Czas na miłość. Teraz! cz 6

Dedykuję te część wszystkim czytelniczkom i czytelnikom, który lubią tajemniczą i mroczną cząstkę Adama.
---  
W środę wieczorem niespodziewanie wpada do nas Adam z całym pudełkiem rogalików z jabłkami. Podobno pani Maja upiekła je specjalnie dla nas. Siedzimy razem z Olą i Radkiem, nad pudełkiem rogalików i dzbankiem herbaty.
- Mogę cię czasem wyciągnąć gdzieś w środę wieczorem? – pyta nagle Adam – masz dużo zajęć w czwartek?
- Nie bardzo, ale muszę w tygodniu być na bieżąco, jeśli chcę mieć wolne weekendy – mówię ostrożnie, żeby nie zabrzmiało jak "nie mam więcej czasu”.
- A nie mogłabyś się trochę pouczyć w weekend, jak jesteśmy razem? – Adam przekrzywia filuternie głowę – moglibyśmy się wtedy spotykać też w tygodniu.
- Moglibyśmy…
     Łapię porozumiewawcze spojrzenie Oli i Radka.
- O co chodzi? – pytam podejrzliwie.
- O nic – Radek robi niewinną minę.
- No przecież widzę – najeżam się – co to za zmowa za moimi plecami?
- Liczymy, że Adam będzie Cię jeszcze częściej zabierał do siebie – Ola chichocze, patrząc na Adama.  
- To się da załatwić – najwyraźniej pomysł mu się podoba – Pod warunkiem, że da się to pogodzić z nauką.
- Zobaczymy – mówię ugodowo, ale czuję, że mnie ten pomysł też zaczyna się podobać. To prawie jak propozycja zamieszkania razem. Tylko, co na to jego babcia? Boże, jeszcze ten obiad w sobotę! Mam ochotę powiedzieć, żeby Adam został w piątek z babcią, a ja przyjadę do nich na obiad, ale pokusa spędzenia wspólnego wieczoru jest zbyt silna.
     W piątkowy wieczór idziemy do kina, a potem do nowo otwartego Pubu na piwo. Jest z nami Artur z DD i Justyna z Maćkiem. Potem ma jeszcze przyjść Alicja i Pawełek. Siedzimy same przy stole a chłopaki dyskutują o czymś zawzięcie. Zerkam w ich stronę, ale są tak zaabsorbowani, że nie ma mowy aby zwrócić ich uwagę w naszą stronę.
- Co oni tak omawiają? - zastanawiam się na głos.
- Zdaje się, że obrąbiają Alicji dupę, – Justyna kręci głową – zaczęła naciskać Pawełka na ślub.
- Trudno się dziwić – DD pociąga łyk ze swojej szklanki – ona chyba w tym roku kończy studia?
- A Pawełek pewnie nie ma ochoty? – zgaduję.
- Jak to faceci – DD wzdycha i posyła tęskne spojrzenie Arturowi pogrążonemu w rozmowie.
     Raczej im nie powiem, że ja właśnie odeszłam od faceta miedzy innymi dlatego, że chciał się ze mną ożenić i to jak najszybciej. Zastanawiam się tylko, jakim sposobem Alicja "naciska” na Pawełka. Z drugiej strony, skoro są razem, to chyba i tak się w końcu pobiorą? Przypomina mi się, jak Artur powiedział, że DD to jeszcze nie to. Patrzę na Adama i gdzieś z najgłębszych zakamarków wypełza mój rozsadek i zadaje mi pytanie, o którym wolałabym w tej chwili zapomnieć: czy my z Adamem to jest TO?
- A co jej się tak nagle spieszy? Przecież koniec studiów, to nie koniec świata. Poza tym, jeśli Pawełek nie jest do tego przekonany, to jaki to ma sens? – unoszę brwi.
- Łatwo Ci mówić, bo jesteś na drugim roku – DD mówi to zgryźliwym tonem – pogadamy, jak będziesz na szóstym.  
- Nie sądzę, żeby Adam wytrzymał do tego czasu – Justyna przygląda mi się z drwiącym uśmieszkiem.
- Nie gadaj głupot! – marszczę czoło. – Ja go do niczego nie zmuszam. Obojgu nam się nigdzie nie spieszy… - nagle przychodzi mi do głowy, że ona może mówić o tym, że Adam się znudzi i milknę nagle, zbita z tropu.
- Skoro tak mówisz – Justyna nie wydaje się przekonana moimi słowami, a ja nadal nie wiem, co miała na myśli.  
     Nasze rozważania przerywa nadejście Alicji i Pawełka. Witamy się wszyscy, ale zaraz potem Alicja siada z nami przy stole, a chłopaki dyskutują dalej przy barze. Nie trudno zgadnąć, że chyba naciski niewiele dały, bo Alicja nie wygląda na zadowoloną z życia.  
- Hej, laseczki, nie nudzi wam się samym? –chłopak z sąsiedniego stolika podnosi się i podchodzi do DD.
- Możemy się przysiąść? – drugi, trochę wyższy siada obok mnie, nie czekając na odpowiedź.
- To miejsce jest zajęte – mówię szybko i zerkam w stronę Adama, ale zasłania mi go chłopak stojący obok DD. Jest mniej więcej w moim wieku. Nawet przystojny, z ciemnymi włosami do ramion.
- Jakoś nikogo tu nie widzę – uśmiecha się do mnie, błyskając zębami. Ma jasne, bardzo kręcone włosy.
- Siadasz tu na własne ryzyko – ostrzegam. Trzeci chłopak wstaje od sąsiedniego stołu, ośmielony zachowaniem kolegów i podchodzi do Alicji.
