Miłość do nieznajomej cz.2

Zegar wybijał 19 gdy wszedł do restauracji. Podszedł do kelnera i poprosił o stolik dla dwóch osób. Dostał menu ale na razie wziął tylko wino. Kelner poszedł po zamówienie. Mariusz rozglądał się niepewnie. Nie mógł się jej doczekać. Przy każdym skrzypnięciu drzwi podnosił głowę do góry, z nadzieją. Jednak po chwili czuł przygnębienie i rozczarowanie, bo to nie była ona. Umówili się na wpół do ósmej a dochodziła 20 i zgłodniał. Od rana zjadł tylko lunch z kontrahentami. Postanowił poczekać jeszcze pół godziny i wyjść. Już czuł się nieswojo. Miał wrażenie, że wszyscy na niego patrzą z litością. Wypił trzy lampki wina i zjadł przystawkę. Nadal czuł się głodny, więc kiwnął głową na kelnera:
- W czym mogę pomóc?
- Poproszę kaczkę pieczoną na słodko z plasterkami ananasa.
- Oczywiście. Dla jednej czy dwóch osób? - kelner niepewnie spojrzał na niego.
-Dla jednej. - uśmiechnął się, choć tak naprawdę nie było mu do śmiechu. Poczuł się zażenowany i zraniony. Choć nie wiedział komu to zawdzięcza to był zły. I było mu wstyd. Ktoś nieźle zabawił się jego kosztem. "Może to jakaś zemsta odrzuconej adoratorki" - pomyślał. No nic, więcej nie da się nabrać na takie rzeczy. To był jedyny raz, kiedy umawia się na randki w ciemno.  
     Po zjedzonej kolacji, która mu się dłużyła, zapłacił rachunek i wyszedł nie oglądając się za siebie. W głębi niego tliła się nadzieja do końca. Kiedy przekroczył próg restauracji był podniecony. Cieszył się na coś niesamowitego. Dziwnego, a zarazem szalonego. Dziwne szaleństwo. Tak o tym myślał. Wszystko okazało się głupim żartem. Kiedy "pocałował klamkę" na do widzenia rozejrzał się ostatni raz w koło. Sięgnął po telefon jeszcze licząc na jakąś wiadomość, dlaczego nie przyszła. Głupie wytłumaczenie chociażby. Nic takiego nie było. Zaklął pod nosem. Jutro sobota i ma wolne więc zaszedł do sklepu by kupić sobie piwo. Postanowił się upić. Kolacje u rodziców ma na 19 więc zdąży wstać, otrzeźwieć. Doprowadzić się do porządku i pójść. Jak pomyślał tak też zrobił.
     Obudził się ze strasznym bólem głowy i okropnym kacem. Mógł się wczoraj tego spodziewać kiedy pił 8 czy 7 piwo. Pod koniec nie był już w stanie liczyć. Próbował zatopić smutek. Bo mimo iż nie znał tej kobiety było mu przykro. Miał nadzieję na coś niesamowitego a został oszukany. Jednym okiem zerknął na zegarek - dochodziła 13. Postanowił poleżeć jeszcze z godzinę, a potem zabrać się za doprowadzenie siebie do jakiegokolwiek użytku i wyglądu. Patrzył w sufit rozmyślając o swojej naiwności kiedy odezwał się telefon. Nie sięgnął po niego. Każdy zbyt szybki ruch sprawiał mu większy ból. Po 15 minutach bezczynności, powolnymi ruchami ześlizgnął się z łóżka. Pomaszerował do kuchni po aspirynę i szklankę wody. Zanim z powrotem legną wyciągnął rękę po komórkę. To co ujrzał bardzo go zdziwiło. Pisała "Nieznajoma". Najpierw pomyślał by usunąć nie odczytując. Jednak ciekawość zwyciężyła. Wcisnął guzik i zaczął czytać:
     "Przepraszam. Wiem, że to zbyt mało ale przepraszam i to bardzo. Przestraszyłam się, poddałam się i tobie nie dałam szansy. Źle cię oceniłam i postąpiłam wczoraj. Najbardziej na świecie boję się odrzucenia. Zbyt wiele go zaznałam. Nie chciałam Cię upokorzyć i zranić, a mimo to zrobiłam to choć nieumyślnie, a jednak zrobiłam. Nie mam prawa prosić o jeszcze jedną szansę, a mimo to proszę mając nadzieję. Spotkajmy się.... Dziś o godzinie 20:30 w barze "MROK". Kiedy wejdziesz do środka podasz swoje nazwisko a kelner cię zaprowadzi. Będę czekała do 24 z nadzieją, że mi wybaczysz. Nieznajoma."
     Potarł oczy rękami. Uszczypnął się by upewnić się, że nie śni. Następnie przeczytał wiadomość jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze raz... Czytał z dziesięć razy albo i więcej. Był pewien, że to kpiny. Wczoraj go ośmieszyła, a dziś chce zrobić to samo. Nie, nie da się już więcej nabrać na takie rzeczy. Usunął wiadomość. Usunął numer. I usunął całą historię z nim związano. Postanowił sobie, że to koniec. Po czym odłożył telefon i zapadł jeszcze w drzemkę.
