Dziewczyna z baru cz.6

Rozdział 6: Monday morning

Wielu ludziom poniedziałkowy poranek kojarzy się z niekończącym koszmarem. Chociaż zaliczam się do szczęśliwej mniejszości, dzisiaj jestem jak na kacu. Nie znaczy to bynajmniej, że piłem- całą noc nie mogłem spać. W głowie siedziała mi Ana i ostra reakcja Dex, kiedy dowiedziała się, że pracuję z jej przyjaciółką. Niechętnie ubieram się, jem płatki śniadaniowe, robię wszystko co zwykle. Jedynie kawę zastępuję mocniejszym napojem energetyzującym, który, mimo tego, że jest niezdrowy, stawia mnie na nogi. Czuję się o niebo lepiej.  
W szpitalu zjawiam się punktualnie. Mam trochę wolnego czasu, więc szukam wzrokiem Any. Nigdzie jej jednak nie widzę, więc oddaję się całkowicie pracy.
Po jakiejś godzinie ktoś odrywa mnie od pracy.  
- Nie przeszkadzam?- pyta Ana stając przy mnie.
- Hej. Nie, co jest?
- Chcę porozmawiać. Chodź-mówi i prowadzi mnie wzdłuż korytarza. Widząc pustą salę nr 143 ciągnie mnie do niej i zamyka drzwi. W jej rękach dostrzegam swoją bluzę, którą dałem jej wtedy w barze.
- Oddaję bluzę. Przydała mi się.  
- Miło słyszeć- nie rozumiem czemu mnie tu przyprowadziła. Na pewno nie po to, aby oddać bluzę. Ana patrzy mi w oczy jakby chciała coś powiedzieć. Cisza staje się coraz bardziej krępująca aż w końcu zabiera głos.
- Myślę, że nasze relacje i kontakty powinny ograniczyć się na pracy- wyrzuca z siebie bawiąc się nerwowo włosami- Ja... Lepiej na tym wyjdziesz, jeśli nie będziesz miał ze mną do czynienia.
Chce wyjść, ale łapię ją za nadgarstek. Odwraca się, a ja rozluźniam uścisk.  
- Ana... Co się dzieje?
- To już nie ma znaczenia- mówi i wychodzi.

Od pamiętnej rozmowy minęły już dwa tygodnie. Tak jak Ana zadeklarowała, nasze relacje ograniczają się do pracy. I nic więcej, tylko praca. Mimo to moje zainteresowanie jej osobą pozostaje niezmienione. Ba, nawet wzrasta. Nie udało mi się poznać jej prywatnie, ale o Anie jako dr Alexanndrze Morgan, wiem już bardzo dużo.  
Często razem operujemy i to właśnie wtedy mam jedyną okazję do spędzania z nią czasu. Jej umiejętności są ponadprzeciętne. Myśli niekonwencjonalnie, ale rozważnie. Nie ma w niej wtedy nic chłodnego czy zdradzającego jej ewentualną niechęć do mnie; jest miła, ale i bardzo profesjonalna.  
Po udanym zabiegu myjemy się usatysfakcjonowani i dumni z siebie. Jest już późno, koło 21, ale na tym moja praca się nie kończy.  
- Idziesz teraz na obchód?- pytam mając nadzieję, że po raz kolejny będziemy razem pracować. Ana spojrzała na zegarek.
- Tak, za 5 minut.  
Zajebiście.
Idąc do windy widzę, że Ana już przy niej stoi i cierpliwie czeka. Dołączam do niej, a kiedy winda zatrzymuje się na naszym piętrze- puszczam ją przodem. Wciskam guzik "1". Po kilku sekundach słyszę jakiś głośny dźwięk i czuję, że tracę równowagę pod wpływem dziwnego wstrząsu. Klnąc w myślach podnoszę się z podłogi.
Przeklęta winda.

Dziś nieco krótsza część. Tytuł inspirowany piosenką "Monday Morning" :)

Ingrid

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 557 słów i 3111 znaków, zaktualizowała 1 cze 2015.

1 komentarz

 
  • dilerrka

    Fajne, proszę o jeszcze! ;)

    31 maj 2015

  • Ingrid

    @dilerrka Spodziewaj się następnej części wieczorem! :)

    1 cze 2015