Czarna róża #7

Czarna róża #7Śmierć ukochanej osoby, jej pogrzeb, a w tym wszystkim my? Bezsilność to pierwsze słowo jakie przychodzi mi do głowy. Kiedy już ją czujemy nie pozostaje nam nic innego jak zamilknąć, odejść i rozpłakać się w samotności, a to wszystko tylko z wiadomości, że nic nie możemy zrobić. Nic nie możemy zrobić, by było jak dawniej. Nie mówmy, że nie, ale każdy w jakieś chwili swojego życia klęknął. Zrobił to z bezsilności. Zwyczajnie się poddał, tracąc wszelką wiarę na lepsze jutro. Wiedząc, że zagotował sobie piekło, na swoje własne życzenie, że tak naprawdę każdy z jego problemów jest z jego osobistej winy. Zaczyna nienawidzić samego siebie za to, kim jest, za to ile popełnił błędów. Nie potrafi sobie wybaczyć, że nie jest w stanie cofnąć czasu. Jednak przestańmy się nad sobą rozczulać. Wiemy, że jest źle, ale rozejrzyjmy się dookoła i nabierzmy powietrza w płuca. Idźmy do przodu pewnie stawiając kroki, a to dlatego, że jeszcze żyjemy i możemy być chociaż trochę szczęśliwi.

Oczami Chrisa:
Obecnie jest godzina 10 rano, cudownie. Dokładnie za 3 godziny odbędzie się pogrzeb Karismy. Nie wiedziałem, że w tak młodym wieku przyjdzie mi chodzić na pogrzeb ukochanej. No, ale trudno takie moje życie. Nagle zadzwonił mi telefon, a na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie zielonych włosów. Już wiedziałem, że to Caroline.
-Halo? – usiadłem na fotelu i wypuściłem powietrze.
-Cześć Chris wiesz może co dzieje się z Karismą? Bo nie mogę się w ogóle z nią skontaktować – dziewczyna zaśmiała się.
-Cześć, to ty o niczym nie wiesz? – zapytałem ze zdziwieniem.
-A o czym mam wiedzieć? – naprawdę nic nie wiedziała. Jak to możliwe?
-Karisma nie żyje – ledwo przeszło mi to przez gardło, a z oczu ponownie wypłynęło morze łez.
-Jak to? – wciągnęła bardzo głośno powietrze.
-Została porwana, a później ją zabili – teraz ogarnęła mnie złość, ale nie na porywaczy tylko na samego siebie.
-Kiedy jest pogrzeb? – zapytała ze smutkiem.
-Dzisiaj o 13. Będziesz? – wstałem z fotela po chusteczkę.
-Oczywiście, że tak – zapewniła mnie.
-To do zobaczenia Caroline – łza popłynęła mi po policzku, którą natychmiast wytarłem.
-Do zobaczenia – rozłączyła się. Odłożyłem telefon i położyłem się na łóżku. Moje serce już dawno nie żyło. Umarło razem z nią. Wszystko stało się inne, a do tego nigdy nie pomyślałem, że poznam swojego ojca, którego tak bardzo nienawidziłem. Może jakby Karisma żyła to byłbym wściekły, ale jednak teraz nie mam na to siły. Nawet się z nią nie pożegnałem. Zapewniałem ją, że wszystko będzie w porządku. Spierdoliłem wszystko. Tak bardzo chciałbym żeby żyła. Oddałbym wszystko za przynajmniej jeden jej pocałunek. Niestety jej już nie ma. Nie wróci, a ja tego nie zmienię.

