Czas na miłość. Teraz! cz 5

Rano czuję, że Adam się kręci, ale nie chce mi się wstać.
- Śpij jeszcze – mruczę sennie i przytulam się do jego ciepłych pleców.
- Chyba zasnąłem na kanapie – chrypi.
- Owszem.
- Ale jestem w łóżku…
- Przyholowałam Cię.
- O Jezu, chyba się upiłem – odwraca się do mnie.
- Zgadza się.  
- Boże, Ola, przepraszam – ma minę zbitego psa.
- Nie ma sprawy. Dzięki za kolację – dodaję z lekkim rozbawieniem – kanapki były w porządku.
- Rozebrałaś mnie?
- Zgadza się, byłeś bardzo grzeczny.
- Ale my chyba nie…?
- Nie. Przecież mówię, że byłeś grzeczny – chce mi się śmiać – Artur nie dostał takiego serwisu.
- Gdzie on jest?
- Myślę, że na kanapie. Przynajmniej tam go wczoraj zostawiłam. Spoko – dodaję, widząc, że próbuje wstać – pościeliłam mu, tylko go nie rozbierałam. Masz kaca?
- Chyba tak.
- W lodówce jest woda z ogórków i sok, ale nie wiem jak bardzo Artur się rozebrał, więc może Ty idź.
     Śmiesznie to wygląda, kiedy próbuje z nonszalancją przejść przez pokój, z trudem utrzymując równowagę. Udaję, że nie widzę jak przytrzymuje się framugi.  
-Ola! Możesz przyjść? – woła z kuchni.
     Artur śpi jak zabity. Spodnie i koszula wiszą na jednym ze stołków barowych. Wygląda ładnie. Śpi jak dziecko, na wznak, z rękami za głową i lekko rozchylonymi ustami.  
- Podoba Ci się? – Adam przygląda mi się znad szklanki soku.
- Chyba nie jesteś zazdrosny?
     Nie odpowiada od razu. Przenosi wzrok na Artura i przygląda mu się dłuższą chwilę. Zastanawiam się, o czym w tej chwili myśli? Pomiędzy brwiami pojawia mu się mała zmarszczka.  
- Chyba nie jestem – powtarza za mną, jak echo. Nie brzmi to zbyt przekonująco.  
- Dajmy mu pospać. Tak słodko śpi. Ty pewnie i tak nic nie zjesz, a ja mogę zjeść płatki w sypialni – idę do lodówki po mleko, kiedy słyszę niski pomruk za plecami. Artur przygląda nam się, mrugając oczami.
- Cześć, już wstaliście?
- Jest po dziewiątej, więc "już” wstaliśmy – mówię z rozbawieniem – chcesz soku? Mam też wodę po ogórkach.  
- Może być ta woda. Podasz mi? – patrzy na mnie zaskoczony – Nie jesteś zła?
- A powinnam być?
     Teraz obaj patrzą na mnie trochę zdziwieni.  
- Pierwszy raz jestem w takiej sytuacji, więc nie wiem, jak powinnam zareagować. Jeśli chcecie, to mogę zrobić awanturę – podaję Arturowi szklankę z lekko mętnym płynem.
- Nie, tak jest dobrze – Adam odstawia szklankę na blat.
     Sadowię się na wolnym stołku z miską płatków z mlekiem. Artur odrzuca kołdrę, przeciągając się jednocześnie. Ma na sobie obcisłe bokserki, które pozwalają dostrzec, że natura hojnie go obdarzyła. Unoszę brwi, ale szybko odwracam wzrok, kiedy łapie spojrzenie Adama.
– Ogarnij się! – Adam warczy na Artura. Jednak jest trochę zazdrosny.  
     Pół godziny później wychodzimy z mieszkania.
- Daj mi kluczyki – wyciągam rękę w stronę Adama.
- Po co?
- Nie pozwolę Ci prowadzić w takim stanie. Widziałam rano, jak chodzisz – dodaję cicho, tak aby Artur nie usłyszał.
- Dobra – niechętnie podaje mi kluczyki – zakładam, że masz prawo jazdy?
- Owszem – mówię z wyższością.
     Mam tremę, bo nigdy nie jeździłam zagranicznym samochodem, ale okazuje się, że jazda golfem nie różni się wiele od jazdy fiatem czy polonezem. Odwozimy najpierw Artura. Mieszka niedaleko, w ładnym domu jednorodzinnym ze spadzistym dachem i dużą przeszkloną werandą.  
- Musimy kupić owoce na wieczór. Pomóż mi dojechać do hali.
- Dobra. Skręć teraz w prawo – Adam pochyla się lekko do przodu, jakby sam prowadził. Widać, że nie jeździ jako pasażer – Zawieziemy to od razu do klubu?  
- Tak. Potem muszę jechać na trening. Zastanawiam się, czy będziesz już mógł wrócić samochodem do mieszkania?
- A mogę pójść z Tobą? Chciałbym zobaczyć jak ćwiczysz. Tango już widziałem.  
- Jeśli chcesz? Myślę, że reszta nie będzie miała nic przeciwko.  
     Zakupy poszły nam zadziwiająco szybko. Jazda do Klubu też, zwłaszcza, że oswoiłam się już z samochodem Adama. W duchu dziękuję tacie za to, że pozwalał mi jeździć zawsze, kiedy tylko była taka okazja. Parkuję zgrabnie na krawężniku, najbliżej jak się da, bo torby z owocami ważą chyba tonę.
- Kurde, zdążymy to poprzestawiać? – sala wygląda jak zawsze. Stoliki trzeba będzie pozsuwać razem.
- Biorąc pod uwagę, że o tej porze i tak prawie nikt tu nie zagląda, możemy poprosić, żeby już to przestawili – Adam idzie do baru. – Bolek, poprzestawiajmy stoły, bo potem nie zdążymy ze wszystkim.
- A co mam powiedzieć Bogdanowi, jak przyjdzie? – barman bierze ode mnie torbę pomarańczy.
- Ja idę do samochodu po banany, a wy się dogadajcie – odwracam się na pięcie.
- Strasznie tego dużo – Adam dołącza do mnie po chwili.  
- Ludzi też będzie dużo – sapię z wysiłku – jakieś 60–65 osób. Jak Ty to robisz, że masz dwie takie siatki, jak moja jedna i niesiesz je bez wysiłku?
- Bo jestem facetem. My mamy mięśnie, a wy macie głowy do tego jak je wykorzystać – podśmiewa się.  
- Miałam pewien pomysł, ale nie bardzo się nadawałeś rano.
- Nie dręcz mnie, błagam, i tak mam strasznego kaca moralnego – Adam kręci głową - wynagrodzę Ci to.
- Zobaczymy…
     Pomagamy zestawić resztę stołów w rzędy. Barman wyciąga pakunek owinięty w szary papier.  
- Co to jest? – Adam pomaga mi odwijać.
- Obrusy.
-Skąd je wytrzasnęłaś?
- Wypożyczyłam z akademika.
- Zastawa też będzie?  
- Pewnie! Przywiozą razem z daniami i odbiorą w niedzielę.
- A ciasta?  
- Już tu są – odpowiada za mnie barman i prowadzi nas do drzwi obok baru. Wchodzimy do pokoju z szafami i biurkiem, zastawionym kartonowymi pudełkami – Bogdan będzie wściekły jak to zobaczy – szczerzy zęby w uśmiechu.
- Sam jest sobie winny – wzruszam ramionami – gdyby była tu porządna lodówka, nie zajęłabym mu biurka. Tak nawiasem mówiąc, ten Klub sporo by zyskał, gdyby można było tu coś zjeść, a nie tylko wypić drinka albo piwo.  
- Tak myślisz? – Adam zastanawia się chwilę – Może masz rację. Kurcze, wszystko zorganizowałaś! Mam nadzieję, że nie kosztem nauki?
- Nie, ale lekko nie było…
     Musimy się spieszyć, jeśli chcemy zdążyć na mój trening. Tak jak myślałam, Marek nie ma nic przeciwko obecności Adama. Tańczymy dziś nowy układ paso doble w formacji. Każda para ma krótką solówkę i nasza jest dość "soczysta”. Na rozgrzewkę tańczymy cza-cza i salsę. Adam przygląda nam się z zaciekawieniem.
- Nauczyłabyś go salsy – Marek szczerzy się do mnie.
- Mówisz o Adamie? Po co? Dobrze tańczy, ale standard to nie dla niego – prycham.
- Jak chcesz. No dobra dzieci, zabieramy się do roboty! – woła do nas i faktycznie zaczyna się orka. Zaczynamy razem cały układ i tańczymy go aż do solówek, potem tańczymy razem ostatnią część. Przerwa na złapanie tchu.
- Podoba Ci się? – podchodzę do Adama z butelką wody – chcesz trochę?
- Tak i tak – pociąga spoty łyk – Chciałabyś, żebym nauczył się tańczyć?
- Przecież umiesz tańczyć.  
- Chodzi o taki taniec. Chcesz żebym ćwiczył razem z Tobą?
- Nie obraź się, ale na to, to już trochę za późno. Jak nie zacząłeś w wieku szkolnym, to nie ma to wielkiego sensu. Poza tym to dla mnie trening, tak jak dla Ciebie tenis.  
- Jeśli chcesz, to możemy grać razem w tenisa. Nauczę Cię.
- Ale ja wcale nie chcę. Nie musimy uprawiać tej samej dyscypliny sportu.  
     Muszę wracać na parkiet. Zostawiam wiec Adama z butelką wody i trochę zawiedzioną miną. Teraz ćwiczymy solówki. Marek krąży wokół nas i poprawia nasze błędy.
