Love me like you do cz. 37

Witam ponownie po bardzo długim czasie. dużo się ostatnio działo, niekoniecznie dobrych rzeczy, dlatego ten materiał powstawał na raty i wiele razy zmieniała mi się koncepcja na niego. za ewentualne błędy przepraszam, niby czytałam i poprawiałam, ale niestety nie jest się nieomylnym. po raz kolejny pomarudzę o możliwej nudzie, ale po dwóch osobnych częściach dramatyzmów nie chcę z tego robić jakiejś "Mody na sukces", bo dodatkowo bym to jeszcze okropnie rozwlekła :P mam nadzieję, że ktoś tutaj to jeszcze pamięta... pozdrawiam czytających ;)

aha, no i zapomniałam podziękować za miłe komentarze pod ostatnią notką, więc robię to teraz ;)

  Rozdział 24

  Jakiś czas po "feralnym” rodzinnym obiedzie, Kaari postanowiła nareszcie zaprosić do siebie pierwszych gości, to jest rodzeństwo. Planowała małą przekąskę przy winie. Niestety, podejrzenia Jyrkiego sprawdziły się i ci byli dosyć niechętni, by przekroczyć jego progi. Oczywiście nie powiedzieli jej tego wprost, ale zaczęli się wymawiać, co mówiło samo za siebie. Matti miał już jakieś plany, choć nie chciał sprecyzować, jakie. Natomiast Tanja nie mogła zostawić córki u rodziców, gdyż nadal ją karmiła. Jaki jednak problem, by zabrała ją ze sobą? Mieszkanie muzyka naprawdę niczym nie różniło się od tego jej. I bynajmniej nie krążyły po nim jakieś śmiertelne, "gotyckie” zarazki…
  Pani Kietala była jednak głucha na owe argumenty, co równało się ostatecznemu "nie”, acz okraszonemu złudną nadzieją.
  Jyrkiemu aprobata ze strony ewentualnej rodziny nie była do niczego potrzebna. Jednakże widział po sympatii, choć starała się udawać, że wszystko jest w porządku, iż odmowa ukochanego rodzeństwa mocno ją dotknęła.  
  Postanowił więc zainterweniować w owej sprawie, a że nie widział innego wyjścia… zadzwonił do Aleksego. Tak, był pewien, że ten przekona swoją "upartą żonkę” do złożenia im wizyty, a w konsekwencji ona Mattiego. "Poniżył się” tylko i wyłącznie dla Kaari, toteż "Aleks” miał to zachować dla siebie – nawet przed nią. Jak zwykle zresztą.
  Tak to pełen wiary, uspokojony muzyk pozostawił wszystko w rękach kumpla. Aleksi natomiast stanął przed niezwykle trudnym zadaniem: po raz tysięczny, aż do znudzenia, musiał tłumaczyć Tanji to samo. Na samą tylko myśl o tym jego lojalność względem przyjaciela mocno topniała. Ba, wręcz ogarniały go mdłości… No, ale jeśli chodziło o Jyrkiego, to zawsze mógł na niego liczyć, toteż powinien odwdzięczyć się tym samym. To tylko pięć nerwowych, wyjętych z życia minut… chyba że będzie bardzo oporna, to więcej. A na pewno będzie… To i tak nie pierwszy raz, gdy musi jej coś "tłuc do głowy”. Przeżyje i ten!
  Tłumaczył sobie podczas nerwowego spaceru po przedpokoju, aż wreszcie uznał, że jest gotowy. Zaraz potem stanął w progu pokoju, jaki zajmowała córka, gdyż to tam przebywała żona. Sortowała ubranka małej, by odłożyć te, z których już wyrosła. To niesamowite, ile jej przybyło od czasu narodzin! Co prawda, nadal była malutka, mając niecałe pół roku, ale w oczach rodziców i tak sporo już urosła. Zresztą nie tylko w ich.
  W owym momencie Liina spała, lecz gdy czuwała, lubiła siedzieć na kolanach opiekunów, badać wszystko dookoła rączkami, oraz chwytać zabawki i inne przedmioty. Gdy do niej mówili, odwzajemniała się słodkim uśmiechem. Tak, nie była już tą nieobecną kruszynką – wyraźnie zaczęła interesować się otoczeniem, oraz dostrzegać najbliższych.
  Obserwowanie rozwoju małego człowieka było takie fascynujące! Aż zaczęła żałować tego czasu, gdy mała spała. No, może poza nocami, bo na szczęście nie budziła się już tak często i nie trzeba było karmić jej co kilka godzin. Jak to dobrze, że (jak na razie) mogła całkowicie poświęcić się wychowywaniu małej, zamiast biec do pracy. Co prawda, matka zapewniała ją, że takie zachwyty dotyczą tylko pierwszego dziecka – potem to już rutyna – ale ona była pewna, iż przeżywałaby narodziny kolejnego tak samo…! No właśnie: Liina Aleksandra pozostanie ich jedynym potomkiem?  
  W zamyśleniu powędrowała wzrokiem gdzieś przed siebie, jakby mimowolnie szacowała, czy aby w pomieszczeniu starczy miejsca dla drugiego malucha, aż jej oczy spoczęły na sylwetce męża. Wróciła więc na ziemię, informując go, że mała śpi.
- Właściwie, to ja do ciebie – odchrząknął, wchodząc w głąb – tylko nie podnoś głosu, bo ją obudzisz – zaczął nieudolnie. Rozmówczyni od razu drgnęła niespokojnie, wbijając weń przerażony wzrok.
- Nie zabrzmiało dobrze… co się znowu stało? – wykrztusiła, siląc się na spokój.
- Bez przesady, nie chodzi o nic strasznego… raczej. No wszyscy żyją i bynajmniej nie zbankrutowaliśmy – posłał jej niewinny uśmieszek, gdyż jego koślawe tłumaczenia ani trochę jej nie uspokoiły – dlaczego właściwie odmówiłaś Kaari? Ja bym chętnie poszedł – przeszedł wreszcie do sedna sprawy.
- To o to chodzi… - natychmiast spochmurniała – to idź, nie zabraniam ci – wzruszyła ramionami i, jak gdyby nigdy nic, dalej sortowała ubranka.
- Jakby to wyglądało? Przecież to twoja siostra i PODOBNO nie ma pomiędzy wami żadnego konfliktu.
- Co ci tak na tym zależy? – skrzywiła się.
- Nie mnie, tylko jemu…! To znaczy Kaari… obojgu! – poprawił się poirytowany. Co za "uparta baba”!
- No tak, jak zawsze musi się podlizywać kudłaczowi – potrząsnęła głową z wyraźnym niesmakiem.
- A rozumiesz, co to znaczy przyjaźń? – przysiadł się nieopodal – miałem w życiu zaledwie kilku, z czego się zresztą bardzo cieszę. Dlatego nie jest dla mnie żadnym problemem, gdy mnie o coś proszą.
- A co to ma do mnie i Kaari? – wzięła się pod boki.
- Rodzina, to chyba jeszcze silniejsze więzi, co? Skoro ona cię odwiedza ze swoim facetem, to dlaczego ty nie chcesz jej?
- Jest pewna różnica: ona nie ma malutkiego dziecka – posłała mu triumfalny uśmiech.
- No tak, zapomniałem! Przecież oni o tym nie wiedzą! Co teraz będzie? – udał zakłopotanie – to najgłupsza wymówka, jaką słyszałem! Wszędzie ją ze sobą zabieramy, to dlaczego niby tam nie możemy? Boisz się, że mała zarazi się miłością do muzyki, czy jak? – dodał z wyrzutem.
- Coś się tak uparł?! Może ja potrzebuję czasu? – wydęła usta.
- Jak zawsze to samo – przewrócił oczami, lecz mimo to nadal cierpliwie tłumaczył, jakby przemawiał do dziecka. No, przynajmniej dobra praktyka na przyszłość – a pomyślałaś, co na to twoja siostra? Że może być jej przykro?
- Mówiła ci coś? – burknęła, wbijając wzrok w składane właśnie śpioszki.
