Meteory. Przed świtem 21

Rozdział 30
Manzanares el real. Październik 2014  
     Manuela wśliznęła się do sypialni Majki i upewniwszy się, że ta właściwie już nie śpi, rozsunęła ciężkie zasłony.  
- Wypoczęłaś? - uśmiechnęła się promiennie.
- Tak. Oskar mnie obudził. Właśnie odbyliśmy długą rozmowę przez telefon – Majka westchnęła ciężko – Będę musiała porozmawiać z Juanem, choć wcale nie mam na to ochoty.
- A mogłabyś jeszcze raz opowiedzieć mi, jak lady Anastazja rozmawiała z don Raulem w nocy? - Manuela złożyła ręce jak do modlitwy.
- Przecież już ci mówiłam i Akos pewnie dołożył swoje – Majka usiadła, opierając się plecami o wezgłowie łóżka.
- Proszę... - Manuela zrobiła „maślane” oczy – Proszę, proszę, proszę.
- No dobra! - Majka nie potrafiła utrzymać powagi – Raul czekał na nas przed domem. Ja wyglądałam okropnie, a Anastazja... jak bogini wojny Atena. Kiedy tylko mogła przekazać mnie Akosowi, natychmiast ruszyła do domu z podniesioną głową.  
- „Co się dzieje w twoim domu, Raul?” Spytała takim tonem, że zmroziło chyba nawet palmy przed domem – Majka spróbowała odtworzyć ten ton – Na to Raul: „Co masz na myśli?”  
     Manuela zachichotała. Była w niebo wzięta.
- „Maryann zjawia się u mnie, żeby omówić kwestie swojego udziału w ślubie Akosa i Manueli i co się dzieje? Traci zmysły!” - Majka wzniosła ręce w teatralnym geście – „A na dodatek okazuje się, że ktoś podał jej walerianę!” Szkoda, że nie potrafię zrobić takiej miny, jak Raul – dodała z udawanym żalem.
     Manuela aż klasnęła w dłonie.
- Potem były pytania i tłumaczenia – ciągnęła Majka – A na koniec Anastazja zażądała, żeby Raul zaprosił do salonu Abigail, a Akos przyprowadził ciebie. No, i wtedy się zaczęło!
- Och, uwielbiam ten moment, jak don Raul zaczyna rwać włosy z głowy i błagać lady Anastazję o dyskrecję – Manuela wyszczerzyła do Majki zęby w szerokim uśmiechu – Mam nadzieję, że porządnie ją ukarze! I tego bezczelnego narcyza też!
- Manuela! - Majka wytrzeszczyła na nią oczy – Obraziłaś w pełni Obdarowanego!
- Och, przepraszam! - szepnęła wystraszona dziewczyna.
- No, coś ty?! - zachichotała – To i tak za mało, za to co zrobił! Głupi dupek! Nie rozumiem, dlaczego Oskar w ogóle z nim rozmawiał? Chociaż... - zastanowiła się – Pewnie doszedł do wniosku, że teraz uda mi się uzyskać od niego więcej informacji.  
- Maryann, Oskar jest bardzo mądry – Manuela spoważniała - Jeśli poprosił, żebyś porozmawiała z Juanem, to powinnaś to zrobić.  
- Wiem – westchnęła – Powiedział, że prawdopodobnie będę musiała złożyć przysięgę milczenia.  
     Manuela wcale nie wydawała się zaskoczona jej słowami. Już miała coś odpowiedzieć, ale z sąsiedniego pokoju dobiegło głośne pukanie.
- To pewnie Akos wrócił ze swojego biegania – rzuciła, wychodząc szybko z sypialni.
     Majka wstała i naciągnęła na piżamę miękki luźny sweter. Po chwili do sypialni wróciła Manuela. Minę miała nietęgą.
- Juan pyta, czy zjesz z nim śniadanie? - powiedziała cicho, nie patrząc na Majkę.
- No, chyba oszalał? - odparła tak głośno, żeby Juan na pewno dosłyszał – Nie wezmę do ust niczego z tego domu!  
- To co mam odpowiedzieć? - Manuela była wyraźnie zestresowana rolą, która jej przypadła.
- Powiedz... albo nie! Sama mu powiem – Majka ruszyła do przylegającego do sypialni pokoju.
     Juan czekał spokojnie w drzwiach. Jego postawa nie była tak butna, jak dotychczas, ale też nie wyrażała zbytniej skruchy.  
- Masz tupet – Majka zatrzymała się jakieś dwa metry od niego.
- Wiem, że jesteś na mnie zła i masz do tego pełne prawo... - zaczął ostrożnie.
- Zła? - przerwała mu – Jestem wściekła!  
- Rozumiem – Juan spuścił głowę – Myślałem, że porozmawiamy, zanim odjedziesz. Wyciągam rękę na zgodę – dodał – Możemy gdzieś pojechać. Nawet byłoby lepiej...  
- W porządku, ale Akos i Manuela jadą z nami – odparła natychmiast – Inaczej nie wsiądę z tobą do samochodu.