- Jacek, okaż trochę uczucia! Ten taniec to pasja: kochasz ją i nienawidzisz. Przyciągnij ją do siebie, jakbyś chciał pocałować, a potem odepchnij!
     Mój partner wykonuje polecenie, ale zdecydowanie nie czuję w nim pasji. Za to za chwilę Marek tej pasji dostanie.  
- Kurde, chłopie, masz do czynienia z kobietą, a nie z manekinem. Popatrz – staje ze mną w parze. Tańczymy kilka taktów i Marek przyciąga mnie do siebie powoli, płynnym ruchem, pochyla lekko głowę, a ja wyciągam szyję i przenoszę ciężar ciała z nogi na nogę, kołysząc biodrami. Nagle Marek odpycha mnie od siebie gwałtownie. Odrzucam głowę, jakby wymierzył mi policzek.
- Widziałeś? – pyta Jacka.  
Wszyscy wokół stoją bez ruchu, jakby zastygli. Marek jest naprawdę dobry, nawet ja jestem zaskoczona. Adam patrzy jak urzeczony. Podchodzimy do siebie z Jackiem. Chciałabym mu jakoś pomóc.
- Wiesz co? – szepczę mu do ucha – wyobraź sobie, że jesteś ze swoja dziewczyną. Jak Ci to pomoże, to zamknij na chwilę oczy, ja Cię przytrzymam.
     Powtarzamy nasza solówkę kilka razy i jest zdecydowanie lepiej, ale scenki z Markiem nie udaje nam się przebić.
- Dobre to było – mówi Adam, kiedy wychodzimy po treningu – chciałbym umieć tak wyrazić uczucia ruchem.
- Potrafisz wyrazić więcej, niż Ci się wydaje – uśmiecham się tajemniczo. Przecież tańczyliśmy tamtego wieczoru, kiedy zaprosił mnie do wanny. Czułam doskonale, że jest miedzy nami chemia, jakiej nie czułam z nikim innym.
- Skoro tak mówisz…  
     Wstępujemy po drodze na pierogi, a potem jedziemy do mieszkania, żeby się wreszcie ogarnąć. Czuję przyjemne podniecenie na myśl o dzisiejszym wieczorze. Wymyśliliśmy, że można będzie dedykować piosenki swoim ukochanym albo przyjaciołom. Dedykacje nie będą imienne, czyli nie będzie wiadomo, kto komu dedykował piosenkę. Dedykujący może podnieść rękę i wskazać obdarowanego albo tylko dać obdarowanemu bilecik z dedykacją. Mam nadzieję, że to będzie niezła zabawa. To miała być tajemnica, ale musiałam powiedzieć Oli. Ciekawe, jaką piosenkę wybrała dla Radka? Muszę wyrównać szanse jej i Artura. No, ale z DD to Ola wygrywa w przedbiegach, przynajmniej, jeśli chodzi o wygląd.
Idę pod prysznic zrzucając po drodze ubranie.
- Idę do Ciebie – Adam ściąga koszulę przez głowę. Patrzę na jego nagi tors…
- Nie. Będziesz mi przeszkadzał, a muszę umyć głowę.
- Nie chcesz mnie? Dlatego, że się wczoraj upiłem?
- Nie, nie dlatego, ale musisz obiecać, że nie będziesz mnie zaczepiał. Mamy mało czasu, a musimy być wcześniej – potrzebuję z godzinę, żeby wszystkiego dopilnować. Ola obiecała, że będzie wcześniej, ale i tak mam kupę roboty.
- No dobra, myj się sama – zawód w jego głosie nie mija.
- Powiedz mi lepiej z jakiej okazji tak się wczoraj załatwiliście?  
- Musieliśmy pogadać. Jakoś tak samo wyszło – wzrusza ramionami.
- Pogadać, mówisz? O mnie też? – zakręcam prysznic i nakładam na włosy odżywkę.  
- O Tobie też – przyznaje zakłopotany.
- Ciekawe… - zawieszam głos i odkręcam wodę. Co oni znowu kombinują? Co ten Artur wymyślił? – doszliście do jakichś wniosków, o których powinnam wiedzieć? – wychodzę spod prysznica.
- Artur był zainteresowany zabawą w dwie pary – Adam otula mnie ręcznikiem i przyciąga do siebie.
- Co takiego? Ja chyba śnię!  
- Nie ma tematu. Powiedziałem, że się nie zgadzamy – Adam nachyla się do mojej mokrej szyi i zbiera ustami krople wody.  
- Nie pytając mnie wcześniej o zdanie? – i tak bym się nie zgodziła, ale mógł zapytać.
- No wiesz? Chciałabyś się kochać z Arturem? – nie mogę wyczuć, czy jest naprawdę zszokowany, czy tylko udaje.
- Aaaa, to o to chodzi? Myślałam, ze tylko mielibyśmy się kochać w tym samym pokoju – ciekawa jestem jego reakcji.
- No tak, ale potem wchodzi w grę zamiana – powoli zsuwa mi ręcznik, obnażając piersi.
- Artur to pestka, ale nie chcę żebyś się kochał z tą jego brombą – wydymam usta.
- Jak to, pestka? Mogłabyś się z nim kochać?  
- A dlaczego nie? Jest przystojny – zanurzam palce we włosy Adama i przyciągam jego głowę do piersi.
- Zaskakujesz mnie! – odsuwa się na chwilę i ręcznik opada na podłogę – Czy prowokujesz?
- Dość! Jeszcze chwila i zamiast szykować się na imprezę, wylądujemy w łóżku, albo tu na podłodze.  
- Ja jestem gotowy – zsuwa dżinsy i widzę, że nie kłamie – Chodź, szybki numerek, proszę.
- O nie, nic z tego – mój opór słabnie, ale rozsądek bierze górę - Idź się myć!
     Suszę włosy, zerkając ukradkiem na Adama, stojącego w strugach wody. Uwielbiam patrzeć, jak się myje. Gdyby wiedział, jak to na mnie działa, chyba nie wypuściłby mnie z łazienki. Odwracam się do lustra, bo czuję falę gorącej krwi, która spływa mi do złączenia ud. Rany, chyba upuszczę suszarkę! Woda przestaje szumieć. Adam wychodzi spod prysznica cały mokry. Mam ochotę go wytrzeć.
- To co, nadal Ci Artur w głowie? – bezczelnie stoi z ręcznikiem przerzuconym przez ramię.
- Wiesz, gdyby nadal był z Olą, to może nawet wzięłybyśmy to pod uwagę, ale skoro się rozstali… - rozkładam ręce.
- Tak prawdę powiedziawszy, to ta Twoja Ola chodzi mu nadal po głowie – Adam uśmiecha się kącikiem ust. Mnie za to, zupełnie nie jest do śmiechu.
- Jeśli się do niej zbliży, to pożałuje. Mówię poważnie! Nie dam jej skrzywdzić. Są z Radkiem naprawdę zakochani i szczęśliwi. Jak ten drań spróbuje jakichś sztuczek, to będzie miał we mnie wroga na śmierć i życie – aż mi zasycha w gardle.
- Spokojnie – jest zaskoczony moim wybuchem – Artur to naprawdę porządny gość. Poza tym, jest moim przyjacielem.
- A Ola jest moją przyjaciółką i musiałam patrzeć, jak płacze przez tego "porządnego gościa”. Nie chcę tego więcej oglądać! Zresztą, na nas też to miało wpływ. Kto wie, czy nie byłoby inaczej, gdyby Artur nie zostawił Oli w taki sposób?
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Tylko to, co powiedziałam!  
- To znaczy, że o NAS decyduje ktoś inny niż Ty i ja?  
- Nie. Tak nie uważam, ale kiedyś mogło tak być. Nie wiesz wszystkiego i nie zamierzam teraz Ci tego tłumaczyć. Po prostu przyjmij do wiadomości, że Ola jest dla mnie jak siostra i jeśli stanie jej się krzywda, to nie będzie miało dla mnie znaczenia, czy to Twój przyjaciel i czy Ci się to podoba! – dyszę ze złości.
     Nagle dociera do mnie, że jest mi zimno. Stoimy oboje nadzy w łazience i wrzeszczymy na siebie. Nastrój diabli wzięli. No i dobrze! Niech sobie nie wyobraża, że będę stała i patrzyła, jak Artur pogrywa sobie na uczuciach Oli. Mnie szkoli z empatii, a sam, co robi?
- Chodźmy się szykować – Adam mówi cicho i dziwnie spokojnie – w końcu jesteśmy gospodarzami, nie?
     Zakładam krótką czarną sukieneczkę ze srebrnymi suwakami pod szyją i na rękawach. Mocno opina figurę. Cudnie by do niej pasowały te szpilki, które Adam schował w kanapie (te od Bogdana), ale nie mam odwagi o nie zapytać. Zresztą, sukienka wisiała na drzwiach sypialni od rana, więc, gdyby uznał, że warto mi je dać, to pewnie by to zrobił. Z drugiej strony, jeśli Bogdan tam przyjdzie, a tego nie da się wykluczyć, to wolę go nie prowokować.
     Jedziemy do klubu taksówką. Prawie nie rozmawiamy, nie licząc wymiany poglądów na temat dań i muzyki. W końcu mam tego dość.
- Słuchaj, ten chłopak, który dzisiaj gra, no ten, na którego mówicie Marley, jak on ma właściwie na imię?
