Niepokorna cz. 68

Niepokorna cz. 68Umówiła się z Maksem pod szpitalem o szesnastej, a nie było jeszcze dwunastej i dziewczyna nie wiedziała, co robić. I nagle przypomniała sobie o pieniądzach, które dał jej Krystian. Kupiła doładowanie i wykręciła numer brata, ale chłopak nie odbierał. Chciała pojechać do niego, porozmawiać, dowiedzieć się, jak mu się żyje, a tu takie rozczarowanie. Złość za ostatnią kłótnię już jej przeszła. Pewnie jest w pracy. – Wywnioskowała i usiadła na ławeczce. Dziś nie obawiała się spotkania z Krystianem, wręcz przeciwnie – chciała go spotkać i dać mu numer telefonu. Jak trzeba, to go nie ma. – Burknęła do siebie.  
Znów pomyślała o prześladowcach, o tych w szkole jak i tych poza szkołą. Nie mogła zrozumieć, dlaczego ona, od zawsze spokojna i przyjaźnie nastawiona do ludzi ma tak przechlapane w życiu. Wkurzała się, że urodziła się akurat z taką a nie inną twarzą i zawsze musiała opędzać się od chłopaków. Tylko faceci w jej wieku nie byli problemem, problemem byli Marek i Kamil.
Rozejrzała się – na osiedlu nic się nie działo. Pomyślała o Darii, o tym, kiedy się obudzi i jak będzie się czuła. I co to za operacja, czy jest jakieś ryzyko? Kamila również przewinęła się przez głowę nastolatki, dziewczyna tęskniła za przyjaciółką. W sobotę się z nią ustawię. – Zadecydowała.
– Siema. – Krystian usiadł obok, strasząc nastolatkę. – Czekasz na mnie, widzę. Nie boisz się już naszej ławki? Przecież tu sama pijacka recydywa i ćpuny, a ty sobie siedzisz, jak gdyby nigdy nic? Masz jakieś supermoce? O kurde mol. – Nabijał się chłopak, chyba był pod wpływem jakichś środków.
– Spadaj.
– No, mała, groźnie. To nie rozumiem – najpierw na mnie czekasz, a potem każesz spadać? Rwiesz mi serce, słoneczko – ironizował Sosna, był bardzo pobudzony.  
Klara się nie odzywała, aczkolwiek się uśmiechnęła. Chłopak był przezabawny.
– No, mała, piwko mam i… dam. Mogę ci dać, ale tylko jedno, bo jesteś jeszcze za maluczka, żeby pić dwa. – Krystian kontynuował swoje wygłupy i teraz Klara szczerze się roześmiała.  
– Dobrze się czujesz? – zapytała w końcu.
– Znakomicie. A co, źle wyglądam? To pewnie przez tego fryzjera – stwierdził wesoło chłopak, czochrając się po swoich świeżo ściętych, jasnych włosach.
– No wiesz… fizycznie wyglądasz dobrze… – dogryzła Klara, wymuszając na blondynie głośny śmiech.  
– Pyskujesz? Więc skoro tak, to kiedy idziemy na randkę? – zapytał Krystian.
– Jutro – odparła żartobliwie Klara, tonem głosu podkreślając swoją ironię.
– Dobrze, trzymam za słowo. – Chłopak spoważniał, chwytając dłoń nastolatki.
Poczuła się dziwnie, ale nie zabrała ręki. Przecież nic nie robi. – Pomyślała. Krystian chwilowo się wyciszył, gapił się tylko na dziewczynę, gładząc kciukiem jej dłoń. Klara była coraz bardziej spięta, odnosiła wrażenie, że chłopak ją podrywa.
– Chciałeś numer – stwierdziła w końcu, chcąc zakończyć tę krępującą sytuację.
– A no tak. Dawaj. – Krystian wyjął komórkę.
Zapisał numer i znów złapał dziewczynę za rękę.
– To gdzie jutro idziemy? Znam dobrą pizzerię, możemy coś pożreć – zaproponował.
Klara byłam kompletnie zaskoczona, myślała, że to tylko niewinne żarty.
– Nie wiem – mruknęła. Teraz pożałowała, że przyszła na tę ławkę.
– Nie chcesz ze mną wyjść? A może ty się mnie boisz? –  zapytał Sosna.  
Wesołość przeszła mu jak ręką odjął.
– Nie, tylko… ja nie wiem, czy jutro będę miała czas.  
– Do której szkoła?  
– Nie wiem, nie pamiętam.
– To zobaczysz i wyślesz mi sms-a. – Chłopak nie dawał za wygraną.
Dziewczyna się zestresowała, miała obawy co do spotkania z nim. Nie była nieśmiała, lecz po wszystkim, co ją spotkało, miała spory dystans do płci przeciwnej i nie czuła się komfortowo w towarzystwie mężczyzn.
– To jak? I gdzie ty się w ogóle uczysz? – Kontynuował blondyn.
– W jedenastym LO.
– To to na Krętej?
– Tak.
– Spoko, blisko masz. – Krystian się uśmiechnął.
– Muszę już iść – oświadczyła nagle Klara i wstała.
– Iść? – Chłopak skrzywił twarz. – Jeszcze nie ma pierwszej.
– Ale muszę iść. Matka znowu się nachlała, wolę jej przypilnować – wyjaśnia Klara, uznając, że szczerość będzie w tym momencie najlepszym rozwiązaniem.
– Codziennie pije? – Zapytał chłopak.
– Pije od poniedziałku, do tego jeszcze sprowadza meneli, którzy oczyszczają nam lodówkę i robią burdel. Już nie mam sił na to wszystko. Proszę, grożę, ale to jak grochem o ścianę – wywaliła na jednym tchu nastolatka. Chciała się w końcu z kimś tym podzielić.  
– A kto przychodzi? Leszek chyba jest w porządku, to swój chłop – stwierdził blondyn.
– Nie chodzi mi o Leszka, tylko o resztę pijaków. I już nawet nie chodzi mi o to, że piją, bo matka jest niereformowalna, ale niech zachowują się jak ludzie, nie jak zwierzęta – warknęła Klara.
– Dobra, to jak teraz będziesz miała gości i nie będziesz mogła się ich pozbyć, zadzwoń do mnie. Ja to załatwię – zaoferował Krystian.
– Tak, na chwilę. A na drugi dzień będzie to samo.
– To przyjdę jutro, pojutrze i po pojutrze… – Zaśmiał się Sosna i wstał. – Odprowadzę cię.
Nie buntowała się, to i tak by nic nie dało. Chłopak ponownie chwycił dłoń nastolatki i trzymał, dopóki nie doszli do klatki. Nadal nie protestowała, chociaż nie chciała, aby o nią zabiegał. Znając swoje podejście do facetów, wiedziała, że i tak nic z tego nie będzie, poza tym czuła, że to tylko chwilowe, że jak będzie z kolegami, znowu będzie stroił sobie z niej żarty.
– Wjadę z tobą, może ktoś jest. Dobrze? – Chłopak wystawił twarz przed nosem nastolatki.
Przytaknęła w milczeniu. W mieszkaniu był spokój, więc Krystian tylko wszedł i wyszedł.
– Jak coś dzwoń i się nie czai, okej? – nakazał ciepło.
– Dobrze – mruknęła Klara, wtedy chłopak się nachylił i chciał ją pocałować.
Odsunęła się o krok.
– Dobra, spadam – rzucił odrobinę zakłopotany blondyn i po chwili go nie było.
Klara była totalnie zaskoczona, nie sądziła, że będzie czegoś próbował. I teraz właśnie jutrzejsza „randka” stała się czymś, czego definitywnie chciałaby uniknąć. Jak spróbował raz, może spróbować drugi raz, a ja nie chcę. – Dumała. Za moment jednak doszła do wniosku, że jakoś to będzie i nie ma co przejmować się na zaś; że dołowanie się w niczym jej nie pomoże.
Wzięła z domu kartę biblioteczną i ruszyła do osiedlowej wypożyczalni, bez książki nie potrafiła funkcjonować. To był jej niezawodny sposób na nudę.


