Za bardzo - Rozdział 7

Wychodzę z redakcji i oddycham z ulgą. Chowam kilka teczek do materiałowej torby, żałując, że nie zdążyłam wszystkiego zrobić, gdy miałam na to czas. Zamiast zająć się pisaniem, machałam długopisem i myślałam o Szymonie. Kolega dźgał mnie palcem, bo nie potrafiłam skupić się na otoczeniu. W redakcji zawsze ktoś czegoś chce. Jeszcze nigdy nie napisałam całego artykułu bez ani jednej przerwy. Zawsze znajdzie się coś pilniejszego. Tym razem był to Szymon. Zagnieździł się w moim myślach i nie zamierzał odpuścić. 

Chcę pójść do domu, ale nagle zamieram. Parę metrów dalej stoi Łukasz. Znowu trzyma w dłoniach bukiet kwiatów – to znowu czerwone róże. Czuję jak żołądek podchodzi mi do gardła, bo naprawdę nie chcę z nim rozmawiać. Dlaczego tu w ogóle przyszedł?

Podchodzę bliżej niego, bo najwyższy czas to zakończyć. Nie mam nerwów, żeby w kółko przerabiać jedno i to samo. 

– Cześć – mówi, przyglądając mi się uważnie.

– Po co tu przyszedłeś? – wypalam.

Wzdycha ciężko. 

– Nie powinienem był wychodzić…

Kręcę głową z niedowierzaniem. 

– Nie. Nie chcę słuchać tych tłumaczeń. Zrobiłeś to już drugi raz i, uwierz mi, nie mam najmniejszej ochoty na powtórkę. 

– Co to znaczy? – Jego skruszone spojrzenie wypala dziurę w mojej twarzy. – Zrywasz ze mną?

– A widzisz inne rozwiązanie? Bo ja nie. 

Zaciska zęby. 

– Wyszedłem, bo się wkurzyłem, okej? 

– Dorośli ludzie rozmawiają – przypominam mu. 

– No właśnie, rozmawiają – rzuca uszczypliwie. – A ty wolisz rozmawiać ze swoim współlokatorem niż ze mną. 

Przykładam dłoń do skroni, bo już zaczyna boleć mnie głowa. Znowu Szymon. Czy to jakaś cholerna ironia losu? 

– On tu nie ma nic do rzeczy. 

– Słyszałem. 

Przewracam oczami. 

– A nie miał racji? No zastanów się przez chwilę… – Mrużę oczy. – Traktujesz mnie jak idiotkę i próbujesz na siłę dopasować do swoich wyobrażeń. Chyba wiesz, że coś takiego nie ma prawa działać? 

– Sam fakt, że nie potrafię przestać myśleć o tych wszystkich facetach, którzy cię mieli… – urywa i wzdycha. – I jak na złość, na horyzoncie pojawił się ten twój współlokator. 

– Ale to przeszłość! Boże, nie sypiałam z nimi dla zabawy!

– To niczego nie zmienia. 

Moje serce rozrywa ból. Jakby może życie nie było już wystarczająco popieprzone, to jeszcze muszę wysłuchiwać takich rzeczy! Kim on jest, żeby mnie oceniać?

– No cóż, wychodzi na to, że zerwanie będzie również najlepszą opcją dla ciebie – mówię szorstko. 

– Nati…

– No co? Przychodzisz tutaj z pseudo-przeprosinami, ale zamiast przepraszać, wolisz jeszcze bardziej mnie ranić. Myślisz, że ci na to pozwolę? Nie jestem masochistką. 

Chcę go minąć, ale łapie mnie za łokieć. 

– Nati, proszę, poczekaj…

Brzmi żałośnie. 

– Wracam do domu, do swojego współlokatora – rzucam kpiąco, wyrywając rękę z uścisku. 

Staje przede mną i próbuję uchwycić moje spojrzenie. 

– Tak trudno zauważyć, że jestem o niego zazdrosny? – mówi przez zaciśnięte zęby. – Nie chcę, żebyś z nim mieszkała. 

– A obchodzi cię w ogóle, czego ja chcę? 

