Życie to ciagły trening cz.99

Życie to ciagły trening cz.99Wybrał numer Adama, aby zapytać o to gdzie jest. Kazał mu zaczekać, bo najpierw musieli odwiedzić laboratorium celem pobrania krwi do badań. Chodził po korytarzu nerwowo, ale bardziej z powodu Agaty, która nic nie wiedziała niż ze strachu, że zostanie dawcą, gdy wszystko pójdzie po jego myśli.  
– Chodź.
Zeszli na dół do laboratorium. Przywilej bycia lekarzem był decydującym czynnikiem w tej sprawie i dlatego ordynator nie miał problemów z podjęciem decyzji o tak szybkim działaniu. Młoda pielęgniarka pobrała od niego trzy próbki krwi, które natychmiast zaniosła odpowiedniej osobie.
Objął płaczącego przyjaciela i wrócili na poziom zerowy.
– Obiecuję, że zrobię wszystko, aby z tego wyszła.
– Dziękuje Olek, że to dla nas robisz. Wiem, że to niełatwa decyzja, ale nie miałem nikogo innego.
– Całe szczęście, że już wtedy pomyśleliśmy o badaniach. Zgodność tkankowa jest znacznie powyżej minimalnego progu i szansa odrzucenia jest również minimalna.
– Chcesz ją zobaczyć?
– A możemy do niej wejść?
– Wydaje mi się, że profesor Łęgski nie będzie miał nic przeciwko.
Wsiedli do windy i pojechali na oddział nefrologii. Po wyjściu swoje kroki skierowali do doktora Mazurskiego będącego według Adama najlepszym transplantologiem w mieście. Przynajmniej tak napisali ludzie w Internecie.
– Panowie, do kogo? – zapytała salowa.
– Do Eweliny, jestem jej bratem.
– A doktor Mazurski wie?
– Zapyta go pani?
– Jest u siebie. Będzie lepiej jak sami go zapytacie.
– Jasne.
Adam zapukał dwukrotnie w drzwi z tabliczką pokój lekarski i weszli do środka.
– Dobry wieczór panie doktorze.
– Nie za późno na wizytę? Jest pierwsza w nocy.
– Profesor Łęgski powiedział, że wie pan o wszystkim.  
– Agnieszka…
– Dokładnie.
– Jest stan jest ciężki, ale nie możemy jej trzymać do końca życia na tych lekach.
– My właśnie w tej sprawie. To jest Olek. Kilka lat temu zrobił badania, bo wtedy moja siostra trafiła do szpitala, ale pomogły leki. Według wykonanych badań zgodność tkankowa wynosi dziewięćdziesiąt pięć procent.  
– Uważam to za dobry znak, ale nawet przy tak dużej wartości istnieje możliwość odrzucenia przeszczepu.
– Profesor Łęgski powiedział, że jej szanse na przeżycie są znikome bez przeszczepu.
– Tak, ma rację.  
– Więc dlaczego do cholery my tu dywagujemy? – oburzył się Aleks.
– Czekamy na wyniki badań.
– Jakie?
– Czy nie jest pan chory na przewlekłe choroby, czy nie jest pan nosicielem jakichś wirusów.  
– Zapewniam pana, że nie.
– Skąd ta pewność?
– Jestem honorowym dawcą krwi od ponad dziesięciu lat. Pierwszy bym się dowiedział o jakiejkolwiek chorobie.
– Kiedy po raz ostatni oddawał pan krew?
– Trzy tygodnie temu?
– No to musiała być już przebadana i gdyby coś było nie tak zostałby pan poinformowany o czymś złym.
– Więc, na co czekamy?
– Muszę mieć całkowitą pewność.
– Nie spotykam się z prostytutkami, nie dotykałem niczyjej krwi. Coś jeszcze?
– Jakiś spadek ciężaru ciała w ostatnich dniach?
– Nie.
– Jakieś osłabienia i omdlenia?
– Nie.
– Muszę mieć pewność, że jest pan zdrowy.
– Bo?
– Mogą wystąpić nieoczekiwane komplikacje, gdyby okazało się, że jest pan nosicielem jakiegoś wirusa lub choruje na coś, co mogłoby wpłynąć na pański stan po pobraniu nerki.
– Jestem całkowicie pewien, że nic mi nie dolega.
– To zbyt mało przekonywujące. Nie mogę podpisać na siebie wyroku, gdyby coś poszło nie tak.