Czekała na Maksa, zniecierpliwiona, kończąc kajzerkę. Na nic innego nie było jej stać. Od rana nie miała nic w ustach, więc jedna bułka wcale nie zaspokoiła głodu. W tej chwili zaczęła poważnie zastanawiać się nad propozycją Krystiana. Wiedziała, że będzie krępować się w jego towarzystwie, ale przynajmniej zje coś normalnego. W domu nie wiadomo, kiedy coś będzie, a pizza to zawsze coś.  
Kolega z klasy się spóźniał, co irytowało nastolatkę. Bała się sama iść do Darii, nie wiedziała, co tam zastanie. Blondyn pojawił się o szesnastej dziesięć.
– Sorry, piękna, stary mnie przyblokował. I dobrze, że mnie chociaż podrzucił, bo byłbym jeszcze później. Chciałem zadzwonić, że się spóźnię, ale z tego wszystkiego zapomniałem telefonu – wyjaśnił na biegu chłopak.
– Nic się nie stało – odparła Klara.
– Aha, i ten numer, który dzwonił w piątek rano, to mój, możesz sobie zapisać. Frozi nie dzwoniła, bo wiedziała, że nie odbierzesz. Nie odebrałabyś? – zapytał Maks, uśmiechając się.
– Pewnie nie, bo nie zapisałam jej numeru, a nieznajomych nie odbieram – wyjaśniła blondynka.
– To jak to? Ona twój ma, a ty jej nie?  
Klara tylko wzruszyła ramionami. Przeszli pół szpitala, lecz matki szatynki nie było tam, gdzie wcześniej.
–  Pewnie jest już po operacji i gdzieś ją przenieśli – stwierdził Maks.
Po zasięgnięciu informacji pokonali kolejnych kilka korytarzy i doszli do białych drzwi z wielkim napisem: „OIOM”.
– Czemu leży na oiomie? – zapytała zaniepokojona Klara.
– A bo ja wiem? Pewnie ci po operacjach tu leżą – odparł Maks.  
Również był mocno poddenerwowany, co nie pomagało Klarze w zachowaniu spokoju. Przeszli przez drzwi i już z daleka dostrzegli swoją wychowawczynię rozmawiającą z panią Jagodą.
– Może poczekamy? – zaproponowała dziewczyna.
– Nie, idziemy.
Matka Darii pozwoliła im wejść, zastrzegając, że mogą zostać tylko kwadrans, bo tak zarządził lekarz. Weszli i oniemieli – Daria wyglądała jak po jakimś ciężkim wypadku. Głowę miała zabandażowaną, klatka piersiowa połączona była z respiratorem i monitorem medycznym, a w ustach tkwiła cienka gumowa rurka. Była blada jak ściana i gdyby nie oddech, dziewczyna wyglądałaby, jakby nie żyła.
– Boże – wystękała Klara, czując zimne dreszcze.  
– No, to ładnie ją urządzili – mruknął dziwnym głosem Maks.
Matka dziewczyny weszła do sali.
–  Lekarz powiedział, że wszystko będzie dobrze. Za kilka dni wypiszą ją do domu. Jak się obudzi, przeniosą ją na salę ogólną – oznajmiła.
–  Do domu? – Pomyślała nieco rozzłoszczona Klara; Daria nie wyglądała, jakby mogła za kilka dni opuścić szpital. Z drugiej strony ucieszyła ją ta wiadomość, to znaczyło, że dziewczyna wyzdrowieje.
Do sali wszedł facet w białym fartuchu i kazał im zakończyć odwiedziny. Gdy już dowiedzieli się, że jak Daria zostanie przeniesiona, będą mogli zostać dłużej, opuścili placówkę. Maks nie proponował kolejnego piwa, więc Klara wróciła do domu. Nadal nie było gości, co poprawiło jej nieco samopoczucie, jednak perspektywa jutrzejszego pójścia do szkoły, kiedy Darii nie ma, napawała ją lekiem. Domyślała się, że Maks nie będzie przy niej niej cały czas, przecież to nie jego zakichany obowiązek. No i znając zaciętość Wiki, czuła, że prędzej czy później znajdzie sposób, żeby ją dorwać. Może nie iść? – Pomyślała, wiedząc jednocześnie, że nie może opuszczać zajęć. Spojrzała na plan – osiem lekcji, do tego wf. Strach wzrósł, nie miała pojęcia, jak będzie ćwiczyć. Przecież to będzie kolejny powód do drwin. Kurwa mać. – Wściekała się, wiedząc, że jedno nieprzygotowanie już wykorzystała. No trudno, będę musiała uciec. – Zadecydowała w końcu i chwyciła książkę.