- Tak, jestem w końcu jej powiernikiem – odrzekł poważnie, na co od razu uniosła twarz z jakimś dziwnym wyrazem – żartuję! Jyrki mi przekazał, ale nie wolno ci jej tego powtórzyć, bo inaczej mnie zabije! – dodał więc prędko.
- O rany, a co się takiego stanie? – prychnęła zniecierpliwiona – dobra, skoro IM tak zależy, to niech będzie – poddała się wreszcie, siląc przy tym na obojętność.
- No i super! – ucieszył się, czując, jak z ramion spada mu naprawdę wielki ciężar. No to została już tylko jedna kwestia… - to teraz jeszcze przekonaj do tego Mattiego, bo także jej odmówił… No nie patrz tak, przecież chodzi o waszą wspólną siostrę – uśmiechnął się niewinnie.
- No i co? To ty jesteś ekspertem od negocjacji – zacietrzewiła się.
- Ale za to ty ambasadorką pary Kaari-Jyrki.
- Bo cię zaraz trzepnę! – zagroziła, wystawiając język – ale to będzie ostatni raz, i tylko i wyłącznie dla niej! – pokiwała znacząco palcem. Na owo zapewnienie Aleksi mimo wszystko odetchnął z ulgą – żona dotrzyma słowa, czy nie, cel i tak osiągnął, a przy tym nie musiał długo się "gimnastykować”.
  Ledwie zakończyli ów wątek, a Liina postanowiła przypomnieć o swoim istnieniu i zaczęła coś tam po swojemu "mówić”. Tanja natychmiast porzuciła zajęcie i zajrzała do łóżeczka, jakby od wieków nie widziała swej pierworodnej. Na jej widok mała od razu się uśmiechnęła, machając rączkami. Rozczulona, wzięła córeczkę na ręce i usiadła obok męża – Jaka ona już duża… jeszcze trochę i skończy roczek – zauważyła z rozrzewnieniem.
- Bez przesady, jeszcze trochę – sprostował.
- Chciałbyś mieć jeszcze jedno dziecko? – ciągnęła, wpatrując się w oczy małej, która sięgała rączką ku jej twarzy. Po dłuższej chwili ciszy spojrzała na niego – nie, nie jestem w ciąży. To tylko pytanie – dodała na widok miny rozmówcy.
- Może najpierw niech ona trochę podrośnie – odchrząknął, głaszcząc Liinę po główce, na której pojawiało się coraz więcej włosów. Siłą rzeczy były ciemnego koloru.
- No wiem, ale pomyślałam sobie, że nie chciałabym, żeby była jedynaczką. Sama pochodzę z niemałej rodziny i… - urwała, zerkając nań nieśmiało, gdyż wystraszyła się ciętej riposty w rodzaju "A ja byłem sam i jakoś przeżyłem”.
- Może wrócimy do tej rozmowy, jak… nie wiem, będzie miała przynajmniej te półtora roku? Na razie mam dosyć porodów i bladego pojęcia, jak się sprawdzę w roli ojca – stwierdził po kolejnej chwili ciszy.
- A ty ciągle o tym samym – wywróciła oczami – dobrze ci idzie!
- Bo nie mówi i jest ode mnie zależna. Skąd mam wiedzieć, co będzie, jak zacznie chodzić i zabiegać o uwagę? Czy po kilkunastu latach nie stwierdzi, że jej ojciec był dupkiem? W takim wypadku lepiej spaprać życie tylko jednemu dzieciakowi – wymruczał, teraz to już podenerwowany. Nie cierpiał tego wpierania mu, "jaki to jest super”, kiedy doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to tylko takie czcze gadanie!
- Co ty pleciesz, Aleks? – oburzyła się, a mała na jej ręku natychmiast się skrzywiła. Zaczęła ją więc kołysać – bo zaraz faktycznie podniosę głos. Nie mówię, że chcę drugie dziecko teraz, natychmiast, przecież samej Liinie trzeba poświęcać sporo uwagi. Tylko w przyszłości, żeby miała rodzeństwo. Skoro przeżyłam ciążę i poród, to drugi raz chyba też dam radę. A teraz nie ględź, tylko weź swoją córkę na ręce i przestań być czarnowidzem – podała mu pierworodną, która właśnie odkryła, jak smaczny jest palec wskazujący, toteż uparcie wciskała go do ust. Jak zwykle przy tym, bacznie obserwowała otoczenie, a więc i swojego ojca.
  Córka – to słowo aż dotąd w niektórych momentach wydawało mu się wręcz surrealistyczne. Jakby nadal nie dowierzał, że udało mu się założyć rodzinę. A oto ta, co to absolutnie nie chciała potomstwa, planuje kolejną ciążę. No, ale w pewnym sensie miała rację: dzieci potrzebują towarzystwa, a póki co, nie zanosiło się na to, że w rodzinie pojawi się kuzyn, bądź kuzynka. Zresztą ci i tak nie przebywaliby z jego córeczką dwadzieścia cztery godziny na dobę. On sam przecież bardzo cenił sobie przyjaźń Villego, gdy reszta dzieci od niego stroniła. Co tam, bez kumpla chyba by nawet nie przetrwał i po prostu się stoczył. Tak – pomysł nie był taki zły, ale na jego realizację było stanowczo za wcześnie.
  Liina wyjęła palec z ust i wystawiła przed siebie malutkie ramię, jakby chciała zademonstrować mu, jak mocno go zaśliniła. Uśmiechnął się i ucałował ją w głowę – Zajmij się nią przez moment, a ja w tym czasie zadzwonię do Mattiego – westchnąwszy, Tanja wstała z miejsca, po czym nachyliła mu się do ucha – nie martw się, nie będzie tak źle. Ja też nie umiem być matką – wyszeptała, a następnie skierowała się do wyjścia, raz po raz za nimi oglądając. Razem wyglądali tak uroczo!
- Tak, czy inaczej świetnie ci idzie – wymruczał tymczasem do siebie – a czasu i tak bym nie cofnął, księżniczko. Będziesz niemożliwie rozpieszczonym dzieciakiem, ale należy ci się – zwrócił się do córki, na co roześmiała się, jakby rozumiała, co do niej mówi. Ilekroć reagowała w ten sposób, czuł w duchu ogromną radość i satysfakcję, iż dla tego brzdąca oznacza połowę świata. Tą drugą część tworzyła jej matka.
  Kaari była mile zaskoczona telefonem od siostry z zapowiedzią sobotniej wizyty. Jakby tego było mało, Matti przysłał sms’a z taką samą informacją! Uradowana, czym prędzej "wyparowała” z kuchni, by podzielić się ową wieścią z Jyrkim. Co tam, że w drodze poślizgnęła się na posadzce i nieomal wywróciła? Gnała dalej, aż z impetem wskoczyła na kanapę, na jakiej to zasiadał z gitarą, i z błyszczącymi oczami przekazała mu wiadomość.
  Zdezorientowany, wysilił się na zdziwienie, gdyż po cichu spodziewał się takiego obrotu spraw. Mimo że Aleksego denerwowało, iż w wielu kwestiach radzili się go, bądź nań zdawali, miał w sobie jakiś dar przekonywania. No nic, uścisnął dłoń swojej dziewczyny, krzywo się przy tym uśmiechając, gdyż udawanie słabo mu wychodziło. Do tego w pierwszej chwili wewnętrzne ego nakazało przyznać się, że to jego zasługa. Zaraz jednak stłumiła je duma, która przypomniała, iż nie może (znowu) przesadnie pokazywać ukochanej, jak bardzo mu na niej zależy, bo jeszcze "zaliczy powtórkę z rozrywki”.  
  Na szczęście panna Venerinen była za bardzo podekscytowana, by dostrzec jego "podstęp”. Uznała wręcz, że jego reakcja wynika z zakłopotania faktem, iż wizyta jednak dojdzie do skutku. No, ale sam to zaproponował, więc niech teraz się męczy.

