Miłość sensem życia cz. 61

Miłość sensem życia cz. 61Chrystian szedł do ojca. Chciał powiedzieć mu to, co czuł. Nie mógł zgodzić się na taki los… Jego siostra była młoda, miała syna, dla którego musiała żyć, wychować go, wykarmić. Za błędy płaci się czasem największą cenę, ale dwudziestoczterolatek pragnął rozmowy z Edwardem raczej ze względu na Szymona. Nie miał nerwów na występki siostry. Nie poznawał jej. Chodziło mu o bratanka, który stracił ojca, a tydzień później ma stracić matkę… Jego dzieciństwo już i tak naznaczył ból… A sprawcą tego, jest jego matka… Cóż miał zrobić Chrystian? Nie cofniemy czasu, ale to, co będzie, pozostaje w naszych rękach.
    Kiedy książę stanął przed drzwiami komnaty władcy, wziął głęboki oddech, by się uspokoić. Nie chciał zostawić w tym pomieszczeniu całej nagromadzonej złości. W końcu… Edwardowi też nie było łatwo. Gdyby tak było, zdecydowałby sam o losie córki.  
    Królewicz wszedł do pokoju ojca pewnym krokiem. Zastał króla siedzącego na krześle. Spał. Co go tak zmęczyło? Praca? A może ktoś? Chyba… własna córka?  
-Panie.- odezwał się najstarszy następca tronu. Monarcha nadal był pogrążony w głębokim śnie- Wasza wysokość.- powtórzył głośniej. Edward powoli otworzył oczy.  
-Synu…- rzekł zaspanym głosem z lekkim uśmiechem na twarzy- Co cię sprowadza?
-Sumienie, ojcze…- coś jakby stanęło mu w gardle i nie mógł nic więcej z siebie wydusić.
-Dokładniej?- zniecierpliwiony władca zaczął ciągnąć go za język. Widział, że synowi nie przychodzi to z łatwością i domyślił się, o co chodzi- Nie mamy, o czym rozmawiać- zaprotestował tej rozmowie natychmiast, zanim się na dobre rozpoczęła- Możesz odejść.
-Mogę, ale nie muszę- Chrystian sam nie wiedział, dlaczego się przeciwstawił. Przecież był jego idealnym synem, następcą tronu, najstarszym księciem, który powinien być autorytetem.
-Śmiesz tak do mnie mówić? Jesteś moim synem, a mój syn nie traktuje ojca w ten sposób!- skarcił go Edward.
-A ty możesz robić co ci podoba, tak?
-Chrystianie, zważaj na słowa…- warknął podenerwowany- Wydałem rozkaz sędziemu i niedługo oddam mu listy z moją pieczęcią- każde słowo wycedził przez zaciśnięte zęby.
-Skarzesz własną córkę na śmierć…
-Wczoraj rozmawiałem o tym z Otylią! Jeszcze Hasana mi tu brakuje! Decyzja została podjęta!  
-Nie pozwolę na to, by Szymona wychowywała obca kobieta, która nie zna zasad i nie wychowa go na dobrego następcę tronu, godnego ciebie!- krzyknął Chrystian. Władca spojrzał na niego szeroko otwartymi oczyma.
-Nie poznaję cię…- stwierdził przestraszony- Nie poznaję własnego dziecka…
-Więc przestań. Wszystko mnie niszczy, nie widzisz tego?!
-Chrystianie…
-Najpierw matka, ostatnio Aleksander, a teraz Leokadia!... Dobrze ci z tym? Jak się z tym czujesz?
-To nie moja decyzja!- król zerwał się z krzesła, mimo bólu kręgosłupa.
-Myślałeś, że jaki padnie wyrok?! Spójrzmy prawdzie w oczy: bałeś się sam siebie!- Chrystian nie panował nad sobą- Dobrze wiesz, jaki jesteś! Wiesz, że kierujesz się tą okropną zasadą: śmierć za śmierć… Uciekłeś, jesteś tchórzem.
-Milcz…- warknął, podchodząc do syna. Spojrzeli sobie głęboko w oczy- Wynoś się!
-Nie pójdę, dopóki nie zmienisz wyroku! Nie jestem tu dla siostry, bo też mam jej serdecznie dosyć! Ale miałbym wyrzuty sumienia, gdybym ci nie przeszkodził! Aleksander powiedział: „Nie poddasz się szatanowi. Nie będziesz bratobójcą i nie zamordujesz swych dzieci… Nie zranisz matki twej córki… Obiecaj.” Gdybym tu nie przyszedł, podbiłbyś tę fatwę, te zeznania i oddałbyś sędziemu, by wykonał rozkaz! Ale Aleksander nie chciałby, żeby ktoś obcy zajmował się jego synem, bo kochał go ponad życie i za to otruła go żona! Umarł za miłość! Kochał Leokadię i Szymona i nie pozwolę ci ich zabić, bo mu obiecałem, że nie zabiję niewinnego człowieka! Leokadia jest winna, ale Szymon jest zbyt mały i nie rozumie powagi sytuacji! To jeszcze dziecko i potrzebuje ojca i matki, a ty chcesz go pozbawić czułości, miłości i bezpieczeństwa, wydając Leokadię na te katusze! Nie zgadzam się na to, nie zabijesz jej! A jeśli to zrobisz, już nigdy mnie nie zobaczysz!- zagroził Chrystian, patrząc ojcu hardo w oczy. Każde słowo wykrzyczał z głębi serca, nie pohamowywał się, nawet przy nim. Dostrzegł, że ojciec też zaczyna już przesadzać, nie tylko Emma, Hasan i Fryderyk. Miał dosyć kłamstw, owijania w bawełnę, intryg i śmierci… Zmierzył ojca ostrzegawczym wzrokiem i wyszedł z uniesioną głową, dumny z siebie, po raz pierwszy od dłuższego czasu.  
    Edward patrzył zamyślony w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał Chrystian. Nie mógł uwierzyć w to, że tracił wszystkich, których kochał. Każdy ranił go słowem: Victoria, Duygu, Otylia, Chrystian… Poczuł ukłucie w sercu. Nie mógł stać zbyt długo, gdyż bolał go kręgosłup, więc powoli zbliżył się do swojego łóżka. Usiadł ociężale, jakby przybyło mu dobre dziesięć kilogramów. Nie miał siły tłumaczyć się kolejnym osobom, dlaczego oddał córkę w ręce sędziego. Przeraziły go słowa syna: „Spójrzmy prawdzie w oczy: bałeś się sam siebie! Dobrze wiesz, jaki jesteś! Wiesz, że kierujesz się tą okropną zasadą: śmierć za śmierć…”. Miał rację… Edward chciał uciec przed samym sobą, przed cieniem, który nie zostawiał go nawet w najczarniejszą noc. Czuł jego obecność, jego szept, jakby był kompanem i pokonywaliby razem przeciwności, cieszyli się z najmniejszego szczęścia innych… Dlaczego? Edward chciał poczuć się młodo, beztrosko, jak dziecko. Nienawidził osoby władcy, szczególnie siebie za tę chęć zemsty, okrutność… gdyby była tu Victoria albo Rozalia… Ach…
    Do niebieskich oczu króla napłynęły łzy żalu za te dwa listy, leżące u jego boku. W jego głowie te dwa skrawki papieru, wypełnione niestarannym pismem młodego chłopaka, zdawały się krzyczeć: „Zrób to! Nalej ten lak, podbij i będzie z głowy. Sprawiedliwości stanie się zadość!”. Z jego oczu zaczęły się lać łzy, których nie dało się powstrzymać. Żal ściskał serce coraz mocniej. Wziął fatwę i zeznania… Silna, męska dłoń trzęsła się z przerażenia, widząc krzywe odbicie króla w zwierciadle jakiegoś dzbanka o dziwnym kształcie. Co ma zrobić król?
    „Nasz syn się za ciebie wstydzi”- usłyszał głos żony.  