– Dobrze wiem – odpowiada twardo. – I on ci tego nie da. To dupek, który czeka na swoje pięć minut. Nie odda ci swojego serca tak jak… – Odwraca wzrok. – Tak jak ja – dodaje cicho.

Sztywnieję. 

Nie przesłyszałam się? On naprawdę to powiedział? O. Mój. Boże.

Cofam się, bo to jest jakiś cholerny żart! Traktuje mnie okropnie, a potem śmie mówić, że… 

– Nie, Łukasz. Nie masz prawa mówić mi takich rzeczy. Nie po tym, jak wychodzisz sobie z mojego życia, kiedy masz na to ochotę. 

– Jestem tylko zazdrosnym facetem. Miałem rzucić się na niego z pięściami? – Wpatruje się we mnie wyczekująco. – Tego chcesz? 

– Twoja zazdrość jest bezpodstawna. 

Wiem, że kłamię, ale nie mam innego wyjścia. Gdyby Łukasz od początku zachowywał się normalnie, pewnie epizod z Szymonem nigdy nie miałby miejsca. Tamtego wieczoru nie pokusiłby się na niewinnego buziaka, a w moim sercu nie byłoby żadnej, cholernej burzy. 

– Nie sądzę. Widzę, jak na ciebie patrzy. 

Naprawdę nie chcę sobie wyobrażać, jak Szymon musi na mnie patrzeć, gdy tego nie widzę, ale to silniejsze ode mnie. Na mojej skórze pojawia się gęsia skórka. Dlaczego moje ciało tego pragnie? Co jest ze mną nie tak?

– To tylko patrzenie, nic więcej – mówię dobitnie. 

– Robi to w mojej obecności – warczy Łukasz. – Ewidentnie chce mnie wyprowadzić z równowagi. 

– Reagując w ten sposób, tylko mu na to pozwalasz. 

– Nie chcę, żeby był w twoim życiu…

Przygryzam wargę, bo chcę mu znowu przypomnieć, że powinien częściej w nim bywać, wtedy nie mielibyśmy takich problemów. 

– Muszę iść. 

Łukasz unosi wysoko brwi i wskazuje podbródkiem kwiaty, które ściska w dłoni od początku spotkania. 

– Poczekaj – prosi. – Dasz mi jeszcze jedną szansę?

Przymykam powieki, bo wcale nie chcę odpowiadać na to pytanie. Dostał dwie szanse i wszystkie zmarnował. 

– Nie sądzę, żeby…

Urywam, bo łapie mnie niespodziewanie za rękę i gładzi kciukiem wierzch dłoni. 

– Chcesz, żebym padł teraz na kolana i błagał cię…

– Nie – mówię szybko, energicznie kręcąc głową. – Nie traktujesz mnie poważnie, więc… to nie ma sensu. Tak po prostu. 

Łukasz marszczy brwi i mocniej ściska moją dłoń.

– Przyszedłem tutaj z myślą, że mi wybaczysz, bo chcę… – Wypuszcza głośno powietrze. – Chciałem, żebyś poszła ze mną do moich rodziców. Mówiłem im o tobie i… – Puszcza moją rękę. – Ale teraz to i tak bez znaczenia, bo ze mną zrywasz. 

Otwieram szeroko oczy. 

– Chciałeś przedstawić mnie swoim rodzicom? – pytam zaskoczona. 

– Tak, bo wbrew temu, co sądzisz, naprawdę mi na tobie zależy i traktuję cię cholernie poważnie. 

Zaciskam usta, bo już sama nie jestem pewna, co powinnam o tym myśleć. Jestem trochę wzruszona. Żaden inny facet nigdy nie chciał przedstawić mnie swojej rodzinie ani przyjaciołom. Byłam tylko dodatkiem do ich życia – takim wygodnym materacem, który wymienili, gdy już się zużył. A Łukasz… Owszem, zachował się bardzo głupio i niedojrzale, ale może naprawdę chodzi o zazdrość? Szymon jest stukniętym dupkiem, który potrafi wyprowadzić z równowagi – dobrze o tym wiem. 

– Nati?