***

  Z przedpokoju dało się słyszeć dźwięk zamykanych drzwi. Aleksi wychylił się nieco, by uchwycić w przejściu przybyłego. A właściwie przybyłą. Rzuciła plecak na podłogę i stanęła w progu, jak zwykle mierząc go tym dziwnym spojrzeniem – jakby nieśmiałym i tak bardzo przepełnionym dystansem w stosunku do jego osoby.  
  Dziewczynka liczyła sobie z dziesięć lat, miała ciemnobrązowe włosy, związane w koński kuc, oraz duże, niebieskie oczy. Kochał to spojrzenie bardziej, niż samego siebie, lecz nie potrafił tego okazać. Cóż za udręka! I tak już od kilkunastu lat…
- Co na obiad? – zapytała wreszcie, a właściwie wymruczała pod nosem.
- Ryba z warzywami. Zawołam cię, jak będzie gotowa – odparł, na co mała ot tak zawróciła na pięcie – jak było w szkole? – zawołał jeszcze, lecz w odpowiedzi usłyszał jedynie zdawkowe "Spoko”, oraz huk zamykanych drzwi. Jak zawsze…
  Prychnął do siebie i skierował się do sypialni. Gdy tylko przekroczył jej progi, zalał go "wodospad” dzieci! Noworodki były dosłownie wszędzie! Zajmowały całe łóżko, każdy mebel, natomiast pod jedną ze ścian stał rząd łóżeczek, w jakich… również spoczywały niemowlęta. Nad jednym z nich pochylała się Tanja – Coś ty tutaj narobiła?! – zagrzmiał na cały ten widok.
- Dzieci, nie widać? – żona wzruszyła ramionami, ot tak sięgając po jedno z nich – pomarszczone, czerwone i do tego całe zasmarkane. Zupełnie, jak Liina, gdy przyszła na świat.
- Mówiłem, że nie chcę mieć więcej bachorów, skoro z jednym nie daję sobie rady! – ciągnął wzburzony.
- Ciszej, bo się wystraszą! – warknęła, kołysząc niemowlę, lecz było za późno: cała ta dzieciarnia wybuchła zgodnym, piskliwym wrzaskiem, aż musieli pozatykać sobie uszy. Nieprzyjemny dźwięk przeszywał ich do szpiku kości, zabijał!
- Wariatko, oddaj je rodzicom, w tej chwili! – usiłował przebić się przez ścianę nieludzkich "ryków”.
- To są MOJE dzieci, z in-vitro! – pisnęła równie głośno.  
  O nie, nie miał zamiaru tego tolerować! Już dawno temu powinien był się z nią rozwieść. Z roku na rok była coraz bardziej niemożliwa! A jak zaczęło jej odbijać na punkcie dzieci, to… nie, ona od początku była nie do zniesienia! Gdzie on miał oczy?!
  Zawrócił w kierunku drzwi, lecz oto na drodze stanęła mu Raikinen… z niemowlakiem na ręku.
- Jeszcze tej tu brakowało! – jęknął zrezygnowany.
- Przyszłam po alimenty, nie płacisz od pół roku! – wystawiła doń dłoń z żądaniem, mimo że malec bynajmniej nie wyglądał na sześciomiesięcznego brzdąca. Raczej na… tygodniowego? Do tego również zaczął się krzywić i wrzeszczeć wniebogłosy.
  Otoczyły go dzieci, wyjące dzieci (i to nawet nie jego, bo z tego, co wiedział, nie dorobił się potomka z Leeną-wariatką), a znikąd pomocy! Zdesperowany rzucił się do ucieczki, lecz w całym tym amoku wpadł na ścianę i… właśnie wtedy otworzył oczy. Natychmiast dostrzegł obok siebie wykrzywione, płaczące dziecko, które wymachiwało rączkami i nóżkami. Mniemając, że to "bękart Raikinen”, miał ochotę uciec z łóżka, jak wtedy, gdy zobaczył obok siebie Jyrkiego.
- A tobie co? – dobiegł go głos Tanji, która właśnie weszła do sypialni.
- Zabierz je! Zabierz! – zawołał, prawie spadając na podłogę.
- No wybacz, myślałam, że będzie grzecznie leżeć. Zresztą już po dziewiątej, więc chyba nie zabijesz jej za to, że cię obudziła – oburzona małżonka sięgnęła po zrozpaczoną Liinę.
- Po…? Zostaw ją! – poprawił się prędko, nareszcie zrozumiawszy, iż dopadł go jedynie senny koszmar. Gdy Tanja zaczęła coś tam mruczeć, polecił jej, by oddała mu córkę. Mała zaczęła już się uspokajać, gdyż najwyraźniej powodem jej rozpaczy była zbyt długa "samotność”. Wszak "wyrodny” ojciec ot tak spał sobie obok – "całe szczęście, że nadal jesteś taka mała” – przemknęło mu przez myśl, gdy córeczka zaczęła go obserwować z wielkim zaciekawieniem. Zdecydowanie była o wiele ładniejsza od tych wszystkich "rozdartków z in-vitro”. Pewnie dlatego, że była jego, a nie jak jakieś…
- Co ci się śniło? Zerwałeś się, jak oparzony. Znowu Vantaa? – dobiegło go pytanie żony, która przysiadła się obok, lecz w odpowiedzi lekceważąco machnął ręką – dzisiaj ten dzień… - ciągnęła więc ponuro, na co posłał jej pytające spojrzenie – sobota, nie? Czyli spotkanie u Kaari… to znaczy tam, gdzie mieszka – wyjaśniła z wyczuwalną niechęcią.
- Brzmisz, jakby kontakty międzyludzkie oznaczały dla ciebie zmyślną torturę, a z tego, co mi wiadomo, to tak raczej nie jest – ziewnął, leniwie się przy tym przeciągając – spokojnie, będzie przecież Matti z Idą, więc to na nich możesz skupić uwagę, zamykając się tym samym na nowe znajomości. Zapewniam cię, że Jyrki wcale się nie obrazi, jak go olejesz, choć jest tam gospodarzem – dodał, niby to poważnie, a niby z ironią…
- To w końcu tak, czy nie? – burknęła skołowana.
- A robi ci to jakąś różnicę? Chyba, że o czymś nie wiem? – ciągnął w tym samym tonie, pstrykając córkę w nos. Dziewczynka początkowo zmierzyła go zaskoczonym spojrzeniem, lecz zaraz potem szeroko się uśmiechnęła, machając rączkami.
- Przestań, nie lubię, jak się nabijasz – oburzona Tanja trąciła go w ramię.
- Ale to jest śmieszne – skwitował lakonicznie, gdyż skupiony był głównie na robieniu min do zaintrygowanej Liiny.
  Zdenerwowała się. On wcale nie angażował serca w tą rozmowę, nie próbował jej zrozumieć, tylko wolał bawić się z małą! Akurat teraz, gdy miała z nim do omówienia ważną kwestię!
- Tak samo zabawne, jak wtedy, gdy idziemy do Lehtinenów. O tak, wówczas radości nie ma końca! Żebyś siebie widział, jaki jesteś wtedy "szczęśliwy”! – uszczypnęła więc w odwecie. Jak mogła się tego spodziewać, z jego twarzy natychmiast zniknął uśmiech.
- Ale przynajmniej PRÓBUJĘ się z nią dogadać, a ty nie robisz nic – odburknął po chwili.
- Jak to nie? A tytuł ambasadorki, to skąd się wziął? – przedrzeźniła go.
- Robisz jeden krok do przodu, a potem dwa w tył. Zdecyduj się wreszcie: albo przestajesz udawać i działasz na serio, albo mówisz Kaari wprost, że niestety, ale jednak nie zaakceptujesz jej wyboru, a Jyrkiemu dajesz po pysku, zamiast grać uprzejmą!
- To w takim razie ty przywal ojczymowi! – zacietrzewiła się.
- Ja muszę go tolerować, bo jest mężem Hanny, ale ty wcale nie musisz jego. Jeszcze nie jest związany z Kaari przez oficjalny papierek. Ale ostrzegam: w takim wypadku siostra będzie dla ciebie takim samym wrogiem, jak dla swojej matki – pogroził palcem. Tanja mierzyła go przez moment, po czym wybuchła nagłym śmiechem – co? Co w tym takiego zabawnego? Ja mówię poważnie – zmarszczył brwi.
- Wybacz, ale po prostu się ciebie nie boję, jesteś za słodki – wciąż się naśmiewając, "wytargała” go za policzki.
- Tu nie o to chodzi – cofnął się zgorszony – ja ci tylko nakreślam sytuację, a ty się nabijasz! Ale dobra, jak chcesz, to w końcu twoje relacje z rodziną – zaczął kołysać małą, gdyż podniesione głosy mocno ją zaniepokoiły.
- Ja tylko powtarzam po tobie. Też się przed chwilą śmiałeś z moich rozterek – Tanja wzruszyła ramionami.
- Bo zdecydowanie przesadzasz z tą niechęcią. Jeszcze trochę, a zacznę być zazdrosny – przyznał z niesmakiem… bądź tylko udawał.
- Niby o co? – z trudem powstrzymała w sobie kolejną salwę śmiechu.
- O niego, w końcu mawiają, że od nienawiści do miłości tylko jeden krok… Mnie przecież też na początku nie znosiłaś.
  Zabrzmiało naprawdę poważnie. "Aleks” był taki uroczy z tą swoją zazdrością! Tyle, że jej obiekt był raczej irracjonalny. Z tego wszystkiego nie wytrzymała i… niemal położyła się obok z rozbawienia.
- Nie no, zabiłeś mnie! Ale gdyby to nie było takie zabawne, to ty byś teraz oberwał za posądzanie mnie o niestałość w uczuciach – wykrztusiła, sięgając po dziecko – dobra, starczy już tych kłótni o kudłacza. Zabieram ją, a ty się wreszcie ogarnij, bo już prawie dziesiąta.
  Parskając pod nosem, skierowała się do pokoju Liiny. Gdy dotarła do łóżeczka, oto okazało się, że to jest zajęte: Aleks zwinął się w kłębek na samym środku materaca i bynajmniej nie miał zamiaru opuścić wygodnego miejsca.
  Jak dawniej rozczulona, jęknęłaby z zachwytu i oczywiście pozwoliła mu tak spać, tak teraz z bólem serca musiała go przegonić. Niestety dla niego, w starciu Liina-on, sromotnie przegrywał.
  Gdy oburzony kot uciekł, nareszcie odłożyła małą na miejsce. Ta od razu ziewnęła, zapowiadając w ten sposób, że w najbliższym czasie nie będzie wymagała uwagi opiekunów.
- Na serio jestem taki… nijaki? – dobiegło nagle Tanję za plecami. Aleksi stanął w progu, śląc jej pytające spojrzenie – jeśli tak, to nie będę dla Liiny żadnym autorytetem. Ja będę sobie gadał, groził, a ona tylko mnie wyśmieje – dodał posępnie, spoglądając w kierunku łóżeczka.
- Przecież ja tylko żartowałam – podeszła do niego – jesteś okropnie przewrażliwiony na tym punkcie. Sam narzekasz, że mamy przed tobą respekt, więc wszystko na tym polu w porządku. Poza tym nie musisz być od razu tyranem. Nasz ojciec właściwie nie krzyczał, a mimo to go szanowaliśmy. Kluczem była jego miłość względem nas, oraz cierpliwość.
- To wspaniale, winszuję. Lecz w bidulu wzorca idealnego tatusia akurat nie sprzedawali – zauważył ironicznie.
- I teraz mi to mówisz? Jak ja mogłam za ciebie wyjść?! – odwzajemniła się tym samym, po czym objęła go w pasie – nie martw się na zapas, w danym momencie będę cię instruowała, jak postąpiłby mój ojciec. No i jest jeszcze Tarja, razem damy radę! – zapewniła z pokrzepiającym uśmiechem.
- I teraz, dla odmiany, będziesz nas dwoje prowadziła za rączkę? – przewrócił oczami.
- Sama kiedyś zaproponowałam, że będę cię uczyć i ta rola bynajmniej mnie nie męczy. W końcu chodzi o to, żeby się wspierać, nie? No, rozchmurz się i sprzedaj mi buziaka – swoim zwyczajem "nadstawiła ust”.
  W jej oczach wszystko wydawało się być takie łatwe… i może takie właśnie było, tylko należało w to uwierzyć? …Wątpliwe, przecież życie to nie bajka, w której wystarczy podążać za marzeniami, a reszta jakoś się ułoży… to znaczy NA PEWNO! Tym jego było założyć rodzinę, z dziećmi włącznie. O ile z pierwszym członem dawał sobie radę – to jest z żoną – to ten drugi zdawał się być o wiele trudniejszym do zrealizowania.  
  A może przesadza i jego obawy wcale się nie spełnią? A nuż uda mu się nawiązać z córką taką samą więź, jak z Tanją? To znaczy, adekwatną do relacji ich łączących.
  No cóż, na tą chwilę pozostawało mu jedynie poddać się i zrzucić wszystko na karb znanego powiedzenia "jakoś to będzie”. Wszak, było to kwestią odległej przyszłości. Zresztą cierpliwość była raczej jego mocną stroną, więc w tym aspekcie chyba nie powinien się martwić. Gorzej z tym okazywaniem miłości… Ale z Tanją się udało, więc dlaczego miałoby nie tutaj? Czy może liczyć na jeszcze odrobinę szczęścia…? – Aleks, ziemia do ciebie. Pocałujesz mnie w końcu, czy nie? – wtem z chwilowego letargu wyrwał go jej głos. Co prawda, spoglądała nań z krzywym uśmiechem, lecz w oczach widoczny był strach, że on wcale nie ma na to ochoty. No bo jest przecież "gruba, marudna i do tego brzydka, bo często miewa sińce pod oczami z niewyspania”! Tak, na pewno tak pomyślał. Już nie jest dla niego atrakcyjna.
  Szczęściem dla niej, nie miał pojęcia, co też roi się w jej głowie. Przyciągnął ją więc do siebie i nareszcie pocałował.  
  W tym czasie Aleks wrócił na "swoje” miejsce i ułożył się tuż obok śpiącego dziecka. Gdy gospodyni dojrzała ów "występek”, ponownie usiłowała przegnać kota.
- Zostaw go, jest dla niej idealną maskotką – stwierdził Aleksi.
- A jak mu coś odbije i ją podrapie? – kręciła nosem.
- Skoro do tej pory tego nie zrobił, to myślę, że już raczej nie będzie buchał zazdrością. Należy do tych spokojnych i najwidoczniej od razu pogodził się z jej obecnością – uspokajał, obejmując ją ramieniem. Cofnęła więc rękę, którą zamierzała pogonić zwierzę, i na moment zawiesiła wzrok na śpiącym dziecku.
- Nie uważasz, że jest trochę blada? Tak, jakby miała się rozchorować… może jednak zostanę z nią w domu, a ty pójdziesz do Kaari w pojedynkę? – rzekła po chwili obserwacji.
- O nie, bez takich mi! Wygląda, jak okaz zdrowia, nie wymyślaj już – skarcił, wyczuwając kolejny podstęp, byleby tylko wymigać się od wizyty – idziemy razem, albo to ty będziesz dzisiaj gotować obiad – pogroził palcem, po czym udał się do łazienki.
  Odetchnęła głęboko, głaszcząc zaniedbanego ostatnimi czasy kota. Zwierzak natychmiast zacząć mruczeć, jak za dotknięciem magicznej różdżki. Poczuła się odprężona, czego jak najbardziej teraz potrzebowała. Wieczorne wyjście jakoś dziwnie ją stresowało.

