A rush of blood to the head cz. 6

Tanja dzwoniła od dobrych dziesięciu minut, ale za każdym razem zgłaszała się poczta głosowa. Co jest? Jeszcze nie wstał…? To do niego niepodobne. Zrezygnowana odłożyła na moment telefon i wróciła do ubierania się. Spróbuje później, a jeśli dalej nic, trudno – pójdzie sama. Jego zaś zbeszta potem za „wystawianie do wiatru”!
    Stał, oparty o swój „zdewastowany” samochód, oczekując lawety, jaka wcale nie nadjeżdżała… „Babsztyl” rozmawiał z policjantem, zaś drugi z nich organizował ruch. Westchnął, oglądając się na peugeota i od razu poczuł się jeszcze gorzej… Lubił go, a teraz tak wspaniale „upiększył”… Oby tylko po naprawie był taki, jak wcześniej! Do tego wszystkiego nie ma jak dać Tanji znać, że przydarzył mu się wypadek i dlatego chyba nie da rady z nią pójść (bo tak będzie, jeżeli te „przeklęte” lawety zaraz nie przyjadą)… O nie, moment! I tak nie mógłby jej zawiadomić, bo tu chodziło przecież o samochód, czyli „punkt zapalny” do „ostrej” kłótni.
- Leikonen próbuje ją jakoś obłaskawić, także może dojdziecie do ugody – tuż przed nim stanął ostatni z „gliniarzy”, jacy przyjechali na miejsce. Oczywiście jego znajomy – nie za wcześnie na wycieczki autkiem? – przyjrzał się „wozowi”.
- Teraz już wiem, że tak – uśmiechnął się ironicznie, pukając przy tym w czoło.
- Takie coś bardzo boli? – skrzywił się, wpatrując w opatrunek.
- I to jak! Nawet teraz bania mi nawala i przez to skasowałem jej toyotkę – wywrócił oczyma.
    Kobieta skończyła już rozmawiać z drugim ze „stróżów prawa” i marszcząc brwi, zaczęła się przyglądać winowajcy: rozmawiał z policjantem, niczym dobry znajomy… Co to ma znaczyć?! By się tego dowiedzieć, ruszyła ku nim – Co się tak pytasz? Nigdy cię nie postrzelili? – gdy ta stanęła obok, właśnie parskał śmiechem.
- Stary, przecież ja z „drogówki” jestem! Na takiej służbie bym nie wytrzymał – machnął ręką – to kiedy wracasz do prokuratury? – pytał, jak gdyby nigdy nic.  
    „Babsko” poczuło się zagrożone – oto stuknął ją ktoś z „władzy”, więc z pewnością cała wina przejdzie na nią! Przecież oni tak mają, oskarżają niewinnych! Nie, nie pozwoli na coś takiego, nie ma zamiaru być kozłem ofiarnym!
- Przepraszam, ale mam rozumieć, że ten facet jest prokuratorem?! – wtrąciła, celując w Aleksego palcem. Już otwierał usta, by to zdementować, lecz „baba” nie pozwoliła mu mówić – no ja sobie wypraszam! Teraz dostanę mandat za zastawianie mu drogi, chociaż było czerwone, tak?! To proszę wypisywać, już! Zaraz go podrę, bo nie będę płacić za coś, czego nie zrobiłam!
- Chwileczkę! – zawołał, „wciskając się” między słowa, czy raczej zarzuty „jędzy” – czy ja coś takiego powiedziałem?! Przyznałem się przecież: to ja wjechałem w panią i chętnie przyjmę mandat! No, dalej, wypisz mi! – zwrócił się do kolegi, który obserwował całe zajście, niczym słup soli – Toni, słyszysz mnie?! – pstryknął mu palcami przed oczyma, dzięki czemu wreszcie się ocknął.
- Ale niby za co? Przecież to był wypadek – parsknął niepewnie.
- No jasne, zaczyna się! – skrzyżowała ręce na piersi.
- Spokojnie… - Aleksi wywrócił gałkami. Nie chciał dopuścić do kolejnej kłótni, gdyż nie miał ochoty spierać się z tym „babsztylem” – nie dostosowałem prędkości do warunków! Nie zwolniłem, chociaż było czerwone światło i gdyby ona nie stała przede mną, przejechałbym je! Daj mi chociaż ostrzeżenie!
- Dobrzy ludzie, z kim ja pracuję?! Dobra, niech ci będzie, skoro tak chcesz, wypiszę ci! – prychnął wzburzony, a następnie ruszył do wozu po plik mandatów. W drodze mruczał po nosem, gdyż nigdy przedtem czegoś takiego nie widział…
- Pan robi ze mnie wariatkę, tak? Próbuje udobruchać? – burknęła poszkodowana.
- Skąd, jako były prokurator chcę się stosować do przepisów… w końcu inaczej mi nie przystoi – wyjaśnił, lekceważąco spoglądając w bok. Jakoś tak nie chciało mu się patrzeć na owo „babsko”…
- Jak to „były”? – zmrużyła oczy – przecież…  
- Już tam nie pracuję, proste – uniósł ramiona – tak swoją drogą, to dobrze, że ubezpieczenie opłaci mi naprawę samochodu, bo inaczej krucho by było… w tej chwili jestem całkowicie bezrobotny – dodał od niechcenia. I chyba właśnie dzięki temu wyraz twarzy kobiety zaczął się diametralnie zmieniać…
- To trzeba było uważać, jak się jedzie – zauważyła kąśliwie, choć już w o wiele łagodniejszym tonie.
- Niedawno miałem ciężki wypadek… od tamtej pory trochę szwankuje mi koncentracja i dlatego w panią wjechałem… Racja, mój błąd: nie trzeba było jeszcze siadać za kółkiem, ale ja zawsze wiem swoje lepiej – zaparł się rękoma, po czym zorientował, że „baba” bardzo intensywnie się weń wpatruje…
- Ja chyba już pana gdzieś widziałam… - zmarszczyła czoło.
- „O Boże, i po co ja się pchałem do tej telewizji?!” – warknął w duchu – jakoś wątpię, w końcu ludzie… - zaczął, lecz ta nie pozwoliła mu dokończyć:
- Ten od tej głośnej sprawy z muzykiem-gwałcicielem? – wycelowała weń palec. Sam już nie wiedział, czy się przyznać, czy nie?
- Właściwie… - podrapał się nerwowym ruchem w głowę.
- I on panu przestrzelił głowę?! – dopytywała dalej, jakby czekała na jakąś „tanią” sensację…
- O, lawety już jadą! W takim razie trzeba załatwić sprawę do końca – odparł krzywym uśmiechem i udał się w owym kierunku. Nieznajoma zupełnie zmieniła swoją postawę: odprowadziła go pełnym podziwu wzrokiem, choć jeszcze niedawno temu chciała „wypatroszyć”.
    Tanja postanowiła sobie, że będzie czekać do 12:30 i po tym czasie pójdzie sama. Nie było jej jednak w smak iść w pojedynkę, więc przedłużyła „ultimatum” do 13:15, ale dalej nic z tego… Co więcej, jego komórka w końcu zaprotestowała i, miast poczty głosowej, zgłaszała się sekretarka, oznajmiając w ten sposób, iż telefon jest wyłączony. Dość, teraz jest już obrażona!  
    „Bojowy” nastrój dodał jej na tyle śmiałości, że odważyła się wejść do środka, mimo iż pod budynkiem, jak i w samym nim roiło się od studentów. Miała wrażenie, że wszyscy na nią patrzą, szepczą coś między sobą na jej temat… Nawet, jeśli była to prawda, nikt nie odważył się podejść, by zapytać, jak się czuje po tej sprawie z „wariatem”? Nie rozpoznawała żadnej twarzy, bowiem jej kierunek już dawno skończył studia. Gdyby ich nie przerwała, też byłaby po.  
