
- Adam jakieś przeszło dwa lata temu, uderzył się czy coś go uderzyło w jądra tak, że prawie zemdlał z bólu, ale kiedy pozbierał się, zlekceważył to i nic nikomu, nawet mnie, nie mówiąc, nie poszedł do lekarza - rozpoczęła Władzia wynurzenia na temat tego, co spotkało Adama.
-Nikomu o tym nie powiedział, bo jak mi później wyjaśniał, po prostu wstydził się, również mnie, swojej żony też. Gdyby tego nie ukrywał, być może, można było wtedy coś temu zaradzić, ale kiedy mu przeszło, nawet nie zwracał uwagi na to, że coś niedobrego dzieje się z jego jądrami - kontynuowała swoją wypowiedź.
-  Ja czułam, że jest coś z nim w nieporządku, ale zbywał mnie jak zwykle, mówiąc, żebym nie myślała o głupotach, bagatelizując całą sprawę. Po jakimś czasie od tego zdarzenia, kiedy kochaliśmy się, zauważyłam, a potem wyczułam palcami, że jego jądra są jakieś nieforemne, inne niż poprzednio. Jedno z nich było prawie dwukrotnie większe od drugiego. Kiedy mu powiedziałam o tym, dopiero wtedy sam to sprawdził i chyba przestraszył się nie na żarty, bo  w  następnym dniu z samego rana pojechaliśmy do naszego lekarza. Ten zbadał go, a potem opierdzielił, że tak długo z tym zwlekał. Natychmiast wypisał skierowanie do szpitala, opisując go jako bardzo pilne - przerwała na chwilę, jakby na nowo przeżywając to wydarzenie.
- W tym samym dniu przyjechaliśmy do Krakowa, do szpitala i po badaniach jeszcze w tym samym dniu zabrano go na salę operacyjną i wykonano zabieg. Usunięto mu oba jądra łącznie z prostatą i z czymś tam jeszcze, bo okazało się, że guz na jednym jądrze był już tak rozbudowany i zaawansowany, że zagrażał jego życiu, do tego drugie jądro też już było z naciekami. Po zabiegu przeprowadzili całą serię naświetleń i na szczęście udało się zatrzymać chorobę, chociaż w dalszym ciągu istnieje możliwość jej nawrotu - ponownie zamilkła na chwilę, odtwarzając pewnie w myślach to co się wydarzyło i co wywróciło całkowicie ich życie małżeńskie.  
- Początkowo po zabiegu i naświetlaniach jeździł co trzy miesiące do kontroli, obecnie robi to raz na pół roku, aby w porę wyłapać ewentualny nawrót choroby - zakończyła swoje wynurzenia, patrząc Pawłowi w oczy spojrzeniem, które mówiło samo za siebie.  
- Teraz już wiesz Pawle, co miałam na myśli, mówiąc, że potrzebuję chłopa? - powiedziała, próbując wywołać grymas uśmiechu na twarzy. Ale wcale nie było jej do śmiechu. Paweł też milczał, bo co niby miał powiedzieć tej młodej, starszej od niego o niecałe trzy lata kobiecie? Pocieszać ją, mówić, że jakoś tam będzie czy że wszystko się ułoży? Kiedy ich  życie małżeńskie legło w gruzach i zawalił im się cały świat, cała ich przyszłość? Najbardziej zawinił tu Adam i to nie tym, że miał pecha i spotkało go coś nieprzyjemnego, bo wypadki zdarzały się i zdarzać się będą. Ale tym, że to zlekceważył? Gdyby nie ta jego nonszalancja czy głupie, szczeniackie zachowanie, wszystko mogło wyglądać inaczej? Adam zawalił, a skrupiło się to na ich związku, rodzinie, na niej samej. Nie wiedząc, co powiedzieć, Paweł głaskał tylko Władzię po ramieniu, widząc jak z trudem powstrzymuje łzy. W pewnym momencie objęła go, przytuliła się i ukryła twarz w jego mundurze.
- Paweł, ja chciałabym mieć drugie dziecko, dasz mi je? - zapytała zduszonym przez materiał munduru głosem. Zaskoczyła go całkowicie swoją prośbą.
- Władziu, jak ty to sobie wyobrażasz? Kocham Anię i nie mam zamiaru jej zdradzać czy być wobec niej nieuczciwy. Poza tym jesteś moją bratową, jak później mógłbym spojrzeć Adamowi w oczy? - próbował uświadomić Władzi niestosowność jej prośby.
- A jak myślisz, kto mi poddał ten pomysł? - zapytała już bardziej pogodnie, podnosząc głowę i patrząc mu śmiało w oczy.  
- Przecież nie powiesz mi, że to Adam? - zapytał ze zdumieniem i niedowierzaniem.
- Właśnie, że Adam! I to po rozmowie z waszymi rodzicami - odpowiedziała, przywołując na twarz grymas uśmiechu.  
- Chcesz powiedzieć, że rodzice i Adam uznali mnie za dobrego kandydata na ojca waszego dziecka? - zapytał z niedowierzaniem w głosie. Uśmiechnęła się do niego.
- Nie tylko oni! Ja też! - potwierdziła z niejakim odcieniem wesołości i humoru w głosie.  