– Podpiszę każdy papier. Proszę ją ratować.
– Olek zastanów się, masz rodzinę – hamował go Adam.
– Agnieszka też jest dla mnie jak rodzina. Jestem zdrowy i gotowy na operację. Wiesz, że za każdym razem opuszczałem szpital szybciej niż przewidywali lekarze.
– To były błahostki w porównaniu z transplantacją.
– Jestem gotowy panie doktorze.
– W takim razie każę przygotować odpowiednie dokumenty.
– Ile czasu?
– Zaczniemy przygotowania od razu. Najwcześniej rano podejmiemy się operacji. Muszę zwołać personel i dobrać leki.
– Możemy do niej zajrzeć? – zapytał Adam.
– Jest nieprzytomna, ale kilka chwil jej nie zaszkodzi.
Wyszli z gabinetu.

– Ktoś dzwonił do mnie – Adam wyjął komórkę – To Agata. Oddzwonię – wybrał jej numer i włączył na głośnik.
– Cześć. Goście widzieli cię na sali. Nie ma Olka. Może wyjaśnisz mi, o co chodzi.
– Kochanie? – Aleks wziął telefon.
– Słucham?
– Jesteśmy w szpitalu.
– Co? Z jakiego powodu? – podniosła głos.
– Agnieszka potrzebuje przeszczepu, a ja jeszcze, jako jej chłopak wykonałem badania, które wskazały mnie, jako potencjalnego dawcę.
– Czemu nic mi nie powiedziałeś?
– Szukałem cię po sali. Próbowaliśmy się do ciebie dodzwonić w drodze, ale nic.
– Dlatego oddzwaniam. Przygotowałyśmy oczepiny. Nieważne. Co z nią?
– Potrzebuje pilnie nerki.
– Chcesz to zrobić?
– Tak. Jeżeli mogę pomóc ocalić jej życie chciałbym spróbować.
– Jestem dumna, że mam za męża kogoś takiego jak ty.
– Nie gniewasz się na mnie?
– Za co? Że jesteś skłonny pomóc komuś za wszelką cenę?
Milczał, bo jej słowa znaczyły dla niego bardzo wiele. Nie zrobiła mu awantury, że chce pomóc swojej byłej dziewczynie.
– Chciałabym do was przyjechać, ale piłam szampana.
– Przyjadę po was – odezwał się Adam.
– Za ile będziesz?
– Dajcie mi pół godziny.
– W takim razie czekamy na ciebie.
– Do zobaczenia – schował telefon do kieszeni i poszli do sali numer dwieście jeden.

Adam uchylił drzwi. W środku paliła się mała lampka. Aparatura pikała, co kilka sekund.  
– O boże – westchnął Olek.
Nie poznał jej. Leżała jakby spała, ale jej ciało było takie sine pośród białej pościeli. Masa rurek podłączonych do skomplikowanej w działaniu dla niego aparatury przerażała go. Zniknęła gdzieś ta stale uśmiechnięta dziewczyna, bez której nie wyobrażał sobie kolejnego dnia.  
– Aga… – szepnął zalewając się łzami.
Złapał ją za rękę i mocno ścisnął.
– Olek musimy wierzyć, że się uda.
– Chciałbym, ale ja już w niego zwątpiłem.
– Miej trochę wiary – Adam położył mu rękę na ramieniu.
Wtedy przypomniał sobie scenę z serialu, którym żyli obaj. To Michael prosił swojego brata Lincolna o odrobinę wiary.
– Uda się – położył dłoń na jego.
– Pojadę po nich.
– Uważaj na nich i na siebie.
Kiedy wyszedł nachylił się bliżej Agnieszki.
– Po tamtym wydarzeniu myślałem, że wszystko wróci do normy. Tak bardzo chciałem być z tobą, ale nasze drogi widocznie musiały się rozejść. Obiecuję, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, abyś wróciła do nas.
Zmęczony weselną zabawą odchylił głowę do tyłu i zasnął na krześle zupełnie nie przywiązując uwagi do tego, że nie był w łóżku.

Gdy poczuł dotyk na swoim ramieniu nie otworzył od razu oczu. Wolał myśleć, że to sen.
– Olek? Kochanie? – usłyszał znajomy mu głos.
Ścisnął dłoń na swoim ramieniu i otworzył oczy.
– Przepraszam, że tak wyszło.
– Co?
– Znów cię zawiodłem i nie spytałem o twoją zgodę.
– Nie musiałeś.