     Teraz już wcale nie widać naszych chłopaków. Trzeci chłopak jest najprzystojniejszy i najmocniej zbudowany. Mówi coś półgłosem do Alicji, a ona chichocze. Ten, który siedzi obok mnie zakłada rękę na oparcie za moimi plecami i zagląda do mojej pustej szklanki
- Widzisz, koleżankom odpowiada nasze towarzystwo. Uśmiechnij się ładnie, to Ci postawię piwo. Potrafię być naprawdę miły – opiera dłoń na moim ramieniu.  
- Nie interesuje mnie, jaki jesteś – strzepuję jego dłoń z ramienia jak natrętną muchę i widzę, że ciemnowłosy chłopak kładzie rękę na ramieniu DD. Jednocześnie kątem oka widzę, że Artur odwraca za ramię Adama, który do tej pory stał tyłem do nas i obaj ruszają w naszą stronę.
- Radzę Ci stąd zniknąć i to szybko – mówię do blondasa obok mnie. W tym momencie Artur zdejmuje rękę ciemnowłosego chłopaka z ramienia DD, a tamten krzywi się z bólu.  
- Spadaj mały – Adam bierze pod ramię mojego sąsiada i bez wysiłku odstawia go na bok. Chłopak mruga oczami zaskoczony.
- Uprzedzałam – wzruszam ramionami.  
- Wypad panowie! – Artur i Maciek robią krok w ich stronę, a tamci czym prędzej się wycofują. Nie widzę Pawełka, za to mam wrażenie, że Alicja mruga do chłopaka, z którym rozmawiała przed chwilą. Może mi się wydaje? Pawełek wyłania się zza pleców Artura akurat w momencie, gdy tamci siadają przy swoim stole.
- Przepraszam, już Cię nie zostawię samej – Adam siada na moim miejscu i sadza mnie sobie na kolanach, ostentacyjnie kładąc dłoń na mojej pupie.
- Jesteś niemożliwy! – prycham – teraz zaznaczasz terytorium?
- Tak – patrzy na Artura, który zakłada rękę na oparcie za DD.
- Trzeba ich było pogonić – Maciek zerka na sąsiedni stół z groźna miną - nie wiedziałyście jak się pozbyć takich małolatów?  
- Może wcale nie chciałyśmy się ich pozbywać? – Justyna rzuca szybkie spojrzenie Alicji – ile można czekać, aż nam coś zamówicie?
- To co, może ich tu zaprosić? – Adam przygląda nam się z dezaprobatą.  
- Ja dziękuję – krzywię się – ale piwo możesz mi faktycznie zamówić.
     Siedzimy jeszcze jakiś czas, przekomarzając się i dogadując sobie nawzajem. W końcu muszę wstać do toalety. Adam nie chce mnie puścić.
- Przestań, bo będziesz miał mokre spodnie – grożę ze śmiechem.
     Wybawia mnie Alicja, która też chce iść do toalety. Idziemy we dwie, co zdaniem Adama jest wystarczającym zabezpieczeniem od zaczepek. Kiedy myję ręce, Alicja wychodzi przed łazienkę. Przez uchylone drzwi widzę, że podchodzi do niej ten przystojny chłopak od sąsiedniego stolika. Rozmawiają chwilę i Alicja coś mu podaje. Nie wiem, czy mam wyjść, czy nie. Na szczęście Alicja sama otwiera drzwi.
- Idziesz? – pyta.
- Tak, tak – odpowiadam szybko i wychodzę za nią.
     Dopijamy nasze piwa i zbieramy się do wyjścia. Musimy tu jeszcze kiedyś przyjść. Obawiam się tylko, że trzeba będzie rezerwować miejsca, bo ten pub jest naprawdę fajny i wieść o tym szybko się rozejdzie. Na zewnątrz nie jest tak zimno, jak myśleliśmy i decydujemy się na krótki spacer do postoju taksówek. Dopiero tam żegnamy się z pozostałymi.
- Tenis jutro? – Artur rzuca pytanie w kierunku Adama.
- Muszę się trochę pouczyć – szepczę mu do ucha, kiedy widzę jego pytające spojrzenie.
- OK., o 10.00? – Adam klepie po plecach Pawełka i Maćka – debelek?
- Super!
     Jedziemy taksówką w milczeniu. Nie jestem pewna, czy powinnam mówić Adamowi o tym co widziałam koło toalety. Właściwie, to co mnie to obchodzi? Są siebie warci z Pawełkiem.  
- O czym myślisz? – Adam trąca nosem mój policzek jak psiak
- O tym, że zachowaliście się z chłopakami jak pies ogrodnika. Zostawiliście nas same, a jak pojawili się chętni do rozmowy, to ich pogoniliście – naburmuszam się.
- Gdyby oni chcieli tylko rozmawiać, to nie byłoby problemu… – Adam urywa w pół zdania, bo zatrzymujemy się przed domem pani Mai. Staramy się przemknąć cicho, żeby jej nie obudzić. Kiedy wchodzimy do mieszkania, Adam zamyka drzwi i zanim zdążam rozpiąć płaszcz, przyciska mnie plecami do ściany w korytarzu – Nie chcę, żeby jakiś obcy facet Cię dotykał. Nawet nie wiesz, co się ze mną działo, kiedy myślałem, że kochałaś się z tamtym…
- Przecież wiesz, że nie – szepczę zaskoczona jego wyznaniem.
- Teraz wiem, ale wtedy… - słowa przychodzą mu z trudem – Wtedy na Rynku… to mnie zabolało…  
     Ujmuję dłońmi jego twarz i próbuję zajrzeć mu w oczy, ale nie patrzy na mnie. Nie chcę go zmuszać, więc też spuszczam wzrok.
- Dlatego kupiłeś ten obrazek? – teraz mnie słowa więzną w gardle.
- Nie wiem, dlaczego go kupiłem. Chciałem podejść i wziąć Cię za rękę… chciałem Cię stamtąd zabrać… pocałować Cię… - w jego głosie jest tyle bólu i uczucia, że boję się ruszyć, boję się nawet głośno oddychać.