- Pamiętasz, jak byłeś w domu na urlopie, przed wyjazdem do Gdyni i prosiłeś mnie o książkę? Próbowałam cię wtedy poderwać i może nie od razu kłaść się z tobą do łóżka, bo na to nie było ani warunków ani czasu, ale chciałam się z tobą chociaż pocałować, a ty zmiatałeś przede mną, aż się kurzyło - przypomniała mu chwilę, w której wyczuł, że szukając czy proponując mu książkę, czegoś od niego oczekuje.
- Twoja mama później mi to wypomniała i uświadomiła, że niepotrzebnie wtedy odpuściłam, bo być może gdybyś mnie wtenczas bzyknął, kiedy miałam płodne dni i byłam w dogodnym do zajścia w ciążę okresie, może teraz oczekiwałabym na nasze dziecko, tak jak Ania - kontynuowała swoje, połączone z marzeniami, wynurzenia.
- Paweł, to że mnie trochę lubisz, to wiem, bo dałeś mi na to kilkakrotnie dowód, a jako kobieta podobam ci się choć trochę? - zapytała po chwili już znacznie poważniejszym tonem.  
- Jeszcze jak! Kiedy pobraliście się z Adamem i zamieszkałaś z nami, stanowiliście piękną parę i nieraz fantazjowałem na twój temat, zazdroszcząc Adamowi takiej fajnej dziewczyny - przyznał się, że nieraz myślał o niej nie jako o bratowej, ale o fajnej dziewczynie.
- A teraz, kiedy wiesz już wszystko o Adamie i o mnie, co myślisz o mnie jako o kobiecie? - dociskała go niemiłosiernie, sondując jego uczucia do niej.
- Władziu, miej litość i nie pytaj mnie o takie rzeczy! Jesteś żoną Adama, ja mam teraz Anię, więc po co ci wiedza, co myślę o tobie, jako kobiecie? - zapytał, chcąc jej uzmysłowić czy dać do zrozumienia, że niezależnie od tego co do niej czuje, pewne rzeczy są już czy powinny być dla nich zamknięte. Przecież jest już żonaty i ma swoją Anię, tak jak ona Adama.
- Bo chcę wiedzieć, czy na przykład przespanie się ze mną zaliczyłbyś do rzeczy przyjemnych czy odwrotnie? - kontynuowała swoje dociekania.
- Władziu, nie zdradzę Ani z tobą, choćbyś mi się bardzo podobała i nie wymuszaj tego na mnie, proszę - prawie zaklinał ją, aby nie wymagała od niego robienia czegoś poza plecami Ani i to po ślubie.
- Dobrze, nie mówmy o tym! A możesz mnie pogłaskać po piersiach, bo chciałabym poczuć na nich twoje dłonie czy tego też nie możesz? - zapytała prowokacyjnie. Ponieważ nic nie odpowiedział, objęła swoimi rękami jego ręce i parę razy pogładziła się nimi po piersiach poprzez materiał bluzki i stanika.  
- I jak? Nie poraziło cię? - zapytała prowokacyjnie, prawie z uśmiechem.  
- To może teraz spróbuj tylko przez stanik - powiedziała rozpinając bluzkę. Nie reagował, więc ponownie ujęła jego ręce i pogładziła się kilkakrotnie poprzez materiał stanika.  
- Widzisz, nic ci nie grozi. Moje piersi nie kopią i nie gryzą - powiedziała i wsunęła jedną rękę Pawła pod miseczkę stanika, dotykając nią już bezpośrednio swojej dorodnej, miłej w dotyku, sprężystej piersi. Zadrżała, jakby to ona dotknęła prądu. Paweł też zareagował, jego kutas obudził się i 'włączył' zwiększony dopływ krwi, rosnąc i wypychając nogawkę. Po chwili wsunął już sam głębiej pod stanik swoją rękę i pogładził nią napiętą już nieco jej pierś, zahaczając i drażniąc sutka. Władzia westchnęła głośno i dotknęła ręką wybrzuszenia w nogawce, zaczynając coraz mocniej oddychać. Paweł nie spodziewał się, że takie w sumie  niezbyt zaawansowane, prawie niewinne ruchy jego ręki na piersi bratowej oraz dotykanie i wyczuwanie ręką poprzez tkaninę nogawki jego kutasa spowoduje u niej taki wzrost podniecenia. Zdał sobie sprawę, jak bardzo musi być spragniona pieszczot mężczyzny ta niewiele starsza od niego kobieta. Zaczął postrzegać ją w całkiem innych kategoriach. Nie tak dawno to ona była dla niego obiektem westchnień i fantazji, a teraz przez zrządzenie losu, role odwróciły się i to on stał się dla swojej bratowej obiektem pożądania. Jak ma się w tej sytuacji zachować? Odwrócić się od niej na zasadzie, że to jego nie dotyczy i nie powinno obchodzić. Władzia wyczuła intuicyjnie te jego wewnętrzne zmagania i w pewnym momencie zobaczyła w oczach Pawła to, czego oczekiwała, zrozumienie i empatię. Już nie wzbraniał się i zaczął pieścić jej piersi z wyraźnie okazywaną czy wyczuwaną przyjemnością i zaangażowaniem, jakby chciał wynagrodzić jej to, co ją spotkało i ugasić jej pragnienia czy zaspokoić niektóre jej potrzeby. Ujęła ponownie jego twarz i pocałowała z nieukrywaną pasją, wdzierając się do jego ust językiem, jakby chciała zatracić się w nim i okazać wdzięczność za to, że jej nie odrzucił.