Zauważam nadzieję w jego oczach. Powoli zaczynam się nienawidzić, bo przecież ostatnio myślałam tylko i wyłącznie o Szymonie. Bez jakiegokolwiek problemu wyrzuciłam z głowy Łukasza. 

– Ostatnia szansa? – pyta, przysuwając się bliżej. Róże dotykają moich nóg. – Naprawdę mi na tobie zależy. 

Powtarza to w kółko, a ostatnim razem i tak wyszedł. Powiedział to i dziesięć minut później był już za drzwiami. Jaką miałam gwarancję, że tym razem to się nie powtórzy? 

– Bardzo mnie zraniłeś – przypominam mu. 

– Wiem i chcę ci to wynagrodzić. 

Kiwam głową. 

– Mogę pójść z tobą do twoich rodziców, ale nie obiecuję, że… – Przełykam z trudem ślinę. – Nie obiecuję, że to zadziała. Nie wiem, czy potrafię ci aż tak zaufać. 

– Wiem. – Uśmiecha się niepewnie. – Po prostu pójdziemy tam, zjemy dobrą kolację i porozmawiamy. Niczego więcej nie chcę.

Niczego więcej nie chcę.

Od razu to we mnie uderza i prawie ścina z nóg. Czy on kiedykolwiek chciał czegoś więcej? Czy on naprawdę chciał mieć moje serce?

– W porządku. – Wysilam się na uśmiech. – Zgadzam się.

***

Piję kakao i siedzę na blacie w kuchni. Staram się nie wtrącać w monolog Mai, która od piętnastu minut krzyczy w słuchawkę. 

– Oszalałaś! Dlaczego w ogóle zgodziłaś się na coś takiego? Zachowuje się jak dupek, a potem próbuje wkupić się w twoje łaski?! I to czym? Kolacją u rodziców?! Przecież to nie jest normalne!

– Już to mówiłaś – przypominam szeptem, bo naprawdę nie chcę wyprowadzać jej z równowagi. 

– A ty mówiłaś, że z nim zerwiesz – przedrzeźnia mnie. – Boże, Nati, ile ty masz lat? Naprawdę chcesz bawić się w takie rzeczy? 

– To poważna sprawa – mówię twardo. – Przecież musi mu na mnie zależeć, bo nie przedstawia się każdej dziewczyny swoim rodzicom, prawda? – Przeczesuję palcami włosy. – Już nie pamiętasz, jaka byłaś zdenerwowana, gdy Krzysiek zaprosił cię do siebie? Jak bardzo stresowałaś się rozmową z jego rodzicami? 

– To było coś innego – upiera się. – Ja go kocham i on kocha mnie. Widzisz różnicę?

– Powiedział, że…

– Tak, tak, że masz jego serce – mówi znudzona. – Ale to wcale nie znaczy, że cię kocha, rozumiesz? 

– Ale coś do mnie czuje.

– Coś? Zadowolisz się tym? 

Wywracam oczami.

– Dlaczego musisz to utrudniać? Nie możesz się cieszyć razem ze mną?

– Łukasz nie jest dobrym facetem, Nati. A to, co dzisiaj zrobił, to tylko manipulacyjna sztuczka. Wiedział, gdzie ma uderzyć, żeby cię zmiękczyć. Naprawdę tego nie widzisz?

– Może się zwyczajnie mylisz? Nawet go nie znasz.

– Jakoś nad tym nie ubolewam – rzuca kpiąco. – Moment…

– Co?

– Mam nadzieję, że nie robisz tego po to, żeby wzbudzić zazdrość w…

– Nie! – Gwałtownie zeskakuję z blatu i biorę głęboki wdech. – Oczywiście, że nie! Szymon nie jest dla mnie. Już to ustaliłyśmy, prawda? Po co do tego wracasz?

– Tak tylko się upewniam. Znasz mnie.

– To przestań to robić – mówię zgryźliwie. – Nie jestem głupia.

– Ale naiwna już tak. 

Kręcę głową.

– Może trochę, ale przecież… znasz mnie. Jestem romantyczką. Chcę znaleźć prawdziwą miłość. Obie wiemy, jakie to trudne. A ja nie chcę zamykać sobie żadnych drzwi. Ludzie czasami się zmieniają.