    Nareszcie sekretariat! Z bijącym sercem zasiadała na ławeczce, jaka stała na korytarzu – o nie, nie może tam tak od razu wejść. Przed kolejną „konfrontacją” musi trochę odsapnąć. Gdyby był z nią „Aleks”, byłaby spokojniejsza, no, ale przecież w ostatnim czasie w ogóle nie można na niego liczyć!
- O, cześć! A ty znowu tutaj? Chyba faktycznie na studia, co? – nagle poczuła obok siebie czyjąś obecność, i do tego znowu ten głos… „Facet z lodowiska” „bezczelnie” przysiadł się obok – ja właśnie też, zamierzam od nowego roku akademickiego – nie doczekawszy się odpowiedzi, ciągnął dalej – a może już studiujesz? Który rok?
- Dopiero będę… pierwszy – mruknęła, mimo że nie miała najmniejszej ochoty na pogawędkę z nim.
- O, to tak, jak ja! Może nawet będziemy na tym samym wydziale?
- „Chciałbyś! Oby tylko nie…” – prychnęła w duchu.
- Wstyd się przyznać, ale to moje trzecie podejście. Najpierw nie chciało mi się studiować, to rzuciłem. Potem wujek obiecał, że zatrudni mnie w swojej firmie, to znowu tym rąbnąłem, bo wolałem pracować, niż męczyć się na uniwersytecie, ale wujaszek zbankrutował i taką miałem robotę – po co on jej to właściwie opowiadał? Przecież się nawet nie znali – no i teraz próbuję już na dobre, bo wiesz, co mam z tego, że wszystko olałem? Robię jako sprzątacz, a mierzy się w końcu wyżej, nie? A ty? Dopiero kończysz średnią szkołę?
- Taa… chciałoby się być młodszą – uśmiechnęła się niemrawo – niedaleko ostatniego roku rzuciłam studia i miałam dwuletnią przerwę, a teraz próbuję od nowa…
- Wow, to jesteś lepsza ode mnie! Czemu tak, nie lepiej było po prostu skończyć i mieć to już z głowy?
- Sprawa osobista – burknęła, mierząc go z ukosa. „Koleś” od razu spokorniał, na szczęście w lot pojąwszy, że o niektóre rzeczy pytać się po prostu nie powinno. A już zwłaszcza kogoś, kogo się nie zna!
- Skoro już będziemy razem studiować, to może się przedstawię? Eino jestem i naprawdę nie chciałem cię wtedy przejechać – wystawił ku niej dłoń.  
    Początkowo gorączkowo rozważała, o czym on właściwie plecie, ale zaraz potem dotarło doń, iż z pewnością chodzi mu o ten incydent pod uczelnią. Mimo że z tego powodu wciąż nie odpowiedziała na gest, zawzięcie trzymał „prawicę” w górze – co to, to tak: był strasznie „namolny”!
- Tanja – odparła, wreszcie odścisnąwszy jego rękę – nie szkodzi z tym, już nawet tego nie pamiętam… - dodała, prędko uciekając wzrokiem w bok, gdyż w stosunku do innych już nie miała takiej śmiałości, jak do Aleksego. Zaraz potem wymówiła się, iż powinna wreszcie wejść do sekretariatu i tym samym uwolniła się od „natręta”. A przynajmniej tak się jej wydawało…
    - Możecie mnie już wysadzić, dojdę sam, w końcu rozwaliłem auto, a nie siebie – Aleksi właśnie chwytał za klamkę w policyjnym „wozie”. Koledzy zobowiązali się odwieźć jego i poszkodowaną do domu – wszak, on nie miał czym wrócić, gdyż jego ubezpieczyciel nie posiadał w ofercie zastępczych aut, a „damie” nie chciało się na takowe czekać. Prowadzący skinął głową i zaraz potem skręcił na pobocze. Kobieta cały czas uważnie obserwowała „sprawcę”, a usłyszawszy, że ten ma zamiar wysiadać, postanowiła zrobić to samo.
- W takim razie ja też tu panów opuszczę – posłała „gliniarzom” uśmiech. Ci wzruszyli tylko ramionami, gdyż nie mieli nic przeciwko temu – nie musieli się obijać po całych Helsinkach wykonując coś, co nawet nie należało do ich obowiązków.  
    Pasażerka „wygramoliła się” ze środka i w ten sposób wreszcie byli „wolni”.
- Widziałeś, jaka była zacietrzewiona, gdy dojechaliśmy na miejsce, a teraz patrz, jaka rada! Uchu, chu! – zaśmiał się jeden z nich, gdy ta zatrzasnęła za sobą drzwi.
- Po rozmowie z Kietalą, pewnie ją czymś przekupił – zawtórował mu kolega.
- Co ty? On jest po prostu takie „chuchro”! „Tak, tak, to ja zrobiłem!”, myślisz, że to się babom nie podoba? Bierze je na „grzecznego chłoptysia” – wywrócił oczyma, po czym dodał gazu i ruszył w dalszą drogę.
- Wszystko jedno, co to jest, ważne, że działa – współpracownik spojrzał w ślad za nimi, z niedowierzania aż kręcąc głową. Też chciałby mieć takie powodzenie, jak znajomy!  
    Póki co, ten właśnie spojrzał na pusty nadgarstek, sam nie wiedząc, jak ma się zachować w obecności „babska”… No niby jak?! Po prostu sobie iść!
- Dobra, no to mam nadzieję, że odbierze pani samochód w idealnym stanie – zagadnął ze sztucznym uśmiechem. Zamiast coś odpowiedzieć, czy zwyczajnie odejść w swoją stronę, stanęła przed nim, do tego wszystkiego wpatrując weń jakimś dziwnym wzrokiem. Sam nie wiedział, co ma o tym myśleć… - to ja idę… do widzenia – pożegnał się i zawrócił w przeciwnym kierunku, gdy wtem dobiegło go jej wołanie:
- Niech pan zaczeka! Mówił, że jest bezrobotny? – na takie pytanie natychmiast stanął, jak wryty. Dlaczego ją to tak interesuje? Czyżby…? Nie, niemożliwe…
- Tak, a co? – odwrócił się zdziwiony.
- Nigdy pan nie uwierzy, ale mój mąż jest właścicielem niewielkiej kancelarii adwokackiej. Nazywam się Raikinen, Leena Raikinen – ruszyła ku niemu z wyciągniętą dłonią. Choć zdziwiony, odpowiedział na gest.
- Aleksi Kietala… - zmierzył ją z nieukrywanym zaskoczeniem – ale co to ma do…?
- Z tego, co wiem, przydałby mu się ktoś taki, jak pan! Na pewno jest oczytany w prawie, skoro były prokurator? – uśmiechnęła się wymownie.
- Właśnie, ale nie adwokat-obrońca – pokręcił przecząco głową.
- A kto powiedział, że ma pan nim być? Proszę się zgłosić pod ten adres, a mąż już tam na pewno coś dla pana wymyśli – sięgnęła do torebki, po czym wyciągnęła zeń jakąś wizytówkę i wręczyła mu.  
    Stał w zupełnym osłupieniu. Z tego wszystkiego miał wrażenie, że zaraz się przewróci! Niemożliwe, by praca tak nagle „spadła mu z nieba”? Co to za cud?
- Skasowałem pani auto, a proponuje mi robotę? – parsknął z niedowierzania.
- Nie chciał pan, a poza tym jest uprzejmy i ma talent, który nie może się zmarnować – mrugnęła znacząco – to co, przyjdzie pan do nas? Muszę wiedzieć już teraz, żeby polecić pana mężowi.
- Pewnie, takim propozycjom się nie odmawia… - z wielkim trudem przełknął ślinę, a wszystko to w wyniku ogromnego szoku, jaki go właśnie ogarnął. Kto by pomyślał, że rozbicie komuś samochodu gwarantuje zatrudnienie? Od razu polubił „babę”, chociaż jeszcze pół godziny temu nie mógł na nią patrzeć… „Szarmancko” się pożegnał i ruszył w dalszą drogę, niczym tancerka podczas swego debiutanckiego występu. Był wielce uradowany, wszak wreszcie zacznie coś robić, a nie tylko wysiadywać w domu!