- To co Pawle, pomyślisz o mnie i dasz mi to dziecko? - zapytała ponownie, ośmielona już bardziej jego reakcją i zachowaniem.
- Władziu! Kocham Anię jako żonę i przyszłą matkę naszego dziecka, ale za to co cię spotkało, nie chcę i nie mogę odwrócić się do ciebie tyłem. Jeżeli chcesz otrzymać ode mnie to, czego oczekujesz, spróbuj zaprzyjaźnić się z Anią, abym nie miał poczucia, że ją zdradzam z tobą. Wiem, że cię lubi i jeżeli uzna cię za przyjaciółkę, to wiedząc co was, a właściwie co ciebie spotkało, sama będzie chciała ci pomóc i będzie nalegać o to samo na mnie. To wrażliwa, sympatyczna osoba i kobieta. Na pewno doceni to, że chcesz utrzymać rodzinę i nie masz zamiaru odchodzić od Adama  - zwrócił się do bratowej ciepłym, pogodnym tonem. Słysząc jego słowa ponownie go pocałowała i nie pytając go o pozwolenie, rozejrzała się i nie widząc nikogo w pobliżu, szybko rozpięła mu pasek, a potem spodnie, wsuwając rękę i obejmując dłonią jego sztywnego kutasa. Poruszyła parę razy skórką i wyjęła rękę.
- Nie złość się i nie gniewaj na mnie Pawle, ale musiałam to zrobić. Tak dawno nie trzymałam sztywnego kutasa w ręku, że to było silniejsze ode mnie - powiedziała pogodnym głosem.  
- Wiesz co? Marzy mi się, żebyś mnie bzyknął, ale nie będę teraz przeginać, tym bardziej, że nie wzbraniasz się już przed tym i miło mi, że widzisz we mnie nie tylko bratową, ale i kobietę godną twojego pożądania - powiedziała to głosem nie pozbawionym optymizmu, po czym doprowadziła jego spodnie do porządku i poprzedniego stanu.
- Teraz możemy wracać! Tak jak radzisz, spróbuję zaprzyjaźnić się z twoją żoną i to możliwie szybko. Coś mi się wydaje, że nie powinno być z tym problemu - zakończyła prawie wesoło.
- Władziu, co ty kombinujesz i co mają znaczyć twoje słowa? - Pawłowi wydało się nieco podejrzane, że bratowa z taką pewnością wyraziła przekonanie, że nie powinna mieć problemu z zaprzyjaźnieniem się z Anią, jego żoną. Co prawda taką sugestię sam Władzi podsunął, ale coś zbyt ochoczo zapowiedziała skorzystanie z jego rady, jakby z góry wiedziała, że Ania to zaakceptuje. Władzia zorientowała się, że chyba powiedziała coś za dużo i może zrazić w ten sposób do siebie Pawła.
- Pawle, nic nie kombinuję, bo z tego, co zdążyłam się zorientować, Ania faktycznie jest dobrą, wrażliwą osobą. Pomyślałam więc, że jak powiem jej wprost, co się wydarzyło i w jakiej sytuacji jest nasz związek z Adamem, to ona to zrozumie, tym bardziej, że kocham Adama i naszą córkę. Nie myślę też i nie chcę rozbijać naszej rodziny, ale dla dobra Janci chciałabym urodzić drugie dziecko, którego Adam dać mi nie może. Powiem jej więc wprost, że oboje z Adamem doszliśmy do wniosku, że dawcą nasienia mógłbyś być ty i czy jako twoja żona nie zgodziła by się na coś takiego? Sam uznałeś, że jeżeli zaprzyjaźnię się z nią, to Ania jako moja przyjaciółka mogłaby to zaakceptować, więc skąd twoje wątpliwości co do moich intencji? - zapytała, chcąc zatrzeć w nim wrażenie, że nie tylko chce zaprzyjaźnić się z Anią, ale wręcz zmusić ją, aby dała Pawłowi wolną rękę na kochanie się z nią, używając przy tym wszystkich chwytów.  
     Paweł jednak poznał charakter bratowej na tyle, że wiedział już, że jest bardzo konsekwentna w realizacji swoich zamierzeń i czasami używa w tym celu metod czy chwytów nie do końca akceptowalnych. Zastanawiał się więc, jakich argumentów mogłaby  użyć wobec Ani, aby wymusić na niej przyzwolenie, co do jego udziału w realizacji jej zamierzeń. Na pewno dobrze znała sytuację rodzinną i to, że Marysia kocha go nie tylko jako brata. Teraz Marysia mieszka z nimi, więc mogła mieć na ten temat różne skojarzenia czy przypuszczenia. Tak więc pomimo dużej sympatii, którą żywił do swojej bratowej oraz pewnego rodzaju współczucia i autentycznej chęci udzielenia jej pomocy, postanowił zachować pewien dystans i ostrożność w kontaktach z Władzią, powstrzymując się przy tym, przed zbyt wylewnym otwieraniu się przed nią czy okazywaniu swoich uczuć. …cdn…  