- Adam – szepczę, tuląc się do niego – gdybyś wiedział, co ja wtedy myślałam… Czułam, że na mnie patrzysz, szukałam Cię wzrokiem…
- Ola – jęczy do moich ust – Ola, moja Maleńka…
     Och, Adam, po prostu powiedz mi, że mnie kochasz. Czekam na te słowa, czekam niecierpliwie… Jednak Adam nie mówi już niczego więcej. Całuje mnie namiętnie, jakby chciał wynagrodzić sobie tamte wspomnienia. Tulę do siebie jego głowę, wsuwam palce w miękkie włosy. Gorąco mi w płaszczu, ale nie chcę przerywać tego pocałunku. Jakby w odpowiedzi na moje myśli, Adam zsuwa mi płaszcz z ramion. Po chwili uwalnia się ze swojej kurtki. Zanim zdążam zareagować, klęka i zdejmuje mi buty.
- Adam – jestem zaskoczona jego zachowaniem – co robisz?
- Zobaczysz, jaki ze mnie pies ogrodnika – mówi niskim aksamitnym głosem – nie ruszaj się.
     Rozbiera nas, zdejmując na zmianę części garderoby raz ze mnie, a raz z siebie. Czuję się oszołomiona i podniecona jednocześnie. Całujemy się coraz mocniej i coraz zachłanniej. Czuję, że robię się wilgotna. Czekam niecierpliwie na to, co dalej. Adam rozkłada moje ręce szeroko na boki i schyla się do moich piersi. Nie pozwala mi się ruszyć, unieruchamiając moje nadgarstki i jednocześnie sam pieści moje brodawki. Najpierw delikatnie je całuje, a potem gryzie, sprawiając mi ból.
- Auuu, boli… – jęczę – Adam, to boli!
- Mnie też bolało – głos ma niski, nabrzmiały pożądaniem – ale dzięki temu bardziej smakuje, jak dostajesz to czego pragniesz… zobaczysz…
     Wciągam głośno powietrze, kiedy znów mnie gryzie, a on puszcza mój nadgarstek i sięga ręką do mojej szparki. Opieram dłoń na jego ramieniu.
- Nie ruszaj się! – warczy i gwałtownie odkłada moją rękę na ścianę.
     Stoję naga z rozkrzyżowanymi rękami i drżę z podniecenia. Adam znowu sięga dłonią w dół i czuję, jak wsuwa we mnie palec, potem drugi i trzeci. Robi to mocno, pewnym ruchem. Kciukiem przyciska mój obrzmiały guziczek, znowu sprawiając mi ból, pomieszany z rozkoszą.
- Szerzej nogi – znów ten szorstki, władczy ton i delikatny, kolisty ruch wokół łechtaczki – zaraz będziesz moja, tylko moja. Pies ogrodnika? Jak to było? Sam nie zje i komuś nie da? – zniża głos, jakby mi groził – nie dam nikomu tego, co jest moje!
- Twoje – jęczę – tylko Twoje!
     Mam miękkie nogi. Opieram się dłońmi o ścianę, aby zachować równowagę. Palce Adama w moim wnętrzu poruszają się delikatnie, usypiając moją czujność. Nagle wysuwają się i na ich miejsce wchodzi we mnie gwałtownie nabrzmiały i twardy członek. Zapiera mi dech! Nie spodziewałam się tego zupełnie!  
- Nie odrywaj rąk od ściany!
- Adam, nie dam rady tak stać – jęczę.  
- Rozszerz nogi! – ignoruje moje skargi.
     Teraz dopiero rozumiem, co miał na myśli, mówiąc o bólu i smakowaniu przyjemności. Wchodzi we mnie głęboko, ocierając się o mój mały obolały guziczek. Te pchnięcia są jak dźgnięcia nożem, przechodzące od bólu do rozkoszy. Jestem nieprzytomna z nadmiaru bodźców. Nie mogę już szerzej rozstawić nóg, aby ulżyć mojej szparce. Dociera do mnie, że jęczę i kwilę właściwie bez przerwy. Nagle Adam przerywa i wysuwa się, pozostawiając mnie niespełnioną. Milknę zaskoczona, a on klęka i kładzie dłonie na moich udach. Dwa kciuki uciskają ciało obok łechtaczki i czuję tam miękki ciepły język. Odbieram milion bodźców z tego maleńkiego kawałka ciała. Nie wiem, ile to trwa, ale jestem bliska omdlenia.  
- Adam, błagam – głos mam zduszony.
     Wstaje i znów mam go w sobie. Mój obnażony, nabrzmiały guziczek reaguje jakby ktoś smagnął go biczem. Z mojego gardła wyrywa się krzyk. Adam natychmiast przywiera do moich ust w pocałunku i posuwa mnie, nie zważając na moje zduszone jęki. Boli, boli! Próbuję go odepchnąć, ale jest zbyt silny, unieruchamia moje nadgarstki jak poprzednio i przyspiesza. Auuuu! Nagle gdzieś w moim wnętrzu eksploduje rozkosz. To jest jak wybuch, który zwala mnie z nóg. Nieruchomieję i przestaję się bronić. Brak mi tchu…
- Oddychaj – Adam podciąga moje udo w górę i zmienia kąt, pod którym we mnie wchodzi – oddychaj!
     Biorę głęboki wdech. Rozkosz jest we mnie, wypełnia mnie… Adam musi mnie podtrzymać abym nie upadła. Dochodzi po chwili, jęcząc chrapliwie. Stoimy przytuleni, wsparci o ścianę… Nie mogę się ruszyć… Czuję pulsowanie.  
- Chodźmy spać. Jutro się umyjemy – próbuje wziąć mnie na ręce.