– Musiałem. Od tego zależy również wasza przyszłość.
– Co masz na myśli?
– W przypadku gdyby kiedyś mi nawaliła nerka, a po przeszczepie będę miał jedną i ona przejmie około siedemdziesiąt procent całej odpowiedzialności za funkcje drugiej i ja mogę wymagać podobnej pomocy. Jak wiesz znalezienie dawcy w tym kraju nie jest wcale takie łatwe.  
– Jestem jeszcze ja, nasze dzieci też będą na to gotowe.
– Bez obaw, ja też będę gotowy. Moja rodzina też – dodał Adam.
– Na te wszystkie nerki nie starczy mi miejsca – roześmiał się, aby rozluźnić atmosferę.
– Ty się chyba nigdy nie smucisz, co? – zapytał Adam.
– Wiesz. Życie jest zbyt krótkie, aby brać je cały czas na poważnie.
– Nawet w tak krytycznych sytuacjach emanujesz optymizmem.
– Są rzeczy, na które nie mamy wpływu. Choćbyś się uśmiechał czy płakał nad czymś, co z góry jest przesądzone na przykład z medycznego punktu widzenia to nic nie zrobisz, bo wynik jest już znany.
Do środka wszedł profesor Łęgski.
– Pan Aleksander?
– Zgadza się – skinął głową.
– Mogę pan prosić na słowo?
– Oczywiście.
Rozprostował kości i wyszedł na korytarz. Agata wyszła za nim.
– A pani?
– Jest moją narzeczoną. Nie mamy przed sobą tajemnic – złapał jej dłoń.
– Ratowanie życia drugiego człowieka to szlachetny gest i jestem pełen podziwu dla pańskiej decyzji podjętej tak szybko.
– Tu nie było się, nad czym zastanawiać panie profesorze.
– Chciałbym państwa poinformować o możliwych powikłaniach i konsekwencjach oddania nerki do przeszczepu. Zaznaczę, że nasz szpital jest bardzo uczulony na kwestię sterylności, ale zakażenie to jeden z czynników ryzyka. Samo wybudzenie w pańskim przypadku to kwestia godzin, bo wyniki pańskiej krwi są bardzo dobre i anestezjolog nie będzie miał żadnych problemów z dobraniem znieczulenia. Nie stwierdziliśmy żadnych chorób przewlekłych czy jakichkolwiek wirusów. W przypadku, że tak powiem awarii pozostałej panu nerki też będzie pan wymagał przeszczepu, gdy będzie naprawdę źle. Mam nadzieję, że do tego nigdy nie dojdzie. Po pańskiej sylwetce widać, że dba pan o siebie i nie zjada byle, czego. Cenię sobie ludzi panujących nad swoim ciałem, tacy pacjenci są bardzo przewidywalni w każdej sytuacji a i my możemy się całkowicie skupić na zadaniu, które mamy do wykonania.
– Dziękuję panie profesorze. Staram się jak mogę. Co teraz?
– Przygotujemy pana do zabiegu.
– Już? – Oczy Agaty zaszkliły się od łez.
– Na godzinę szóstą został zwołany personel.  
– Będzie dobrze – przytulił ją mocno, gdy zaczęła płakać i gładził jej włosy.
– Proszę mi wierzyć, że zrobimy wszystko, aby operacja przebiegła bez komplikacji. Gdy będzie pan gotowy proszę podejść do pokoju lekarskiego.
– Olek boję się – łkała coraz głośniej.
Poczuł jak cała drży i czuł się przez to okropnie, bo już jej kiedyś obiecał, że nigdy nie doprowadzi jej do podobnego stanu. Nic nie mówił, ale tulił ją do momentu, aż trochę się uspokoiła.
– Obiecuję wam, że spotkamy się za kilka godzin.
– Słyszysz kochanie? – podniosła Natalkę do góry i dała mu ją w objęcia.
– Tata kocha was najmocniej na świecie i będzie z wami jeszcze bardzo długo.
Ucałował córkę, a potem Agatę w czubek głowy.
– Pamiętaj – zerknął na Adama jednoznacznie i poszedł, choć Agata nadal trzymała go za rękę.
Zapukał do drzwi pokoju lekarskiego.
– Jestem gotowy – powiedział pewnie, a potem pojechał windą z profesorem.
Zrzucił ciuchy zostając w bieliźnie. Jedna z pielęgniarek podała mu zielony fartuch. Naciągnął go, lecz był trochę za mały, aby zasznurować go swobodnie.