- Zbyszek, ale nie mów nikomu. Chyba by mnie zabił, jakby wiedział, że Ci powiedziałem – Adam patrzy przed siebie zamyślony. Co ja bym dała za to, żeby wiedzieć, o czym teraz myśli? Mam ochotę przytulić go i powiedzieć, że mi przykro i że nie chcę się kłócić... Kocham go. Taksówka zatrzymuje się gwałtownie i Adam sięga po pieniądze. Wysiadamy przed samym klubem. Całe szczęście, bo zimno jest niemiłosierne. Luty daje nam w kość. Nawet do zoo nie chce nam się wyjść przez ten ziąb.  
Klub wita nas przyjemnym ciepłem i cudownym zapachem ciasta. Nakrywamy obrusami resztę stolików. Za pół godziny powinni przywieźć kanapki i gorące dania. Na razie rozstawiam szklanki z paluszkami i miseczki wypełnione orzeszkami ziemnymi i drobnymi ciasteczkami. Barman, nazwany przez Adama Bolkiem, rozstawia sprawnie szkło i talerze.
- Ola, ale super!  
     Odwracam się i widzę Olkę z Radkiem rozglądających się po klubie. Dopiero, co weszli. Ola wygląda olśniewająco. Ubrała się w połyskującą sukienkę w kolorze wina, która jest jakby tłem do jej świeżo ufarbowanych płomiennie-rudych włosów. Jednak większe wrażenie robi na mnie Radek. W ciemnogranatowych dżinsach i białej koszuli niedbale rozpiętej pod szyją, z narzuconą na ramię marynarką w jaśniejszym odcieniu granatu, wygląda niesamowicie. Twarz ma ogorzałą od słońca, a włosy obcięte zupełnie inaczej niż zwykle, wygolone na karku i dłuższe na czubku.  
- Wiesz, że się gapisz na mojego chłopaka? – Ola marszczy brwi, udając zagniewaną.
- Radek, nie poznaję Cię! – zarzucam mu ręce na szyję, nie zwracając uwagi na Olkę – Co to za fryzura?
- Ola lubi, jak mam odsłonięty kark, a wiesz, że ja nie potrafię jej niczego odmówić – szczerzy białe zęby w szerokim uśmiechu.
     To zadziwiające, jak ten łagodny olbrzym zmienił się przy Oli. Aż nie mogę uwierzyć, że jest naszym rówieśnikiem. Taki pewny siebie, a jednocześnie uprzejmy, emanujący jakąś siłą, która budzi respekt. Ale najważniejsze, że jest zakochany w Oli do szaleństwa. Zastanawiam się, czy Olka odwzajemnia mu choć w połowie te uczucia.
- Dość tego obściskiwania! – Adam wyciąga ręce do Oli, a ona całuje go w policzek.
- No to jesteśmy kwita – odsuwam się od Radka. Nagle moją uwagę przykuwa gruby rzemyk na jego szyi, a na nim coś połyskującego.
- Co to jest? – staję na palcach, żeby zajrzeć w rozchyloną koszulę na jego torsie.
- Pół mojego serca – mówi poważnie i rozchyla koszulę, ukazując jakby pękniętą połówkę serduszka. Jest ze srebra, gładka, oksydowana – drugą połowę ma Ola.  
     Dopiero teraz widzę, że faktycznie Ola ma na szyi podobny rzemyk z połówką serca. Jej połówka jest bardziej lśniąca, wypolerowana i ma maleńką cyrkonię, połyskująca przy każdym ruchu.
- Ja dostałam tę lepszą połówkę – uśmiecha się do Radka tak, że coś chwyta mnie za serce. Czuję ucisk w gardle.
- Gdzieś Ty to wypatrzył? - Adam ogląda obie połówki z zaciekawieniem.
- Zamówiłem u złotnika w Zakopanem, jak byliśmy z Olą na nartach.  
- A nie smutno im osobno? – porównuję obie połówki, czy rzeczywiście pasują do siebie.
- Och, spotykają się dość często – Ola chichocze – Dzięki wam, co weekend.
- No, czasem nawet częściej – Radek przesuwa dłonią po kręgosłupie Oli, mrużąc przy tym oczy, jak kot.
     Kim on jest i co zrobił z Radkiem, którego znałam? To facet z krwi i kości! Niepotrzebnie się zdenerwowałam Arturem. Jeśli zrobi krok w stronę Oli, to Radek go zabije. Łapię spojrzenie Adama i widzę, że on chyba myśli o tym samym.
- No co jest? Co tak zamilkliście? – Ola delikatnie potrząsa mnie za ramię – Do roboty!
- To my idziemy ogarnąć w biurze, a wy z Radkiem przygotujcie ze dwa stoliki koło baru na termosy z barszczem i gorącymi daniami. Coś mi się wydaje, że właśnie przyjechali – ruszam w kierunku szatni.  
     Jakimś cudem udaje nam się wszystko dopiąć na ostatni guzik przed pierwszymi gośćmi. Idę jeszcze do Marleya, nie chcę ryzykować, że ktoś mnie uprzedzi z piosenką. Ola właśnie schowała karnecik do torebki.  
- Radek coś zamówił, ale Marley nie chce mi zdradzić tytułu – marszczy nos.  
- I dobrze! Takie są zasady – rozkładam ręce – Może zamówił coś dla innej dziewczyny, a nie dla Ciebie?
- Jeszcze czego! Niech tylko spróbuje!
     Powoli schodzą się goście. Na razie ludzie, których nie znam. Adam nas sobie przedstawia, ale nie sądzę, żebym była w stanie zapamiętać więcej, niż kilka imion. Wreszcie jest Justyna z Maćkiem, a zaraz za nimi Artur i DD. Na szczęście robi się tłok, bo właśnie przyszła połowa mojej grupy i nie mamy okazji zbyt długo gadać. Nie cierpię tej baby, nic na to nie poradzę. Rozglądam się za Rafałem, mam nadzieję, że przyjdzie. Jest!
- Cześć, tak się cieszę, że jesteś! – nie muszę udawać radości na jego widok – Nie rozmawiałam z Adamem. Może w ogóle nie będzie trzeba – szepczę mu do ucha. Całuje mnie w policzek. Jest słodki, kiedy to robi. Przypomina mi Kubę.
     Marley zaczyna nam grać. Jest mistrzem świata w dobieraniu piosenek. Zazdroszczę mu wiedzy na temat muzyki. Adam gada z Pawełkiem. Alicja i DD wyglądają razem jak dwie wiedźmy. Zerkam na Artura i widzę, że obserwuje Olę i Radka. Muszę się dowiedzieć, co zamówił u Marleya. Mam nadzieję, że mi powie.  
- Witaj, najpiękniejsza! – słyszę za plecami i już wiem, że Bogdan jednak postanowił mnie dzisiaj podenerwować.
- Witaj – uśmiecham się uprzejmie – co Cię sprowadza?  
- Idę sprawdzić, czy jeszcze mam biuro. Podobno urządziłaś tam ciastkarnię – taksuje mnie wzrokiem – Ładnie wyglądasz. Szkoda, że nie mam już tych sandałków. Pasowałyby idealnie! Namyśliłaś się? – dodaje szeptem.
- Cześć Boguś – Adam wybawia mnie z opresji – chodź do nas. Ola ma urwanie głowy, nie przeszkadzaj jej.
     Ostatni są Marek z Elą i jeszcze dwie pary, z którymi tańczę. Teraz wreszcie mogę się zająć swoimi sprawami.
- Hej, Marley, mam do Ciebie sprawę – przymilam się – Jak zamówienia? Dasz radę?
- Jasne! Mam prawie wszystko, czego ludzie chcieli. Jak nie miałem, to brali coś innego z mojej kolekcji. Zobacz listę – pokazuje mi zabazgraną kartkę.
- Muszę Cię o coś zapytać – wzdycham.
- Nie powiem Ci, czy Adam coś zamówił – ostrzega od razu.
- Nie o niego mi chodzi – śledzę listę utworów – Chcę wiedzieć, co zamówił Artur.
- Nie mogę Ci powiedzieć. Taka była umowa – patrzy zaskoczony – dlaczego akurat on?
- A jak zgadnę, to mi powiesz, albo kiwniesz głową? – pytam nagle.
-OK.
     Wskazuję na "Slave To Love” Bryana Ferry, a Marley kiwa nieznacznie głową.
- To drań! – syczę – zamówił to dla Darii?  
- Dla swojej dziewczyny – Marley jest podekscytowany moją reakcją – Powiedz mi o co chodzi, błagam! Uwielbiam takie smaczki.
- Dobra, ale zawrzemy układ – mówię z namysłem – przed tą piosenką puścisz coś, co znam, żebym mogła wyjść.
- Ale mi powiesz? – upewnia się.
- Tak
- OK., puszczę Witney "Wanna Dance…” Teraz mów.
     Oględnie opowiadam mu o Oli i Arturze i o tym, że razem oglądaliśmy film, a teraz ona jest szczęśliwa, a Artur może to popsuć. W końcu przeciągam Marleya na swoją stronę.  
- Mamy pierwszą dedykację – woła Marley, kiedy odchodzę – czy dowiemy się, kto to? Zaśpiewa nam Paul Young –" Every Time You Go Away”!
     Słucham słów z bijącym sercem. Czy to dla mnie?  
”Every time you go away,  
you take a piece of me with you...”