- Muszę siusiu – robię niepewny krok w stronę łazienki.  
     Piecze mnie, wiec z ulgą siadam na bidet. Chłodna woda działa cuda. Zmywam też szybko makijaż wodą z mydłem. Nie mam już siły na smarowanie się kremem. Kiedy robię krok w stronę drzwi, znów czuję piekący ból.  
- W porządku? – Adam zagląda do łazienki w chwili, gdy przykładam zmoczony wodą ręcznik do obolałego guziczka. Przygląda mi się chwilę, a potem podchodzi do szafki pod umywalką. Po chwili podaje mi małą żółtą tubkę: "Lignocaina. Żel” – To powinno pomóc – mówi z zakłopotaniem.
- Boże… - szepczę. Jestem lekko zszokowana tym, co się stało i tym, co mi podał, ale biorę żel z ulgą, że nie muszę spać z zimnym ręcznikiem między nogami – skąd to wiedziałeś? Zawsze masz to pod ręką? – odkręcam tubkę – Możesz wyjść?
     Krzywi się, ale wychodzi posłusznie, zostawiając mnie samą.
- Wystraszyłem Cię? – pyta cicho, kiedy wchodzę do sypialni – nie miałem zamiaru, naprawdę…
- Nie, to było niesamowite, tylko takie… - szukam słów – Byłeś delikatny i taki romantyczny, a potem mnie po prostu zerżnąłeś, jakby ze złością, bez litości. Nie nadążam za Tobą…
- Ja sam za sobą nie nadążam – znów jest czuły i delikatny – Pragnę Cię, jak nikogo na świecie! Mam ochotę Cię całować i pieścić delikatnie, a za chwilę chciałbym robić z tobą takie rzeczy, że aż mnie to przeraża – tuli mnie jakbym była dzieckiem – Nie zrobiłbym Ci krzywdy, nigdy!
- Nawet w chwili uniesienia? – pytam niepewnie – Mówiłam, że mnie boli…  
- Ale było też przyjemnie, prawda? – mówi z nadzieją w głosie.
- Bardzo… - szepczę cichutko. Muszę przyznać, że to było coś naprawdę mocnego – Mam tylko nadzieję, że jutro dam radę siedzieć – żartuję już pewniejszym głosem.
     Leżymy przytuleni do siebie. Adam gładzi mnie delikatnie po włosach, tak, że zasypiam ukojona jego dotykiem. W głowie kołaczą mi jego słowa: pragnie mnie, jak nikogo na świecie. A jutro poznam jego babcię, której nie przedstawił jeszcze żadnej dziewczyny…
     Budzę się pod wpływem intensywnego aromatu kawy, który rozchodzi się po całym mieszkaniu. Przeciągam się leniwie, ale nie wstaję. To taki cudowny moment, kiedy jest się zawieszonym miedzy jawą a snem. Bodźce docierają jakby z opóźnieniem, z oddali…
- Cześć, kotku, chcesz kawki z mleczkiem? – Adam spogląda na mnie z promiennym uśmiechem.  
- Kotku? – nigdy tak do mnie nie mówił.
- Przeciągałaś się przed chwilą, jak kot. Uwielbiam, jak to robisz – wzdycha rozmarzony – chciałbym Cię oglądać taką codziennie…
     Unoszę brwi zdumiona. Czy to propozycja zamieszkania razem? Chyba nie, bo nagle odwraca się i idzie do kuchni. Po chwili wraca z filiżanką kawy. Rozsiadam się wygodnie w łóżku. Ku mojemu zadowoleniu, nie czuję bólu ani pieczenia. Żel mnie uratował. Kawa cudownie mnie pobudza. Mam ochotę pobaraszkować, ale przypominam sobie, jak wczoraj czułam się po i postanawiam nie ryzykować. Adam przygląda mi się z dziwnym wyrazem twarzy. Jakby pomieszać rozbawienie z czułością i czymś jeszcze, ale nie wiem czym. Siedzi na brzegu łóżka w ręczniku wokół bioder. Dopiero teraz widzę, że ma mokre włosy.
- Już się umyłeś? – dopijam kawę – chyba też powinnam to zrobić.
- To idź pod prysznic, a ja zrobię śniadanie – Adam wstaje i ściąga ze mnie kołdrę.
     Mam ochotę powiedzieć, że warto było wczoraj pocierpieć, ale gryzę się w język. Mam wrażenie, że Adam źle by to zniósł, biorąc pod uwagę, jak się wczoraj przejął. Biegnę szybko do łazienki. Muszę się dzisiaj postarać, żeby dobrze wyglądać na obiedzie. Myję więc głowę i biorę długi prysznic. Kiedy sięgam po szlafrok, czeka mnie niespodzianka, bo obok szlafroka Adama, wisi drugi czarny szlafrok, tylko mniejszy. Zakładam go szybko, zachwycona swoim odkryciem i maszeruję do kuchni.
- To dla mnie? – zarzucam mu ręce na szyję.
- Pomyślałem, że głupio tak dzielić się jednym szlafrokiem – ma ten nieśmiały chłopięcy uśmiech, który uwielbiam - chociaż lubię zapach Twoich perfum na moich ubraniach.  
- Jesteś kochany – szepczę, a on robi zakłopotaną minę.  
- To mogę już założyć swój? Zjedzmy śniadanie, bo niedługo idę grać – całuje mnie w policzek.
     Zjadamy sadzone jajka z chrupiącymi bułeczkami i kakao. Przygotował to wszystko i podał perfekcyjnie. Wciąż mnie zaskakuje nowymi umiejętnościami. Niestety zachowaniami w łóżku też. Niestety? Nie, to nawet może być fajne, choć trochę mnie przeraża.  
- Posprzątam po śniadaniu – zerkam na zegar – Jeśli chcesz zdążyć na tenisa, to masz pół godziny.