– I jak wyglądam? – obrócił się wokół własnej osi.
– Elegancko. Nie trzeba wiązać. Za mną.
Poszedł za kobietą do jednej z sal operacyjnych. Położył się na łóżku. Dwie duże igły zostały wbite bez problemu.  
– Nawet nie bolało – uśmiechnął się.
– Świetnie. Jest pan gotowy?
– Bez dwóch zdań.
Dwa zimne zastrzyki wypełniły jego żyły. Z woreczków zaczęły sączyć się jakieś dwie substancje.
Chciało mu się spać i zasnął natychmiast słysząc tylko w tle:
– Pierwsza porcja podana.

Gdy Agnieszka została zabrana z oddziału Agata w asyście Adama razem z córką udali się pod blok operacyjny. Wchodzący na salę operacyjną profesor posłał im tylko pełne nadziei spojrzenie, że wszystko pójdzie gładko.
Adam nie potrafił usiedzieć na miejscu, ale z miłą chęcią dotrzymywał Natalce towarzystwa, gdy zmęczona weselną zabawą Agata zaczęła przysypiać na krześle. Dwa kubki kawy na niewiele się zdały, ale kto by nie padł po takim dniu. Równo o dziewiątej trzydzieści na bloku operacyjnym podniósł się szum, przewrócono coś blaszanego robiącego potworny hałas. Agata zerwała się na nogi i doskoczyła do drzwi próbując je otworzyć.
– To nic nie da. Są otwierane od środka – rzucił Adam.
– Mam dziwne przeczucie, że coś się stało.
– Będzie dobrze. Odpocznij – posadził ją z powrotem na krzesło.
O dziesiątej z sali wyszedł profesor Łęgski. Czysty, ale mokry od potu, który dało się wyczuć zaraz po jego wyjściu.
– Panie profesorze! – Agata zerwała się ponownie stając mu w przejściu – Co z nimi? Co z Olkiem?
– Wystąpiła drobna komplikacja, przez co operacja trochę się przedłużyła.
– To znaczy? – dopytywał Adam.
– Podczas nacinania dawcy odkryliśmy krwiaka, którego uszkodziliśmy, bo nie mieliśmy pojęcia, że tam się znajduje.
– Co z nim?
– Usunęliśmy go. Za dwie godziny będzie mogła go pani zobaczyć.
– A moja siostra?
– Dobrze zniosła przeszczep. Ona może dłużej się wybudzać.
– Dziękuję panie profesorze – uścisnęła go mocno, a potem się odsunęła z przejścia.
– Nic tu po nas. Powinniśmy coś zjeść.  
– Chcę go zobaczyć.
– Profesor obiecał, że za dwie godziny będziesz mogła to zrobić.
– Musimy?
– Wyglądasz marnie. Śniadanie doda ci sił.
W końcu dała się przekonać. Adam wziął fotelik ze śpiącą Natalką. Zjechali windą na poziom zerowy. Zaprowadził je do restauracji, w której byli z Olkiem kilka godzin wcześniej. Za ladą siedziała młoda dziewczyna.
– Co dla państwa?
– Dwie herbaty. Kawy już nam starczy. Jakieś croissanty?
– Z czekoladą czy z dżemem?
– Agata?
– Obojętnie – rzuciła mimowolnie.
Odsunął jej krzesło, a na drugim postawił fotelik z dziewczynką.
– Olek to największy twardziel na tej planecie. Nie miałem żadnych wątpliwości, że wszystko się uda.
– Nie wiesz przypadkiem ile dziewczyn miał jeszcze? – próbowała się uśmiechnąć.
– Nie mam pojęcia – wzruszył ramionami – A, co?
– Nie wiem czy mu wystarczy nerek.
– Ach to – uśmiechnął się spontanicznie.
– Proszę – dziewczyna podała dwie herbaty i pachnące rogaliki.
– Smacznego – podał jej, aby sobie nałożyła.
Spojrzała na niego całkowicie obojętna. Bawiła się tymi rogalikami, ale uznał, że nie będzie się odzywał. Musi dojść do siebie.
O jedenastej zaproponował przejażdżkę do domu, aby się odświeżyć, ale Agata nie chciała w ogóle słyszeć o opuszczaniu szpitala.
– Do dwunastej i tak ich nie zobaczymy.
– Nigdzie się nie ruszam.