***

  Było późne popołudnie, słońce było już bardzo nisko. Niebawem bezchmurne dzisiaj niebo miało zaroić się od kolorów: od bladego różu, przez złoto, aż wreszcie ubrać się w lśniący cekinami, granatowy płaszcz. Aleksi stał na balkonie, obserwując nieboskłon, to znów toczące się na ulicy życie. Raz po raz masował się przy tym po karku, gdyż dokuczał mu ból głowy, oraz zmęczenie.
  Tanja wykrakała: nie minęło pół godziny, odkąd córeczka zasnęła, a już obudziła się z głośnym krzykiem. Nie, nie była to wina Aleksa, a kolki. Tak to całe popołudnie na przemian nosili ją na rękach, próbując uspokoić. Nic nie pomagało – ani internetowe porady, czy te od ich matek. Skończyło się na wizycie w aptece, a i po podaniu lekarstwa i tak musieli się jeszcze nasłuchać bezradnego płaczu, nim to zaczęło nareszcie działać.
  Teraz Liina spała, lecz dopiero od jakiejś godziny. Pomimo owego nieprzewidzianego zdarzenia, i tak nie zamierzał rezygnować z wyjścia. Przyjaciele mogliby odebrać odmowę, jako kolejną wymówkę. Choć, jeśli chodziło o Liinę, to powinni byli zrozumieć… Nie, inaczej nigdy ich nie odwiedzą!
- Tanja, pospiesz się, bo spóźnimy się na tramwaj! – krzyknął w głąb mieszkania. Po chwili do sypialni wkroczyła żona. Jak mógł się tego spodziewać, oczywiście z argumentami "na nie”:
- Mała jest zmęczona, a przecież śpi od niedawna. Może ty idź, a ja…
- To będzie spać dalej, kto jej zabrania? Co za różnica, czy tutaj, czy tam? – wszedł jej w słowo.
- A jak znowu dostanie kolki? – zmarszczyła brwi, nie kryjąc przy tym oburzenia.
- Weźmiesz ze sobą leki. Powtarzam: w domu, czy tam, jeden grzyb – upierał się przy swoim.
- Ale wtedy popsuje nam wizytę.
- No przecież nie są dziećmi i zdają sobie sprawę z tego, że niemowlę będzie płakać.
- Jesteś nieczuły! Chciałoby ci się gdzieś iść, gdyby dręczył cię ból?! – skrzyżowała ręce na piersi.
- Mnie nikt nie powiózłby w wózku i nie pozwolił spać! Poza tym już jej nie boli. Przestań się wymawiać, bo to już nudne – przewrócił oczami.
- Nie to mam na myśli! Ja tylko próbuję wczuć się w jej sytuację! – niemalże już tupnęła nogą, jak to w swoim zwyczaju.
- To pamiętasz, jak miałaś kolki? Ja chyba nie – zauważył drwiąco – powtarzam: będzie spała, a to nieważne, gdzie. Jest piękna pogoda, ciepły wieczór, a ona nie jest chora, ani nie gorączkuje. Nie ma żadnych podstaw do tego, żeby nie mogła się przewietrzyć. Nie bądź nadopiekuńcza.
- A jak matka zawsze mi powtarzała, że ojcowie są mniej empatyczni, to nie wierzyłam – wymruczała pod nosem, ale mimo to posłusznie zawróciła do pokoju córki. Dalsze negocjacje, czy też ewidentne próby stawiania na swoim i tak nie miały najmniejszego sensu.
  Upłynęła kolejna cenna chwila, podczas której z największą ostrożnością ubierała małą w cieplejsze odzienie, prychając przy tym pod nosem, iż "zachciało mu się tramwaju, zamiast jechać własnym samochodem. Na pewno się upije!”. On natomiast spacerował po pokoju, nerwowo spoglądając na zegarek. Dlaczego akurat dzisiaj wszystko musiało iść nie po jego myśli? Zupełnie, jakby los sprzysiągł się przeciwko niemu i nie chciał dopuścić do owej wizyty… Tak, tam zdecydowanie musi wydarzyć się coś strasznego. Liina to czuje i dlatego za wszelką cenę usiłuje zatrzymać rodziców w domu. Powiało grozą… A może by tak… przebranżowić się i zacząć pisać scenariusze do thrillerów i takich tam?
  Parsknął śmiechem i po raz kolejny spojrzał na zegarek: no tak, jeden tramwaj już im uciekł. Jak nie zdążą na kolejny, trzeba będzie szukać autobusu! Ale moment, co on będzie się przejmował? On swoje zrobił, więc, jak coś, to żona będzie się tłumaczyć.
  Tanja ułożyła już niezadowoloną dziewczynkę do wózka. Coś tam pomarudziła, powykrzywiała się, ale niemal natychmiast zasnęła od nowa. Tak więc spacer po polu minowym zakończył się sukcesem. Do takiego bowiem mogła przyrównać szykowanie córki. Z pewnością Liina miała na to wyjście taką samą ochotę, jak ona…
  Tymczasem zniecierpliwiony Aleksi już miał iść na poszukiwania drugiej połówki (nie tam, że spóźnią się i na ten nieszczęsny tramwaj, czy coś. Po prostu chciał wiedzieć, czy w ogóle wychodzą), gdy nareszcie pojawiła się w przedpokoju. Oczywiście z tą swoją miną cierpiętnicy. Gdyby nie to, iż to ona była tą "główną wyczekiwaną”, bez słowa opuściłby mieszkanie w pojedynkę.
- Uważaj… - zaczęła, gdy chwycił za wózek.
- Tak, pewnie! Uchlam się, jak świnia, bo nie pamiętam przecież, że idę tam z małym dzieckiem! Co ja mówię, ja o to nie dbam! Ale na szczęście twoja siostra chyba nie jest taka głupia, żeby mieszkać z alkoholikiem? – wyszeptał zdenerwowany.
- …Uważaj na schodach. Nieś ostrożnie, żeby się nie obudziła, bo wiesz, co wtedy będzie – dokończyła z kamienną twarzą.
- Przepraszam – burknął więc i nareszcie minął próg. Przewróciła oczami i ruszyła za nim. Oby to spotkanie choć trochę się udało, bo miała już dosyć tej nerwowej atmosfery. A przez kogo to wszystko? "Kudłacza” oczywiście!
  Kaari spoglądała na rozciągające się za oknem morze z równym niepokojem, co jej siostra. Mijała już umówiona godzina, słońce wisiało nad gładką taflą, a gości nie widać… Oby jej wszystkie starania nie poszły na marne. W końcu sprzątnęła chyba w każdym kącie, zrobiła niezbędne zakupy, odwołała spotkanie z Anette, która chciała porozmawiać z nią o sytuacji w firmie, i kilka razy ofuknęła Jyrkiego, bo (jej zdaniem) w ogóle z nią "nie współpracował”. On sam musiał sporo się "nagimnastykować”, by załatwić sobie wolne na dzisiejszy wieczór. Koledzy z zespołu nadal bowiem uważali, iż bez niego nie dadzą sobie rady i nikt nie jest w stanie godnie go zastąpić.
- Ale chyba daliby znać, gdyby się jednak rozmyślili? – mruknęła, raczej sama do siebie, aniżeli do towarzysza obok. Zresztą Jyrki i tak nie zwracał na nią uwagi, wsłuchany w swoje ulubione melodie, jakie włączył "dla umilenia (bądź rozluźnienia) atmosfery”.
   Tak to stukał palcami do rytmu w oparcie kanapy, to spoglądał w sufit, to znów nucił pod nosem. Jakoś nie potrafił przeżywać spóźnienia gości równie mocno, jak jego dziewczyna. Może dlatego, że dopuszczał pewne ramy "poślizgu” – bo cóż to było te piętnaście minut? Może zdarzyć się każdemu, zwłaszcza w tak dużym mieście. Zaraz… teraz to już było pół godziny. No nic, jeśli nie przyjdą, będzie mu trochę szkoda odwołanego występu… no i sympatii oczywiście. Ale postara się wynagrodzić jej kolejną społeczną porażkę własną osobą. Chociaż nie będzie łatwo, kiedy już nastawiła się na wspólny wieczór z ukochaną rodziną. Taa, już to widzi: będzie płakać i biadać, że ma już dość oglądania wyłącznie jego "opatrzonej gęby”. Co tam, to wszystko jego wina! No, ale nikt nie kazał jej przeprowadzać się akurat do jego mieszkania!
  Potok czarnych myśli przerwał dźwięk jednego z jego ulubionych utworów. Nawet nie zauważył, kiedy zaczął nucić na głos. Właściwie, to nigdy nie śpiewał, gdyż uważał, że jako basista powinien bardziej skupić się na grze, aniżeli wokalu. Występ tam wtedy w klubie był wyjątkiem od reguły, toteż, choć Kaari nieraz błagała, a nawet groziła, nie miał zamiaru więcej udzielać się wokalnie. Nawet w czterech ścianach. To znaczy, nie przy świadkach. Ewentualnie samej pannie Venerinen, jakby chciał jej zrobić na złość.
  Do uszu zasępionej sympatii przedarły się interesujące ją dźwięki. Choć jej myśli wędrowały gdzieś daleko, natychmiast sprowadziła je na ziemię, po czym odwróciła głowę w kierunku chłopaka. Na ustach zarysował się uśmiech satysfakcji, bo przecież zarzekał się, iż nie będzie śpiewał. Należało mu to wytknąć!
  Wczuł się tak bardzo w tekst, że nawet nie zauważył, iż jego dziewczyna uważnie wyłapuje dźwięki. Wreszcie, gdy utwór niemal się skończył, przypadkiem utkwił wzrok w jej sylwetce. Na widok miny Kaari natychmiast zamilkł, niczym zawstydzone dziecko.
- No dalej, nie przerywaj! – zawołała, czy raczej rozkazała słuchaczka. Niestety, bez odzewu. Jyrki jak zwykle postanowił zrobić jej na przekór. Rozpędziła się więc i dosłownie na niego wskoczyła, chwytając przy tym za fraki – no śpiewaj! Masz naprawdę świetny wokal, nie marnuj go – usiłowała przekonać w wielkiej desperacji.
- Taa, mówisz tak tylko dlatego, bo jesteś moją dziewczyną – chwycił ją za nadgarstki i tym samym zaczęli się przekomarzać.
