Oblicze łez - Część 22

W kuchni rozlegały się odgłosy krzątaniny, brzęk sztućców, otwieranych szafek. Zostawił mnie sam na sam z nią, jakby nie zdawał sobie sprawy, jak wielki dystans jest między nami. Szymek wrócił do zabawy klockami, patrzyłam na niego, chcąc ominąć ten niezręczny kobiecy wzrok, jaki na mnie spoczął.  
- Nie jesteś opiekunką, więc kim? - drążyła temat była żona Tymona.
- Znajomą – rzuciłam obojętnie, żeby dała mi spokój.
Chłopczyk zbudował coś z klocków i zamiast lecieć z tym do swojej matki, spojrzał w moim kierunku.
- Zobacz! - krzyknął wesoło, podnosząc do góry swój twór.
Nie wiedziałam co to może być, ale zgadując wypaliłam.
- Ładny smok.
Uśmiechnął się szeroko, ukazując rząd mlecznych zębów. Lena najwyraźniej nie podzielała tego entuzjazmu.
- Zbudowałeś go dla mamusi, prawda?
- Nie. Ty już widziałaś. - odwrócił się od niej, podając mi klocki, ułożone w jaszczura.
Tymon wszedł do pomieszczenia, przyniósł herbatę, podając ją kobiecie.  
- Dziękuję, czy ja czuję aromat goździków? - spytała, uśmiechając się do niego.
- Kiedyś kupiłem opakowanie tej herbaty, co ją tak lubisz, pewnie ze starego przyzwyczajenia. - odparł wymijająco.
Chciała coś powiedzieć, ale zadzwonił jego telefon.  
- Wybaczcie, to szef, muszę odebrać. - dodał, znikając w drugim pokoju.
Zastanawiało mnie, że skoro się rozstali, to czemu nadal o niej myśli. Nawet przy zakupach artykułów spożywczych. Spojrzałam na nią jeszcze raz, nie mogłam mu się dziwić, zdawała się chodzącym ideałem kobiety i matki. Wspominał jednak o różnicy charakterów, musieli się dawniej zdrowo kłócić, ale teraz nic na to nie wskazywało, żeby mieli siebie dosyć.  
- Skąd znasz mojego męża … to znaczy byłego męża – sprostowała po chwili.
- Z pracy – dodałam obojętnym tonem.
- Z biura, tak? Pewnie zajmujesz się grafiką.
Zrobiło mi się nagle głupio, jak miałam jej powiedzieć, że pucuję podłogi.  
- Nie, dbam o porządek. - wypaliłam zgodnie z prawdą, nie wdając się w szczegóły.
- Segregujesz papiery? Czyżby praktyki?

Pomyślałam, że nie da mi spokoju, ten jej ciekawski ton, doprowadzał mnie do szału. Pomyślałam, że te pytania się nie skończą, dopóki się nie dowie tego, co chce wiedzieć.  
- Myję podłogi, wynoszę śmieci, tym się zajmuję! - wypaliłam, aż zrobiło mi się gorąco.
- Doprawdy, ciekawe zajęcie. Jakim cudem Tymon … nie poznaję go. Chyba mi pani nie powie, że przychodzi do niego do domu, dorabiać po pracy? - spytała wścibskim tonem.
- To nie powinno pani obchodzić, co robię.
- To niby po co siedzi pani u niego w domu? Pytam się, bo z wami był mój syn.
Nie wytrzymałam, wstałam z miejsca, gdybym tylko mogła chwyciłabym za mojego mopa z pracy. Wyobraźnia podsyłała mi różne scenariusze zniszczenia. Zaczęłam rozumieć, dlaczego ich drogi się rozeszły dawno temu.  
- Parzymy się, bzykamy! - krzyknęłam, aż otworzyła szeroko oczy.
- Mamo, co to bzykać? - spytał chłopczyk zaciekawiony.
- Kochanie, ta pani jadła miód, jak małe pszczółki, a jak pszczółki są zadowolone to bzykają. - odparła wymijająco, patrząc w moim kierunku, jakby chciała się mnie pozbyć.
Tymon wrócił, odkładając telefon na stolik. Chciał się przysiąść, ale widział, jak stałam zdenerwowana, a jego była żona wyglądała, jakby miała wybuchnąć.  
- Szymonek, wychodzimy, pożegnaj się z tatusiem. - odparła, zbierając klocki z podłogi.
- Już idziecie? Nie chcecie zjeść deseru?
- Nie mam czasu, a mały musi iść wcześnie spać.
- Ale nie wyjeżdżasz jeszcze? Zobaczę się z nim, prawda? - spytał z miną zbitego psa.
- Zostaję w mieście, przynajmniej na razie, jeśli tylko dasz radę, to przypilnujesz mi go?
- Jasne, z przyjemnością. Odprowadzę was do auta, tylko skorzystam z toalety. - odparł, jakby mnie tu wcale nie było.
Zbliżyła się do mnie, zapinając guziki od płaszcza. Uśmiechała się, ale najwyraźniej sztucznie, wyczułam to.  
- Nie wiem w jaki sposób on zwrócił na ciebie uwagę, ale długo to nie potrwa, spójrz na siebie. - syknęła kąśliwie, zarzucając na szyję szal.
- Wyglądam dobrze, to Tymon decyduje z kim chce być, najwyraźniej pani miała swoją szansę. - dodałam, chcąc aby jak najszybciej wyszła.
- Pogubił się, to z samotności, ale szybko mu przejdzie. Z taką twarzą …
- Każdego to może spotkać, proszę mi wierzyć – wycedziłam, ledwo panując nad emocjami.