– Bądź ze mną szczera. W tej chwili już nie masz na myśli Łukasza, prawda?

Wolną dłonią dotykam gorącego policzka. Chyba nieświadomie nawiązałam do Szymona. To nie jest dobry znak, tylko coś strasznego… 

– Idę przeszukać szafę w poszukiwaniu odpowiedniej sukienki na kolację – odpowiadam wymijająco. – Zadzwonię po spotkaniu i zdam relację. 

– Kolejna podejrzana sprawa to termin. 

– Maja, dość. 

– Jasne. Okej. W porządku. 

Mogę przysiąc, że właśnie gryzie się po języku. 

– Odezwę się później. Pa!

– Baw się dobrze.

Odkładam komórkę ze świadomością, że przyjaciółka kłamała. Wcale nie chce, żebym się dobrze bawiła. Chce, żebym dostała powód do zerwania. Mam tylko nadzieję, że taki się nie znajdzie. A przynajmniej malutka część mnie tego pragnie. Reszta rwie się do Szymona. 

To jest chore.

***

Zerkam do piekarnika i uśmiecham się pod nosem, bo sernik wygląda smakowicie. Liczę, że będzie taki również w smaku. Nie chcę pójść do rodziców Łukasza z pustymi rękami. Może oni docenią moją kuchnię, a dzięki temu, może i on wreszcie zacznie patrzeć na mnie inaczej. 

Słyszę pukanie, więc ściągam rękawice z dłoni i ruszam do drzwi. Ledwo je otwieram i zamieram. Orzechowe oczy, tylko twarz nie pasuje. Taksuję faceta wzrokiem. Ciało też nie. Ale te oczy…

– Hej, zastałem Szymona? – pyta, unosząc kącik ust. – Jestem jego bratem. 

Zagadka rozwiązała się sama. 

– Hej, nie. – Uśmiecham się przepraszająco. – Nie wiem, gdzie teraz jest, ale możesz wejść. 

Wpuszczam go do środka i od razu wracam do kuchni. Ale on nie zamierza iść do pokoju brata, tylko idzie za mną. Opiera się ramieniem o lodówkę i taksuje mnie spojrzeniem, jakby w ramach rewanżu. 

– Nie jesteś ciekawa, jak mam na imię? Nie chcesz sprawdzić, czy faktycznie jestem bratem Szymona? – pyta, patrząc na mnie podejrzliwie. 

Marszczę brwi.

– Macie te same orzechowe oczy. 

Mruga, kompletnie zaskoczony.

– Orzechowe?

Przyglądam mu się ponownie. Krótkie, brązowe włosy, smukła sylwetka i ten ciepły uśmiech. Wydaje się sympatyczny i z pewnością taki jest. 

– Moje pierwsze skojarzenie – odpowiadam zakłopotana. 

– Sprawdzę później, czy masz rację. – Krzyżuje ramiona na klatce piersiowej. – Jestem Bartek, a ty?

– Natalia. – Zakładam kosmyk włosów za ucho i pochylam się w stronę piekarnika. Sernik powoli zaczyna się rumienić. – Niedługo będę wychodzić, więc…

– Dam sobie radę, ale póki jeszcze jesteś, to skorzystam z twojego towarzystwa. 

Muszę wyglądać na przerażoną, bo Bartek parska śmiechem. 

– Spokojnie, żaden ze mnie psychopata. Po prostu nie jestem fanem ciszy w przeciwieństwie do mojego brata. 

Przeciwieństwa. No przecież! 

– A fanem pająków?

Bartkowi opada szczęka.

– Wiesz o pająkach i jeszcze tu mieszkasz? 

– No tak. – Unoszę brew. – Są zamknięte i niezainteresowane krzyczącym kawałkiem mięsa – rzucam rozbawiona. – Chyba mogę spać spokojnie. 

– Krzyczącym kawałkiem mięsa? – Znowu parska śmiechem. – Niech zgadnę, mój brat to wymyślił, prawda?

Kiwam głową.

– Boże, co za świr! 