- Nieprawda, innym też się wtedy bardzo podobało. Sam mówiłeś, że nawet zdobyłeś fanki.
- To tobie też? A wydawało mi się inaczej.
- Ale śmieszne – wystawiła język – nie wymiguj się, tylko lepiej śpiewaj. No dalej! – prowokowała, zadziornie odchylając się do tyłu, gdyż próbował ją pocałować.  
  Wtem zadzwonił dzwonek do drzwi. "Poturbowała” więc towarzysza zabaw i z piskiem rzuciła się do przedpokoju. Chwyciwszy się za ugodzony kolanem brzuch, z trudem zwlókł się z siedziska, bowiem należało jakoś przywitać gości. Nawet, jeśli połowa z nich wolałaby, żeby nie pokazywał im się na oczy. Wszak, dziewczyna Mattiego wyglądała raczej na obojętną względem niego.
  Kaari tymczasem poprawiła fryzurę, chrząknęła na uspokojenie, a następnie z szerokim uśmiechem chwyciła za klamkę. Tanja odpowiedziała jej wymuszonym grymasem – powodował nią dyskomfort, oraz zmęczenie. Aleksi miał nie lepszą minę, toteż jedynie kiwnął głową i bez zbędnych wstępów pchnął przed siebie wózek.
  Na owo powitanie gospodyni natychmiast sposępniała. Przybyli wyglądali na takich, co to znaleźli się tutaj za karę, a do tego za ich plecami "nie czaił się” młodszy brat.
  Jyrki wyszedł do nich z przyklejonym uśmiechem, lecz widok dwóch "smętnych cieni” również odebrał mu pewność siebie. Aleksi postanowił reanimować upadłe pierwsze wrażenie i tym samym zagaił z udawaną radością, zaś żona uciekła do jednego z pokoi pod pretekstem pozostawienia tam córki.
  Gdy tylko wjechała wózkiem do środka, szybko zamknęła za sobą drzwi i niemal oparła się o nie z ciężkim sercem. Gdy rozejrzała się wokół, okazało się, iż to chyba sypialnia, bo pośrodku ściany, jaką zdobiła półka z książkami, stało dość spore, ładnie zaścielone łóżko. Obok niego stał futerał z gitarą. Półki meblościanki dosłownie uginały się od płyt z muzyką, oraz kartek z zapisem nutowym. Jasnych ścian nie zapełniały jednak plakaty, czy nagrody, jakie być może zdobyli starzy "Fairy Tales”. Najprawdopodobniej oznaczało to, iż gospodarz odciął się od tamtej działalności.  
  Było ładnie posprzątane, żadnych butelek, czy śladów innych używek… Ot, mieszkanie, jakich wiele. Ewentualnie mylnie wyobrażała sobie włości muzyka, bądź było to po prostu działanie Kaari. Jej obecność zdradzał leżący na jedej z półek laptop, stojące obok perfumy, a także fotografie przedstawiające ich, jako rodzinę Venerinen, oraz jej wraz z Jyrkim.  
  Podeszła do regału i przyjrzała się zdjęciu, jakie zrobili sobie wspólnie z rodzicami, jeszcze przed tym przeklętym festynem, gdy poznała Perttu. To chyba było nawet w tym samym roku. Byli wówczas zupełnie innymi ludźmi – szczerze uśmiechnięci, zadowoleni z życia i mocno ze sobą związani. Fotografię wykonali, gdy ojciec przyjechał ze Szwecji na urlop i przed powrotem do pracy chciał zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie. Ona przystawiała Mattiemu "rogi”, zaś Juha obejmował ją i Kaari ramionami… Jakże chciałaby cofnąć się w czasie i znowu być tą roześmianą dziewczyną – bez ponurej przeszłości, młodszą i dzięki temu być może ładniejszą… ale czy mądrzejszą? Zdecydowanie nie.
  Właściwie, to nad czym biadała? Dlaczego tęskniła za czymś, co i w innym wypadku także w końcu stałoby się częścią minionej historii? Teraz przecież także jest zadowolona. Nawet bardzo. Tyle, że to inny etap życia. Może cieszyć się ukochaną córeczką, oraz tym "swoim nerwowym Aleksem”, którego chwilami najchętniej by udusiła. I to wcale nie z miłości. Paradoksalnie, gdyby nie ta przeklęta znajomość z "wariatem”, nie miałaby tego. …A Kaari być może spotykałaby się z jakimś "normalnym facetem”, a nie takim, co to również tworzył część owej mrocznej historii.
  No, ale przecież "Aleks” także się do niej zaliczał. Wypomniał jej to kiedyś. Tylko, że odgrywał w niej tą pozytywną rolę. "Kudłacz” niby też, choć nie od razu. Czyż jednak nie mawiają, że lepiej późno, niż wcale…?
  Tak bardzo chciała, żeby siostra była równie szczęśliwa. Kibicowała jej przecież! Ale co zrobić, i jak? Jak sprawić, żeby jej stosunek do tego "kudłatego dziada” stał się przynajmniej neutralny?! Inaczej ciągle będą jakieś zgrzyty, za każdym razem będzie drżała w obawie, iż zepsuje spotkanie! A chce czuć się swobodnie, czerpać satysfakcję z towarzystwa innych tak, jak wtedy, gdy muzyka jeszcze z nimi nie było!
  Wtem przemyślenia przerwał dźwięk kolejnych głosów, które zabrzmiały za drzwiami – przyszedł Matti ze swoją dziewczyną. Chociaż tyle, że on także postanowił się przemóc…
  Wciągnęła haust powietrza i ruszyła w kierunku wyjścia. Liina spała w najlepsze, więc nie miała żadnej wymówki. Chwilę jednak trwało, nim wreszcie chwyciła za klamkę. Tak bardzo obawiała się kolejnej wpadki, iż w rezultacie do podłogi przytwierdziła ją jakaś niewidzialna siła. Nie, nie potrafi stąd wyjść!
  Nagle ktoś nacisnął "uchwyt” z drugiej strony. Podskoczyła, niczym rażona piorunem i czym prędzej uciekła do wózka, udając, że jest zajęta dzieckiem. Do środka weszła Kaari. Cała w skowronkach trzeba dodać.
- I jak tam? Śpi, tak? No to chodź do nas! Matti i Ida już są – chwyciła ją za dłoń.
- Słyszałam – odrzekła z krzywym uśmiechem i na tym koniec, gdyż siostra pociągnęła ją za sobą, trajkocząc po drodze, iż na pewno usłyszy małą, gdy ta zacznie płakać. Zostawią uchylone drzwi, a jako że pokoje dzieli przedsionek, Liinie nie powinny przeszkadzać ewentualne hałasy.
  Gdy weszły do salonu, dobiegły je strzępy raczej dziwnej rozmowy: Matti pytał gospodarza, czy… zgubił się kiedyś w lesie podczas kręcenia teledysku.
- Dobra, znam to. Tylko, że kawał dotyczy metali, a my graliśmy rocka – Jyrki odpowiedział zupełnie na luzie, lecz jego dziewczyna wyczuła w tonie brata sarkazm. Nie myliła się.
- Jakoś nie miałem tej… "przyjemności” posłuchać. Nie ciągnie mnie do takiej muzy. No, ale patrząc na image, stawiałem raczej na metal – ciągnął z udawanym zainteresowaniem.
- Oj tam, mnóstwo tutaj zespołów, którzy noszą się na czarno, a obok prawdziwego metalu nawet nie stali. Co tam, idą nawet w pop-rock – odparł niczego nieświadomy rozmówca. Dla niego temat muzyki był przecież wodą na młyn.
- Ale przynajmniej nie mają na koncie takiego skandalu, jak gwałt – i tutaj Matti skutecznie ugasił zaangażowanie gospodarza.  
- Sorry, ale co to ma do muzyki? – opuścił swoje ciemne brwi.
- No jak? Mieliście przecież mnóstwo fanów, którzy patrzyli w was, jak w obrazek, i tym samym jechali po mojej siostrze – w ton gościa wkradło się podenerwowanie.
- Przypominam, że sprawcą był jedynie wokalista. Takie czarne owce mogą, i niestety, zdarzają się wszędzie – wtrącił Aleksi, na co Tanja posłała mu oburzone spojrzenie. Czy on właśnie zbagatelizował jej przeżycia?!
- Ale to nie znaczy, że reszta ma udawać, że nic się nie stało! A jak było?! Co z początku mówił w sądzie?! – uniósł się szwagier, celując w muzyka palcem. Jyrki już otwierał usta, by po raz kolejny bronić swojego honoru, lecz dyskusję przerwało nieoczekiwane "DOŚĆ!”, które echo poniosło po całym pokoju, przy okazji odbijając piskliwy głos od wszystkich sprzętów. Efekt był niezwykle drażniący dla ucha i tym samym mógł obudzić śpiącą Liinę. Autorka owego hałasu, to jest Kaari, ponownie zabrała głos:
- Chociaż dzisiaj udawajcie, że nie było żadnego cholernego procesu i poznaliśmy się z Jyrkim w innych okolicznościach! Zapomnijcie o tym ten jeden raz! Aż tak wiele wymagam?! – uniosła się na nowo, by niemal natychmiast przejść w uprzejme tony – czego się napijecie? Coś ciepłego, czy od razu mam podać wino? Jak ktoś chce, to jest też piwo, to jak? – rozejrzała się po zebranych, lecz nikt nie miał odwagi otworzyć ust. Wreszcie Ida nieśmiało uniosła rękę, prosząc o kawę – dobra, to po prostu przyniosę alkohol, a tobie zrobię kawę. Tanja, chodź, pomożesz mi – wzięła ją pod ramię i właściwie siłą wytargała z salonu.
  W pomieszczeniu zapanowała konsternacja. Panowie patrzyli wszędzie, tylko nie na siebie. Jedyna dama w towarzystwie spoglądała to na swojego chłopaka, to znów gospodarza. Historia Tanji, teraz Kietala, szalenie rozpalała jej ciekawość, lecz Matti nie chciał za wiele o tym mówić, a samej zainteresowanej bała się pytać. No, ale ostatecznie można było poszperać w Internecie. Lecz, niestety, nie na temat związku starszej panny Venerinen, a tak bardzo interesowało ją, jakim cudem ta związała się z "wrogiem”?! Toż to był niemal "książkowy wzorzec zakazanej miłości”!