Zmierzyła mnie ponownie wzrokiem, sięgając po torebkę, poprawiła makijaż. Ubrała sprawnie malucha i gdy tylko Tymon pojawił się w przedpokoju, szybko do nich dołączył. Wyszli z mieszkania, a ja stałam zszokowana, jakby ktoś mnie oblał kubłem zimnej wody na pożegnanie. Odprowadzanie byłej żony trwało dość długo, podeszłam do dużego lustra, które smętnie wisiało niedaleko wyjścia. Wyglądałam żałośnie, w porównaniu z tą zadbana kobietą. Powyciągana bluzka, dżinsy, niedbały makijaż na zniszczonej przez wypadek twarzy. Nie pamiętam kiedy ostatnio odwiedziłam fryzjera, włosów też nie farbowałam. Miałam ochotę krzyczeć, na samą myśl o tym, że zostanę na nowo sama. W dodatku moja praca, tak nie musiało być, dotarło do mnie, że jeśli nic nie zmienię, to pożegnam swoją szansę. Tymon wszedł niespodziewanie z powrotem, odwróciłam się za siebie. Miał szeroki uśmiech na twarzy, promieniał.  
- Pojechali, Szymonek mi pomachał …
- Muszę wracać, wstaję wcześnie. - rzuciłam zdołowanym głosem.
- Odprowadzę cię.
- Nie trzeba. Poradzę sobie.
Zaczął sprzątać ze stolika, wynosząc szklanki do kuchni. Kiedy chciałam wyjść, chwycił mnie delikatnie przyciągając do siebie.  
- Dziękuję, że przyszłaś jeszcze raz. Masz podejście do dzieci, Szymonek o ciebie pytał przy samochodzie.
- Pytał o mnie? Przecież mnie widział krótko?
- Najwyraźniej cię polubił. - dodał, zbliżając do mnie swoje usta.
Na chwilę zapomniałam o kłopotach, czując smak kawy, pomieszany z nutą mięty i czekolady. Wyszłam na zewnątrz, pomachał mi na pożegnanie, zamykając za sobą swoją męską jaskinię. Szłam przed siebie, targana mieszanymi uczuciami. Nie chciałam go stracić, zaczynało mi go brakować. Samotna łza pojawiła się w moim oku, starłam ją szybkim ruchem. Postanowiłam, że zrobię coś ze sobą, tak dłużej nie mogło być. Skoro nie jestem piękna, to chociaż chcę przyzwoicie wyglądać.  
Nadal mocno wiało, zmierzałam do mieszkania, dobrze znaną ścieżką. W oknach paliły się światła, a zagubione liście lawirowały w powietrzu, targane jak moja dusza. Nie chciałam być tak samo bezbronna jak one, musiałam się postawić. Usłyszałam za sobą głuche kroki, z początku pomyślałam, że jestem przewrażliwiona. Obróciłam się odruchowo i zobaczyłam jego. Przeszły mnie ciarki po całym ciele, ale tym razem postanowiłam zachować spokój. Dogonił mnie szybko, nie uciekałam, tylko spojrzałam na niego udając pewność siebie.  
- Czego chcesz! - ryknęłam, czekając na jego reakcję.
- Co paskudo? Czemu nie uciekasz? Czekasz na te osiedlowe zdziry do pomocy?
- Nie. Mam je gdzieś.
- Prawidłowo, co one mogą ci dać. Żałosne wywłoki. - zaśmiał się głośno.