*#*#*#*#*#*#*#*#*#*#*

    Siedziałam w swojej komnacie i usypiałam Szymona. Zdecydowałam, że zostanie u mnie i zatrudnię jakąś mamkę, by od czasu do czasu go karmiła. Antosia, w końcu, też musi jeść. Oczywiście, nic nie zrobiłabym bez Aleksandry, która pomagała mi przy dzieciach. Kazałam Dawidowi wyjechać i poszukać jakiejś kobiety, która mogłaby karmić Szymona.
-Pani, ja zostanę z księciem, kiedy tylko będzie taka potrzeba.- upierała się Ola.
-Ach, Aleks…- zaśmiałam się cicho- Ta kobieta ma być mi wierna, nie chce, by otruła księcia. Dawid się o to postara.
-Będę czuła się pewniej, gdy sama zostanę z księciem.- nie dawała za wygraną- Tutaj każdy może nas podsłuchać, donieść swojej pani lub panu i otruć tę kobietę. Na pewno jest tu ktoś taki, kto chce śmierci księcia Szymona. A jeśli nie w tym kraju, to za granicą- marudziła blondynka.
-Czemu to dziecko jest winne?- przeraziłam się- Urodził się i to jest takie złe? Nie pozwolę go skrzywdzić, Aleks.  
-Dlatego Pan Aleksander cię poprosił o to, byś to ty się nim zajęła, pani.  
-Śpi- stwierdziłam z uśmiechem na twarzy, widząc jak malec się do mnie przytula. Był taki śliczny… Pogładziłam go po główce pokrytej złotymi włoskami i położyłam do kołyski.
-Mamusiu, mogę polulać?- spytała Antosia, patrząc na mnie swoimi dużymi, niebieskimi oczyma. Uśmiechnęłam się szeroko, ująwszy jej piękną twarz w dłonie.
-Moja piękna córciu- przytuliłam ją czule- Możesz, ale leciutko, żeby Szymon się nie obudził.
-Dobze- pokiwała głową, a gęste, ciemne, jak zimowa noc loki podskoczyły razem z nią z radości. Podeszła do kołyski i zaciekawiona zajrzała do niemowlaka, stając na paluszkach-A kiedy  ulośnie?  
-Małe dzieci długo rosną i szybko, moja księżniczko.- odpowiedziała Ola, podchodząc do Antoniny. Przykucnęła obok niej- Ty też jeszcze rośniesz.  
-Polulas ze mną, Olu?- spytała dwulatka, patrząc blondynce błagalnie w oczy.
-Polulam, polulam- zaśmiała się cicho i wzięła małą na kolana. Co chwila leciutko popychały kołyskę, a Szymon spał smacznie, co mnie cieszyło, bo mógł wyczuć nieobecność matki. Na szczęście, mało kiedy płakał i zajmowanie się nim było czystą przyjemnością, mimo że wymagał opieki i większej uwagi, będąc niemowlęciem.