    Gdy Tanja opuściła sekretariat, Eina nie było już na korytarzu. Zresztą nawet, jeśli by był, to i tak wszedłby za nią, więc tak, czy inaczej miałaby go z głowy. Pierwsza, czy druga opcja – i tak odetchnęła z błogą ulgą. Powrót był już o wiele łatwiejszy, bowiem dowiedziała się, że zostanie przyjęta na obrany przez siebie kierunek, a i tłum się „przerzedził”, gdyż właśnie skończyła się przerwa i tym samym studenci przebywali na zajęciach. Jednakże, gdy opuściła uniwersyteckie mury, nie było już tak „kolorowo”…
- I co? Dostałaś się? – ni stąd, ni zowąd, pojawił się on! Mimo że poirytowana, musiała zachowywać pozory, bo w przeciwnym razie zyska opinię „wrednej harpii”: rzuciła więc krótkie „Tak” i szła dalej swoim tempem, ale Eino w istocie był uparty – gdzie mieszkasz? Mogę cię podrzucić.
    Jeszcze czego?! Nie dość, że nie ufała obcym „facetom”, to do tego wszystkiego na dworze była taka piękna pogoda! Kto by się wtedy „tłukł” autami (no, taki Aleksi chociażby…)?! Po długiej zimie każdy tęsknił za wiosną, pragnął poczuć na sobie ciepłe promienie słońca i powdychać świeże powietrze… podróż samochodem przecież to uniemożliwiała.
    Nowy znajomy ani trochę nie przejął się odmową i próbował dalej. Bardzo odważnie w dodatku… - To chociaż daj się zaprosić na kawę, masz w końcu u mnie dług.
- Co? Jaki dług? – zmarszczyła brwi, z trudem wstrzymując się z cierpkim „Weź się wreszcie odwal, nie widzisz, że mnie wkurzasz?!”.
- A kto ci pomógł na łyżwach?
- O, a ja myślałam, że to było bezinteresowne – posłała mu ironiczny uśmiech, gdyż jej cierpliwość znalazła się już na granicy wytrzymałości.
- No nie daj się prosić, będzie fajnie! – albo był „upartym osłem”, bądź „ślepy”, skoro nie dostrzegał, że nie ma na to choćby krzty ochoty!
- Mam narzeczonego, nie spodobałoby mu się to – mruknęła w końcu, mimo że nie miała żadnego obowiązku zwierzać mu się ze spraw prywatnych. Ale i to nie podziałało…
- Jak taki dziko zazdrosny, powinnaś go rzucić, przecież to nic złego, jak się z kimś napijesz kawy. To w końcu będzie taka podzięka.
- Sorry, ale cię nie znam, więc nie masz prawa mówić mi, co mam robić. Śpieszę się do domu, także daj mi spokój – nie wytrzymała i wreszcie zaatakowała ostrym tonem. „Kolo” musiał być jednak „niepełnosprawny umysłowo”, bo i to go nie odstraszyło…
- To przecież mogę cię podrzucić, jak się…  
- Nie trzeba! – warknęła przez zęby – odczep się wreszcie, bo zaczynam się ciebie bać!
- Dobra, sorry, chciałem tylko być uprzejmy – zaparł się rękoma, mierząc ją przy tym bliżej nieokreślonym wzrokiem. Zrobiło się jej tak głupio, iż to powiedziała, że pędem rzuciła się przed siebie. Został stać w tym samym miejscu, niepewnie się jej przyglądając, aż wreszcie zawrócił do samochodu. Pierwszy raz spotkał się z tak dziwną reakcją… On straszny? Co niby takiego powiedział? Źle się zachował…?
    Co chwila oglądała się za siebie, raz po raz przecierając przy tym twarz. Policzki płonęły, a wewnętrzny głos „łajał” bezlitośnie za „durnowate” zachowanie. Nie mogła powiedzieć tego inaczej?! Przecież go jeszcze spotka, gdyż będą razem studiować, i tym samym gotów nagadać na nią jakichś głupot do postronnych! Już widzi te wszystkie spojrzenia, słyszy plotki, jaka to nie jest „dzika”… zwłaszcza wśród „męskiej części” studentów! Ale nie, moment! Miała prawo tak zrobić, bo jest po ciężkich przeżyciach, które wciąż w niej żyją, więc i podejrzewać go o nie wiadomo co, skoro tak się przyczepił! A wszystko jedno, przecież rok zaczyna się jesienią, do tego czasu zdąży zapomnieć, jak go potraktowała!  
    Prychała w duchu, gdy oto jej wzrok zatrzymał się na Aleksim, który właśnie stanął na przejściu dla pieszych – tuż naprzeciwko niej. Od razu przystanęła w miejscu, biorąc się pod boki. Już ona mu zaraz pokaże! Gdyby z nią „łaskawie” poszedł, „nie przyczepiłby się do niej ten „idiota”, bo przecież miałaby obstawę”! Och, co się z nim ostatnio dzieje, że ciągle stwarza jej niepotrzebne problemy…?!  
    Urwała w pół zdania, gdyż… „Aleks” w ogóle jej nie zauważył, chociaż przeszedł tuż obok!  
    Pewnie to stąd, że wyjął z kieszeni płaszcza jakąś karteczkę i tak się w nią zapatrzył, iż zapomniał o całym świecie dookoła niego. Co tam takiego było, że tak się przy tym uśmiechał…? A jak numer do… jakiegoś nowo poznanego „babska”?!  
    Niewiele się namyślając pobiegła za nim i przecięła mu drogę.
- No proszę, to łazi się po mieście, podczas, gdy ja wydzwaniam, jak głupia! – zaatakowała, nie kryjąc przy tym wzburzenia, jakie dodatkowo potęgowała zazdrość o… póki co, nic, bowiem nie miała pojęcia, czy jej podejrzenia aby na pewno są słuszne? Ale oby nie! Aleksi od razu utkwił w niej rozkojarzony wzrok, ale jedyne, co był w stanie powiedzieć, to „O, Tanja” – nie tak się umawialiśmy! – ciągnęła wzburzona – i co to w ogóle jest, że tak się w to gapisz i dzięki temu nawet nie widzisz, obok kogo przechodzisz?! – próbowała wyrwać mu „świstek” z ręki, lecz zręcznie cofnął ramię. To było podejrzane…
- Propozycja pracy – odparł z promiennym uśmiechem.
- Co…? Jak? Przecież… co ty gadasz?! Skąd tak nagle? Lekarz ci pozwolił? – złość natychmiast ustąpiła miejsca zdziwieniu.
- Nie uwierzysz, co za historia! – oczy wręcz mu lśniły, dzięki czemu szpilka zazdrości ponownie boleśnie „zatopiła się w jej sercu” – opowiem ci, ale pod warunkiem, że nie będziesz się wkurzać – mówił, niby to poważnie, ale z ust i tak nie schodził mu uśmiech.
- Nie okłamujesz mnie? Na serio chodzi o jakąś robotę? – wydukała drżącym głosem, na co parsknął śmiechem.
- Co ty taka? Zachowujesz się, jakby praca oznaczała dla mnie śmierć – na powrót schował wizytówkę do kieszeni, po czym ujął ją za dłoń (mimo że zazwyczaj nie robił tego, jako pierwszy) i ruszył przed siebie wolnym krokiem – byłaś już na uczelni, czy dopiero idziesz? – była tak oszołomiona tym wszystkim, że musiał powtórzyć pytanie, by wreszcie „raczyła” na nie odpowiedzieć. A i to sprawiło jej nieco trudu, gdyż rozpraszał ją jego „mocny” chwyt – tak na co dzień „niepewny”, wręcz przez nią wymuszany… - to skoro masz to z głowy, chodźmy do zakątka, tam ci wszystko opowiem – pociągnął ją za sobą. Gniew już zupełnie zeń wyparował, za to pojawiło się uczucie strachu i podejrzliwości, a te były chyba od tego o wiele gorsze…