- Dzięki, że mnie puściłaś – dostaję całusa i już go nie ma.  
     Robię sobie jeszcze jedną herbatę z torebeczki i patrzę jak smugi esencji tańczą w szklance wody. Wyglądają jak snujący się dym, ale zamiast się unosić do góry, powoli opadają w dół. Wszystko na opak. Zupełnie jak my. Zaczęliśmy niby tak normalnie, od kawiarni i kina. Potem były pieszczoty. A potem wszystko się powywracało. Teraz już sama nie wiem, jak to z nami jest. Niby jesteśmy parą, uprawiamy cudowny seks, a nie rozmawiamy o swoich uczuciach. Nie, rozmawiamy, ale nie bezpośrednio. Tak jakby słowo: "kocham” było zakazane, jakby Adam bał się go wypowiedzieć.  
- To pa, ja idę – Adam, już gotowy do wyjścia, zagląda do kuchni, żeby dać mi jeszcze jednego buziaka.
     Kiedy wychodzi, zdejmuję z głowy ręcznik i rozczesuję włosy. Zanim sprzątnę w kuchni, muszę je wysuszyć. Zastanawiałam się nad tym, co mam na siebie włożyć i jak się uczesać, aż w końcu wybrałam granatową sukieneczkę przed kolana z kołnierzykiem, który zrobiła mi na szydełku babcia. Wygląda jakby był srebrną kolią. Ciekawe połączenie z prostą, nawet skromną sukienką. Zabieram ze sobą herbatę do łazienki. Z włosami schodzi mi dość długo, bo chcę żeby były gładkie i proste, więc suszę je, rozczesując szczotką. Trochę kremu z odrobiną podkładu na twarz, tak, jak pokazywała kiedyś charakteryzatorka nazwana przeze mnie Raszplą. Dokończę potem, przed wyjściem. Idę sprzątać po śniadaniu. Przydałoby się coś do umycia kuchenki i czajnika, bo kropelki tłuszczu przypiekły się na brązowy kolor. Szperam po szafkach koło zlewu, ale niczego nie znajduję. Tego się używa rzadko, więc może w którejś z górnych szafek? Wspinam się na stołek barowy, przytrzymując się jednocześnie brzegu szafki, kiedy nagle łapię palcami coś ruchomego, coś, co się przesuwa. Na podłogę leci tekturowa teczka.  
- Kurde!  
     Zeskakuję ze stołka na podłogę i podnoszę znalezisko. Adam chyba nie chciałby, żebym zaglądała do niej bez pytania. Już mam ją odłożyć na miejsce, kiedy wypada z niej mała pożółkła karteczka. Właściwie, to jest to wycinek z gazety. Waham się chwilę, ale ciekawość jest silniejsza.
" Wczoraj zatrzymano żonę Henryka K., oskarżonego o szpiegostwo pracownika krakowskich zakładów chemicznych, który zbiegł prawdopodobnie do USA. Kobieta jest podejrzana o pomoc w uzyskiwaniu i przekazywaniu tajnych informacji oraz ułatwienie mężowi ucieczki.”
     O kurde! Czy Henryk K. to Henryk Karski? To może być ojciec Adama. Inaczej nie trzymałby tych wycinków. No tak, to ma sens. Więc dlatego pytał mnie, jak wyobrażam sobie szpiega. Dlatego szuka tego dokumentu… Jego ojciec wyjechał do Stanów, bo musiał uciekać i teraz nie może wrócić. No, ale mama przecież przyjeżdża do Polski. Zerkam znowu na karteczkę.
"Jak wynika z ustaleń… bla, bla, bla… nie starała się o paszport ani wizę… bla, bla, bla… w kraju pozostał syn oskarżonego. Można stąd wnioskować, że rodzina nie była zorientowana, co do szpiegowskiej działalności Henryka K.”
     No, to nieźle ich urządził! Pewnie dlatego Adam tak niechętnie mówi o ojcu. Dobrze, że go nie wypytywałam. Ciekawe tylko, co to za dokument, który ma Bogdan? Adam mówił, że dotyczy właśnie jego ojca. Otwieram teczkę, żeby schować wycinek. Na samym wierzchu leży drugi, większy, z krzyczącym tytułem: "Szpieg w zakładach chemicznych!”. Pod spodem następny: "Zapadł wyrok w aferze szpiegowskiej”. Artykuł zaczyna się słowami:
     "Żona skazanego Henryka Karskiego odmówiła wszelkich komentarzy…”
     Szybko składam wszystkie wycinki i zawiązuję tasiemki. Gramolę się na stołek i odkładam teczkę na miejsce. Głupio tak szperać w czyjejś przeszłości. Zastanawiam się, czy nie iść do pani Mai, ale istnieje duże prawdopodobieństwo, że słyszała nas wczoraj i trochę mi wstyd. Czajnik można umyć płynem do naczyń i solą. Cały czas zastanawiam się, co mam zrobić z informacjami, które nieoczekiwanie uzyskałam? Zapytać Adama? Gdyby chciał o tym rozmawiać, to sam by zaczął. Widocznie nie chce. Ukrył tę teczkę w mieszkaniu, nie w swoim pokoju, gdzie mogłaby ją znaleźć babcia… Boże, ale to skomplikowane. Wyciągam skrypt do fizjologii i usiłuję skupić się na drodze jaką rozchodzi się w sercu impuls elektryczny. Porównuję zapis EKG z falą rozchodzącą się po powierzchni mięśnia. Gdyby uczucia można było zapisać tak, jak zapisuje się pracę serca… Tylko, że uczucia wcale nie powstają w sercu, tylko w mózgu! - podpowiada mi mój rozsądek.
- Wróciłem! – Adam wkracza do pokoju z czerwoną różą, chyba metrowej długości.  
- To dla mnie?