*#*#*#*#*#*#*#*#*#*#*

„Nie kocham go! Był okrutnym człowiekiem, kłamcą, bezczelnym potworem bez uczuć.
Myślę, że postąpiłam słusznie, sędzio.
Nie wiesz, że to grzech?- Grzechem jest, też kłamstwo.
Sprawiał mi tylko kłopot. Nie kochałam go. To małżeństwo z przymusu zniszczyło mi życie.”- tu Edward skończył czytać. Nie mógł dłużej patrzeć na to, co mówiła jego córka podczas sądu. Nie chciał w to wierzyć.
-Jesteś tak podobna do matki…- z jego oczu spłynęły łzy. Westchnął ciężko, zastanawiając się co zrobić… Z jednej strony, wiedział, że Leokadia zasługuje na taką karę, ale s drugiej strony, Chrystian miał rację… Szymon jej potrzebował, jak nikogo innego.- Boże, co mam zrobić?- jęknął bezradnie, patrząc w sufit.  
    Po dłuższej chwili zastanowienia krzyknął stanowczo w stronę drzwi:
-Straż, przyprowadzić księżniczkę Leokadię!
    Niedługo czekał na córkę. Ochroniarze przyprowadzili dziewiętnastolatkę związaną, jak barbarzyńcę, mordercę wszechczasów. Była zmęczona i wychudzona, co trochę zszokowało Edwarda, ale nie chciał, by to zauważyła, więc stał wyprostowany i patrzył na nią z góry. Leokadia miła na sobie te same brudne szaty, co na przesłuchaniu w sądzie. Drżała jeszcze bardziej, niż wtedy, gdy się dowiedziała o wyroku, bo nie wiedziała co tu robi. Nie mogła nic wyczytać z twarzy ojca, który patrzył na nią beznamiętnie. Czuła, że rozmowa będzie trudna… Westchnęła ciężko. Mężczyźni rzucili ją na kolana.
-Zostawcie nas samych- rozkazał Edward, patrząc na strażników surowym wzrokiem. Ukłonili się, by wyjść, ale król powiedział:
-Rozkuj ją.
    Jeden z ochroniarzy o wysokim wzroście i krótkich, blond włosach podszedł i zdjął kajdany z nadgarstków dziewczyny. Poczuła niesamowitą ulgę. Męczyła się z tym żelastwem od kilku godzin. Obaj strażnicy ukłonili się i opuścili salę.  
-Jak się czujesz z tym, co z tobą robią?- spytał król.
-Czuję się źle…- wymamrotała Leokadia, rozcierając bolące ręce- Upokorzono mnie.
    Edward pokiwał głową z… zadowoleniem. Sędzia, doradca i młody skryba,  wykonali swoje zadanie…
-Wiesz, czego miało się to nauczyć?- z ust władcy padło pytanie, na które księżniczka nie znała odpowiedzi i spojrzała na niego nieśmiało, a zarazem pytająco- Tego, że nikt i nic nie jest wieczne- rzekł Edward z nutką grozy w głosie.
-Rozumiem- westchnęła, czując presję czasu. Chciała to skończyć. Egzystencję, oczekiwanie i niepewność.
-A rozumiesz swój błąd?
-Czy naprawdę każdy musi mi to wypominać?!- wrzasnęła zbulwersowana- Doskonale wiem, ze to grzech, dajcie mi święty spokój!
-Leokadio, nie podnoś głosu- upomniał ją ojciec, surowym tonem- To dobrze, że ludzie ci to uświadamiają.
-Czego chcesz, panie?
    Monarcha głęboko wciągnął powietrze.  
-Przeczytałem to, co powiedziałaś na sądzie.
    Królewna prychnęła z ironia pod nosem:
-Interesujące, prawda?  
-Dowiedziałem się kilku nowych rzeczy, o których nigdy mi nie powiedziano- odparł z drwiącym uśmiechem na twarzy czterdziestoośmiolatek .
-Na przykład?  
-Że nie chciałaś tego małżeństwa i zniszczyło ci ono życie…
    Leokadia spojrzała na niego, jak na ułomnego. Yyy, naprawdę? Trzeba być geniuszem, że wyjście za mąż za faceta starszego o osiemnaście lat jest czymś nieodpowiednim i nie trafieniem w dziesiątkę? Edward był pewien, że dokonał trafnego wyboru, z czego dziewiętnastolatka się śmiała, ale żeby jej ojciec był aż tak zacofany i nieświadomy? Nie mogła w to uwierzyć…
-Może, dlatego, że nie za bardzo się mną interesowałeś…?- przypuściła ze szczerym bólem w sercu- Chciałeś tylko, bym urodziła dzieci, jakbym była ostatnia kobietą na tym świecie i moim zadaniem byłoby wydanie na świat stu potomków… A przecież, ja tez mam uczucia… Wysłałeś do mnie medyków tylko wtedy, gdy dowiedziałeś się, że nie zaszłam w ciążę po kilku latach małżeństwa. Tylko dzieci się liczą? Skoro to dla ciebie tak ważne, to dlaczego mam teraz umrzeć? Nie zabiłam Aleksandra po to, by więcej nie być brzemienną. Szymon beze mnie umrze…- skończyła swój pełen żalu do ojca, wywód.