  Tymczasem w kuchni Tanja stała się świadkiem tego, jak Kaari wyładowywała swoją złość na sprzętach. Trzaskała drzwiczkami, to znów stawiała szklanki, oraz butelki głośniej, aniżeli było to potrzebne. Wreszcie zaniepokojona siostra zwróciła jej uwagę, iż obudzi jej córkę, a wówczas to może sobie zapomnieć o miłym wieczorze z rodziną. O ile ten dało się w ogóle uratować…
- Ja mam po prostu dość! – wyszeptała zdenerwowana gospodyni, odstawiając kolejną butelkę z piwem – nie mam życia w robocie i jeszcze wy mi dokładacie! Dlaczego po prostu nie pozwolicie mi być szczęśliwą?! Dlaczego ty możesz mieć Aleksa, a on Idę i wszystko jest w porządku?! Nie mam zamiaru być współczesną Julią! Chcę żyć, jak każda inna w tym kraju! – wycelowała w siebie drżącym palcem, głos zaczął się łamać.
- To nie tak… - wybąkała speszona "młoda” – ja naprawdę bym chciała…
- To dlaczego przyszłaś tutaj z taką miną, jakby mieli cię wsadzić na dwadzieścia lat?! To już lepiej było zostać w domu! – zaatakowała ostro, po czym błyskawicznie się skrzywiła – jak tak dalej będzie, znowu mi się nie uda! Skończę to, tak jak sobie życzysz! Albo stąd wyjadę! Tak, namówię go, żebyśmy się przenieśli do innego miasta, albo najlepiej zagranicę!
- Daj spokój! Nie chcę się z tobą rozstawać! – na twarzy Tanji zarysował się wyraźny strach.
- A ty nie miałaś na to ochoty, gdy wszyscy wokoło cię szykanowali? Bo właśnie tak czuję się ja – prychnęła, prędko ścierając łzy, jakie zaczęły toczyć się po policzkach.
- To nie tak! – jęknęła bezradnie – jesteśmy z Aleksem zmęczeni, bo Liina miała kolkę, zanim tu przyszliśmy. Dlatego byłam taka nieswoja! Uwierz mi: ja naprawdę chcę, żeby ci się ułożyło i to nieważne, z kim! Byle dawał ci to, czego potrzebujesz! Pogadam z Mattim, żeby spuścił z tonu. Nie martw się już, będzie fajnie – tłumaczyła gorączkowo, lecz było za późno: coś w Kaari pękło i tym samym rozkleiła się na dobre. Siostra jęknęła bezradnie i po prostu ją objęła, nie mówiąc już ani słowa. Zresztą te i tak były w tym momencie zbyteczne.
  Natomiast w salonie, Aleksi podjął się niezwykle ciężkiego zadania (właściwie, to chyba jak zawsze). Mianowicie, podnieść z gruzów zupełnie rozsypaną atmosferę. Zaczął więc zagadywać gospodarza, to znów Mattiego, aż wreszcie udało mu się wciągnąć do rozmowy tego drugiego, oraz jego dziewczynę. Jyrki wykorzystał ów fakt i opuścił pokój, gdyż czuł się w owym towarzystwie niezwykle niekomfortowo. Śmieszne, bo przecież był u siebie. Ale co tam, i tak był ciekaw, dlaczego siostry Venerinen tak długo nie wracają? No i, tak prawdę mówiąc, miał ochotę się czegoś napić. Bo w zupełnej trzeźwości raczej nie przetrwa tego wieczoru.
  Gdy przekroczył próg kuchni, od razu trafił go przysłowiowy szlag: "wspaniale”! Goście, zamiast – tak, jak zakładał – należycie wywiązać się ze swojego zadania, tylko rozstroili mu dziewczynę! Gdyby umiał to przewidzieć, nie kiwnąłby w tej sprawie małym palcem!
  Kietala uniosła nań wzrok przerażonego zwierzątka i natychmiast uciekła nim gdzieś w bok, jakby się wstydziła. I słusznie, bo także dokładała swoją cegiełkę do budowy muru nienawiści pomiędzy nimi. Polecił jej więc, by zaniosła reszcie "prowiant”, co równało się mniej więcej "wyjdź stąd i zostaw nas samych. Tak, masz rację: to nie jest prośba”. Na szczęście Tanja była bardzo pojętna, toteż od razu pozbierała wszystko na tacę i jeszcze szybszym krokiem opuściła kuchnię, choć ryzykowała zbicie "cennych” zasobów. Upewniwszy się, że na pewno sobie poszła, zagaił do sympatii:
- Kaar, co się dzieje? Przecież jest tak, jak chciałaś. Dlaczego płaczesz?
- Żartujesz sobie?! Mam dość tych ciągłych docinków, wypominania tego, co było! To już przecież trzy lata! – wychrypiała, unosząc na rozmówcę zaczerwienione oczy.
- Chodzi ci o tego… - w ostatniej chwili zorientował się, że przecież nie może nazwać go "głupkiem” - …twojego bracha? A niech sobie gada, przyzwyczaiłem się – prychnął lekceważąco, choć jeszcze chwilę temu miał zamiar wdać się ze "szwagrem” w słowną potyczkę.
- Ale nie ja! Nie życzę sobie, żeby cię obrażał w twoim własnym domu! Jestem zmęczona tą wszechobecną wrogością! W robocie… nawet tutaj! Chyba zwariuję! – złapała się za uszy, niemal już zanosząc od płaczu.
  Odetchnął ciężko i przytulił ją do siebie. W pewnym sensie czuł się winny zaistniałej sytuacji, choć tak naprawdę miał dobre intencje i pragnął jedynie spełnić jej życzenie. No, ale patrząc na to perspektywicznie, zawinił już wtedy, gdy zaczął za nią "łazić” (jak to niegdyś określała) tuż po śmierci "świra”. Jakoś tak nie pomyślał, że ukochana może mieć z tego tytułu problemy z własną rodziną. Zawsze traktowali go chłodno, ale nigdy tak ostro, jak teraz. Może dlatego, iż wtedy go odpychała, a potem ot tak ze sobą chodzili. Teraz wyglądało na to, że łączy ich coś naprawdę poważnego, skoro ze sobą zamieszkali. W rodzince odezwało się więc niedowierzanie, jakim to sposobem Kaari może kochać kogoś takiego? To znaczy, podejrzewał ich o taki właśnie tok myślenia, lecz bynajmniej nie miał zamiaru dokładniej o to wypytywać.
  Tanja odstawiła już poczęstunek, po czym poprosiła Mattiego na bok. Aleksi natychmiast sięgnął po piwo w nadziei, że odrobina alkoholu nieco go rozluźni. Zdawało się bowiem, jakby w powietrzu unosiły się ołowiane kule, które co rusz w nich uderzały. Owe ciężkie działa wytoczył szwagier, teraz mocno niezadowolony, jak sądził po jego minie i gestach. Tanja zapewne beształa go za to, co powiedział Jyrkiemu.  
  Nie miał zamiaru wtrącać się do owej rozmowy, gdyż zmęczył się już tymi ciągłymi tłumaczeniami, jak to przyjaciel ukorzył się i chciał zeznawać przeciwko "wyjcowi”. Zresztą żona miała ten sam problem, co jej brat, więc powinna być bardziej wiarygodna.
  Tak to obserwował ich, wyłapując pojedyncze słowa, aż wreszcie Ida poprosiła go, by nalał jej wina, skoro jej kawa najwidoczniej odeszła w zapomnienie?
- Może po prostu sobie pójdę?! – prychał w tym czasie Matti.
- To najgorsze, co mógłbyś zrobić! Wiesz, jak jej będzie przykro? Bardzo chciała, żebyśmy się razem spotkali. Nie psuj jej tego! – tłumaczyła rozgorączkowana Tanja, choć zdawało się, że ów wieczór i tak zyskał już bezpowrotne miano katastrofalnego.
- Nie wystarczyło umówić się u mnie, albo u ciebie?! – burzył się młody Venerinen.
- Chciała się pochwalić, gdzie teraz mieszka. Co w tym takiego złego? Miejscówka, jak każda inna – wywróciła oczami.
- Właściciel! – wysyczał przez zęby – nie rozumiem, jak ona może patrzeć ci w twarz, skoro zadaje się z kimś takim?!  
- Ale nie stawiaj go na równi z tym wariatem.
- No tak, zapomniałem, że też go uwielbiasz! – zauważył sarkastycznie.
- Zdurniałeś?! Też go nie znoszę! – żachnęła się, prawie już zaczerwieniwszy – po prostu zdaję sobie sprawę z tego, że był tylko… obserwatorem, a nie sprawcą, a to różnica. Skoro Kaari jest z nim szczęśliwa, nie mam prawa jej niczego zabraniać. Ty też powinineś udawać, że wszystko jest ok i spróbować go poznać. Może nie jest taki zły? W sumie, to mnie przecież nie prześladował… raczej stał z boku.
- Sama nie wierzysz w to, co mówisz – potrząsnął głową.
- Może… ale spróbuj udawać, traktować to obojętnie! Po czasie wyjdzie, jaki naprawdę jest.
- Już widziałem, przecież chciał się ze mną bezczelnie kłócić, jakbym nie miał racji!
- Przestań się na nim skupiać i pomyśl o Kaari! – warknęła zniecierpliwiona – jest dorosła, nie musimy grać jej obrońców. Wiem, że wy tego nie rozumiecie, ale jesteśmy bardzo emocjonalne i jeśli sobie teraz pójdziesz, ona się załamie!
- Dobra, wystarczy! – syknął jadowicie – zostanę! Ale nie myśl, że będę z nim rozmawiać!
- "Jak masz chrzanić takie farmazony, jak na początku, to nawet lepiej, żeby nie” – burknęła w duchu i odeszła do Aleksego, który zajął miejsce na kanapie. Zaraz też padła obok niego, niczym ciężki kamień.