- Muszę Cię jakoś przeprosić za wczoraj…  
- Głuptasie, nie musisz mnie przepraszać. Nie czuję się skrzywdzona. Po prostu mnie trochę zaskoczyłeś – spuszczam wzrok.
- To dobrze – słyszę wyraźną ulgę w jego głosie.  
- Wiesz co? – biorę różę i rozglądam się za jakimś wazonem – Chciałabym kupić kwiaty dla Twojej babci, tylko nie wiem jakie lubi.
- Najbardziej żółte róże, ale czerwone też. Ona generalnie bardzo lubi kwiaty i w ogóle rośliny.
- Zauważyłam, że ma w mieszkaniu sporo roślin – uśmiecham się domyślnie – widziałam też w salonie obraz z herbacianymi różami.  
- No to musimy wyjść trochę wcześniej, bo na Rynku jeszcze nie ma kwiatów, a babcia prosiła żebyśmy byli najpóźniej na drugą. Idę pod prysznic, bo chyba śmierdzę jak skunks!  
- Jak skunks? Nie sądzę, żebym wytrzymała ze skunksem w jednym pokoju – nie mogę powstrzymać uśmiechu – Jak Ci się grało?
- Przegrałem z Arturem dwa razy! Powiedział, że musi Ci podziękować.
- Mnie? Za co?
- Za to, że mu pomogłaś wygrać.
- Przestań! – czerwienię się – Idź już lepiej pod ten prysznic.
- Uwielbiam, jak się tak czerwienisz – idzie do łazienki.
     Kiedy wreszcie wychodzimy, jest po pierwszej. Po drodze udaje mi się kupić dziewięć herbacianych róż. Adam zadziwiająco dobrze orientuje się nie tylko w umiejscowieniu okolicznych kwiaciarni, ale także w godzinach ich otwarcia. Zakładam, że rozmawiali o mnie z babcią. Mam jednak nadzieję, że nie opowiadał jej zbyt wiele o mojej pierwszej wizycie na ul. Św. Anny. Im bliżej, tym bardziej się denerwuję. Kiedy wysiadam z samochodu, Adam bierze mnie za rękę. Mały gest, ale dodaje mi odwagi. Drzwi otwiera nam szczupła kobieta średniego wzrostu, ma modnie obcięte siwe włosy o niebieskawym odcieniu, szaroniebieskie wesołe oczy i piękny uśmiech.
- Witajcie! – wyciąga do nas ręce i jeszcze szerzej się uśmiecha.
- Babciu, to jest Ola Jezierska – Adam otacza mnie ramieniem i wprowadza do przedpokoju. Dziwnie się czuję, wchodząc do tego wnętrza. Tutaj wszystko się zaczęło. A może nie? Może zaczęło się gdzieś indziej, a tu tylko nastąpił nieuchronny ciąg dalszy?
- Katarzyna Solecka – Starsza pani robi krok w tył, aby mnie wpuścić do środka.  
- Dzień dobry, to dla pani – uśmiecham się nieśmiało i podaję róże. Jakoś nie czuję się zakłopotana przy tej miłej, uśmiechniętej kobiecie. Nie jest podobna do mojej babci, ale emanuje takim samym ciepłem, jak ona.
- Och, jakie piękne! Moje ulubione – rzuca spojrzenie Adamowi, a potem zwraca się do mnie – Powinnam teraz powiedzieć, że nie trzeba było, ale tak lubię róże, a szczególnie herbaciane, że tego nie powiem.
- To cieszę się podwójnie – mówię z radością.
- Kobiety! – Adam zabiera mój płaszcz i wiesza w szafie, kręcąc głową – wystarczy, że zobaczycie kwiatki i tracicie głowę…
- Zupełnie, jak Wy – babcia grozi mu palcem – na widok, nie powiem czego!
     Chyba wiem, co ma na myśli i spuszczam wzrok zakłopotana. Mam nadzieję, że to nie aluzja do nas.
- Zapraszam do pokoju – Babcia Adama wskazuje mi drogę, którą przecież dobrze znam. Sama idzie z kwiatami do kuchni – Adam, nalejcie sobie wina. Jest na stole. Zaraz podam coś na ząb – mówi wesoło.
- To może ja pomogę? – robię niepewnie krok w stronę kuchni
- Nie, dzisiaj jesteś gościem! Ale mam nadzieje, że będziesz tu bywać częściej, skoro mój wnuk wreszcie nas ze sobą poznał, a wtedy chętnie zaproszę Cię do kuchni – wchodzi z wazonem róż i stawia go na kredensie – Mnie też możesz trochę nalać – patrzy ciepło na Adama.
     Pociąga mały łyk z kieliszka i szybkim krokiem wychodzi do kuchni. Adam nachyla się do mnie i całuje mnie szybko w usta. Aż podskakuję, zaskoczona.  
- Nie stresuj się – uśmiecha się do mnie szeroko. Jest strasznie zadowolony z siebie – Już Cię polubiła. Zresztą, trudno się dziwić.
     Po chwili pokój wypełnia się zapachem faszerowanych pieczarek i gospodyni wnosi półmisek, a potem następny z faszerowanymi jajkami i jeszcze sałatkę śledziową. Boże, jak tego spróbuję, to już nie dam rady zjeść obiadu. Wszystko jest pyszne, ale nie daję się namówić na dokładkę. To słuszna decyzja, bo po przystawkach, na stół wjeżdża zupa ogórkowa, jakiej w życiu nie jadłam. Wreszcie dostajemy danie główne, czyli pieczoną cielęcinę ze śląskimi kluseczkami i duszoną czerwoną kapustą. Całe szczęście, że cały czas rozmawiamy, więc nie muszę się spieszyć z jedzeniem. Właściwie, to ja rozmawiam z babcią Adama, a on doskonale się bawi, dopowiadając coś od czasu do czasu.