15 minut później wyjechałem z tatą Karismy na pogrzeb. Dojechaliśmy na 12:50. Siedziałem przed trumną jako członek rodziny. No tak przecież jestem jej bratem. Msza pożegnalna skończyła się. Jej duch poszedł do nieba. Gdy zobaczyłem unoszący się dym w górę kościoła, to nie wytrzymałem i z moich oczu wypłynęły łzy. Teraz pozostaje cmentarz. Przecież tam będzie ze mną jeszcze gorzej. Szedłem razem z Caroline. Opowiedziałem jej o tym, że Karisma była moją siostrą. Zbytnio się nie zdziwiła. Wręcz powiedziała, że od początku miała takie przeczucia. Nieważne. Przez całą drogę mnie pocieszała i coś mówiła jednak jej nie słuchałem. Byłem tak przybity, że nie zauważyłem kiedy moja koszula zrobiła się cała mokra. Doszliśmy. Stałem naprzeciwko dołu. Miejsca przebywania jej ciała. Ksiądz zaczął coś mówić. Nie słuchałem nikogo. Wszystko stało się czarne, ponure i beznadziejne. Tak postrzegałem świat. Jak ostatnie g*wno. Nadszedł czas wrzucenia róży do grobu. Podszedłem bliżej i przykucnąłem. Zamknąłem oczy i rzuciłem ostatnią różę. Upadła tak samo jak ja na kolana. Łzy płynęły tak szybko jak rzeka. Przypomniałem sobie te szczęśliwe dni spędzone z nią. To jak ją pierwszy raz zobaczyłem w autobusie. Te niebieskie oczy przepełnione strachu. Pamiętam wszystko. Otworzyłem oczy na chwilkę i wróciłem do rzeczywistości. Podniósł mnie Michael. Wtedy zobaczyłem wszystkie znane mi twarze ze szkoły. Było ich mnóstwo. Podziękowałem za wszystko i pojechałem do domu z Michaelem.  
W domu wziąłem wodę i poszedłem na górę, a za mną mój przyjaciel. Wszedłem do pokoju i usiadłem na łóżku.
-Jak się czujesz? – zapytał chłopak siadając obok mnie.
-A jak myślisz? – miałem dość tego wszystkiego.
-Beznadziejnie. Przepraszam, że zapytałem – oparł ręce o kolana.
-Nie przepraszaj po prostu nie mogę się z tym pogodzić. To ja powinienem przeprosić i nie wyżywać się na innych – napiłem się łyka wody.
-Ale ja cię rozumiem. Karisma była wspaniałą dziewczyną. Skradała serca każdych. Bez wyjątku – uśmiechnął się.
-Być może – wstałem i podszedłem do okna.
-Mam pytanie. Dlaczego tutaj jesteśmy? Czemu nie u ciebie, tylko w domu Karismy? – podszedł do mnie.
-Ja jestem u siebie – spojrzałem na niego.
-Nie, jesteśmy w domu pana Collinsa – był bardzo zdziwiony moim zachowaniem.
-Ja tutaj mieszkam – wróciłem wzrokiem na okno.
-Co ty pleciesz człowieku? – potrząsnął mną.
-Collins to mój ojciec – walnąłem ręką w okno.
-Jak to? Czyli, że Karisma to twoja SIOSTRA?! – krzyknął ostatnie słowo.
-Tak to moja siostra – otworzył usta ze zdziwienia.
-I ty będziesz tutaj mieszkał? – położył rękę na moim ramieniu.
-Mhmm – przestałem go słuchać. Bardziej zdziwiło mnie to, że ktoś wrzucił jakąś kopertę do skrzynki – pośpiesznie wyszedłem z pokoju zostawiając tam Michaela. Wybiegłem na ulicę i zabrałem biały papierek. Wszedłem do domu i upuściłem go na podłogę. Na samej górze było napisane: "Ta wiadomość dotyczy Karismy”. Tata spojrzał się na mnie i podniósł kopertę. Przeczytał nagłówek i spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Pośpiesznie otworzył list i zaczął czytać na głos: " Chciałbym poinformować, że Karisma żyje i ma się dobrze. Jest teraz ze mną i nic jej nie grozi. Nie umarła. Ona nadal jest wśród nas. Niestety straciła pamięć i nic nie pamięta. Proszę też żeby to zostało między nami. Kocham ją i chcę, aby została ze mną”. Nie wiedziałem co o tym myśleć. Może ktoś po prostu robi sobie żarty. Jeżeli je robi to musi mieć niedojebanie mózgowe. No, ale to nie wszystko. Wziąłem kopertę do ręki i wyjąłem z niej zdjęcie Karismy. Nigdy go nie widziałem. Czyli to prawda? To kim jest dziewczyna, z której pogrzebu wróciłem kilkanaście minut temu? Usiadłem i zacząłem się zastanawiać czy to w ogóle możliwe. Michael siedział ze mną i stwierdził, że to po prostu głupi żart, że to nie jest możliwe bo ciało Karismy powinno mieć 3 pieprzyki na prawej kostce i miało. Mój tata wyrzucił wszystko do kosza. Jednak ja szybko podbiegłem i wyciągnąłem zdjęcie. Michael patrzył na mnie jak na idiotę. Trudno może taka prawda. Spędziłem cały dzień z moim przyjacielem. W końcu się zmył i zostałem sam. Postanowiłem się położyć. Wziąłem szybką kąpiel i wślizgnąłem się do łóżka. Usnąłem dopiero po jakiś 2 godzinach.