Szła jak na rozprawę sądową jako oskarżona. Modliła się w duchu, że Maks już był. Albo chociaż Ula. Obmyślała, jak uniknąć Wiktorii, w końcu wymyśliła, że po prostu spóźni się na pierwszą lekcję. Minęła ósma pięć i dopiero teraz Klara weszła do sali. Wiki od razu zachichotała, przecinając dziewczynę zimnym spojrzeniem.  
– Wiktoria – upomniała Cybulska.
Klara się zdziwiła, widząc wychowawczynię, przecież teraz powinna być historia.
– Przepraszam za spóźnienie – wydukała i zajęła miejsce w ostatniej ławce.
Obok zaraz pojawił się Maks.
– Cześć – przywitał się usiadł obok blondynki. – Nie zwracaj uwagi – Głową wskazał prześladowczynie.
– Nie zwracam.
– Klara, dlaczego opuszczasz zajęcia? – zapytała profesorka. – Nie było cię dwa dni.  
– Nie mogłam przyjść – wydusiła dziewczyna.
– Tak… – Mruknęła złośliwie Wiki.
– Wiktoria! – zagrzmiała rozgniewana Cybulska. – Akurat ty powinnaś w tej chwili siedzieć cicho – warknęła. – Poza tym chciałabym jeszcze raz z tobą porozmawiać, z Niną także – dodała chłodno.
– Przepraszam – mruknęła Wiki.
– Klara, mam nadzieję, że nie będziesz już opuszczać lekcji. Zaraz matura – kontynuowała nauczycielka, przecinając przy okazji Wiktorię nieprzychylnym spojrzeniem.
– Nie będę – obiecała Klara, nieustannie myśląc o tym nieszczęsnym wf-ie. Miała ciuchy na zmianę, lecz odwagi ani trochę, aby ćwiczyć. No bała się iść do szatni.
– A dlaczego nie napisałaś wypracowania? Owszem, jesteś nowa, ale mogłabyś napisać coś o starej szkole i łatwo podciągnąć ocenę. Wiesz, że wychodzi ci niecałe cztery? – ciągnęła profesorka.
– Wiem.  
– Dobrze, to teraz zajmijcie się czymś, a ja sprawdzę kartkówki. Tylko zachowujcie się cicho – poprosiła Cybulska i chwyciła długopis.
Gdy tylko kobieta straciła klasę z oczu, w stronę Klary pofrunął papierek, a po nim drugi.
– Dobrze się bawisz? – wyjechał Maks, patrząc krzywo na Wiktorię.
– Wiki, proszę wyjść! – Wkurzyła się nauczycielka.  
Dziewczyna niechętnie opuściła klasę, uderzając jeszcze Klarę w plecy.
– Ej – syknął Maks, ale brunetka szybko opuściła salę. – Olej, jest wściekła, bo siedzę tu i nie może cię zaatakować. I nie zaatakuje – uspokajał chłopak.
To wcale nie dodało Klarze otuchy, nadal bała się koleżanki.
– Pani profesor, wie pani, co z Darią? – zagadała nagle Ula.
– Miała operację. Ale nic jej nie zagraża – wydukała profesorka.
– Można ją odwiedzić?
– Teraz nie, dopiero, jak ją przeniosą. Na razie leży na intensywnej terapii, więc rozumiecie…
– Dobrze, dziękuję – mruknęła Ula i wlepiła nos w telefon. Była wyraźnie zasmucona.
Zapadła cisza.