***

    Tanja, rzecz jasna, była oburzona okolicznościami, w jakich Aleksi otrzymał propozycję pracy. „Mogłeś zabić siebie, albo kogoś! A jakby to nie była tylko stłuczka i babka się ukatrupiła? Poszedłbyś do pudła! Dlaczego ty jesteś taki niecierpliwy?! Nie trzeba było jeszcze trochę poczekać i upewnić się u lekarza?!” – wyrzucała, nerwowo krążąc wokoło, podczas, gdy on ze wszystkich sił starał się opanowywać, byle tylko nie wybuchnąć, bowiem to skończyłoby się „potężną” kłótnią…  
    Ponieważ był bardzo uparty, a do tego całkowicie pewien, iż to właściwy czas na to, by rozpocząć nową pracę, Tanja nie miała szans w owym „starciu” i tym samym musiała takowy fakt zaakceptować. Zagroziła jednak, że jeśli (tuż po tym, jak oddadzą mu samochód) znowu zasiądzie za kierownicą bez konsultacji z lekarzem, zerwie z nim.
    W taki oto sposób już następnego dnia zawędrował pod podany na wizytówce adres. Budynek nie należał do wysokich – ot taki, dwupiętrowy. Na szyldzie widniało „Kancelaria Adwokacka – Raikinen”, więc kobieta mówiła prawdę… Pytanie tylko, czy to rzeczywiście odpowiednie dla niego miejsce, skoro specjalizował się w oskarżaniu…? Ale nic, warto zobaczyć, w końcu nie ma niczego do stracenia!  
    Wszedł do środka, po czym przemierzył dość spory korytarz, aż na jego końcu zarysował się kontuar, za którym wysiadywała jakaś młoda kobieta, pogrywając sobie w „Pasjansa”.
- „Chyba ktoś w rodzaju Celli” – parsknął w duchu na samo wspomnienie koleżanki – przepraszam… - zagaił do nieznajomej. Od razu się wzdrygnęła, jakby „praktyki”, jakimi się właśnie parała, były w owym miejscu zakazane… i może i tak było?
- Był pan umówiony? – uniosła nań wzrok, udając, że wszystko jest w jak najlepszym porządku i wcale się nie przestraszyła.
- Właściwie, to ja do pana Raikinena. Jego żona kazała mi tu przyjść – z wielkich nerwów aż ścisnął w ręku wizytówkę, jaką trzymał w kieszeni płaszcza.
- A, już wiem, wspominała coś o tym – podniosła się z krzesła – w takim razie proszę za mną, pan Raikinen akurat nie ma klientów – skinęła nań ręką, prowadząc do właściwych drzwi. Z całego tego podenerwowania aż się porozpinał, przy okazji poluzowując kołnierzyk, choć wcale go nie cisnął. Zabawne, jak bardzo się tym przejmował! Jak widać, zajęcia brakowało mu bardziej, niż sądził.  
    Sekretarka zaanonsowała go u szefa i zaraz potem stanął w progu eleganckiego biura. Ściany w ciepłych kolorach, nowoczesne regały, oraz biurko, za którym siedział, być może przyszły pracodawca – posiwiały mężczyzna, w wieku może 50 lat? Wąsy postarzały go jednak tak bardzo, iż można było odnieść wrażenie, że liczy sobie 60-kilka „wiosen”. Postawiwszy go przy boku Leeny można było śmiało stwierdzić, iż dzieli ich spora różnica wieku.
- Dzień dobry… - przywitał się nieśmiało.
- Witam, Kietala, tak? – wstał z miejsca. W odpowiedzi twierdząco skinął głową – proszę wejść, żona już mnie informowała – zachęcił go. Nabrał więc haust powietrza i ruszył ku nieznajomemu – Johannes Raikinen, to moja prywatna kancelaria – uścisnął jego dłoń – z tego, co wiem, miał pan do czynienia z prawem, także…
- Tak, ale nie jako adwokat – zauważył, zajmując krzesło, jakie wskazał mu „szef”.
- To też wiem – na powrót zasiadł w swoim fotelu – tak się zastanawiałem… widzi pan, zatrudniam tu dwóch prawników: rozwody, opieka nad dziećmi… takie tam sprawy cywilne – machnął ręką – ale pomyślałem sobie, że przydałby się tu nam ktoś w rodzaju radcy prawnego. Wiem, że to nie pański fach i potrzebne są do tego uprawnienia, ale takie można załatwić w każdej chwili. O ile się panu spodoba, zna się przecież na prawie, także mógłbym tu pana zaangażować na tej zasadzie… odciążyłby pan tamtą dwójkę: w pełni zajęliby się prowadzonymi sprawami, zamiast przyjmować rzesze ludzi, przychodzących tu po poradę. Dla pana to z pewnością nudy, ale, tak, czy inaczej, jakieś dodatkowe krocie zawsze by się przydały… - spojrzał znacząco.
    Początkowo się zawahał, gdyż w istocie nigdy nie marzył o takim zajęciu… do tego bez żadnego papierka? No, ale takowy może w istocie załatwić w międzyczasie. Bo niby gdzie znajdzie inną posadę? Praca fizyczna wciąż nie wchodziła w rachubę, a takiej „za biureczkiem” mógł szukać jeszcze nie wiadomo, ile czasu!
- Nie mam nic przeciwko temu – wzruszył ramionami – prokurator musi przecież znać ten fach tak samo, jak prawnik – dodał z przekonującym uśmiechem. Tak na wypadek, gdyby Raikinen się jednak rozmyślił.
- Wspaniale! – niemalże już klasnął w ręce – zastanawiałem się już nad płacą… co by pan powiedział na 950 euro miesięcznie? – spojrzał z nadzieją. Co, jak co, ale jako prokurator z pewnością zarabiał o wiele więcej…
- To nie gra dla mnie zbyt dużej roli… bardziej zależy mi na zajęciu – odparł, ku jego ogromnemu zadowoleniu. Kamień natychmiast spadł mu z serca – najbardziej pożądani pracownicy, to chyba tacy, którzy nie narzekają na płacę.
- I to mi się podoba! – puścił oczko – no to podpiszemy umowę i poszukamy dla pana kąta – ponownie wystawił dłoń, na co ten prędko ją odścisnął. Skoro już „złapał” posadę, to teraz trzeba się jej mocno trzymać.  
    Ale miał szczęście – i tak będzie pracował w prawie!