Spojrzałam mu prosto w oczy, jakbym stała naprzeciw jadowitego węża, gotowego w każdej chwili zaatakować. Mierzyliśmy się wzrokiem, nagle zauważyłam, że mam nad nim dziwną przewagę.  
- Co tak się gapisz? Jak tam podboje na dyskotekach? Jak tam blondyna? - wypaliłam stanowczym tonem.
- Co cię to interesuje, mogę mieć każdą. - dodał, przejeżdżając ręką po włosach.
- Tylko nie mnie, ale ja cie nie interesuję. - odparłam ośmielona.
- Pamiętaj, mam cię na oku – odparł z lekkim uśmieszkiem.
Jego usta drgnęły specyficznie, wyglądał żałośnie. Tego wieczoru musiał mieć lepszy humor, na moje szczęście zadzwoniła mu komórka. Odebrał, skorzystałam z okazji, oddalając się w kolejną uliczkę. Przyspieszyłam kroku, idąc do klatki schodowej. Kiedy znalazłam się pod swoimi drzwiami, odetchnęłam czując satysfakcję. Pierwszy raz podeszłam do niego w taki sposób, że zgłupiał na moment. To dało mi trochę czasu. Weszłam do mieszkania, rodzicielka spała zmęczona, a w kuchni siedział Darek. Odechciało mi się jeść. Pomyślałam, że ciasteczka od Tymona mi wystarczą. Zajadał się pizzą i popijał browarem.  
- A Natalia gdzie? - spytałam zaciekawiona.
- Śpi. Chcesz browca? - zapytał, jakbym była jego kumplem.
- Nie.
- Nalegam. - odparł podając mi puszkę złotego napoju.
Popatrzyłam na niego podejrzanie. Najwyraźniej nie był chory, może trochę zamroczony procentami.  
Nalałam sobie trochę do szklanki, chciałam zapomnieć o nieudanym dniu.  
- Wiesz co? - zaczął pierwszy – Natka nie może pić, ciągle odpoczywa, a mnie szlag trafia. Nie jestem gotowy zostać ojcem.
- Po co mi to mówisz? Na zwierzenia cię wzięło?
- Wiesz, że będziemy rodziną.
- O, czyżbyś się oświadczył?
- Nie, chodzi mi o to, że będziesz ciocią.
- Nie da się ukryć. - skwitowałam, pociągając kolejny łyk.
- Zastanawiałem się, jesteś uczynna, robisz wszystko w domu. Natalia mogłaby cię wyręczyć, a w zamian mogłabyś popilnować malucha. Z kim zostawię dzieciaka, nie stać mnie na opiekunkę.
Nagle piwo stanęło mi w ustach, zrozumiałam skąd takie nastawienie. Potrzebował darmowej pomocy.
- Dopij resztę sam. - popchnęłam szklankę w jego stronę.
- Co cię ugryzło?
- Wiem do czego zmierzasz, ty dwulicowy typie. Niedawno chciałeś mnie wyrzucić z domu, a teraz stajesz się miły, tylko po to, żebym robiła za opiekunkę. Udław się tym browcem! - krzyknęłam, wychodząc do łazienki.
Brałam prysznic kiedy usłyszałam kroki. Za chwilę odezwała się siostra, przysłuchałam się uważniej, przykręcając wodę.  
- … i co udało ci się?
- Odczep się, sama próbuj! To twoja rodzina.
- Do cholery, znowu jej coś powiedziałeś?
- Czy zostanie z małym, ale wybuchła.
- Nie można na ciebie liczyć.