     Kiedy dzwonił do drzwi było dobre 15 minut po 19. Zaspał. Fakt, niewiele się spóźnił. Znał jednak matkę i wiedział o niej wszystko. Jedną z rzeczy której nie znosiła było spóźnianie się. Uśmiechnął się do siebie, wyobrażając sobie jej wzrok i twarz. Wyciągał rękę, by zapukać jeszcze raz i w tym momencie drzwi otworzył mu lokaj.
- Dzień dobry panie Mariuszu. Rodzice czekają w salonie.
- Dzień dobry Albercie. Mama bardzo na mnie pomściła?
- Wie pan jak to bywa - Albert uśmiechnął się i poprowadził Mariusza do salonu. Pracował u nich 20 lat. Nie należał do młodych, ale miał w sobie tyle wigoru, że nie jeden młodzieniec mógł mu pozazdrościć. Był koniec czerwca, więc nie miał ze sobą żadnego płaszczu. Podał tylko rękę Albertowi i ruszył w stronę skąd dochodziły go śmiechy.  
     Stanął w drzwiach i rozglądał się po zebranych. Pierwsza z brzegu siedziała jego matka. Na jej widok zrobiło mu się cieplej koło serca. Była 48 letnią kobietą. Miała blond włosy i brązowe oczy. Podobne do jego oczów, a raczej on miał takie jak ona. Kiedy się uśmiechała to cała promieniała. Zaraz obok niej siedział jego ojciec, który z ogromnym uwielbieniem spoglądał na matkę. Po prawej stronie siedzieli państwo Włodzimierz i Jolanta Klich. Znał ich, przyjaźnili się z jego rodzicami od ponad 15 lat. Oboje mieli po 49 lat i wyglądali tak samo młodo jak jego rodzice. Wszedł głębiej i wtedy zauważył ją. Miała na sobie prostą wieczorową sukienkę do kolan o kolorze błękitnym. Ubiór ten podkreślał jej głęboko osadzone niebieskie oczy. Czarne włosy szczepiła w kucyk. Jej usta były czerwone i pierwsze rzucały się w oczy bo spojrzeniu. Właśnie opowiadała coś z przejęciem. Kiedy mówiła jej twarz wyrażała dużo emocji. Podszedł bliżej by lepiej słyszeć.  
-... wszyscy się, z tego śmieliśmy przez resztę dnia. - grupka ludzi przed nim wybuchła śmiechem, który roznosił się po całym domu. Pierwsza dostrzegła go matka. Najpierw popatrzyła na niego z miłością by po chwili nadać groźny wyraz swojej twarzy. Dając mu tym samym do zrozumienia, że zrobił coś nie do przyjęcia. Odwzajemnił się jej najcudowniejszym uśmiechem jaki miał i rzekł:
- Dobry wieczór wszystkim i przepraszam za spóźnienie.
- Nie ma problemu - odezwał się ojciec w pośpiechu. Nie chciał by jego Basia robiła jakieś sceny - Jak już jesteśmy wszyscy do chodźmy do stołu, zaraz podadzą przystawki.
     Jako gospodarz domu podprowadził ich do jadalni, ale w drzwiach przepuścił kobiety. Rozporządził kto, gdzie siada. Mariusz usiadł obok Anny. Dopiero teraz przypomniał sobie jej imię. Odezwał się pierwszy:
- Kiedy to ostatni raz się widzieliśmy? Rok temu? Dwa lata?
- 3 lata temu, kiedy rodzice wysłali nas na randkę w ciemno. - Anka roześmiała się serdecznie, a on zaraził się jej śmiechem. - Pamiętam jak prosili, żebym była dla ciebie miła bo jesteś dosyć nieśmiały. Nie miałam ochoty iść im na rękę. Gdy cię zobaczyłam stwierdziłam, że mają rację i mogłabym ci pomóc pozbyć się jej.
-A mi natomiast powtarzali, jak bardzo ci się podobam ale dobrze ukrywasz się ze swoimi uczuciami. i na początku miałem wrażenie, że jesteś taka jak cię opisali. A ty po 15 minutach orzekłaś mi z ręką na sercu fajny z ciebie gość, ale nie pasujemy do siebie.
- Miałam wtedy 20 lat i w głowie były mi tylko imprezy.
- A teraz?
- Co teraz?
- A teraz co byś powiedziała, gdyby znowu umówili nas na randkę w ciemno?
     Miała już coś powiedzieć ale w tym momencie przynieśli jedzenie do stołu. Zauważył, że odetchnęła z ulgą. Przez cały posiłek zastanawiał się co miało oznaczać to jej westchnięcie. Jednak nie poruszał już tego tematu drugi raz. Nie chciał, by czuła się nieswojo.