***

    Kaari miała tego dnia wyjątkowo zły humor – nie dość, że wyszła z pracy nieco później, niż zwykle, to musiała jeszcze zrobić zakupy w drodze do domu. Dlaczego właśnie ona, skoro Tanja „nie parała” się żadnym zajęciem, ba właściwie nie miała obowiązków?! To młodsza siostra powinna dbać o zakupy! A co tam, gotować! Już ona sobie z nią o tym porozmawia!  
    Zły nastrój dodatkowo potęgował fakt, iż podłoga w supermarkecie była wyjątkowo śliska, a więc nie bardzo przystosowana do szpilek, jakie obowiązkowo musiała wkładać do biura… „Furczała”, niczym wściekły tygrys, gdy tylko stopa gdzieś „uciekała”, bądź się potykała, ale prawdziwe „apogeum” miało dopiero nadejść: oto jeden z pożądanych przezeń towarów stał na bardzo wysokiej półce. Jako, że „zaradna”, postanowiła sobie, iż nie będzie prosić o pomoc pracownic sklepu – co tam, i tak mają już wystarczająco dużo zajęcia, sprawdzając, czy aby ktoś nie kradnie.  
    Wspięła się więc na palcach i już dotykała puszkę opuszkami palców, gdy oto w łydkę złapał ją skurcz. Straciła równowagę, po czym zaczęła spadać na prawy bok (już widziała te siniaki…). Lecz na szczęście w ostatniej chwili na kimś się zatrzymała – a właściwie, to wpadła w czyjeś ramiona (należące do mężczyzny trzeba zaznaczyć). Od razu odskoczyła, niczym rażona piorunem, mimo że w kostce wciąż odczuwała ból.
- Najmocniej przepraszam! Straciłam równowagę i…! – zaczęła się gorączkowo tłumaczyć.
- Nic się nie stało, zdaje się, że panią uratowałem – nieznajomy wcale nie wyglądał na niezadowolonego, gdzie tam? Nawet się uśmiechał.
- Racja… dziękuję – utkwiła w nim pełen wdzięczności wzrok, a wówczas przez myśl przemknęło jej, iż chyba go już gdzieś widziała…?
- Z tego, co zauważyłem, po coś pani sięgała – kiwnął na sklepowe półki.
- Po puszkę kukurydzy, ale złapał mnie skurcz w łydce i stąd to lądowanie – parsknęła sztucznym śmiechem. Siłą rzeczy mężczyzna od razu zawędrował wzrokiem ku jej nogom, tegoż akurat dnia „odsłoniętym”, gdyż do pracy włożyła spódnicę. Musiała przyznać, że ją to speszyło, ale tylko przez sekundę, bowiem zaraz potem sięgnął po „nieszczęsną” puszkę i podał jej. Ponownie podziękowała, tym razem już chyba się rumieniąc, chociaż rzadko się jej to zdarzało.
- Przepraszam, ale czy to nie pani kilka dni temu zbierała zakupy na przejściu dla pieszych? – zmarszczył czoło, uważne się jej przyglądając. Od razu wybuchła śmiechem na owo wspomnienie, czemu towarzyszyło pytanie „Skąd pan wie? Był tam pan wtedy?”. No tak, to stamtąd go pamięta, ale który to…? – zganiłem was wtedy, jestem policjantem – no właśnie: to ten „nieuprzejmy glina”! Ale nic dziwnego, że od razu go nie skojarzyła, wszak dzisiaj był ubrany „po cywilnemu”. Na takie „odkrycie” miała ochotę wytknąć mu, iż był wówczas bardzo niemiły, ale przecież nie wypadało – szczerze mówiąc, pierwszy raz widziałem, żeby ktoś biegał po ulicy za zakupami. Jakim cudem się tam znalazły? – ciągnął tak sympatycznym tonem, że wszelkie wyrzuty, czy też nawet uraza, od razu odeszły w niepamięć. Co więcej, wywiązała się pogawędka, jaka sprawiła, że Kaari robiła zakupy o wiele dłużej, aniżeli miała w zwyczaju.
    Tego samego wieczora wybrali się swą „ustaloną paczką” na kręgle. Aż dotąd żyła wydarzeniami sprzed kilku godzin (to znaczy spotkaniem z policjantem), co dodało jej na tyle sił, by jakoś znieść ewentualną obecność Jyrkiego (po prostu w ogóle się nim dzisiaj nie przejmowała). Dziwne, ale ów „glina” zrobił na niej jakieś takie dziwne wrażenie…  
    Enni „gorąco” dyskutowała z Mattim, zaś Tanja niecierpliwie wyczekiwała Aleksego, który, póki co, nie nadchodził. Nagle serce w niej zamarło: oto, wśród „ciemności nocy”, zarysował się samochód, jakże podobny do peugeota „Aleksa” – podobne kształty, również srebrny kolor… Żeby tego było mało, w istocie skręcił ku nim. No nie, czyżby złamał dane jej przyrzecznie?! Ale nie, to niemożliwe – przecież tak ciężkich uszkodzeń nie naprawiliby w kilka dni!  
    Gdy kierowca podjechał bliżej, odetchnęła z ulgą: na szczęście był to „tylko” nowy volkswagen Kalle – jego trzeci „wóz” w ciągu zaledwie pół roku… ale w oddali był taki podobny!  
    „Szwagier” uprzejmie przywiózł siostrę na miejsce i czym prędzej odjechał, gdyż tegoż akurat dnia nie miał ochoty na przepychanki ze „znajdą”, jak to „po bratersku” nazywał Aleksego w myślach.
- Proszę, ten jak zwykle się popisuje, ile to nie ma pieniędzy – mruknęła zniesmaczona Enni.
- Ciszej, Tahti tu idzie! – Kaari trąciła ją w ramię, po czym przywitała się z dziewczyną – cześć! Brach nie chciał się z nami pobawić?
- Bardzo śmieszne! – prychnęła urażona Enni.
- Nie lubi kręgli – zaśmiała się panna Lehtinen, witając z każdym z osobna.
- Albo niektórych osób – wymruczała koleżanka.  
- Co to? Żałujesz, że z nim zerwałaś? – uszczypnęła najstarsza z nich czyli, Kaari, rzecz jasna.
- Jeszcze jedno słowo, a stąd pójdę! – Enni wystawiła język, po czym odeszła do Tanji, z którą Tahti już zdążyła się przywitać. Przyjaciółka nie była jednak w nastroju do zabaw – coś taka? Aleks dał znać, że nie przyjdzie?
- Dzwonił do ciebie, a mnie nic nie powiedział?! – zawołała oburzona.
- Tanja, daj na luz, to ciebie pytam! – trąciła ją w bok – spoko, spóźnia się trochę, jak baba, ale na pewno będzie – dodała uspokajająco.
- Gdybyś była facetem porządnie bym cię trzepnęła, a tak muszę ci przyznać rację – westchnęła, nie odrywając wzroku od pustej ulicy – może go jednak nie będzie? A jak w ostatniej chwili coś mu wyskoczyło z tą jego robotą…? – mruknęła pesymistycznie.
- Jesteśmy jeszcze my! Nic się nie stanie, jak go dzisiaj nie zobaczysz. Potem i tak będziecie się już ciągle nawzajem oglądać, aż ci się wreszcie znudzi – parsknęła, żartobliwie biorąc ją pod ramię.  
    Tanja tylko pobłażliwie prychnęła, z żalem stwierdzając, iż dzisiejszy wieczór chyba w istocie spędzi bez narzeczonego. Do tego to stwierdzenie Enni… a jak „Aleks” rzeczywiście się jej „znudzi”?! Co wtedy będzie? Ot tak się rozstaną?