     Adam spokojnie rozmawia z Pawełkiem. Nie, to nie on zamówił. Czuję ukłucie zawodu, kiedy jakiś chłopak, którego nie znam, podnosi rękę i prowadzi na parkiet dziewczynę w kremowej sukience. Tańczą przez chwilę sami, a potem dołączają się inni. Piękne słowa, oddają wiele z tego, co nam się przydarzyło. Siadam obok Adama.  
- Jadłaś coś? – przygląda mi się jakoś dziwnie.  
- Jeszcze nie – nakładam sobie kanapkę – a Wy jedliście? Jak wam smakowało?  
- Dobre. Naprawdę sama to zorganizowałaś? – DD patrzy na mnie z niedowierzaniem.
- No, prawie – uśmiecham się do Adama – ale gorące dania i ciasta to faktycznie ja. Będzie jeszcze barszczyk i paszteciki, ale później – dodaję.
- Chodźmy zatańczyć – Adam wstaje i podaje mi rękę – chyba, że wolisz posiedzieć i odpocząć.
- Nie! Tańczmy póki Marley tak pięknie nam gra.
     Rzeczywiście, muzyka jest niesamowita. "It Must Have Been Love" – Roxette, a zaraz potem Stevie Wonder i “I Just Called To Say I Love You”. Adam jest jakiś zamyślony. Może ta muzyka tak na niego działa? Kiedyś słyszałam, że ludzie wykształceni muzycznie, wykazują w tym względzie większą wrażliwość. I wtedy Marley ogłasza "Paris, Paris” Malcolma McLarena.  
“Buy this album!  
I feel love, Paris Paris  
Love to love, Paris Paris  
Feelings so close to my heart …”