Tym razem to ja wybucham śmiechem. 

– Ładnie o nim mówisz.

Wzrusza niedbale ramionami. 

– On pewnie nazywa mnie idiotą, więc jesteśmy kwita.

– Idiota i świr. – Kręcę głową z niedowierzaniem. – Piękne połączenie – mówię z udawanym zachwytem. 

– Co tam robisz?

Odruchowo patrzę na piekarnik. 

– Piekę sernik.

– Dla Szymona?

Czuję, jak policzki zaczynają mnie piec. 

– Nie. Oczywiście, że nie – obruszam się. – On ma swoje mrożone frytki. 

– A ja się załapię na kawałek? 

– Niestety nie, bo… – Przygryzam wargę i opieram się o szafkę. Odruchowo zerkam na czerwone róże, stojące w wysokim wazonie na środku stołu. – Idę dzisiaj na kolację do rodziców… mojego chłopaka i chcę dobrze wypaść. 

Dlaczego jestem szczera? Co ten człowiek ze mną robi? Z pewnością Bartek jest przeciwieństwem Szymona. Bije od niego pozytywna energia, której teraz tak bardzo potrzebuję. Wcale się nie dziwię, że ma żonę. 

– To chyba coś poważnego. – Nagle uśmiecha się szeroko. – Pamiętam, jak pierwszy raz poszedłem z Klarą, moją żoną, do jej rodziców. – Wzdycha ciężko. – Jej ojciec mnie nienawidził, a matka patrzyła jak na złodzieja. – Potrząsa głową. – To były czasy. 

Parskam śmiechem. 

– Było aż tak źle? – dopytuję.

– Do teraz mam wrażenie, że mnie nie akceptują. Nawet narodziny Zosi niczego nie zmieniły.

– Masz córkę?

– Mamy – poprawił mnie, uśmiechając się delikatnie. – Cudowny, mały aniołek z niewidzialnymi, czerwonymi różkami. 

Czuję malutkie ukłucie w sercu. 

– Dzieci są kochane. 

– Tak, Zosia jak tylko zechce, potrafi być naprawdę kochana. 

Oboje zaczynamy się śmiać. 

– Może pora porozmawiać z chłopakiem o dzieciach. 

Zamieram. Bartek nie wygląda na rozbawionego. Uważnie na mnie patrzy, jakby szukał czegoś w mojej twarzy. 

– Nie, nie, my nie… – Przygryzam wargę. – To za wcześnie.

– Ale chcecie tego samego?

– Jesteś bardzo bezpośredni – mówię zdenerwowana. – Znam cię od kilkunastu minut, a ty…

– Już mówiłem, że nie przepadam za ciszą. – Wzrusza ramionami. – Nie mam problemu z nawiązywaniem nowych znajomości i burzeniem murów. 

– Zauważyłam – stwierdzam rozbawiona. – Odpowiadając na twoje pytanie: nie wiem, czy chcemy tego samego. – Sięgam po rękawice kuchenne. – Niewiele rozmawialiśmy na ten temat. 

– Może najwyższa pora to zmienić? – sugeruje, podchodząc bliżej. – Pomogę ci. 

Nie wiem, skąd wziął ręcznik, ale delikatnie mnie odsuwa i wyciąga ciasto. 

– Dziękuję – bąkam zakłopotana. 

– Przyjemność po mojej stronie. – Uśmiecha się rozbrajająco. – Czy w takim razie następnym razem dostanę kawałek?

– Jasne – odpowiadam rozbawiona. – Jeśli wpadniesz, to czemu nie? Tylko daj znać bratu, żeby mógł mnie uprzedzić. Sernik to wymagające ciasto, które nienawidzi pośpiechu. 

– Wiesz, co jest dziwne?

– Nie. 

Odkładam rękawice i zaczynam sprzątać, bo czuję się skrępowana. Mija dłuższa chwila, podczas której Bartek nie spuszcza ze mnie wzroku. 

– Szymon nic o tobie nie wspominał. 

Staram się ukryć rozczarowanie, ale wiem, że jest już za późno. 

– Nie dogadujecie się? – drąży.