    Edward, słysząc jej słowa uśmiechał się coraz bardziej. Nie wierzył, że jest tak podobna do Victorii.
-Dlaczego to małżeństwo było nieudane?- spytał całkiem poważnie.
-Bo nigdy go nie kochałam…
-A spróbowałaś?- przerwał jej wypowiedź. Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona. Miał rację…- Po prostu wbiłaś sobie do głowy to, że tego nie chciałaś i uważałaś Aleksandra za złego człowieka.  
-Panie…
-Wiem, że bardzo cierpiał przez ciebie. Dużo mi o tym powiedział Chrystian.  
    Leokadia westchnęła z dezaprobatą. „Kochany braciszek…”- pomyślała, kręcąc przecząco głową.
-A ja przez niego.
-Bo przywiózł tu Szymona z powrotem?- zadrwił Edward, unosząc brwi z niedowierzania.
-Niejedna sytuacja do tego doprowadziła, wasza królewska mość.  
-Dlaczego kłamiesz, mówiąc, że Szymon cię teraz potrzebuje?
-Nie kłamię…
-Okłamujesz samą siebie. Oddałaś go obcej kobiecie, bo go nie chciałaś. Co się zmieniło przez ten tydzień? Nagle go pokochałaś?
    Leokadia zaczęła ronić łzy. Próba ratowania siebie w ruchomych piaskach, to nie najlepszy pomysł… Tkwiła w bagnie po uszy.
-Chrystian mi uświadomił, jak bardzo jestem potrzebna synowi…- jęknęła cicho- Zabij mnie, jeśli chcesz… Szymon zostanie tutaj, z tobą, nie wiem ile będzie żył… każdy chce śmierci księcia, może lepiej, jeśli nie będę tego widziała…  
-Dlaczego?- król nie chciał usłyszeć prawdę od córki. Tkwiła gdzieś głęboko w jej sercu…
-Bo to ja go urodziłam…- księżniczka wybuchła płaczem i schowała twarz w dłoniach.  
-Leokadio- król podszedł do klęczącej córki i przykucnął przed nią- Kiedy się zmienisz i nauczysz na błędach?
-Już nigdy, panie…- stwierdziła przyciszonym głosem.
-Daruję ci życie- powiedział cicho Edward. Leokadia spojrzała na ojca zszokowana. O mało nie dostała zawału.
-Ja… jak… jak to?- wyjąkała, ocierając łzy.
-Bo jesteś moją córką i Szymon musi mieć matkę. Tylko obiecaj, że nie będziesz nim pomiatać i stawiać po kątach.
-Panie…- ujęła jego dłoń i ucałowała ją z szacunkiem- Będę dobrą matką…
-Nie zostaniesz bez kary- przerwał jej monarcha.- Zostanie ci odebrany cały majątek, dostaniesz dwadzieścia batów i wyjedziesz stąd… bez Szymona.  
    Spojrzała na niego zdziwiona.
-Nie wierzysz mi? Pokocham go, tylko potrzebuję czasu…
-Zatęsknisz za nim i to twoja kara- uśmiechnął się lekko król- Ponadto zabraniam ci kontaktu z kimkolwiek z zamku. Możesz pisać jedynie do mnie. Wiem co się tu dzieje, piszecie jakieś listy i knujecie za moimi plecami. Koniec tego, Leokadio.  
-A co z Szymonem?
-Będziesz go odwiedzać do czasu, aż książę będzie karmiony piersią. Jesteś jego matką i twoja obecność przy nim jest ważna.
-Więc niech jedzie ze mną…- poprosiła.
-Szymon jest następcą tronu, więc zostaje tutaj. Znasz zasady- pokiwał głową.  
-Panie… Niech ci Bóg wynagrodzi wszystko co dla nas zrobiłeś…- ponownie ucałowała jego dłoń.
-Podziękuj Chrystianowi, który dziś ze mną rozmawiał i Duygu. Powiedziała, że zaopiekuje się Szymonem.  
    Królewna zmarszczyła czoło. Nie kryła zaskoczenia tym, że wróg jej pomaga. Miała wątpliwości, co ojciec zobaczył w jej oczach:
-Nie martw się, to dobra dziewczyna.  
    Królewna pokiwała głową, ale nadal miała podejrzenia. Nie była pewna, czy to dobry pomysł.
-Straż!- Edward wstał i krzyknął w stronę drzwi. Do jego komnaty weszło dwóch strażników- Zabierzcie księżniczkę i zadajcie jej dwadzieścia batów.  
    Ochroniarze podnieśli jej wysokość z klęczek i wyprowadzili ją z komnaty. Po kilku minutach dało się słyszeć krzyk bólu Leokadii…