     Kiedy rozlegają się pierwsze słowa, słyszę przeciągły pisk radości i widzę Elę w objęciach Marka. Po prostu wskoczyła na niego i oplotła udami jego biodra. Co się dzieje?
- Jadą do Paryża na konkurs tańca. Właśnie jej powiedział, że się zakwalifikowali – Asia z naszego zespołu tanecznego przekazuje mi informacje z wypiekami na twarzy.
- Rany! Ale fajnie – zerkam na Marleya. Jest w siódmym niebie. Po prostu uwielbia takie sceny – Ela, Marek! – wołam – Gratulacje!
- Tak, kochani, gratulujemy Wam z całego serca, a dla tych, którzy jeszcze nie słyszeli nowiny podaję, że Marek i Ela zakwalifikowali się do konkursu w Paryżu w tańcu towarzyskim. Posłuchajmy jak Catrin mówi o Paryżu – Marley zerka na mnie – a za chwilę Witney i "I Wanna Dance With Somebody”.
- Wiesz co, Adam, podamy coś. Kanapki prawie poszły, a barszcz będzie za jakieś dwie godziny.
- Pomóc Ci?
- Nie, poproszę Olę. Obiecała, że będzie się udzielać. Idź zabawiać gości, gospodarzu – podśmiewam się – Bogdan chyba się szykuje do wyjścia. Pożegnaj go ode mnie.
     Witney śpiewa, a ja zgarniam Olę do "gabinetu” Bogdana. Rozkładamy wędliny na półmiski i duże talerze przywiezione z mieszkania Adama, kiedy rozlegają się pierwsze takty "Slave To Love”. Ola słucha przez chwilę i odwraca się do mnie.  
- Specjalnie mnie tu wyciągnęłaś? – przygląda mi się z półuśmiechem na ustach.
- Nie chciałam żebyś tego słuchała przy Arturze – bąkam – mam nadzieję, że nie jesteś zła. On to zamówił.
- Olu – zarzuca mi ręce na szyję – jesteś kochana, ale niepotrzebnie się martwisz. Jestem taka szczęśliwa. Mam faceta o jakim każda kobieta marzy.
- Widzę, tylko bałam się, że… - szukam słów – no wiesz, było wam tak dobrze w łóżku.
- Jest mi sto razy lepiej – szepcze.  
- Boże, dzięki Ci! – oddycham z ulgą – chodźmy z tymi półmiskami.
     Wołam do pomocy Bolka i po kilku minutach wszystko wędruje bezpiecznie na stoły. Szukam wzrokiem Adama, ale nigdzie go nie ma. Pewnie odprawia Bogdana w szatni. Widzę za to Rafała przeciskającego się do nas między ludźmi.
- Teraz tajemnicza dedykacja, która brzmi niewinnie, ale kto wie? – Marley zniża głos - Zespół Queen i “Friends will be Friends “!  
- To dla Ciebie, ale chyba wolisz dyskrecję – Rafał wręcza mi karnecik.
- Naprawdę, pomyślałeś o mnie? – wzruszenie odbiera mi głos. Zarzucam mu ręce na szyję nie zważając na zdumioną minę Oli.
- Jesteś jedyną osobą, z którą nie boję się rozmawiać o sobie. Kocham Cię za to – szepcze mi do ucha – jak siostrę – dodaje jeszcze ciszej.
- Chyba powinniśmy porozmawiać – Adam wyrasta jak spod ziemi. Lodowate spojrzenie jego ciemnych oczu powoduje, że odskakujemy od siebie natychmiast.
- OK., porozmawiajmy – Rafał przełyka ślinę.
- Nie! – ucinam patrząc na Adama – Ja to załatwię.
- Proszę państwa Jennifer Rush i “The Power Of Love” – Marley znowu zniża głos – zadedykowała to kobieta. Czy wiemy komu?
“The whispers in the morning  
of lovers sleeping tight…”
- Wybaczcie, ale musze iść – widzę panikę w oczach Oli. Podnosi w górę rękę
- Idź! – popycham ją w stronę Radka – Wszystko w porządku.  
Jennifer śpiewa mocnym głosem:

“…I hold on to your body  
and feel each move you make
Your voice is warm and tender
A love that I could not forsake

'Cause I am your lady  
and you are my man
Whenever you reach for me,  
I'll do all that I can…”

     Patrzę chwilę na Radka i Olę zapatrzonych w siebie, jakby świat wokół nich przestał istnieć. Wzdycham ciężko i odwracam się powoli do Adama.
- Więc to prawda – warczy, mrużąc oczy i robiąc krok w stronę Rafała.
- Owszem, byliśmy na kolacji – staję pomiędzy nimi – Rafał, zostaw nas samych, bardzo Cię proszę.
- Na pewno? – Rafał jest blady jak ściana.
     Kiwam głową w jego stronę i patrzę, jak powoli idzie do stołu, oglądając się co chwilę za siebie.
- Co teraz będzie? Znowu odejdziesz? – Adam przygląda mi się w napięciu.
- Dlaczego tak sadzisz? Bo poszłam z kolegą na kolację? Ty chodzisz z kolegami na wódkę, na tenisa albo na obiad i ja nie robię z tego sprawy.
- Wiesz dobrze, o co mi chodzi! – wybucha – Od jak dawna się spotykacie? To nie była zwykła kolacja. Nie powiedziałaś mi, dokąd idziesz. Od jak dawna mnie oszukujesz? Po prostu mi powiedz – jego głos łagodnieje – proszę. Chcę tylko wiedzieć.
- Nie oszukuję Cię. Ale masz rację, to nie była zwykła kolacja – widzę, jak jego twarz się mieni pod wpływem moich słów – to było pewne zobowiązanie. Rafał pomógł mi w zeszłym roku i wisiałam mu przysługę. Teraz poprosił, żebym poszła z nim na kolację, ale nie mogłam nikomu o tym powiedzieć. Taki był układ.
- I ja mam w to uwierzyć? – oddycha szybko, ale stara się nad sobą panować – Kochasz się ze mną, a za chwilę idziesz na romantyczna kolację i wmawiasz mi, że to układ? Zadedykował Ci piosenkę. Kochałaś się z nim?
- Trochę przesadziłeś – teraz we mnie wzbiera gniew – ale dobrze, powiem Ci! Tylko przysięgnij, że nikomu nie powiesz.
- Co?
- Przysięgnij!
- Przysięgam – wzrusza ramionami.
- Rafał jest gejem. Chciał pokazać się ojcu i jego kolegom z laską. Dlatego musiałam obiecać, że nikomu nie powiem i musiałam udawać, że jestem jego dziewczyną – patrzę z satysfakcją, jakie to na nim robi wrażenie – Ty akurat powinieneś zrozumieć, co to znaczy dochować tajemnicy, prawda?  
     Patrzy na mnie w milczeniu. To trwa chyba wieki.
- Kochani, teraz jedna z najpiękniejszych piosenek o miłości, jakie kiedykolwiek powstały. Diana Ross i Lionel Richie zaśpiewają nam "Endless Love”. To również moja ulubiona piosenka: Moja miłości, w moim życiu jesteś tylko Ty!, Jest to jedyna właściwa rzecz. Moja pierwsza miłości, jesteś każdym moim oddechem. Każdym krokiem jaki zrobię – cytuje nam z pamięci Marley.
     Kątem oka widzę, jak Radek podnosi w górę obie dłonie. Czuję, jak łzy zbierają mi się pod powiekami, kiedy Ola podchodzi i ujmuje jego twarz w dłonie. Staje na palcach, a on pochyla się i całują się namiętnie, nie zważając na innych. Ale nikomu to nie przeszkadza. Może poza Arturem, który siedzi nachmurzony.
- Co ja mam z Tobą zrobić? – Adam wzdycha ciężko – Nigdy nie jestem pewien, co zrobisz. Nie powiedziałaś mi wtedy, a teraz mogłaś?
- Tak, bo Rafał wiedział, że to się wyda i że będę miała przez to kłopoty. Zobacz, co mi zadedykował – pokazuję Adamowi karnecik - A tak na marginesie, Bogdan nas widział. To on Ci powiedział?
- Nie. On doskonale wie, że jesteśmy razem – patrzy na mnie ze zbolałym wyrazem twarzy – Źle go oceniasz. Pewnie nie powiedział mi, żeby Ci nie robić kłopotów. Wiem od Pawełka.
- Jasne – wydymam usta – żeby mi nie robić kłopotów. Wiesz, dlaczego Ci nie powiedział? – prycham - Bo chciał, żebym z nim poszła do łóżka w zamian za coś, na czym Ci bardzo zależy.  
-Cooo? – brak mu tchu - A co Ty na to?
- A co ja mogę odpowiedzieć na takie zaczepki? To Twój kolega, nie mój! Powiedział mi jeszcze, że nie powinnam mieć skrupułów, bo Ty też nie jesteś ze mną szczery. Fajny kolega, nie ma co!
     Dociera do nas cudowny głos Barbry Streisand:
“Life is a moment in space,  
when the dream is gone
it's a lonelier place…”


- Tej pani nie muszę przedstawiać, – Marley wzdycha tęsknie do mikrofonu – po prostu "Woman In Love”. Czy dowiemy się, komu tak śpiewa?
- Ola - Adam ujmuje moją twarz w dłonie – myślałem, że oszaleję, jak Pawełek mi powiedział. Nie mogłem uwierzyć, ale bałem się, że będzie jak poprzednio. Jeszcze po tej rozmowie dziś rano. Nie wiedziałem, co myśleć...
- No to teraz wiesz – mówię ze łzami w oczach – To dedykacja dla Ciebie – dodaję, kiedy Barbra śpiewa:

“I am a woman in love
and I'd do anything
to get you into my world,  
and hold you within.
It's a right I defend
over and over again.
What do I do?”
     