- Ciężki kaliber, co? – puścił oczko, na co znacząco się skrzywiła – to teraz wyobraź sobie, że jesteś mną i gadasz ze sobą – dodał złośliwie. W odpowiedzi trąciła go w ramię, jak zwykle częstując tym swoim "A idź!”.
  Ida również chciała zagadać do swojego chłopaka, lecz minął ją i chwycił za butelkę. Jedyne, co tu było "dobrego”, to alkohol właśnie. No cóż, tuż po narodzinach Liiny to dzięki niemu jakoś zdzierżyli swoje towarzystwo i bynajmniej nie doszło do kłótni. Może więc to był klucz do sukcesu w relacjach rodzinnych? Tylko, że ich towarzyszkom raczej nie spodobałaby się metoda "na upitych do nieprzytomności”.
  Upłynęło jakieś pół godziny, odkąd gospodarze mieszkania pozostawili gości samym sobie. Zarówno Tanja, jak i Ida chciały poszukać Kaari, lecz Aleksi za każdym razem im to odradzał. Z tego, co wiedział, miała już pocieszyciela, więc nie potrzebowała ich pomocy.
  Właściwie, to miał rację, gdyż szwagierka nie życzyła sobie, by przybyli oglądali ją w takim stanie. Siedzieli więc w kuchni przy stole, obydwoje pochłonięci własnymi myślami, aż z tego wszystkiego nie zauważyli, iż zniknęli na tak długo. Ona powoli doprowadzała się do porządku, zaś on dotrzymywał jej towarzystwa, rozważając przy okazji, jak to dalej będzie? Zaczęła bowiem dręczyć go obawa, iż jego dziewczyna dłużej tego nie wytrzyma i po prostu go zostawi. W takich chwilach, jak ta, miał wrażenie, że własnoręcznie skazuje ją na tortury. Wyglądała przecież tak żałośnie z tym zapchanym nosem i opuchniętymi policzkami. Nic nie zostało z tej "piszczącej wariatki”, która poturbowała go na kanapie.
- Mogę tak wyjść? – dobiegło go jej pytanie.  
  No cóż, jej usilnie starania, by sprawiać wrażenie, iż nic takiego się nie stało, raczej z miejsca spaliły na panewce. Mimo to niemrawo kiwnął głową. Wyciągnęła ramię i otworzyła dłoń, dając mu w ten sposób do zrozumienia, iż ma ją za nią chwycić. Gdy tylko to zrobił, pociągnęła go za sobą.
- No, ale nie musimy się tak oprowadzać aż do pokoju. Jeszcze krew ich zaleje – zauważył ironicznie, gdy minęli próg kuchni, a ona nadal nie puściła jego ręki.
- I niech tak będzie. Mam ochotę ich sprowokować, niech się skręcają – odrzekła bez wyrazu.
- Tylko, że sama sobie tym szkodzisz.
- Jesteś u siebie i nikt ci nie będzie mówił, jak masz się zachowywać – mruknęła karcąco, po czym przykleiła na usta ten swój sztuczny uśmiech i, jak gdyby nigdy nic, wróciła do reszty, ciągnąc za sobą chłopaka.
  Cały ten incydent, oraz wyraźna zmiana na niekorzyść w wyglądzie gospodyni, skutecznie ostudziły złośliwe zamiary przybyłych (a właściwie tego jednego). Skruszony Matti nawet zaczął żartować i wypytywać siostrę, jak się jej mieszka w nowym miejscu. Tanja prześcigała się z Idą w komplementowaniu wystroju lokum i tylko Aleksi zagadywał Jyrkiego, który usiadł gdzieś w kącie. Młody Venerinen spełnił bowiem swoje "groźby” i skutecznie go ignorował. Jego dziewczyna, nie chcąc mu się narazić, przyłączyła się do owego "bojkotu”.  
  Muzykowi w ogóle to jednak nie przeszkadzało, gdyż trawiła go złość na owo towarzystwo. W tym jednak momencie Kaari zdawała się rozluźnić, nawet się uśmiechała, więc mogą siedzieć tutaj nawet do jutra. Kietala w pełni mu wystarczał, jako rozmówca, bo przynajmniej nie był fałszywy.
  W pewnym momencie skończyły się wszystkie utwory z playlisty, toteż udał się do wieży, by włączyć muzykę od nowa. Znajome dźwięki przynajmniej choć trochę koiły jego zszargane nerwy.
  Tanja uważnie śledziła poczynania mężczyzny, walcząc samą ze sobą. Właściwie, to przyglądała się jemu, oraz "Aleksowi” już od dłuższego czasu, i tym samym doszła do wniosku, że trochę to jednak nieładnie "olewać” samego gospodarza. Poza tym, gdyby zamieniła z nim choćby krótkie słowo, ucieszyłaby tym siostrę. Pokazałaby jej w ten sposób, że przynajmniej ona naprawdę akceptuje ich związek, bo Kaari przecież to podważyła. "Aleks” miał rację: co zrobiła postęp w tej kwestii, to znowu cofała się do tyłu.
  Dlaczego jednak jeszcze tu siedzi? Gdy "kudłacz” wróci na miejsce, mąż natychmiast go zagada! A jakoś tak głupio było jej dołączać do nich obu. Oczami wyobraźni już widziała tą zaskoczoną minę Aleksego i jego zadziorny uśmieszek, co to zdawał się mówić "Znam cię, próbujesz się zrehabilitować. Szkoda tylko, że już za późno i zepsułaś siostrze wieczór. Zresztą ja wiem, że to i tak tylko na chwilę”.
  Prychnęła w duchu, jakby chciała skarcić wyimaginowaną postać małżonka, i nareszcie zerwała się na równe nogi. Teraz nie było już odwrotu.
- Fajna muzyka… to znaczy, ta w tle – zagaiła, stając już nieopodal Jyrkiego. Zwrócił się ku niej z demonstracyjnie uniesioną brwią. Oczywiście był zdziwiony, że w ogóle raczyła się do niego odezwać. Zresztą nie tylko on. Aleksi już przewracał oczami, odbierając jej zabieg, jako kolejny przejaw masochizmu. Znowu będzie grać słodką, by za chwilę poczęstować kumpla tym swoim "jadem”.
- Spoko – odrzekł tymczasem muzyk – starannie wyselekcjonowana, także "Bajek” nie usłyszysz, nie bój się – dodał kąśliwie.
  Na moment wstrzymała oddech, by z jej piersi nie wyrwała się jakaś cięta riposta. Jak mają zawrzeć rozejm, jeśli żadna ze stron nie chce ustąpić?! Nie zdążyła jednak wymyślić niczego innego, gdyż rozmówca kontynuował: - Daruj sobie i wracaj grzecznie na miejsce, inaczej doprowadzicie ją do załamania nerwowego. Już niewiele jej brakuje… Wiecie, co wy jej w ogóle robicie? Szkoda, że jesteście rodziną.
  Teraz to już się w niej zagotowało. Jak on śmie twierdzić, że dręczy własną siostrę?! Nie pragnie jej dobra?!
  Odruchowo spojrzała w stronę gospodyni i tyle jej wystarczyło, by ubrać się w sztuczny uśmiech. Niech Kaari myśli, że ta konwersacja przebiega w iście pokojowej atmosferze. Na szczęście muzyka w tle zagłuszała słowa.
- Już rozmawiałam o tym z Mattim, ja z kolei… - podjęła na nowo, lecz muzyk wszedł jej w słowo:
- Nie zasłaniaj się bratem. Cała wasza rodzinka najchętniej utopiłaby mnie w morzu – uśmiechnął się fałszywie, po czym wziął łyk trunku – niestety, zasmucę cię: lata mi to. Chodzi mi tylko o to, żebyście nie gnębili jej. Wystarczy, że dokuczają jej w tej durnej firmie – dodał zaraz potem.
- Tutaj potrzeba czasu. Rodzice ci nie ufają, ale jak, zobaczą, że dobrze żyjecie…
- Jasne! Trzy długie lata wam nie wystarczyły – zauważył pogardliwie – zaczynam żałować, że jej się wtedy uczepiłem… inaczej znalazłaby jakiegoś idealnego fagasa, który podbiłby wasze pokręcone serducha i wszyscy byliby zadowoleni… Tylko dlaczego miałem sobie odpuszczać? Przejrzałem na oczy i także zapragnąłem mieć coś z życia. Co z tego, że z twoją siostrą? Przecież to nie ja cię zgwałciłem. O co wam więc, do cholery, chodzi? – dodał gorzko, nie kryjąc przy tym wyrzutów. Ponieważ Kaari akurat na nich nie patrzyła, dołożył do tego miażdżące spojrzenie.
  Tanja utraciła grunt pod nogami. Nie tylko dlatego, że nie lubiła u mężczyzn tego "złowieszczego” wzroku. Sednem sprawy było to, iż nie miała pojęcia, co ma na to odpowiedzieć? Należało to przemyśleć, by przyznać rację albo sobie, albo jemu. Zresztą, to i tak nie miało sensu. Nie będzie przecież przekonywać go, by nie rzucał jej siostry… Jeszcze tego by brakowało, żeby Kaari oskarżała ją potem o rozpad związku! Nie, zdecydowanie należało zakończyć na stwierdzeniu, iż ma dobry gust muzyczny i od razu odejść. No, ale lepiej późno, niż wcale, dlatego wycofa się teraz.  
  Zrobiła więc krok w tył i napotkała opór. Był to Aleksi, który postanowił dołączyć do dyskusji. Czy raczej ją ratować, gdyż był pewien, że żona nie uniesie tego ciężaru.
  Odsapnęła z prawdziwą ulgą i bąknąwszy mu niemal na ucho, że musi zajrzeć do Liiny, czym prędzej uciekła z pokoju. Tymczasem "Aleks” przejął jej rolę:
- O czym gadaliście? – zapytał zaintrygowany.
- Chyba nietrudno zgadnąć? O tym, co zawsze, aż do porzygu… więc dzięki za ratunek – odparł znużony Jyrki, spoglądając przy tym na dno pustej szklanki.
- Popatrz na to od tej strony: przynajmniej podszkolisz cierpliwość. Ja przy tej rodzinie osiągnąłem chyba maksymalny poziom – odchrząknął, z trudem wstrzymując uśmiech rozbawienia.
- Możemy się zmierzyć na levele, czemu nie? Ja też mam ich już trochę na koncie – mruknął, uważnie śledząc sylwetkę swojej dziewczyny, która także postanowiła zajrzeć do siostrzenicy.