Duygu

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda i miłosne, użyła 3012 słów i 16953 znaków.

3 komentarze

 
  • Margerita

    łapka w górę mało prawdopodobne by się zmieniła a Chrystian to dobry chłopak

    24 maj 2020

  • Duygu

    @Margerita Dziękuję. Prawda, Leokadia to uparta kobieta. Chrystian jest miły, kiedy trzeba, ale umie pokazać pazurki... ;)

    24 maj 2020

  • AuRoRa

    Dostała drugą szansę, ale czy zrozumiała błąd? Oby nie chciała się mścić, skoro do tej pory nie stanowiła wzoru do naśladowania. Ciekawe jak to się dalej potoczy. :)

    10 wrz 2018

  • Duygu

    @AuRoRa No, właśnie! Ahhh, ta Leokadia  :smh:  Dum dum dum... Ciekawe, ciekawe :lol2:

    10 wrz 2018

  • Somebody

    Jednak ta wiedźma przeżyje... Ech, nie wierzę, że ludzie się zmieniają. Jeszcze coś z tego wyniknie :ninja: Super część, kochana  :kiss:

    10 lut 2018

  • Duygu

    @Somebody Ach, żyje... Cóż, z tym fantem zrobić?  :lol2:  Oby nic złego się nie stało. Dziękuję, kochana  :kiss:

    10 lut 2018