     Patrzy na mnie ze zdumieniem. Po chwili przyciąga mnie do siebie i powoli kołyszemy się w tańcu. Nie potrzebujemy słów. Wystarczą nam słowa piosenki, które zapadają w nas i koją rany, które sobie zadaliśmy. Jak cudownie wiedzieć, że wszystko między nami jest już w porządku. Jestem pewna, że w tej chwili, jeszcze co najmniej trzy osoby oddychają z ulgą, widząc nas splecionych w tańcu. Chciałabym tak tańczyć bez końca.  
- Moi drodzy, lista życzeń jest jeszcze długa. Teraz Paul Young i “Come Back And Stay”!
     Spoglądam Adamowi w oczy, ale kręci przecząco głową. Może był na mnie zły i w ogóle nie chciał niczego dla mnie zamówić? Lepsze to, niż "Broken Glass”, pocieszam się w myślach. Tańczymy przytuleni do siebie, kiedy obok nas pojawia się Ola z Radkiem.
- W porządku? – Ola zagląda mi w oczy, a ja szybko kiwam głową.
- Przepraszam Was. To wszystko przez moje głupie pomysły – Rafał ostrożnie wychyla się zza Radka.
- Nie ma sprawy – Adamowi chyba jest głupio – Po prostu, kiedy chodzi o Olę, reaguję trochę nerwowo - przygarnia mnie ramieniem i zagląda mi w oczy.
- Ja to rozumiem – Radek obejmuje swoją Olkę w pasie – Jak się kogoś kocha, to człowiek jest zazdrosny i nie myśli logicznie – zerka na Rafała z uśmiechem – ja bym tam najpierw gościowi przylał. Tak na wszelki wypadek.
- Na szczęście łączą nas z Rafałem wyłącznie stosunki koleżeńskie – mówię szybko i zerkam na Adama. Znów ma ten wyraz twarzy, jakby błądził myślami gdzieś daleko. Chyba mówienie o uczuciach w obecności tylu osób, wprawia go w zakłopotanie.  
- Siądźmy na chwilę albo zamówmy po drinku – wskazuję głową bar – ja stawiam.
- Zaraz przyjdę – Adam zostawia nas na chwilę.
- Naprawdę przepraszam. Głupio wyszło – Rafał ma zbolałą minę.
- Daj spokój. Gdyby nie ta papla-Pawełek i jego tatuś, nic by się nie stało – patrzę na plecy Pawełka z takim obrzydzeniem, jakby to była ropucha – Inna sprawa, że mogłam powiedzieć Adamowi dzisiaj rano, ale jakoś nie było okazji. Najważniejsze, że jest już dobrze.
- To co, udobruchałaś lwa? – słyszę za sobą drwiący głosik Alicji.
- Jak widzisz – uśmiecham się z przesadną słodyczą.
- Piękna deklaracja uczuć: Woman In Love, no, no. Kto by pomyślał? – dołącza do nas Pawełek.
- Szkoda, że taka jednostronna – Alicja z nagłym zainteresowaniem ogląda nasze drinki – ale drapieżniki lubią niezależność. Trudno je oswoić.
- Jednak niektórym się udaje – Olka opiera się niedbale o bar.
- Co to za zgromadzenie? – Adam uśmiecha się do nas, nieświadomy, że jest przedmiotem rozmowy. Bierze mnie za rękę i pociąga w swoją stronę.
- Następna dedykacja! Terence Trent D'Arby i “Sign your name” – Marley uśmiecha się do nas szeroko

“Sign your name
Across my heart
I want you to be my baby
Sign your name
Across my heart
I want you to be my lady…”