Poczułam się okropnie, ale zdusiłam w sobie złość. Przypomniały mi się słowa Kaji, żeby wynieść się z domu. Częściowo miała rację, ale perspektywa zejścia na drogę przestępstw nie uśmiechała mi się wcale. W dodatku ta przeklęta sobota prześladowała mnie w myślach. Zanim poszłam spać, włączyłam laptopa, przeglądając oferty pracy. Sensowniejsze ogłoszenia, wymagały co najmniej średniego wykształcenia. Obok rzuciło mi się w oczy ogłoszenie szkoły dla dorosłych. Czesne za pierwszy rok było bardzo niskie, a w następnych latach znośne, nawet jak na moje zarobki. Zapisałam sobie ich adres, po czym wyłączyłam komputer. Przypomniała mi się mina Leny, kiedy powiedziałam jako kto pracuję. Zrozumiałam, że jak nie spróbuję czegoś zrobić, to będę żałowała. Zasnęłam z nowymi pomysłami, które miałam zamiar zrealizować pomimo przeciwności. Skoro żyję, nie mogę wciąż tkwić w tym samym punkcie, trzeba ruszyć do przodu.
Następnego dnia wstałam pełna energii, jakby wczorajszy kop od losu, dodał mi sił. Kończył się październik, a pogoda za oknem, nie rozpieszczała nikogo. W rzuconej w kąt saszetce, wygrzebałam kosmetyki. Umalowałam się staranniej, starając się ukryć część niedoskonałości. Uczesałam się inaczej niż zwykle, doskonale wiedziałam, ze nie mogę pracować w rozpuszczonych włosach. Popsikałam się perfumami i ruszyłam do pracy. Szybko zajęłam się tym, co mi powierzono. Nawet kierowniczka zauważyła, że zadbałam o siebie. Sprzątając piętro biurowe, od razu zostałam zauważona przez Ewę. Biegła do mnie zaaferowana.
- Dostałam zaproszenie na ślub, zobacz, a jednak w listopadzie. - odparła, podając mi kartkę ze zdobieniami.

Przeczytałam, okazało się, że za dwa tygodnie Fabian ma uroczystość. Nie specjalnie mnie to ruszyło, więc oddałam koleżance papierowe zaproszenie.  
- Daria musi być zachwycona, widzę, że na weselu też będziesz.
- Pójdę, chociażby po to, żeby dobrze zjeść, nie lubię tej pawicy – rzuciła, jakby od niechcenia. - Sam sobie ją wybrał, to niech teraz ciągnie ten wóz. Tyle, że nie widzę entuzjazmu z tego powodu. Nawet jak wręczał mi zaproszenie, myślałam, że ktoś mu umarł.
- Może ma kłopoty, zresztą co mnie to obchodzi – powiedziałam obojętnym tonem.
- Anita, a pójdziesz ze mną do kościoła na ten ślub? Pośmiejemy się z niej trochę, co ty na to?
- Jesteś okrutna – odparła, uśmiechając się ironicznie. - Po co miałabym się tam pokazywać, nikt mnie nie zaprosił.
- Daj spokój, do kościoła każdy może przyjść, to jak?
Nie chciałam dzielić się z nią swoimi wspomnieniami, dotyczącymi Fabiana. Pomyślałam, że jak się nie zgodzę przyjść, to domyśli się czegoś.
- Wpadnę, niech ci będzie. Tylko dlatego, że cię lubię. - odparłam, wracając do swoich zajęć.
Dookoła wszyscy mówili tylko o tym wydarzeniu, jakby co najmniej książę Karol się żenił. Ludzie lubili sensacje, więc Daria zadbała o to, żeby wokół tego wydarzenia nikt nie przeszedł obojętnie.  
Dni mijały mi monotonnie, aż do nadejścia soboty. Siedziałam jak na szpilkach, oglądając telewizję po obiedzie. Długo nikt nie dzwonił, więc pomyślałam, że zapomniały na moje szczęście. Minęło kolejnych kilka godzin, szykowałam sobie kolację, kiedy usłyszałam melodię wygrywaną przez komórkę. Spojrzałam na wyświetlacz. Kaja dzwoniła. Trzęsącą się dłonią odebrałam, wciskając zieloną słuchawkę.
- Tak?
- Laska, zbieraj się, czekamy na dole.

AuRoRa

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat i miłosne, użyła 2502 słów i 13752 znaków. Tagi: #dramat #miłość

2 komentarze

 
  • dreamer1897

    Nie ma to jak tłumaczyć się byłej żonie...a bzykanie iście epicko wytłumaczone:smiech2:  
    Pójście na wesele Fabiana moim zdaniem to dość zły pomysł. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Napisane jakby zostało przelane na papier zupełnie, realne wydarzenie :bravo:

    11 paź 2018

  • AuRoRa

    @dreamer1897 dzięki, chciałam coś wesołego napisać, zwłaszcza przy maluchu ;) Ślub cieszy chyba Darię, bo nawet Fabian nie jest zachwycony. Anita i tak tam długo nie zabawi, zwłaszcza po odrzuceniu no i ma Tymona.

    12 paź 2018

  • dreamer1897

    @AuRoRa Teraz jej czas na budowanie swojego związku :)

    13 paź 2018

  • AnonimS

    Takie laski nie zapominają. Ciężko się wyzwolić z takiej grupy i nie podpaść. Pozdrawiam

    10 paź 2018

  • AuRoRa

    @AnonimS Dokładnie, Anita musi znaleźć sposób.

    11 paź 2018