– Dlaczego mamy z wychowawczynią? – Klara przerwała milczenie.
– Nie ma grubasa, mamy zastępstwo. Ciekawe, czy się obudziła.
Klara nie odpowiedziała.
– Dzisiaj też jadę zobaczyć, jedziesz? – zapytał chłopak.
– Nie mam biletów – bąknęła Klara, to wydawało jej się dobrą wymówką.
Oczywiście chciałaby zobaczyć, co z koleżanką, musiała jednak również przypilnować matki. Działo się coraz gorzej, dziewczyna wolała być w domu. Przypomniała sobie nagle spalony garnek i czuła, że matka odstawi jeszcze niejeden cyrk.  
– Mogę wejść – zapytała Wiki, pojawiając się w drzwiach.
– Wejdź. I masz się zachowywać – burknęła Cybulska.
Dziewczyna idąc, nie omieszkała ponownie szturchnąć Klary, co nie umknęło Maksowi.
– Uspokoisz się, czy nie? – warknął.
Cybulska spojrzała spode łba.
– Co się znowu dzieje?
– Nic, pani profesor – mruknął chłopak. – Potem usiądziemy w mojej ławce – poinformował Klarę i zaczął klikać coś w telefonie.
Dziewczyny wcale nie pocieszyły jego słowa, cały czas martwiła się nadchodzącym wf-em...

agnes1709

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat, użyła 2491 słów i 14742 znaków, zaktualizowała 3 paź 2023.

1 komentarz

 
  • Iga21

    No w końcu by wzięła by ją za łeb i piznela o ścianę to by jej spokój dała a tak się będzie chodzić i czajć do końca szkoły

    3 paź 2023

  • agnes1709

    @Iga21 Jasne, łatwo powiedzieć, jak się boi, torba. :D

    3 paź 2023