- To dla Ciebie, moja Maleńka – Adam szepcze mi do ucha i kładzie sobie moją dłoń tam, gdzie uderza koniuszek serca.  
- Jest tam? – nie wiem, jakim sposobem udaje mi się wydobyć głos ze ściśniętego gardła.  
- Co?
- Moje imię.
- Nie czujesz go? Mogę je wytatuować, jeśli chcesz.
- Nie! Wystarczy, że ja będę wiedziała, że tam jest.
- Jest na pewno. Ja je czuję.
     Czuję ucisk w gardle, ale tak mi dobrze... Tańczymy przytuleni do końca piosenki, a potem do końca następnej, i następnej… Wreszcie Marley podkręca tempo i schodzimy z parkietu. Radek puszcza do mnie oczko znad szklanki, więc idę w jego kierunku. Adam skręca do baru po nasze drinki.
- Szkoda, że nie widziałaś miny Alicji – Radek cmoka z uznaniem, patrząc na Olkę.
- Co jej zrobiłaś? – pytam szybko, zanim wróci Adam.
- Powiedziałam, że lew to też kot i można go oswoić, ale trzeba wiedzieć, gdzie go podrapać. Koty lubią pieszczoty, no nie?
- Co tam knujecie, Oleńki? – Adam wręcza mi drinka, przyjemnie grzechoczącego lodem.
- Zastanawiamy się z Olą, czy wiem, jak Ci sprawić przyjemność? – patrzę na niego z powagą.
- Niech pomyślę – pociera kciukiem brodę i udaje, że się zastanawia – jest parę rzeczy, których nie robiłaś, ale jak do tej pory, nie narzekam – śmieje się radośnie, jak dziecko, widząc moją minę. Uwielbiam, kiedy jest taki.
     Siedzimy i gawędzimy z Olą i Radkiem, kiedy czuję na sobie uporczywe spojrzenie. Kiedy podnoszę głowę, łapię Artura, który mi się przygląda. Wstaje powoli i podchodzi do nas.  
- Porwę Ci na chwilę Olę – mówi do Adama i nie czekając na odpowiedź bierze mnie za rękę.
- Fajnie to zorganizowałaś. Nie wyglądasz na taką gospodynię – okręca mnie i przyciąga do siebie – Adam wie, co dobre.
- Chyba przesadzasz – oponuję, ale komplement sprawia mi przyjemność – bez Adama nie dałabym rady!
- Olka się chyba dobrze bawi? Wygląda na szczęśliwą – patrzy mi w oczy – jak myślisz, mogę z nią zatańczyć?
- Chyba lepiej nie – mówię szybko – Radek jest strasznie zazdrosny, a nie darzy Cię wielką sympatią. Może odpuść sobie tym razem? – odchylam się lekko, aby spojrzeć mu w oczy – Daria już Ci się znudziła?
- Nie - mówi niechętnie - ale to chyba nie to. Kurde, dlaczego ja Ci to mówię?
- To zostanie między nami – nachylam się do jego ucha – ale zostaw Olę w spokoju, proszę. Nie zawsze da się naprawić to, co zepsujemy. Nie kosztem szczęścia drugiej strony.
     Nic nie mówi. Marley przerzucił się na szybsze kawałki. Gra jakąś piosenkę Modern Talking, której nie jestem w stanie zidentyfikować. Wszystkie brzmią dla mnie podobnie. Artur dobrze tańczy, skubany! Okręca mnie kilka razy i przechyla tak, że prawie dotykam włosami podłogi. Prostuję się ze śmiechem. Lubię tak tańczyć! Bawimy się świetnie.
- Dobrze tańczysz – mówię z uznaniem.
- Mam dobrą partnerkę – czaruje mnie uroczym uśmiechem. Potrafi zawrócić w głowie, tego jestem pewna. Znów mnie okręca, a potem przyciąga do siebie, tak że opieram się o niego całym ciałem. Nasze twarze naprzeciw siebie i oczy… Mierzymy się wzrokiem, ale bez wrogości, której się spodziewałam. Jego oczy są szare, inne niż oczy Adama. Nie ma w nich tej głębi, albo ja nie potrafię jej dostrzec.  
- Oddasz mi moją dziewczynę? – Adam łagodnie zdejmuje moją rękę z ramienia Artura.
- Jasne! – Artur uśmiecha się, jakby trochę zmieszany. A może tylko tak mi się wydaje?
- O czym tak gadaliście? – Adam zakłada sobie moje ramię na szyję.
- Oczywiście o Tobie, zazdrośniku – patrzę mu w oczy. Są ciemne, z rozszerzonymi źrenicami, pełne ciepła i jakiejś melancholii. Uwielbiam to spojrzenie – Zawarliśmy rozejm.
- To dobrze, bo już myślałem, że Cię podrywa.
- Artur? Mnie? Dobre sobie!
- Myślisz, że mu się nie podobałaś? Tylko, że ja Cię pierwszy wypatrzyłem.
- Cha, cha, cha! Bardzo śmieszne! – prycham - Jemu ciągle Ola w głowie. Mam nadzieję, że dotarło do niego to, co mu powiedziałam.
- Och, ty strażniku szczęścia innych – kręci głową – zatroszcz się też o mnie.  
     Wygląda na zmęczonego. Chyba dwie noce z rzędu, to dla niego trochę za wiele. Wypiliśmy tyle, że gdyby nie to, że tańczymy, pewnie ciężko byłoby nam utrzymać równowagę.  
- Chcesz już wracać? – pytam.
- Tylko, jeśli Ty chcesz. Część ludzi już poszła. Nie musimy siedzieć do rana. Bolek pozamyka, a jutro rano przyjdą ludzie do sprzątania.  
- No to możemy iść. Talerze zabierzemy jutro. Która godzina? – straciłam rachubę czasu.
- W pól do trzeciej.      
Tańczymy jeszcze kilka minut. Ola z Radkiem też się zbierają. Rafał już dawno odpadł. W tle "It Must Have Been Love", ale niewiele osób tańczy. Idziemy do Bolka, upewnić się, że zadba o wszystko i możemy iść. Po drodze do domu prawie zasypiam w taksówce. Dopiero teraz czuję, jaka jestem zmęczona. Wystarcza mi jeszcze siły na szybki prysznic i zmycie makijażu. Padam do łóżka i zasypiam, zanim Adam wraca z łazienki.
Siadam na łóżku i rozglądam się za Adamem. Nigdzie go nie ma. Nagle czuję coś ciepłego i miłego na kolanach. Boże, to lew! Kładzie głowę na moich udach, łasi się, a ja wsuwam dłonie w jego miękką grzywę. Mruczy jak kot, nie boję się go. Unoszę jego głowę i wpatruję się w złociste oczy, które zaczynają ciemnieć, aż stają się czarne i pełne głębi. Zamiast lwa mam przed sobą… Adama! Jak to możliwe? Aha, to mi się śni! Ale fajny sen. Niech jeszcze trwa. Adam bierze moją dłoń i kładzie ją sobie na sercu. Czuję, jak robi się ciepła. Parzy! Odrywam dłoń od jego ciała. Na skórze pozostaje czerwony ślad, jakby tatuaż. Przyglądam mu się uważnie, a on zaczyna się układać w litery: "Aleksandra”. Jezu, to moje imię!  
- Nie boli Cię to? - dotykam liter opuszkami palców, a one zaczynają płonąć.
     Krzywi się, ale po chwili uśmiecha i kręci głową. Litery płoną coraz mocniej. Nie chcę tego! Chcę się obudzić! Nagle ten obraz znika i znów mam na kolanach płową grzywę lwa. Łasi się do moich kolan. I znów czuję przy sobie Adama. Ciepła dłoń wsuwa się pewnym ruchem między moje uda. Ale przyjemnie…
- Śpisz? – Adam mruczy mi do ucha.
- Nie, ale miałam sen… - przeciągam się.     
- Tak? Co ci się śniło? – czuję w sobie jego palce.
- Że byłeś lwem, ale oswojonym… - mruczę sennie.
- Mmmm, podoba mi się – gryzie delikatnie moją dolną wargę i rozchyla mi usta językiem. Całujemy się powoli, leniwie. Wyciąga palce z mojej szparki i układa się na mnie, nie przestając całować. Obejmuję go udami i przyjmuję jego twardy członek z głębokim westchnieniem. Kochamy się powoli, bez pośpiechu. Nasze ciała, rozleniwione snem, pomału dopasowują się do siebie, a nasze oddechy mieszają się między pocałunkami. Rój motyli, który czuję w dole brzucha, wiruje ciężko i sunie niżej, do miejsca, które mój ukochany wypełnia sobą. Adam splata swoje dłonie z moimi i przenosi mi je za głowę. Wyciągam się pod nim i rozkładam szeroko uda. Chyba mu się to podoba, bo spina się mocniej, kiedy we mnie wchodzi. Jęczę z rozkoszy.  
- Jeszcze – błagam, czując, że jego oddech staje się ciężki i urywany.
- Ile tylko chcesz… – wchodzi we mnie i na chwilę nieruchomieje.
     Czuję gorącą falę, która zatacza krąg wokół mojej rozciągniętej szparki i tworzy wir. Brak mi tchu. Patrzę na jego rozchylone usta i tonę w ciemnych oczach. Odrywam stopy od materaca i obejmuję go w pasie nogami. To poczucie całkowitego oddania się, jest tak samo przyjemne jak to, co mi robi.
- Weź mnie – jęczę – O tak, weź mnie teraz…
     Adam bierze głęboki oddech, ale już nie może powstrzymać tego, co nadchodzi. Głęboki pomruk wyrywa się z jego gardła i już wiem, że właśnie w tej chwili wypełnia mnie po brzegi. Fala rozkoszy płynie leniwie przez moje ciało. Uwielbiam, kiedy udaje nam się to razem, ale wtedy nie mogę obserwować jego reakcji, a to jest takie… fascynujące.  
- Ile tylko chcę? – szepczę rozbawiona, kiedy oparty na łokciach, wtula głowę w moje włosy.  
- Maleńka, nie dam rady, kiedy tak do mnie mówisz… - głos ma miękki, pełen skruchy – chciałaś jeszcze?
- Żartowałam – chichoczę – było mi bardzo dobrze.
- Ale może chcesz jeszcze?
- A Ty chcesz?
- Od tygodnia nie miałem kobiety – brzmi to jak skarga. Sunie ustami po mojej szyi do obojczyka, a potem do piersi. Szczypie je delikatnie, potem mocniej, wreszcie łapie zębami za sutek.
- Au! To boli.
- Wiem, ale jestem drapieżnikiem, zapomniałaś?
- Spróbuję Cię oswoić – przekręcam go na plecy i klękam nad nim.
- O tak, oswój mnie – przyciąga moje biodra do swoich, a ja znów przyjmuję go do swego wnętrza – uwielbiam, jak mnie tak oswajasz…
     Pochylam się i delikatnie głaszczę i całuję jego klatkę piersiową. Ma maleńkie, ciemne sutki, które pod moim językiem robią się twarde. Adam mruczy jak kot. Kręcę biodrami, opierając się na dłoniach, a potem zaczynam go ujeżdżać. Podrzuca mnie, unosząc biodra, a ja zaśmiewam się, bo to naprawdę przypomina jazdę konno. Kiedy mam dość, zaczynamy się turlać po łóżku, nie rozłączając się ze sobą. Raz ja jestem na górze, a raz on. Kiedy prawie dochodzę, Adam zaczyna mnie łaskotać! Wszystko się zatrzymuje… Chcę jeszcze! Łapię jego dłonie i unieruchamiam na chwilę. Znów go ujeżdżam, a kiedy prawie… prawie jestem… On przytrzymuje moje biodra i nie pozwala mi dojść! Sunie opuszkami palców po moim brzuchu… Śmieje się do mnie… On. Się. Bawi! Wreszcie szczytujemy razem, śmiejąc się i jęcząc z rozkoszy. Padam na niego wykończona.
- Nie wiedziałem, że seks może być taki radosny – Adam gładzi delikatnie moje plecy – poczułem się jak w sklepie z zabawkami.
- Radosny? To chyba powinno sprawiać przyjemność – uśmiecham się do jego rozbawionych oczu - Czy czujesz się oswojony?
- Chyba tak, ale musisz mnie jeszcze tak oswajać, żebym znowu nie zdziczał.
     Leżymy jeszcze chwilę przytuleni. To był naprawdę radosny seks. Wreszcie głód wygania nas do kuchni. Siadamy naprzeciw siebie z kanapkami i kawą. Jemy w milczeniu, delektując się naszym szczęściem.
- Czy możesz mi dokładnie powtórzyć to, co powiedział Ci Bogdan? – Adam zadaje mi ostatnie pytanie, jakiego mogłabym się spodziewać.
- Wiesz co? Nie chcę o tym mówić. Chyba, że naprawdę Ci zależy.
- Przepraszam, że Cię o to proszę – mówi cicho, nie patrząc na mnie – ale naprawdę mi zależy.
     Muszę się chwilę zastanowić, żeby dobrze przypomnieć sobie całą rozmowę. Staram się powtórzyć wszystko wiernie. Opuszczam tylko to o ślubie. Kiedy kończę, Adam wpatruje się we mnie uważnie. W jego ciemnych oczach czai się coś, co budzi lęk. Siedzi chwilę bez ruchu, po czym pociera dłonią czoło i wzdycha.
- Czy możesz mi wyjaśnić, o czym on mówił? Jeśli to nie jest kolejna tajemnica rodzinna.
- Chodzi o pewien dokument, który dotyczy mojego ojca – Adam mówi to z namysłem, jakby niechętnie – Nie miałem nawet pewności, że on istnieje. Aż do wczoraj, kiedy mi powtórzyłaś słowa Bogdana. Prosiłem go kiedyś o pomoc w jego odszukaniu, ale nie przyznał się, że go ma – kręci głową z dezaprobatą – Musiałaś mu nieźle zajść za skórę, że Ci to zaproponował.  
- A ja myślę, że postradał rozum – mówię z oburzeniem – Chyba nie sądził, że Ci nie powiem?
- Chyba właśnie sądził, że to zrobisz, a ja Cię poproszę, żebyś go dla mnie zdobyła – wyraz jego oczu jest teraz lodowaty – Nie mów mu, że mi powiedziałaś i nie próbuj z nim dyskutować na ten temat. Najlepiej powiedz, że Cię to w ogóle nie interesuje. Nie Twój papier, nie Twój interes, OK.?  
- Ale skoro Ci na nim zależy? Może niech mi pokaże ten dokument. Przynajmniej będziesz miał pewność, że on istnieje – szepczę po namyśle.  
- Ola, to cwaniak! Nie chcę, żebyś się z nim spotykała inaczej, niż w mojej obecności – to nie jest prośba – Nie ma innej opcji!
- A właściwie, czego dotyczy ten papier? Jeśli wolno spytać.
- Kiedyś mój ojciec został posądzony o przekazanie pewnych tajnych informacji, tylko, że te informacje nie były tajne, kiedy je przekazywał – Adam ukrywa na chwilę twarz w dłoniach – Nie mogę w to uwierzyć! Jeśli ten drań ma go w rękach, to znaczy tylko jedno: chce go sprzedać. Kurwa!
     Chyba naprawdę zależy mu na tym dokumencie. Gdybym mogła coś zrobić. Ale Bogdan zażyczył sobie ceny, której nie zapłacę. Niestety, takiej opcji też nie ma.
- Nie myśl o tym – Adam gładzi moje włosy z czułością – teraz kiedy wiem, że Bogdan to ma, wymyślę sposób, żeby go zdobyć – uśmiecha się – chcesz kawy?
- Jasne! – marzę o kawie – Skoro już poruszyliśmy poważne tematy, to za dwa tygodnie w sobotę mam zdjęcia w Warszawie. Czy miałbyś ochotę pojechać ze mną? Mogę poprosić Julię, żeby nam kupiła bilety na "Metro”.
- Super! Znam fajny hotelik na Mariensztacie…
- No, coś Ty! Przenocujemy u Michaela i Julii. Chyba powinieneś poznać moją siostrę.
- Taak - Adam pociera dłonią brodę – Ty też powinnaś kogoś poznać. W przyszłą sobotę idziemy na obiad.  
- Tylko mi nie mów, że przyjeżdża Twoja mama – mam lekką panikę w głosie.
- Nie, ale na miejscu jest moja babcia.
     No tak, zapomniałam o babci. To chyba jeszcze trudniejsze, niż mama. Babcie są zwykle zakochane we wnukach. Wyobrażam sobie, jak taki jedynak, jak Adam musi być ważny dla swojej babci.  
- Nie panikuj – Adam bierze mnie za ręce – ona jest fajna, zobaczysz.
- Dla Ciebie tak – ciekawe jak przyjmie dziewczynę wnuka? Ciekawe czy Adam jej o mnie opowiadał? Jezu, przecież ona wie, dlaczego Adam spędza weekendy w tym mieszkaniu! Wie, co robimy! Ja się chyba spalę ze wstydu! – A jaka była dla innych? Nie przeszkadzało jej, że spędzałeś z nimi czas tutaj, no wiesz jak…?
- Nie było innych – całuje mnie we wnętrze dłoni – Nigdy nie przyprowadziłem na obiad dziewczyny.
- Żartujesz, żeby mnie podnieść na duchu?
- Nie, mówię poważnie.
     Kiedy wieczorem opowiadam o tym Oli, ma minę, jakby nie rozumiała, co do niej mówię.
- Wiesz co, kup duży bukiet kwiatów i już. Nic mądrzejszego nie wymyślimy – Ola patrzy na mnie z politowaniem – Czym Ty się przejmujesz?  
- Julia powiedziała mi to samo godzinę temu, ale jakoś mi to nie pomogło – lamentuję – Łatwo jej mówić, ale jak przyjechała mama Michaela, to wyłaziła ze skóry, żeby jej się przypodobać.
- To zupełnie inna sprawa – Ola poważnieje – ona wychodzi za Michaela i ta kobieta będzie jej teściową. Poza tym mama Adama już Cię widziała, podarowała Ci swoją kurtkę, na pewno rozmawiały ze sobą na twój temat. Masz idealną sytuację…
- Ale wiedzą, jak spędzamy czas w tym mieszkaniu – przerywam te wywody. – To starsza pani, a ja uprawiam przedmałżeński seks z jej wnukiem – czuję, że się czerwienię.
- Ola, jesteście dorośli! – Olka potrząsa mnie za ramiona – Poza tym, powinny Ci obie podziękować. Z tego, co słyszałam, to Adam sporo imprezował, zanim Cię poznał. Wszystko wskazuje na to, że ostatni rok był najspokojniejszy w jego studenckiej karierze.
-Jakbym słyszała Julię – mówię z przekąsem.
- Skoro dwie osoby, które dobrze Ci życzą, mówią to samo, to tak jest – Ola wzrusza ramionami – Po co komplikować sobie życie? Kup kwiaty i idź na obiad.
     Daję za wygraną i biorę się za biochemię. Obiad obiadem, a ćwiczenia trzeba pozaliczać. Zwłaszcza, że za dwa tygodnie też się za wiele nie pouczę. Ciekawe, co Piotr zorganizował? Mówił, że sesja potrwa kilka godzin.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 9309 słów i 51603 znaków.

8 komentarzy

 
  • an

    :D niech Bogdan wpadnie pod auto :/ Razem z Pawelkiem

    19 mar 2014

  • Tuśka

    Cudowne ;-) Ciąg dalszy,  prooooszę  :-)

    19 mar 2014

  • czytelniczka

    :)))))))

    18 mar 2014

  • Roksana76

    Ja też lubię ten kawałek. Wstyd się przyznać, ale prawie płakałam, jak to sprawdzałam przed opublikowaniem

    18 mar 2014

  • czytelniczka

    och cudowne <3 zachowałam się w tej historii :*

    18 mar 2014

  • emilia

    Mega!!:)

    18 mar 2014

  • ;d

    Kiedy następnA?

    18 mar 2014

  • ;d

    Cd !

    18 mar 2014