Oczami Karismy:
Obudziłam się około 11. Zdziwiłam się, że jesteś dziewczyną, która tak długo śpi. Wstałam z łóżka i zobaczyłam, że mam na sobie piżamę. Doznałam szoku bo nie pamiętam, abym przebiera się wczoraj. Pamiętam tylko tyle, że usnęłam w drodze do domu. Co ja robiłam? Cały czas chodziło mi po głowie to pytanie. Usłyszałam swoje imię i pukanie do drzwi. Otworzyłam je i zobaczyłam Justina.
-Cześć słońce – pocałował mnie w policzek – posłuchaj ja muszę jechać na próbę i teraz mam pytanie, jedziesz ze mną?
-Cześć no mogę jechać – uśmiechnęłam się.
-To szybko się ubieraj i chodź na śniadanie – puścił mi oczko.
-Jasne, a co się wczoraj stało? – widziałam jego uśmieszek na twarzy.
-Ale o co ci chodzi? – zaczął się śmiać.
-O to, że ja nie przypominam sobie żebym się przebierała – śmiałam się razem z nim.
-Tak to ja cię przebrałem, żeby było ci wygodniej i nie bój się, nie patrzyłem, ja taki nie jestem – zaczął mnie zapewniać i widziałam lekkie przerażenie na jego twarzy.
-No dobra wierzę ci. Będę za 15 minut na dole – uśmiechnęłam się. Wiedziałam, że musiał patrzeć. Jaki facet, by nie spojrzał?
-Okay – popatrzył na mnie i ruszył w stronę schodów. Szybko wyciągnęłam z szafy białą sukienkę w różowe kwiatki. Pobiegłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic, wytarłam się ręcznikiem, wysuszyłam włosy i ubrałam wybrane ubranie. Rozczesałam wysuszone włosy i zeszłam na dół. Gdy Jus mnie zobaczył to oczy mu się powiększyły. Zaczęłam się śmiać.
-Wyglądasz cudownie – nadal nie przestał tak na mnie patrzeć.
-Mówisz mi to codziennie – uśmiechnęłam się – ty również – zaczęłam się śmiać bo stał w samych bokserkach.
-Bo co dzień wyglądasz piękniej – uśmiechnął się.
-Dziękuję – zaśmiałam się – Czyli ja jestem gotowa, a ty nadal w samych majtasach po domu chodzisz? – wybuchł śmiechem.  
-Za 10 minut będę gotowy – przestał w końcu na mnie patrzeć. Odsunął mi krzesło do stoliku i zniknął za ścianą – Ty jedz, a ja się wyszykuję – wtedy zobaczyłam jego genialne kanapki. Genialne w znaczeniu dosłownym. Wzięłam jedną i zaczęłam jeść. Była pyszna. Tak zrobiłam z pozostałymi dwoma. Minęło 20 minut, a on nadal nie wracał.  
-Długo jeszcze?! – krzyknęłam znudzona tym siedzeniem.
-Nie, już jestem gotowy – wyłonił się w mgnieniu oka na co ja się lekko przestraszyłam.  
-To jedziemy? – zaśmiałam się.
-Jedziemy – złapał moją dłoń i ruszył w stronę garażu. Tym razem wsiedliśmy do niebieskiego Jaguara CX 75. Pozwoliłam mu jechać szybko na co chłopak tylko dodał gazu. Minęło może z 15 minut i zaparkował. Zdziwiłam się, że tak szybko dojechaliśmy. Wczoraj jechaliśmy tam bardzo długo, a dziś tylko 15 minut. Wysiadłam z nim i weszliśmy do tego samego budynku co wczoraj. Tam byli już pozostali. Justin zaczął rozgrzewkę. Po chwili postanowił ćwiczyć utwory. Miło się go słuchało. Miał piękny głos. W końcu zrobił sobie przerwę.
Scooter: No to co? Młoda jedzie z nami?  
Justin: No samej jej nie zostawię.
Ja: Ja chyba nie jestem w temacie.
Christian: Chodzi nam o trasę.
Justin: Za tydzień wyjeżdżamy w trasę no i ty jedziesz z nami.
Adam: Jeżeli chcesz.
Ja: Mam inny wybór?  
Scooter: Nie –wszyscy się zaśmiali – Jedziesz z nami i koniec. Prawda Justin?  
Justin: Prawda nie zostawię jej.
Christian: No dziewczyna Justina jedzie z nami.
Jake: Jedzie.
Ja: Nie jestem jego dziewczyną – wszyscy na twarzach mieli banany.
Scooter: Dobra wierzymy – odpuścili w końcu.
Justin: Niedługo będziesz – zaśmiali się.
Jake: Ooo Justin zaczął polować.