- Aleks wreszcie idzie! Jest komplet! – wtem obok „zakręciła się” Kaari, niemalże już skacząc z radości z owego powodu, co wprawiło je w zupełne osłupienie… To chyba Tanja powinna się tak cieszyć?
- Co ty? I tobie pan K. zawrócił w głowie? A może ci się pomylił z Jyrkim? – ukąsiła koleżanka.
- Ha, ha, bardzo śmieszne! – posłała jej przedrzeźniającą minę, natychmiast „spuszczając z tonu”. Zrobiło się jej potwornie głupio, gdyż z tym pierwszym była to w pewnym sensie racja, ale jeśli chodziło o muzyka… Och, miała ochotę udusić ją za tak „durne” aluzje! „Głupi glina” – to on wywołał w niej jakiś dziwny nastrój euforii, dzięki czemu nie potrafiła teraz kontrolować emocji i tym samym Enni miała co komentować!  
    No, ale wracając do Aleksego, to istotnie zmierzał ku nim, zawzięcie przeglądając komórkę. Były tam sms’y od nowych pracodawców, którzy poprzez nie instruowali go gdzie będzie jego biuro, to znów w jakich godzinach będzie pracował, ile ma pobierać za „wizytę”, no i w końcu rozpisywali się na temat internetowego forum, jakie wspólnie założyli, a na którym miał się udzielać, dzieląc radami na temat drobnych spraw (w tej chwili nie miał żadnych dokumentów na potwierdzenie, iż w istocie ma takie uprawnienia, ale „kij z nimi”! Usilnie wmawiał sobie, że zdąży je załatwić)… bo do tych trudniejszych oczywiście trzeba było się pofatygować do kancelarii. Nie można przecież marnować szansy na wzbogacenie się!  
    Wpatrując się w telefon nawet nie zauważył krawężnika i w rezultacie prawie się na nim wywrócił.
- No co ty, Aleks? Łuski ci spadły na oczy? – Tahti wybuchła śmiechem i czym prędzej rzuciła się ku niemu, by się przywitać. Wszak ona, w przeciwieństwie do Kalle, darzyła go sympatią. Jednakże przyrodniego brata wciąż bardziej interesowała komórka, aniżeli kontakt z drugim człowiekiem.  
    Tanja znowu poczuła ukłucie zazdrości… Co tam takiego jest, że aż tak go absorbuje?! O nie, z Tahti mógł się przywitać „od niechcenia”, ale z nią już nie – tu będzie, jak trzeba! Dosłownie „uwiesiła mu się” na szyi, mimo że zwykle tego nie robiła (a już zwłaszcza przy „świadkach”) i na siłę „przykleiła” do jego ust. Jego odzew był jednak taki sam, jak w przypadku panny Lehtinen, czyli „No ja wiem, że chcesz się przywitać! No to masz, a teraz spadaj” – rzecz jasna, nie powiedział tego na głos, ale dało się wyczuć w czynach.  
    Może dla Tanji nie było to powitanie, sięgające szczytu jej marzeń, ale wystarczyło, by zepsuć Kaari humor. Wszak, nie było jej w smak nie tylko dlatego, iż ona nie miała kogo tak witać, ale tym „ściskanym” i całowanym był przecież on - „Aleks” – który tak szalenie się jej podobał!  
    Siostra zaraz wzięła go za dłoń i zaczęła wypytywać – mimo że taktownie, to z nutką natarczywości – jak tam z pracą, dlaczego się spóźnił i wreszcie, co takiego ciekawego jest w tym telefonie? Na ostatnie z pytań nie otrzymała jednak odpowiedzi, gdyż wtrącił się Matti z podobnym doń „zestawem”.  
    W chwilę potem, już przebrani do gry w kręgle, zajęli miejsce przy jednym ze stolików. Wdali się w pogawędkę, nawet nie zwracając uwagi na to, iż telefon Aleksego wciąż zawzięcie „wibruje”, dając w ten sposób znać o nowych sms’ach. Jedynie Tanja co rusz zaglądała mu przez ramię, starając się wyczytać, od kogo je dostaje, ale tak zręcznie trzymał aparat, że było to niemożliwym…  
    W rezultacie, jako jedyny z całego towarzystwa, nie brał udziału w toczącej się dyskusji. Tanja śmiała się i żartowała wraz z resztą, ale były to tylko pozory – wewnątrz trawiła ją niewypowiedziana zazdrość! Nie chciała jednak pytać, skąd te wiadomości, bo jeszcze oskarży ją o nagabywanie… Jeśli jest „czysty”, sam jej w końcu wyzna, od kogo pochodzą. A… przynajmniej miała taką nadzieję…  
    Los jednak chciał, że miała się tego dowiedzieć wcześniej, bo oto Tahti nareszcie zwróciła uwagę na „osobliwe” zachowanie brata:
- Co tam jest takiego ciekawego, jakaś gra?
- Tu? Nie, czytałem sms’a – wyjaśnił, odkładając komórkę na stolik.
- To chyba musi ich tam być multum, gapisz się w niego od kiedy tu przyszedłeś – wymsknęło się Tanji.
- Muszę je dokładnie przeczytać, to wskazówki co do nowej pracy – niedobrze: zmierzył ją z wyrzutem, jakby chciał w ten sposób powiedzieć „Nie bój się, od żadnej baby”, a więc jej ton musiał źle zabrzmieć!  
    Do licha, wcale przecież nie chce, by brał ją za zazdrośnicę – niektórzy „faceci” (jeśli nie większość) nie znoszą takich kobiet! Posłała mu więc niewinny uśmiech, posiłkując się „No co? Ja tylko stwierdziłam fakt”.
- Od kiedy tak jest? Coś takiego tłumaczą raczej na miejscu, a nie po godzinach. U mnie tak przynajmniej było – wtrąciła Enni, czym wywołała w piersi Tanji kolejny „ścisk” zazdrości. A jak on kłamie?! Prędko zerknęła na Kaari: potwierdziła słowa przyjaciółki energicznym skinięciem głowy. No nie… jak „Aleks” teraz z tego wybrnie?
- To tam najwyraźniej jest inaczej – wzruszył ramionami – nie wiem. Co rusz wymyślają coś nowego, a szef jest zabiegany, to pewnie woli w ten sposób, bo mógłby nie zdążyć mi powiedzieć, nim zacznę, a to przecież już jutro.
- Coś takiego mogłaby wysłać sekretarka… i to mailem. W ten sposób byłoby nawet szybciej – zauważyła Kaari. Po plecach Tanji przeszły nieprzyjemne ciarki.
- Już mówiłem, że ciągle coś im przychodzi do głowy. Poza tym to jego żona załatwiła mi tą robotę, więc się zaoferowała, że to ona będzie dawać wskazówki – odzew był niemalże natychmiastowy, zaś jego ton wyraźnie zmęczony…  
    Po słowie „żona” narzeczona zaczęła niespokojnie wiercić się w miejscu. Owszem, wspominał jej o Raikinen, ale tylko jako o tej, która wręczyła mu wizytówkę, a nie jako „szefowej”! Tu coś „śmierdziało”…
- Rany, coście tak na niego naskoczyły?! To świetnie, że złapał robotę, lepiej byście się z tego cieszyły, a nie! Przecież facet musi na siebie zarabiać – głos zabrał i Matti, po czym wraz z Aleksim „przybili sobie piątkę”. Na ów gest żeńska część towarzystwa wywróciła oczyma. Te „żałosne, męskie zwyczaje”… Zawsze uważają, że wiedzą najlepiej, a i tak źle na tym wychodzą! A przynajmniej one tak to widziały – dobra, dosyć smętów. Idziemy grać, czy będziemy tu dalej kiblować? Bo jak nie, to ja idę po piwo, a jak się napiję, to już będę kiepski do gry! – dodał zaraz potem.