Wzdycham ciężko i odrzucam włosy na plecy. 

– To trochę skomplikowane. Szymon nie przepada za… moim chłopakiem, przez co nasza znajomość ma kilka zgrzytów.

– Bo?

– Bo uważa, że zasługuję na kogoś lepszego. 

Bartek marszczy brwi. 

– Naprawdę powiedział coś takiego?

– Dlaczego jesteś zaskoczony? – odbijam piłeczkę.

Kręci wolno głową. 

– On kocha ciszę. Konflikty… nie leżą w jego naturze. – Drapie się po głowie. – Ten koleś musiał mu mocno zaleźć za skórę.

Przygryzam wargę.

– To przeze mnie. Niepotrzebnie pokusiłam się na szczerość przed Szymonem. 

Bartek wygląda na zaskoczonego.

– Czy ty na pewno mówisz teraz o moim bracie? – dopytuje. – Nie przypuszczałem, że ma w sobie takie ogromne pokłady empatii.

Chcę coś odpowiedzieć, ale wtedy ktoś wchodzi do mieszkania. Oboje odruchowo się odwracamy i dostrzegamy Szymona. Unosi brew na widok swojego brata, a potem przenosi wzrok na mnie. Nie czekam na jego reakcję, tylko od razu uciekam do swojego pokoju.

– Możesz zostać – mówi Szymon.

Zatrzymuję się i zerkam na niego przez ramię. Coś boleśnie kłuje mnie w sercu. Zauważam prośbę w jego orzechowych oczach, ale to prośba, której nie mogę spełnić. 

– Dzisiaj wychodzę z Łukaszem. Nie zostało mi zbyt wiele czasu, więc idę się przygotować. 

Szymon wytrzeszcza oczy. 

– Wychodzisz… z nim?

– Tak – odpowiadam spokojnie. – Masz z tym problem?

Mierzymy się spojrzeniami. Szymon już otwiera usta, żeby coś powiedzieć, ale wtedy wtrąca się Bartek:

– Z bratem to się już nie przywitasz, tak?

Korzystam z okazji i wchodzę do swojego pokoju. Serce dudni mi w piersi jak szalone. Tu nie chodzi zazdrość. Z pewnością nie.

***

Przy stole jest cicho. W domu moich rodziców mama musi nas przekrzykiwać, bo hałas jest nieodłącznym elementem naszych rodzinnych spotkań. Tutaj milczenie jest chyba złotem. Zanurzam usta w winie i zerkam tęsknie w stronę sernika, leżącego na kuchennym blacie. Od kuchni dzieli mnie parę metrów, ale nawet nie pozwolono mi tam wejść. 

Łukasz chwyta moją dłoń pod stołem i mocno ją ściska. Patrzy na mnie tylko przez ułamek sekundy, a to stanowczo za mało, żebym poczuła się lepiej. 

Przez cały wieczór czuję się ignorowana. Specjalnie ubrałam błękitną, elegancką bluzkę i ołówkową spódnicę do kolan. Najwyraźniej ten strój nie zadowolił pani domu, bo od progu zerka na mnie z niezidentyfikowanym wyrazem twarzy. Dla jej męża jestem powietrzem. 

– Natalio, skoro już tu z nami jesteś, to może powiesz nam, czym się zajmujesz? – pyta niespodziewanie mama Łukasza. 

Zaskoczona, odkładam kieliszek, ale kiedy chcę się odezwać, ubiega mnie Łukasz:

– Natalia jest dziennikarką i prawą ręką redaktora naczelnego. Pisze naprawdę świetne artykuły. A teraz myśli o czymś poważniejszym. Redakcja, w której obecnie pracuje jest bardzo mała. Prowadzą regionalną gazetę, a to przecież nic nadzwyczajnego. 

To, co czuję jest ciężkie do opisania. Patrzę na Łukasza z mieszanką niedowierzania i żalu. O czym on w ogóle mówi?

– Tak? Marzy ci się kariera prawdziwej dziennikarki? 

Prawdziwej dziennikarki? Przenoszę wzrok na mamę Łukasza i zaciskam usta. 