***

  Pomimo początkowych zgrzytów, reszta wieczoru upłynęła już spokojnie. No, jeśli nie liczyć narzekań Mattiego, który nie cierpiał "romantycznego bełkotu”. Ida postawiła bowiem na swoim i nareszcie wyciągnęła od panny Venerinen upragnioną relację na temat jej znajomości z Jyrkim. Opowiadała głównie ona, acz z czasem udało się jej włączyć do dyskusji również chłopaka, który prostował pewne wątki, bądź przedstawiał własny punkt widzenia.
  Ponieważ druga z par także mogła pochwalić się "pokręconą historią”, państwo Kietala również zostali wywołani do tablicy. Przyniesienie Liiny dla odwrócenia uwagi na nic się zdało – Ida pobawiła się z nią przez moment, a potem i tak zażądała wyczerpującej "spowiedzi”.  
  Takim to sposobem na koniec spotkania stwierdziła, iż tworzą z Mattim "naprawdę nudną parę”. W odpowiedzi usłyszała jednak, że mogą się rozejść i zejść ponownie, jeśli tak bardzo zależy jej na tym, żeby było ciekawiej. Owa uwaga nie zawierała jednak złośliwego przytyku w kierunku pozostałych.
  Jeśli o Venerinena chodzi, to bynajmniej nie przeprosił gospodarzy za początkowe zgrzyty. Może i ukorzyłby się przed Kaari, lecz nie poczuwał się do winy. Podziękował jej jednak za miły wieczór, a Jyrkiemu, w ramach grzeczności, podał rękę na pożegnanie, by już nikt się do niego nie czepiał.
- Jesteś choć trochę zadowolona? – dopytywał muzyk, gdy po wyjściu gości Kaari sprzątała ze stołu.
- Jasne, mimo wszystko było miło. No i nareszcie zobaczyli, jak mieszkam – jej twarz pojaśniała na owo stwierdzenie, więc mógł odetchnąć z ulgą.
- Lubisz zwierzęta? – zmienił temat, opadając na wygodny fotel.
- Tak, ale co to ma do tego? Kupujemy psa? – parsknęła śmiechem.
- Może i nad tym pomyślę? Póki co, jutro zabieram cię do zoo, tam jeszcze nie byliśmy – ziewnął przeciągle – ale tylko my dwoje – zastrzegł zaraz potem, gdyż obawiał się, że znowu wyskoczy z tą swoją "rodzinką”.
- Serio? Rany, kiedy ja tam byłam! Chyba jeszcze jako dziecko. Też masz pomysły – zaśmiała się.
- No, a czemu nie? Zoo-staw to i chodź tutaj do mnie – kiwnął na nią.
- Muszę to najpierw sprzątnąć.
- Po co? Jutro się tutaj ogarnie, późno już.
- Już ja to widzę! Ty byś tylko bałaganił – obruszyła się
- A ty byś tylko sprzątała – przedrzeźnił ją, po czym nachylił się i objąwszy ją od tyłu, pociągnął ku sobie. Z początku pisnęła, lecz zaraz potem wróciła do "ględzenia”:  
- A jak ty to sobie wyobrażasz? Ktoś do nas przyjdzie i od razu wejdzie w syf.
- A kto miałby tutaj przyłazić? I tak nas zresztą nie będzie. Najpierw zwierzaki, potem może jakieś żarcie w knajpie, a na koniec spotkamy się z chłopakami, żeby ich wypytać, jak im dzisiaj poszło beze mnie – wyrecytował, obejmując ją rękoma.
- Zaplanował od razu cały dzień, no, no. Twórczy jesteś, podoba mi się to – zaśmiała się, całując go w policzek.
- "I oby było normalniej, niż dzisiaj” – pomyślał, odwzajemniając gest.
  Liina najwidoczniej uznała, że wyspała się już po incydencie z kolką i dlatego, choć było już grubo po dwunastej, nie chciała zasnąć od nowa. Tanja kołysała ją więc, zabawiała grzechotką, a nawet nuciła – nic z tego. Chętnie obarczyłaby owym, jakże trudnym zadaniem Aleksego, lecz ten "bezczelnie” położył się tuż po tym, jak przekroczyli próg mieszkania.
  Przesiadywała więc w pokoju małej, przy okazji wracając myślami do tego, co usłyszała dzisiaj od siostry, oraz jej chłopaka. Zupełnie, jakby cofnęła się w czasie i przeżywała własną historię od nowa. Szykany i sprzeciw wobec jej związku z "Aleksem”. W przypadku Kaari skończy się to równie dobrze, jeśli przestaną patrzeć na "kudłacza” poprzez pryzmat tamtych wydarzeń. Zresztą chyba nie jest taki zły. Z tonu jego wypowiedzi widać było, że zależy mu na dobru sympatii – może nawet bardziej, niż własnym. Po tym, jak siostra uprzednio z nim postąpiła, powinna być mu naprawdę wdzięczna i oddana. I tak chyba zresztą było.  
  Musiała niechętnie przyznać, że muzyk miał w sobie trochę cech z "Aleksa” (przynajmniej, jeśli o rzekomo skreślone kobiety chodziło, no i wrażliwość). A już myślała, że może cieszyć się "unikatem”. No, ale to zapewne dlatego mąż dogadywał się z "kudłaczem”.
  Może za czasów "Bajek” był po prostu pod wpływem Perttu i nie chcąc mu się narazić robił, co ten mu kazał? Potem i tak przecież wyrwał się spod jego jarzma, choć na pewno nie było to łatwe. Poza tym był wówczas młodszy i pełen nadziei na światową karierę. Teraz, pomimo swojego stylu i aspiracji życiowych, wypowiadał się dojrzale i tak też zachowywał w stosunku do Kaari. No, przynajmniej na razie.  
  Powinna wynagrodzić im… to znaczy Kaari, ten nieszczęsny wieczór i ponownie odwiedzić ich progi, lecz tym razem z uśmiechem i na pełnym luzie. Jednakże jeszcze nie teraz, by nie zostać źle odebraną. Po dzisiejszym na pewno mają dosyć, a do tego siostrę czeka jeszcze tydzień pracy w "morderczych” warunkach.
- Obiecaj mi, że nie dostaniesz wtedy kolki, ani się nie rozchorujesz – zwróciła się do córki, która w tym czasie bawiła się kosmykiem jej włosów, to znów uważnie badała biżuterię na jej palcach.
  Uniosła wzrok na prostą, srebrną ramkę, w której widniała fotografia ze szpitala – ta sama, jaką zrobili sobie tuż po narodzinach córeczki. Na samo wspomnienie tamtego dnia uśmiechnęła się, gdyż ów cud zmazywał wszystkie wcześniejsze trudy. Pragnęła, by również Kaari mogła zaznać takiej radości, o jakiej zresztą marzyła. Dlatego nie mogła dopuścić, by przez ich niezadowolenie ta rozstała się z "kudłaczem”, bo kto wie, ile czasu zajęłoby jej spotkanie innego, z którym mogłaby stworzyć nowy związek. A niech ją nazywają "ambasadorką” – jeśli trzeba będzie, to stanie się nią naprawdę.
  Tymczasem, jeśli chodziło o jej własną rodzinę, to zdecydowała, że zabierze Liinę ze sobą do sypialni. Z chęcią jeszcze raz ujrzy na twarzy "Aleksa” ten strach przed własnym dzieckiem, jak to miało miejsce dziś rano.  
  Na samą myśl o tym parsknęła śmiechem, gasząc światło w pokoju małej.

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 12372 słów i 69274 znaków, zaktualizowała 10 wrz 2017.

2 komentarze

 
  • Jo

    Oddam Ci swoje zdrowie żebyś mogła pisać  <3

    11 wrz 2017

  • nutty25

    @Jo dziękuję, aż się zawstydziłam  :redface:

    12 wrz 2017

  • Wiktor

    Witaj. Troszkę Ciebie nie było,ale to nic. Ja czekałem.  Czy że zdrowiem już troszkę lepiej?. Dziękuję za cześć.  Ciekawe czy Tanja przekona się do kudłacza?. Pozdrawiam Wiktor

    10 wrz 2017

  • nutty25

    @Wiktor dzięki, miło mi i super widzieć komentarz, jak dawniej ;) jeśli o zdrowie chodzi to trochę lepiej, dzięki. również pozdrawiam :)

    10 wrz 2017