- O nie, żadnego mi na razie chlania! Bierzemy się za kręgle! – Tahti żartobliwie trąciła go w daszek od czapki baseballowej, po czym zgodnie „rzucili się” ku torom do gry.  
    Tanja nie miała już jednak takiego nastroju do zabawy, jak jeszcze przed ową rozmową. Zachowanie Aleksego, jak i spostrzeżenia „towarzyszek wieczoru” zasiały weń nęcące podejrzenia… Stała się więc nieznośna, wypytując za plecami narzeczonego, czy w istocie z tą pracą wszystko wygląda inaczej…?
- Tanja, spoko, może u niego rzeczywiście tak jest? – w chwilę potem Enni nerwowo wywracała oczyma.
- To dlaczego szef do niego nie pisze, tylko ta baba?! – przez owe wątpliwości aż obgryzała paznokcie.
- Przecież mówił, że jest zajęty! A właściwie, to czemu pytasz mnie? Weź jego przesłuchaj – poklepała ją po ramieniu, po czym ruszyła do reszty, gdyż akurat była jej kolejka.  
    Enni z pewnością miała rację, no, ale, jeśli to zrobi, wyjdzie na zazdrośnicę – bez dwóch zdań! Sporo już się jej przecież naopowiadał o Leenie, więc, jeżeli będzie pytać dalej, wyjdzie na nieufną…
- Tanja, nie grasz? Tylko się nie wymiguj tym, że nie potrafisz! – z zamyślenia wyrwało ją ni to zdziwione, ni zadziorne wołanie Kaari. Spojrzała w kierunku „Aleksa”: jak zwykle wpatrzony w wyświetlacz… Warknęła w duchu, ale mimo to odkrzyknęła, że już idzie.
    W miarę upływu godzin, sms’y przychodziły coraz rzadziej: „babsztyl” albo się zmęczył, bądź wyczerpały się jej „wskazówki”, jak to ironicznie mruczała do siebie Tanja. Wyczerpani grą już dawno opuścili kręgielnię i teraz wysiadywali w jednym z klubów, do którego Matti dosłownie ich zaciągnął: wszak, marzył o piwie. Ponieważ Aleksi nie był zmotoryzowany, i on dał się „skusić” i w rezultacie każdy z nich miał już za sobą po dwie „kolejki” owego trunku. Tanja wyraźnie się już uspokoiła, gdyż komórka narzeczonego milczała od jakiejś pół godziny, brat dyskutował z Enni, Kaari zazdrośnie spoglądała ku tańczącym parom, a Tahti już dawno pośród nich „śmigała”.  
    W pewnym momencie młodsza z panien Venerinen poczuła, że towarzysz obejmuje ją ramieniem. Oho, niedobrze… jeśli „Aleks” odważył się na taki gest, oznaczało to tylko jedno: zaczyna się upijać. W takim więc razie, gdy Matti zaproponował, by wypili jeszcze po jednym, wkroczyła do akcji:
- Dosyć na dzisiaj, jutro idziecie przecież do pracy – zaprotestowała, gdy brat wstał, by udać się do baru po kolejną „dostawę”.
- Spokojnie, czy ktoś tu jest pijany? – Aleksi wywrócił oczami.
- Ale jeszcze trochę i będziecie.
- Tam gadasz! Tym chcesz się upić? Chwiejemy się, albo co? – stanął obok stolika i obrócił wokół własnej osi – jak nie wierzysz, mogę nawet zatańczyć. Zobaczysz, że ani razu się nie zagnę – kiwnął głową w kierunku parkietu.
- Starczy! Wierzę! – warknęła, nerwowo rozglądając się na boki. Mimo wszystko, postronni gotowi wziąć go za pijanego – ale to i tak nie znaczy, że musicie pić jeszcze jedno. Najlepiej będzie, jak już pójdziemy, bo jutro nie wstaniesz do roboty, a przecież chyba nie chcesz zawalić już pierwszego dnia?
- Może jednak zatańczymy? – Aleksi jakby jej nie słuchał… Miast odrzec „Jasne, że chcę być dyspozycyjny, nawet mi tak nie mów!”, jak gdyby nigdy nic, wystawił doń dłoń. Od razu wbiła weń zaskoczony wzrok. Od kiedy to rwie się do takich zabaw? Nie, to piwo zdecydowanie mu „zaszkodziło”…  
    Pokręciła więc przecząco głową (gdyż była zła na nieumiejących się kontrolować), mimo że Enni gorąco ją zachęcała. Kaari robiła doń „maślane oczy”, w nadziei, iż może to ją poprosi, skoro siostra nie chce? No, ale… wówczas „młoda” na pewno w mig by się poderwała, tak więc, czy tego chciała, czy nie, i tak nie miała szans…  
    „Aleks” powtórzył „propozycję” jeszcze dwa razy, a ponieważ odzewu nie było… poszedł sam, a właściwie przyłączył się do siostry. Zaraz potem zaczął wyczyniać jakieś „zmyślne figury” – chyba próbował naśladować Johna Travoltę z „Gorączki sobotniej nocy”… Zarówno Enni, Kaari, jak i Matti śmieli się do rozpuku i tylko Tanja z zażenowania aż zakrywała oczy.
- Kar, może się karniemy? – parsknął po chwili brat, na co siostra chętnie przystała i tym samym zostały przy stoliku tylko we dwójkę.
- Dobry jest! Musisz mu częściej zezwalać na piwko! – rozbawiona Enni nie odrywała wzroku od Aleksego, który właśnie obracał Tahti za rękę dookoła jej własnej osi.
- Pewnie! Przecież on jest pijany! Gdyby był trzeźwy, nigdy by się tak nie zachował! – prychnęła zniesmaczona Tanja.
- E, tam! Jeśli już, to tylko trochę podchmielony, inaczej by się tak dobrze nie wygłupiał, bo tańcem tego nazwać nie można! – ze śmiechu niemalże już położyła się na stoliku.
- Dobrze wiesz, że nienawidzę alkoholu i pijaków! Gdyby nie to, nie zostałabym zgwałcona! – skrzyżowała ramiona na piersi, wściekle pukając palcem w jedno z nich.
- I potem nie poznałabyś jego – posłała jej zadziorne spojrzenie.
- Nabijaj się, pewnie! Ale ja mówię poważnie! – zdenerwowała się do granic możliwości.
- Tanja, rany! Żyjemy w Finlandii, tu chyba każdy facet pije! – przewróciła oczami – jeśli chcesz z nim być i, jak sama się zarzekasz, wyjść za niego, to musisz się pogodzić z tym, że od czasu do czasu będzie chciał wypić sobie piwo!
- To w takim razie nie wyjdę, proste! – zacietrzewiła się.
- Jeju… gadać z tobą, to jak z pięciolatkiem! Idę do nich – wystawiła język i w istocie „pomknęła” ku „rozszalałym” znajomym.  
    Ponieważ Tanja była uparta, ale i w ostatnim czasie bardzo stonowana, pozostała siedzieć, jak siedziała. Jednakże, już po minucie przebywania „w owej samotni”, zaczęła żałować, że nie poszła z Aleksim, gdy ją o to prosił. Reszta zdawała się tak dobrze bawić, a ona… jednakże, z drugiej strony było jej… głupio się do nich przyłączyć. Teraz, tak nagle? Czas biegł jednak nieubłaganie: Tahti zmęczyła się i wróciła do stolika, więc i „Aleks” niedługo „skapituluje”… Póki co, nim to miało nastąpić, stworzył sobie duet z… Kaari. Posyłała mu uśmiechy, zgrabnie się przy tym ruszając, co on uważnie śledził wzrokiem… Dość tego, tego już nie zniesie!  