– W takim razie ja też – odpuścił sobie dalsze prośby, bo była zbyt stanowcza, aby sforsował jej twardą wolę.

Obudził się, jako pierwszy. Dźwięk aparatury zaczął się wyostrzać. Słońce przebijało się przez rolety. Otworzył oczy. Zerknął w prawą stronę.  
– Chyba się udało – szepnął w kierunku Agnieszki i złapał jej dłoń – Jesteś twardą kobietą i wszystko będzie dobrze.
Po chwili do pokoju wszedł profesor Łęgski w towarzystwie doktora Mazurskiego.
– Dzień dobry – powiedział profesor.
– Dobrze panów widzieć. Skąd wiedzieliście, że nie śpię?
– Aparatura dała znać. Puls i reakcje mózgu zmieniły parametry wykresu.
– Domyślam się, że skoro się obudziłem to operacja przebiegła pomyślnie.
– Nie do końca. Czy miał pan wcześniej jakiś wypadek, albo doznał ciężkiego urazu w okolicach dolnej części brzucha?
– Że tak powiem dostałem kosę pod stadionem, ale bez obaw nie jestem kibolem.
– To by tłumaczyło tego krwiaka. Przez niego mieliśmy trochę walki o pańskie życie.
– Nic nawet o tym nie wiedziałem.
– Był pan całkowicie znieczulony.
– To nie moja pierwsza wizyta w szpitalu. Robiliście mi reanimację? Takimi elektrowstrząsami jak w doktorze House?
– Panie Olku – uśmiechnął się profesor – Defibrylator nie służy do przywracania życia, gdy pacjent opuszcza świat. To urządzenie do wyrównywania pracy serca ogólnie rzecz ujmując.
– Nieważne. Proszę jej o tym nie mówić. Nie musi się denerwować z tego powodu. Nie chciałbym, abyście używali defibrylatora w jej przypadku.
– Proszę odpocząć. To był ogromny wysiłek dla pańskiego organizmu.
– Czuję się dobrze. Kiedy opuszczę szpital?
– Pan żartuje tak? – zapytał doktor Mazurski.
– Pytam serio.
– Kiedy nadejdzie odpowiednia pora. Zobaczymy się wieczorem – powiedział profesor i wyszli z sali.

Zaraz weszli do środka jego bliscy i Adam.
– Olek! – zawołała Agata i natychmiast się do niego przytuliła.
– Powiedziałem, że się zobaczymy za kilka godzin i słowa dotrzymałem.
– Tak bardzo się bałam. O wpół do dziesiątej na operacyjnej zrobiło się tak głośno.  
– Ma to związek ze mną?
– Lekarz powiedział, że miałeś krwiaka.
– Być może. Pytałaś go, kiedy wychodzę?
– Olek…
– Musze trenować, by forma mi nie spadła.
– Już ja dopilnuję tego, że porządnie odpoczniesz. Nie ma mowy o treningach przez najbliższe trzy miesiące.
– Kochanie…
– Żadnych, ale.
Agnieszka poruszyła ręką, a potem otworzyła oczy. Wszyscy skupili swoją uwagę na niej.
– Siostrzyczko?
– Miałam zły sen. Że muszę pożegnać się z tym światem.
– Nic nie mów – Adam usiadł na brzegu łóżka i odgarnął jej włosy z czoła.
Obróciła się w kierunku Olka.
– Dziękuje Aleks – policzki Agnieszki pokryło morze łez.
– Dla mnie nie ma żadnych barier, które by mnie zatrzymały. Nawet śmierć ucieka z drogi, gdy ja się na niej znajduję. I wiem, o czym mówię.
– Poproszę lekarza, aby zmienił ci leki, bo zaczynasz bzdury gadać – powiedziała żartem Agata.
– Nie ma takiej potrzeby.  
– A będziesz sobą?
– Przecież jestem.
– Nie wydaje mi się.
– Opowiadaj jak było na weselu. Złapałaś bukiet?
– Oczywiście, że tak. Szykuj się.
– Moje ciuchy są gdzieś na dole. Pójdę po nie – spróbował wstać, ale zaraz wykręcił się z grymasem bólu.
– Gdzie idziesz? Nie wygłupiaj się.
– Nic mi nie jest. Muszę poślubić tę kobietę zanim mnie zostawi.
– Ja? Nigdy w życiu – objęła go mocno Agata.
– I za to cię kocham. Jesteś stanowcza, ale wyrozumiała.

Dodaj komentarz