– Tak, mamo – odpowiada Łukasz. 

Przyciskam kieliszek do ust. Wino jest cierpkie i okropne w smaku – dokładnie tak, jak ta przeklęta kolacja, dlatego się wyłączam.

Prowadzone rozmowy są bez mojego udziału, ale nawet nikt nie prosi, żebym dołączyła do dyskusji. Rozprawiają o moim życiu, jakby mnie tu wcale nie było. Łukasz jest tak zaangażowany w opisywanie moich nieosiągniętych celów, że nawet nie zauważa sceptycznych spojrzeń rodziców. 

– Co ze ślubem, dziećmi i waszą przyszłością? 

Pytanie ojca Łukasza wbija mnie w krzesło. Pierwszy raz widzi mnie na oczy i od razu ma zamiar ustawić mi życie? 

– Ślub pewnie za rok, zanim zacznę jeździć na te wszystkie zagraniczne delegacje. A z dziećmi poczekamy. Będą przeszkadzać w robieniu kariery. Natalia poświęci się całkowicie redakcji. Z kolei ja się skupię na rozwoju firmy, bo to teraz kluczowe działanie, jeśli chcemy osiągnąć naprawdę wysokie wyniki w przyszłości. 

To jak cios w brzuch. 

Muszę stąd wyjść, zanim sprawy zajdą za daleko. Pieką mnie oczy. Niechciane łzy gromadzą się w kącikach oczu i nie zamierzają odpuścić. 

– Przepraszam – mówię cicho, powoli wstając. – Źle się czuję. Czy mogę…

Nie kończę, bo Łukasz gwałtownie się podnosi i łapie mnie pod rękę. 

– Wszystko w porządku? – pyta przejęty.

– Tak, tylko trochę mi słabo.

Czuję na sobie spojrzenia jego rodziców, ale nic mnie to nie obchodzi. Nie chcę tu być. Nie chcę należeć do ich rodziny. 

Łukasz prowadzi mnie do przedpokoju, który wydaje się jeszcze mniejszy niż wcześniej. Stajemy naprzeciw siebie i milczymy. Nie spodziewam się, że zdaje sobie sprawę z popełnionych błędów. Prawdopodobnie wierzy, że wyświadczył mi przysługę, opowiadając wszystkie te brednie podczas posiłku. 

– Już ci lepiej? – pyta, patrząc na mnie z troską. Dotyka mojego ramienia, ale się odsuwam. – Co jest?

– Wracam do domu. 

– Odwiozę cię – mówi szybko. – Przecież źle się czujesz…

– Poradzę sobie sama. – Odwracam wzrok i sięgam po małą torebkę, leżącą na garderobie. – Zadzwonię po taksówkę. 

Niespodziewanie Łukasz łapie mnie za ramiona i spogląda prosto w oczy.

– Nati, co jest?

– Nic – kłamię. – Podziękuj rodzicom za kolację – mówię chłodno, wyswobadzam się z uścisku jego rąk, wkładam buty i wychodzę. 

Przechodzę przez cały idealny i piękny ogród. Wszystko tu jest idealne i piękne. Zaplanowane i dopracowane. Tutaj nie ma miejsca na uchybienia, pomyłki i konsekwencje. Musi być idealnie. 

Wszystkie części układanki łączą się w całość. 

Łukasz chciał stworzyć obraz idealnej dziewczyny. 

Zamykam za sobą furtkę i znikam za rogiem. Zatrzymuję się przy ogromnym dębie. Opieram się o niego ręką i biorę głęboki oddech. Wciąż powstrzymuję łzy. Nie rozpłaczę się tutaj. Nie dam im tej cholernej satysfakcji. 

Wyciągam komórkę z torebki i zamawiam taksówkę. 

Będzie za dziesięć minut. Wytrzymam.

Dopiero teraz orientuję się, że jest późny wieczór. Latarnie oświetlają ulice, ale nie to miejsce, w którym stoję. Dąb daje mi cień. Cień, w którym żyję cały czas. 

Wciąż niedostatecznie wystarczająca. 

Wciąż nieidealna. 

Wciąż nie zasługująca na miłość. 