     Po zjedzonej kolacji przeszli znów do salonu. Ojcowie poszli do biblioteki na coś mocniejszego i cygaro. Wołali go ze sobą, ale jemu po wczorajszym odechciało się na jakiś czas alkoholu. Matki natomiast przysiadły w kącie wymieniając, a dosłownie plotkując na tematy kto, z kim, kiedy, czemu i tak dalej. On natomiast wraz z Anką usiadł przed telewizorem.
- Mam propozycję.
- Zamieniam się w słuch...
- Przed nami stoi takie większe czarne pudło. Może byśmy włożyli takie coś okrągłe i popatrzyli na kolorowe rzeczy? - posłał jej uśmiech.
- Z chęcią pooglądam sobie z tobą takie kolorowe rzeczy
- Fajnie. Coś konkretnego, czy na chybił trafił?
- Masz może "Love, Rosie"? Film wyszedł ze dwa miesiące temu na płytę. Słyszałam, o nim wiele dobrych opinii. Tyle że...
- Tyle że co?
- To jednak takie bardziej babskie i romantyczne.
- Lubię takie rzeczy - odrzekł z powagą. Ale po jej spojrzeniu wybuchł śmiechem i podniósł się z kanapy - Poczekaj sekundę. Sprawdzę - podszedł do regału na którym leżały najróżniejsze filmy. Po paru minutach poszukiwań odnalazł co szukał i z gestem zwycięstwa podniósł do góry. Następnie załączył film i wrócił na swoje miejsce.
- To zaczynamy - odezwała się Anka
- Zaczynamy - potwierdził Mariusz.
     Po 25 minutach filmu zaciekawione matki ruszyły się ze swoich miejsc i dołączyły do nich. Oglądali w zupełnej ciszy pochłaniając każdą minutę filmu. Opowiadał o przyjaźni dwóch osób, które się w sobie kochają, ale nie mają po drodze. Nie przepadał za takimi filmami, ale widział jak reszcie bardzo się podoba. Kiedy na ekranie pojawiły się litery rozejrzał dookoła i zauważył, że jego matka i pani Klich ocierają łzy cieknące po policzkach.  
- Mamuś...
- Tak synuś?
- Pięknie wyglądasz jak się wzruszasz - odpowiedział
- Oj Mariusz to był piękny film. Prawda Jolciu?
- Oj tak Basiu. Już myślałam, że nigdy się nie złączą. Że ciągle będą się mijać i nie zauważą jak bardzo są stworzeni dla siebie.
- A ty co sądzisz o filmie? - zapytała Anka zerkając na Mariusza
- Szczerze?
- Zupełnie szczerze
- Nie przepadam za takimi filmami, ale fakt ten był trochę inny. Ciągle trzymał widzów w niepewności. Jak jedno sobie uprzytomniło, to drugie było zajęte i na odwrót. Można było pomylić się co do obliczeń jak się skończy.
     Anka posłała mu uśmiech na znak, że się z nim zgadza. Miał coś jeszcze dopowiedzieć, gdy do salonu weszli ojcowie.
-Żono moja czy ty wiesz, która to już godzina? - spytał się pan Klich, nie czekał jednak na odpowiedź, sam jej udzielił - Jest 22:25. Chyba pora zbierać się do domu.
     Pani Klich spojrzała na zegarek i się przeraziła. Nie miała pojęcia, że jest już tak późno. Zaczęła poganiać swoje towarzystwo. Wychodząc ostatni raz podziękowała za miłą kolację, uściskała Barbarę i wyszli. Mariusz też już się zbierał, więc zaproponował, że ich podwiezie. Przyjechali tu taksówką i nie chciał by zbędnie wydawali pieniądze. Najpierw się opierali. W końcu dali się przekonać. Wsiedli w czwórkę do jego samochodu i pojechali. Przez całą drogę pan Klich opowiadał jakieś kawały. Trochę mu się język plątał, jednak się tym nie przejmował. Po odstawieniu swoich gości pod drzwi i obiecaniu, że ich odwiedzi ruszył do domu. Stał na czerwonym świetle i rozejrzał się do koła. Po jego lewej stronie ujrzał duży napis głoszący "MROK". Był na czarnym tle wykaligrafowany cieniutkimi literkami. Spojrzał na zegarek 23:30. Przysiągł rano sobie co innego. Jednak ciekawość zwyciężyła. Nie zastanawiając się długo skręcił w przeciwną stronę. Kiedy podjeżdżał chciał się tylko upewnić, że znów zrobiła go w konia.

malutenka52

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2186 słów i 12058 znaków.

3 komentarze

 
  • nelka

    Ekstra bardzo wciągające.

    13 kwi 2015

  • wolna

    Pisz dalej !!! Koniecznie!!!:*♥♥♥super. Czekam z niecierpliwością(DUŻĄ)na kolejną część
    Pozdrawiam serdecznie<3

    12 kwi 2015

  • Madierka

    Ciekawe czy nieznajoma dalej tam na niego czeka... :D

    12 kwi 2015