    Poderwała się z miejsca, sama nie wiedząc, co ma robić: iść do nich, czy do… toalety? No szybciej, musi przecież wymyślić jakąś wymówkę! Na szczęście dlań, „Aleks” spostrzegł, iż stoi, niczym „słup soli” i mylnie odczytawszy to, jako wyrażenie chęci do tańca, kiwnął nań palcem.  
    Tym razem nie musiał upraszać: w sekundę znalazła się między nimi! Mina Kaari od razu zrzedła, gdyż teraz to siostra „przejęła pałeczkę”… ale czego innego mogła się spodziewać? Wymówiła się więc zmęczeniem i odeszła na miejsce. Zarówno Matti, jak i Enni znaleźli własnych partnerów do tańca, tak wiec, póki co, za jedyne towarzystwo miała jej służyć Tahti… A może i nie? Wszak Aleksi miał już wyraźnie dość „harców” i robił wyjątek tylko i wyłącznie dla Tanji, która przecież musiała na początku kręcić nosem, bo jakżeby inaczej?! Zawsze, po prostu zawsze musiała stwarzać problemy! Och, jakim cudem on z nią jeszcze wytrzymywał?!
- Zdecydowałaś się wreszcie? Sorry, ale raczej długo ze mną nie potańczysz… inaczej padnę – wysapał, gdy Tanja rozglądała się już po reszcie, próbując naśladować ich ruchy. Słysząc to, poczuła zawód, gdyż przełamawszy opory, mogłaby już bawić się na całego, ale bez niego – w życiu! Nie zostanie tu przecież sama, pomiędzy obcymi „facetami”!  
    „Dobra passa” chyba jej jednak sprzyjała, bo oto po kilku „szalonych” kawałkach zaczął się wolny, nastrajający do wolniejszych tanów, przy których, wszak, nie trzeba tracić aż tak dużo energii – No, może ten jeden jeszcze pociągnę – posłał jej krzywy uśmiech, po czym objął w talii i ujął za jedną z dłoni.
- Myślałam, że żartujesz… inaczej zgodziłabym się od razu – przyznała pokornie.
- Tam gadasz… sądziłaś, że się uchlałem i dlatego nie chciałaś iść – zmierzył ją z nieukrywanym wyrzutem.
- A co miałam, jak się tak nigdy nie zachowujesz? – popatrzyła nieśmiało.
- Od kiedy to w tańcu jest coś dziwnego? Czy ja kiedyś mówiłem, że nie lubię? Nie umiem, owszem, ale potańczyć od czasu do czasu – czemu nie? – wzruszył ramionami, po czym zmienił temat na bardziej dlań niewygodny – a co, jeślibym się nawet upił? Wstydzisz się mnie, czy jak?
- Nie lubię, gdy ktoś jest nietrzeźwy. Poza tym raz, gdy się schlałeś, zrobiłeś rozróbę w knajpie, a znów innym się zrzygałeś, Enni mi mówiła. Za tym pierwszym się wystraszyłam, a co do rzygów, to nie zamierzam ich sprzątać – zrobiła obrażoną minę.
- Przecież zawsze można się opróżnić do kibla, wtedy nie będziesz musiała – parsknął śmiechem.
- Aleks, ja nie żartuję – zgromiła go spojrzeniem.
- Ani ja… no, może po części – wciąż się naigrywał, przez co miała wielką ochotę zostawić go i po prostu sobie pójść, ale… wtedy uznałby ją za nieznośną i jeszcze zerwał zaręczyny – Tanja, jutro idę do pracy. Poza tym wcale nie lubię się upijać, bo niczego później nie pamiętam, a na drugi dzień zdycham, ale napić się piwa? Dlaczego nie? Wszystko jest dozwolone, tylko w umiarkowanych ilościach. Jeśli jednak masz zamiar mi tego zabraniać, to przykro mi, ale się nie dostosuję. Wybieraj więc: albo będziesz to znosić, albo sama wiesz – dodał, już zupełnie poważnie.
- Oj, dobra… - westchnęła, jakby miała zamiar zaraz się rozpłakać – przecież nie rzucę cię z takiego głupiego powodu… ale wiesz, że nie lubię pijaków po tym, jak Perttu…
- Tanja, ja nie jestem pijakiem! No chyba, że ty masz mnie za takiego? – zmarszczył podejrzliwie brwi.
- Nie, tak mi się tylko powiedziało… Przepraszam, że wam psuję zabawę. Mogłam od razu pójść z tobą tańczyć – zbliżyła się i oparła głowę na jego ramieniu.
- Moja wina, mogłem ci wcześniej powiedzieć, że widok mnie – głupiejącego na parkiecie – nie powinien cię dziwić – odparł na to, po czym… ucałował ją w głowę. Nie, tak, czy inaczej, promile „odcisnęły” na nim pewne „piętno”, choćby się nie wiadomo, ile zapierał. No, ale kto powiedział, że był to niemiły fakt? Wręcz przeciwnie – dzięki temu zdobywał się na gesty, które na co dzień ciężko było od niego wyciągnąć.
- Jak to się dzieje, że Tanja tak mu nieraz nabruździ, a on mimo to ciągle z nią wytrzymuje? – gdybała Kaari, gdy wraz z resztą obserwowała ich zza stolika. Zazdrość urosła na tyle, że wprost nie mogła się powstrzymać od uszczypliwiej uwagi.
- Po prostu umieją się dogadać – Enni uniosła ramiona, potężnie przy tym ziewając.
- A moim zdaniem Aleks jest zwyczajnie ślepy! – zachichotał Matti, który przez ten czas zdążył wypić już trzecie piwo.
- No, dochodzi 22:30, pora spadać, bo nie wstaniemy jutro do roboty! – zakomenderowała siostra.
- Poczekaj, aż się piosenka skończy, wtedy ich zdejmiemy – Tahti usadziła ją jednym kiwnięciem ręki. Warknęła w duchu, lecz mimo to posłusznie zasiadła. Chciał nie chciał – Tanji się to należało, bowiem dołączyła do nich o wiele później. Ale tylko i wyłącznie na WŁASNE życzenie!

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 9080 słów i 51372 znaków.

3 komentarze

 
  • ~marii

    Super! Na ile części planujesz to opowiadanie?

    14 lis 2016

  • nutty25

    @~marii jest mniej więcej tej długości, co moje pierwsze tutaj, więc pewnie wyjdzie z jakieś 30-ści parę (w zależności od długości pojedynczych części), tylko że piszę w tej chwili jeszcze ciąg dalszy (wiem, długo męczę tych bohaterów ;P), ale o ile go nie opublikuję, to będzie te 30-ści coś ;) o ile nie zostanę zlinczowana za fabułę obecnego...

    14 lis 2016

  • Beno1

    pomału zaczyna mnie trafiać , Tania jest okropna , nie wiem jak oni z nią wytrzymują  :sciana:

    14 lis 2016

  • nutty25

    @Beno1 no to niedobrze, chociaż się wcale nie dziwię - jest niepewna siebie z tymi swoimi lękami, więc irytująca. tylko, że zrobi coś jeszcze, przez co się rozejdą, co wiadomo z 1 części, więc nie wiem...

    14 lis 2016

  • DemonicEagle

    Dobry rozdział :)

    14 lis 2016

  • nutty25

    @DemonicEagle :)

    14 lis 2016