***

Kuchnia tonie w mroku. Blask księżyca oświetla niewielki kawałek stołu. Wpatruję się w pusty kieliszek po winie. U rodziców Łukasza wypiłam z pół butelki, a teraz kolejne pół. Jest mi dziwnie lekko, a zarazem ciężko. Nie potrafię opisać stanu, w jakim się znajduję. Po policzkach ciekną mi łzy, których nawet nie ścieram. Moje serce jest złamane – idealnie na pół. 

Katuję się wspomnieniami z przeszłości i dzisiejszego wieczoru.

Dlaczego żaden facet nigdy nie chciał mnie uszczęśliwić? Dlaczego byłam dla nich przyjemną przygodą, niczym więcej? Czy naprawdę nie nadaję się na partnerkę, żonę i matkę? To moja wina?

Napełniam kieliszek i wypijam duszkiem. Wina nie powinno się tak pić, ale nic mnie już nie obchodzi. Chcę przestać czuć. 

Nagle kuchnia staje się dziwnie jasna. Mrużę oczy i niezdarnie wstaję, przytrzymując się dłońmi krawędzi stołu. Nie muszę się odwracać, żeby wiedzieć, kto przyszedł. Czuję na sobie palący wzrok Szymona.

Nie chcę go widzieć, dlatego próbuję odejść od stołu – z niewielkim skutkiem. Potykam się o nogę krzesła, ale przed upadkiem chronią mnie silne ramiona. Zamykają w niedźwiedzim uścisku i przyciskają do gorącego ciała. Mimowolnie przymykam powieki. Chwilę później film mi się urywa.

elorence

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 3971 słów i 24274 znaków.

4 komentarze

 
  • lolissss

    przepraszam ze mecze, ale czy jeszcze w tym miesiącu dostaniemy nowa cześć, czy trzeba jeszcze się w cierpliwość uzbroić? ;)

    27 lip 2020

  • elorence

    @lolissss ojej, jest mi naprawdę przykro 😔 I absolutnie nie męczysz! Rozumiem, że przerywanie historii działa na niekorzyść... Przysiądę do pisania - trochę się przymuszę, ale przysiądę :)

    28 lip 2020

  • agnes1709

    Cudowne, jak zawsze, i przepraszam za spóźnienie.  Cóż za piękna, różowa rodzinka, aż rzygać się chce :barf: Łukaszek bije rekordy debilizmu, powinien dostać medal. Order "złotej dupy wołowej" :D  "Jego skruszone spojrzenie wypala dziurę w mojej twarzy" - boskie zdanie, przepiękne! :kiss:

    11 lip 2020

  • elorence

    @agnes1709 dziękuję ❤ Ja mam dopiero opóźnienie z pisaniem... Waham się między jedną sceną 😂 Nie wiem, czy to już nie będzie przegięcie!

    11 lip 2020

  • agnes1709

    @elorence Tak, dawaj przegięcie!!! Pazura  nigdy za wiele, a Elorence i tak grzeczna jest zazwyczaj, więc będzie rozgrzeszona 😇

    11 lip 2020

  • elorence

    @agnes1709 pomyślę o tym :) Bo tak mnie korci 😂

    11 lip 2020

  • agnes1709

    @elorence I dobrze  :rotfl:

    11 lip 2020

  • lolissss

    @elorence nie oszczędzaj nas, pisz tak jak czujesz i podziel się następna częścią :D

    19 lip 2020

  • lolissss

    oh mam nadzieje ze jakoś kolejna cześć się szybko pojawi bo już mnie normalnie wszystko świerzbi z tej ciekawości

    8 lip 2020

  • elorence

    @lolissss dzisiaj mam zamiar przysiąść do pisania, więc jutro powinien się pojawić nowy rozdział :)

    10 lip 2020

  • agnes1709

    @elorence Już mamy pojutrze:sad: Ale to nic, czekamy.

    12 lip 2020

  • andkor

    Ostro się to wszystko gmatwa,ale nadal rozbudzasz moją ciekawość co będzie dalej.

    23 cze 2020

  • elorence

    @andkor cieszę się :)

    30 cze 2020