- Przez jedno popołudnie z Tobą, dowiem się o Was więcej, niż od mojego wnuka przez trzy miesiące – babcia Adama wzdycha i obdarza mnie kolejnym uśmiechem pełnym ciepła.  
Patrzę zaskoczona na nią i na Adama. Jak to? Nic jej nie mówił? Więc on dla wszystkich jest taki. Myślałam, że z babcią rozmawia a tu.., niespodzianka! A może tylko o nas nie rozmawiał?  
- Babciu! – Adam patrzy na nią zmieszany. Mój Adam, zmieszany! Niecodzienny widok, muszę przyznać.
- Nie patrz tak na mnie – fuka, udając zagniewaną – Od mojego powrotu z Niemiec, chodzisz z głową chmurach – patrzy na niego z politowaniem – uważasz mnie za ślepą?
     Adam skręca się pod jej bacznym spojrzeniem, ale nic nie mówi. O rany, ona jest bystrzejsza, niż myślałam. Pewnie, jak wyjdziemy, zadzwoni do mamy Adama i wszystko jej opowie. Czuję, że policzki robią mi się ciepłe.  
- Przepraszam na chwilę – wstaję i waham się, czy pytać o drogę do toalety, ale dochodzę do wniosku, że ona wie o mojej wizycie tutaj i nie ma co udawać.
     Kiedy wracam, Adama nie ma w pokoju, a jego babcia zbiera ze stołu talerze. Nie zastanawiając się ani chwili, zbieram resztę talerzy i idę do kuchni za starszą panią.
- Tak się cieszę, że wreszcie Cię przyprowadził. Od miesiąca go proszę, ale jest taki uparty – kręci głową, ale w jej głosie jest tyle uczucia, kiedy mówi o Adamie.
- Wiem – uśmiecham się z lekkim zakłopotaniem – ale to ma swój urok.
- Ach, ci mężczyźni – wzdycha – są jak dzieci. Im się wydaje, że my niczego nie widzimy i nie słyszymy. Nie chciało mi się wierzyć, jak Basia mówiła, że Adam się zakochał, ale jednak miała rację.  
- No, nie wiem, czy tak jest… – teraz już naprawdę tracę rezon.  
- Żyję wystarczająco długo, żeby umieć rozpoznać czy ktoś jest zakochany, czy nie – bierze mnie za ręce – poza tym, znam mojego wnuka od dziecka. Strasznie go kocham, ale czasem, nawet ja tracę do niego cierpliwość. No, ale skoro jesteście razem, to chyba możecie częściej wpadać do mnie na obiad?  
- To zależy od Adama – mówię nieśmiało – Poza tym, nie chciałabym robić kłopotu.
- No tak, wiem, że najbardziej chcecie spędzać czas ze sobą, ale jeść też coś musicie – śmieje się – Na medycynie nie masz za wiele czasu na gotowanie. Adam przynajmniej w tygodniu jada normalne obiady. Boże, co nam z tego równouprawnienia?
- Ładnie to tak? Obgadujecie mnie, jak nie słyszę? – Adam ogarnia mnie ramieniem, jakby chciał zaznaczyć, że należę do niego – mam nadzieję, że nie uciekniesz ode mnie po tej wizycie?
- Skoro do tej pory tego nie zrobiłam, to chyba nie? – nie patrzę na niego.  
- Zmykajcie do pokoju, to podam deser – babcia śmiejąc się, wygania nas z kuchni.
     Siadamy przy stoliku w głębokich fotelach, przy kawie i cieście z jabłkami i cynamonem. Na przepięknej drewnianej komódce obok nas, stoi zdjęcie oprawione z ramkę z polerowanego drewna. Jest na nim przystojny mężczyzna około trzydziestki, w polskim mundurze. Wydaje się znajomy.  
- To mój mąż, Tomasz. Niestety już nie żyje – Babcia Adama bierze zdjęcie i przesuwa po nim palcami, jakby chciała pogładzić ukochaną osobę po twarzy.
- Mam podobne zdjęcie mojego dziadka – zerkam jeszcze raz na zdjęcie, a starsza pani uśmiecha się do niego smutno.  
- Na początku było mi strasznie ciężko. Zawsze byliśmy aktywni, jeździliśmy wszędzie razem, a kiedy mój mąż zmarł, nie wiedziałam, co ze sobą zrobić… – milknie na chwilę, a ja czekam cierpliwie, aż zacznie mówić dalej – dobrze, że Adam wkroczył wtedy do akcji w swoim stylu – uśmiecha się do niego – spakował mnie i zawiózł do Pragi, do Basi. Ona tam wtedy pracowała. I tak, przez dwa miesiące mieszkałam z córką, a Adam mógł spokojnie polecieć do ojca, do Stanów.  
- Gdybyś mogła dostać wizę, to zabrałbym Cię ze sobą – Adam patrzy na nią z taką miłością, że aż serce mi się ściska.
- Wiem, kochanie, wiem… – kiwa głową – ale w Pradze też było mi dobrze. Wreszcie nagadałam się do syta z moją córką, a Ty nie musiałeś mnie niańczyć. Należały Ci się wakacje z ojcem.
- Często jeździsz to taty? – patrzę na Adama.
- W każde wakacje. Widujemy się też czasem na święta. Zależy, jak mama to zaplanuje…
- Wszystko wyglądałoby inaczej, gdyby nie ten potwór! – starsza pani mówi to z nienawiścią, o jaką jej nie podejrzewałam.
- Babciu! – Adam rzuca jej ostrzegawcze spojrzenie – Nie wracajmy do tego. Nie ma sensu, a Ty będziesz niepotrzebnie się denerwować– gładzi jej dłoń.  