Ja: Pożyjemy zobaczymy.
Scooter: No to będzie ciekawie. Dobra chodźcie, Justin ćwiczy ostatnią piosenkę i spadamy.
Wszyscy nagle wstali i ruszyli ćwiczyć dalej. Patrzyłam tak na nich. Tworzyli wspaniałą całość. Próba się skończyła. Pożegnaliśmy się i wyszliśmy z budynku. W samochodzie Justin zaproponował kino. Zgodziłam się. Po 10 minutach byliśmy w galerii. Wysiadłam, a Jus złapał mnie za rękę. Szliśmy tak przez budynek pełen sklepów, a wszyscy dookoła na nas patrzyli. Dziwnie się czułam. Nagle chłopak się zatrzymał naprzeciwko sklepu z urządzeniami elektrycznymi. Kazał mi zaczekać na niego. Usiadłam sobie na ławce i czekałam tak jak chciał. Nagle podbiegła do mnie dziewczynka.
-Mogę prosić o autograf? – zapytała mnie. Mocno się zdziwiłam. Ja i autograf? Dlaczego?
-Czy ty mnie z kimś przypadkiem nie pomyliłaś? – zapytałam z uśmiechem.
- Ja jestem Beliebers, a ty to dziewczyna mojego idola? – odpowiedziała jednocześnie pytając.
-Co? – nie wiedziałam o co jej chodzi.
-Jestem fanką Justina Biebra, a ty jego dziewczyną, nie znasz go?– zaczęła się śmiać.
-Aaa no tak, znam go i nie jestem jego dziewczyną – uśmiechnęłam się.
-To nic, ale pewnie niedługo będziesz, a więc podpiszesz? – zaczęła mnie błagać.
-No dobrze dla kogo? – zaśmiałam się.
-Dla Emily – uśmiechnęła się. Podałam jej kartkę i jednocześnie w tym samym momencie ze sklepu wyszedł Justin. Dziewczynka podbiegła również do niego i poprosiła o autograf. Gdy zobaczył na kartce mój podpis spojrzał na mnie i podpisał się obok. Dziewczynka powiedziała mu coś na ucho, a on pokiwał głową. Podszedł do mnie, złapał mnie za rękę i zaczął się śmiać.
-Z czego się śmiejesz? – zapytałam z uśmiechem.
-Z tej sytuacji z Emily – zaczął się ponownie śmiać.
-Głupio było odmówić. Dlaczego każdy myśli, że jestem twoją dziewczyną? – spojrzałam na niego z bananem na ustach.
-Nie widzisz? – podniósł nasze splecione dłonie – To, że wszędzie mnie z tobą widzą. To, że mieszkasz ze mną. Oni nie wierzą na słowa tylko wierzą w to co widzą – zatrzymał się i spojrzał na mnie.
-Jeżeli to przeszkadza w twojej karierze to przecież nie musimy się trzymać za ręce – oderwałam swoją dłoń od jego – W ogóle nie musisz mi pomagać. Dam sobie radę.
-Dziewczyno zrozum mam w dupie swoją karierę. Liczysz się tylko ty – stanął do mnie przodem i przytulił na środku centrum handlowego. Odwzajemniłam uścisk. Wszyscy się na nas patrzyli. Nie przeszkadzało mi to już tak bardzo jak wcześniej.
-Przepraszam – powiedziałam szeptem tylko żeby on usłyszał.
-Nic się nie stało, ale nie dopuszczaj do siebie myśli, że moja kariera jest ważniejsza od ciebie – pocałował mnie w czoło i z powrotem złączył nasze dłonie. Nagle podbiegł do nas jakiś mężczyzna z aparatem. Zapytał czy może zrobić nam kilka zdjęć. Justin po dłuższych namowach zgodził się. Facet zrobił 3 zdjęcia, podziękował i odszedł. Po kilku minutach doszliśmy do kina. Wybraliśmy film pt. "Ghost in the Shell". Film podobał mi się. Jednak nie śmieszył on mnie tak bardzo jak te 3 blondynki, które siedziały przed nami. Jus, aż chciał wstać i im coś powiedzieć, ale przekonałam go, że nie warto, więc odpuścił. Wyszliśmy z kina i ruszyliśmy do domu. Znaleźliśmy się w nim około 18. Zrobiliśmy sobie kolację. Po zjedzonym posiłku siedziałam razem z Justinem w salonie. Właściwie to leżałam wtulona w niego. Oglądaliśmy wiadomości. Moje serce biło jak szalone. To wszystko przez tego chłopaka. Zaczyna mi się bardziej podobać i właściwie to chyba się w nim