                                        *******************************
Serdecznie pozdrawiam  
Wszystkie Czytelniczki i Czytelników
i życzę
Pogodnych, Ciepłych i Wiosennych Wesołych Świąt Wielkanocnych
oraz
Radosnego Śmigusa-Dyngusa w lany Poniedziałek
franek42

3 komentarze

 
  • POKUSER

    Świetny odcinek, a na święta w tym roku poszły jajka Adama  :jem:

    8 kwi 2018

  • Pysiorka96

    Dziękuję za ciepłe zyczenia, Tobie równie życzę dużo radości oraz spokoju i miłości zarówno w święta jak i w całym życiu . 😘 P.s. wątek z Władzą świetny. Nowe możliwości, nowe emocje . Sam dotyk męskich kuleczek wywołuje u mnie dreszcze, czytając o tym, również je miałam hihi . Pozdrawiam i dziękuję :* coś czuję że Władza wniesie nowe przyjemności w moje życie . Wspólne pieszczoty z dziewczynami powodują że muszę .....czekać cierpliwie 😉😘

    24 mar 2018

  • franek42

    @Pysiorka96 Witam. Dziękuję ci Pysioreczko i za post i za życzenia. Chociażby dla takich ciepłych i miłych słów warto wysilać 'szare komórki'. Jesteś jak nektar i ambrozja w jednym. Pozdrawiam

    25 mar 2018

  • emeryt

    @franek42. Drogi Autorze, ja w pierwszym rzędzie dziękuję Tobie za kolejny odcinek tego opowiadania. A następnie ciepłych i pogodnych świąt, w tym  Smigusa-Dyngusa, choć przypuszczam że to w naszym wieku już nie jest atrakcją. Jeszcze raz życzę Tobie i twoim bliskim dużo zdrowia i spokojnych świąt. Twój wdzięczny czytelnik - emeryt.

    24 mar 2018

  • franek42

    @emeryt Witam ponownie. Również dziękuję za życzenia i za post. A życzenia i pozdrowienia obejmują zarówno ciebie jak i Twoją żonę i całą Rodzinkę. Co do śmigusa, to masz rację. To pewnie już za nami, ale przyjemnie wspomnieć, lejącą się wiadrami wodę, piszczące dziewczyny i szczękające z zimna zęby, kiedy lany poniedziałek był bardziej zimowy niż wiosenny. Ale tradycji musiało się dotrzymywać. Co ciekawe, nigdy jakoś nie dopadła mnie z tego powodu żadna 'influenza'. Ech.., gdzie te czasy! Pozdrawiam

    25 mar 2018