     Nie wiem, co powiedzieć. Na twarzy Adama widzę troskę pomieszaną z niepokojem, jakby się bał, że zanadto się odsłonił. A może boi się o babcię?
- Ostatnie wakacje też spędziłeś z Stanach? – próbuję odwrócić ich uwagę od niewygodnego tematu.
- Zgadza się. Wyjechałem dzień, po Twoim telefonie – Adam patrzy na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Ach, to do Ciebie nie mógł się dodzwonić! – Babcia Adama patrzy na mnie zaskoczona – Chyba znacie się dłużej, niż myślałam. Czyżby zeszłoroczne zamieszanie było Twoją zasługą? – mruga do mnie porozumiewawczo.
- Zamieszanie? – policzki zaczynają mi pulsować – Ja bym tego tak nie nazwała. Trochę trudno nam się było dogadać – bąkam.  
- Chodź! Poszperamy w moich płytach – Adam wybawia mnie z opresji – Wybierzemy sobie jakąś muzykę na wieczór.
     Starsza pani kiwa mi głową z dobrotliwym uśmiechem, więc wstaję z fotela.  
– Dzwoniłeś do mnie? – teraz ja patrzę zaskoczona na Adama – Kiedy?
- Próbowałem do akademika, ale Cię już nie zastałem. Potem zadzwoniłem do Twoich rodziców, ale nikt nie odbierał, więc uznałem, że Was nie ma albo w książce jest zły numer – widzę, że mówi o tym niechętnie, tym bardziej doceniam szczerą odpowiedź.  
- Byliśmy u Julii w Warszawie – mówię cicho.  
Drepczę za nim, kiedy prowadzi mnie do swojego pokoju. Gdyby wtedy odebrał, albo gdyby zastał mnie w akademiku, albo w domu… Wszystko mogło się potoczyć inaczej. Nie byłoby między nami tej nieufności. Nie musiałabym tęsknić przez całe wakacje. A czy on tęsknił za mną? Czy raczej dobrze się bawił? Jakby w odpowiedzi na moje rozmyślania, Adam unosi moją brodę i spogląda mi w oczy, a ja czuję, jak moja dusza otwiera się przed nim, a jednocześnie czuję, że sama wnikam do jego duszy, jakby nasze spojrzenia były niewidzialnym tunelem….
- To by niczego nie zmieniło – mówi niskim głębokim tonem, ale oboje wiemy, że to nieprawda…
     Późnym popołudniem wychodzimy od babci Adama, objuczeni jedzeniem i płytami. Przed wyjściem, przyrzekam, że w najbliższej przyszłości znowu zjawię się na obiedzie. Ku mojemu zaskoczeniu, Adam nie tylko nie protestuje, ale wręcz wydaje się zadowolony z takiego obrotu sprawy. Spędzamy cudowny wieczór i upojną noc, kochając się i gadając o nieważnych sprawach. W niedzielę po śniadaniu biorę się za naukę biochemii, a po odgrzaniu obiadu, idziemy na spacer do Zoo. Marcowe popołudnie wydaje się idealne na taki spacer. Dopiero późnym wieczorem Adam odwozi mnie do akademika. Mogłabym się przyzwyczaić do takiego życia.  
- Ciekawe jak by to wyglądało, gdybyś zrobiła w międzyczasie pranie albo zaczęła malować paznokcie? – Ola prycha, kiedy dzielę się z nią moimi przemyśleniami – spotykacie się i to jest wyjątkowe, bo nie ma w waszym życiu codziennych obowiązków, które odwalacie, każdy osobno.
- Myślisz, że straciłabym na atrakcyjności, gdyby zobaczył mnie przy praniu albo prasowaniu? - zastanawiam się głośno.
- Nie, ale myślę, że powoli dociera do niego, że wasz związek zaczyna być poważny. Dlatego chce, żebyście spędzali razem coraz więcej czasu – Ola jak zwykle przedstawia sprawy w sposób logiczny i jasny – On też musi się Ciebie nauczyć.
- Wiesz, że ani razu nie wspomniał, że mnie kocha? Nawet po tym, jak zadedykowałam mu piosenkę Barbry Steisant – ciekawe, co mi na to odpowie?
- Nie? – Ola wydaje się zaskoczona – Wydawało mi się oczywiste, że Cię kocha. To widać! Zresztą - dodaje – Radek też tak uważa, a on jest facetem i lepiej rozumie facetów.  
- Sama już nie wiem – wzdycham – Ja też czuję, że to poważny związek. Kocham Adama. Myślałam kiedyś, że kocham Roberta, ale to było coś innego. Zauroczenie nastolatków, a potem chyba bardziej przyzwyczajenie, że jesteśmy razem. Z Adamem to jest jak rzeka, raz rwąca, a raz leniwa, ale czekasz co będzie za każdym zakrętem… I nigdy nie masz dość. Może on czuje to samo, tylko nie potrafi tego nazwać?
- Albo nie chce! – Ola unosi w górę palec, jak to czasami robią nauczyciele – faceci czasem się boją, że takie wyznanie może być zrozumiane jak oświadczyny.
     To ma sens. Ola może mieć rację! Nie rozmawialiśmy o Alicji i Pawełku. Oboje instynktownie unikaliśmy tego tematu, jak ognia. No i jest jeszcze sprawa pana Henryka Karskiego, która też może rzutować na zachowanie jego syna. Trzeba to będzie obgadać z Adamem w stosownej chwili, jeśli oczywiście się zgodzi.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 6702 słów i 37795 znaków.

4 komentarze

 
  • an

    Słodko :)

    21 mar 2014

  • Kinius

    chce dluzsze czesci Kocham to <3333

    20 mar 2014

  • justynka

    A ja prosze o wiecej....wieecej....wieeeeeeeecej ! :)

    19 mar 2014

  • czytelniczka

    swietna czesc :)

    19 mar 2014