zakochałam. No, ale przecież nie sądzę by on czuł to samo do mnie. Po prostu mi pomaga i muszę to zapamiętać. Zachciało mi się spać, więc podniosłam się, pożegnałam z Jusem i pobiegłam na górę. Wbiegłam do pokoju i zobaczyłam pudełko na łóżku, a obok liścik. Otworzyłam pudełeczko i zobaczyłam telefon. Dokładnie Iphona 7. Odłożyłam go i zaczęłam czytać krótki liścik: "Dzięki temu telefonowi będziesz mogła się ze mną skontaktować w każdej chwili. Mój numer masz już zapisany. Tak samo jak Christiana, Jake, Scootera i Adama.” Szybko wzięłam pudełko do ręki i pobiegłam na dół. Justin cały czas siedział na kanapie i oglądał telewizję. Podeszłam do niego i wyciągnęłam rękę z pudełkiem w jego stronę.
-Nie mogę tego przyjąć – spojrzałam mu w oczy. Chłopak był bardzo zdziwiony.
-Dlaczego? – nic nie rozumiał. Wstał z kanapy i stanął naprzeciwko mnie.
-Bo nie stać mnie na taki telefon – odchyliłam głowę do góry by zobaczyć jego twarz.  
-Ale mnie stać. Weź go. Od dzisiaj jest twój – uśmiechnął się i poszedł do kuchni.
-Ja naprawdę nie mogę i tak już dużo dla mnie zrobiłeś – poszłam za nim.
-Przestań. Jesteś dla mnie kimś ważnym. To jest prezent i musisz go przyjąć – powiedział gdy zrobił kilka łyków wody.
-No dobrze – zgodziłam się i podeszłam do niego bliżej.
-I to rozumiem. Zmykaj już na górę. Dobranoc słodziaku – pocałował mnie w czoło. Zamknęłam na chwilę oczy i przypomniało mi się kolejne zdarzenie z mojego życia. Mianowicie jakiś chłopak, z którym się przytulałam. Szybko otworzyłam oczy. Postanowiłam zachować dla siebie to zdarzenie. Z powrotem poszłam na górę. Tym razem prosto do łazienki. Wyszłam z niej jakieś pół godziny później i od razu wślizgnęłam się do łóżka.
Rano wstałam o 10. No lepiej niż wczoraj. Usiadłam na łóżku i dotknęłam stopami zimnej podłogi. Podeszłam do szafy i ją otworzyłam. Wyciągnęłam z niej krótkie białe spodenki, granatową koszulkę na ramiączkach i granatowy sweterek. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Zeszłam na dół. Włączyłam telewizor i udałam się do kuchni, żeby przyrządzić śniadanie. Postanowiłam zrobić tosty. Znalazłam chlebek, ser, szynkę i ogórka. Po skończeniu robienia śniadania postanowiłam zawołać Justina. Wbiegłam na górę i zapukałam do jego pokoju. Chłopak natychmiast mi otworzył.
-Cześć słońce widzę cię za 5 minut na dole – powiedziałam po czym zaśmiałam się.
-Cześć słodziaku – zaczął się śmiać – to nie jest miłe kiedy mnie udajesz – pocałował mnie w czoło i wyszedł z pokoju.
-Nie przesadzaj – uśmiechnęłam się – już jesteś gotowy?
-Ja? Oczywiście – ponownie się zaśmiał. Był ubrany w czarne spodnie z dziurami na kolanach i białą koszulkę. Zeszliśmy na dół. Justin zaproponował śniadanie w salonie. Nie miałam nic przeciwko. Usiedliśmy na kanapie i zaczęliśmy jeść tosty. Nagle w telewizji usłyszałam…

Night

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 3246 słów i 18066 znaków, zaktualizowała 26 kwi 2017.

3 komentarze

 
  • SlodziaK

    Czekałem i w końcu jest <3 kocham to co piszesz <3 Pozdrawiam i życzę weny kochana <3

    27 kwi 2017

  • Night

    @SlodziaK Dziękuję <3

    27 kwi 2017

  • Pytonek03

    Jak zawsze genialna część. Kiedy następna? :*

    27 kwi 2017

  • Night

    @Pytonek03 Dziękuję i następna część myślę że 2 maja będzie :*

    27 kwi 2017

  • Caryca

    Fantastyczna część,pięknie pokazujesz uczucia ludzi i to nie tylko te pozytywne a to trudna umiejętność☺

    25 kwi 2017

  • Night

    @Caryca <3

    26 kwi 2017