- Zgoda – pokiwał głową z rezygnacją.
     Jakieś pół godziny później jechali w czwórkę sportowym samochodem, prowadzonym przez Juana. Nie odzywali się do siebie, aż do chwili, gdy samochód zwolnił i zatrzymał się przed niewielkim, ale przyzwoicie wyglądającym barem, położonym na przedmieściach Madrytu.
- Mają doskonałą kawę – odezwał się Juan i wyłączył silnik.
     Majka przyjrzała się krytycznie otyłemu barmanowi i wyglądającej, jak jego młodsza kopia  dziewczynie, krzątającej się przy szklanej witrynie z ciastkami.
- Może być – burknęła i wysiadła z samochodu.
     Pozostali poszli w jej ślady. Juan zamówił dla wszystkich kawę z mlekiem i dwie tace różnych ciastek, tak, by mogli spróbować wszystkiego. Usiedli parami przy sąsiednich stolikach. Początkowo rozmowa się nie kleiła. Majka zerkała podejrzliwie na barmana i jego córkę, ale w końcu odpuściła.
- Chciałeś rozmawiać – zaczęła, odstawiając kubek z kawą i spojrzała wyczekująco na Juana.
- Proponuję ci układ – powiedział powoli – Zadałaś mi w nocy pytania na temat pewnego przedmiotu. Chyba bardzo ci na tym zależy? - zawiesił głos.
- Mów dalej – spróbowała nie zdradzić, jak bardzo jest podniecona.
- Mam więcej do powiedzenia w tej kwestii, ale nie za darmo. Popełniłem okropny błąd, którego konsekwencje poniesie mój ojciec, a on o niczym nie wiedział...
     Majka odchyliła się na krześle i skrzyżowała przed sobą ręce. Tak, jak powiedziała Anastazja, mózgiem wszystkiego była Abigail, a wykonawcą Juan. Mimo wszystko, nie potrafiła wzbudzić w sobie współczucia dla Raula. Była święcie przekonana, że gdyby plan tej dwójki się powiódł, nie miałby skrupułów i użyłby uzyskanych informacji przeciwko Oskarowi. Pokusa złożenia skargi u Mistrza była silna, ale Oskar pozostawił jej wolny wybór. Dlaczego? Zmrużyła oczy.
- Powiesz wszystko, co wiesz, w zamian za moje milczenie? - spytała.
- A złożysz przysięgę i wyjawisz mi powód swojego zainteresowania? - Juan ściszył głos do szeptu.
     Majka zastanowiła się. Po złożeniu przysięgi nie wolno kłamać, przypomniała sobie.
- To nie jest tajemnica – odparła spokojnie – W notatkach babci Rosanny był rysunek, pasujący do zagłębienia w kamiennej ścianie i słowo „klucz”. Reszty domyśliłam się sama.  
     Juan wydawał się zaskoczony, ale szybko się opanował.
- A przysięga? - spytał cicho.
- Złożę ją, ale ty też. Nie chcę bajek, tylko prawdę – odparła twardo.
- Nauczyłaś się negocjować od Oskara? - spojrzał jej w oczy.
     Dojrzała w jego spojrzeniu coś, co ją zaskoczyło i czego z pewnością nie chciał jej pokazać.
- Podziwiasz go, co? - postanowiła wykorzystać zdobyty atut – Nie wiem, dlaczego obdarzył cię zaufaniem – pokręciła głową z dezaprobatą.
- Tak powiedział? - Na twarzy Juana pojawiło się zakłopotanie.
- Nie tymi słowami, ale prosił, żebym dała ci szansę – westchnęła i sięgnęła po kubek z kawą.  
     Juan siedział przez chwilę w milczeniu.
- Tu niedaleko jest park – powiedział nagle – Tam nikt nie będzie nas słyszał.
     Wyszli, zabierając ze sobą resztę ciastek i ruszyli do wskazanego przez Juana miejsca. Wyglądali, jak grupka studentów, ciesząca się dniem wolnym od zajęć. Akos objął Manuelę ramieniem i szeptał jej do ucha, wywołując na jej twarzy rumieniec. Majka wsunęła dłonie do kieszeni obcisłych dżinsów i szła z nachmurzoną miną obok pogrążonego w myślach Juana. W parku, zamiast ławek, zajęli niewysoki murek.
- Przysięgam na Dar, że wyjawię ci wszystko, co wiem o kluczu i drzwiach, które otwiera – zaczął Juan.
- A ja przysięgam na Dar, że nie złożę skargi na ciebie i twoją rodzinę za podanie mi ziół z walerianą i narażenie mnie na śmierć – wyrecytowała spokojnym głosem Majka.       
- Skoro mamy to już za sobą... - westchnął Juan – Ściana z kamienia to drzwi do komnaty. Nie wiem, co tam jest, bo nigdy tam nie byłem. Mój ojciec to chyba wie. On jest strażnikiem klucza.  
- Strażnikiem klucza? - Majka otworzyła szeroko oczy.
- Tak. Zamek został wybudowany na ziemi, która należała zawsze do mojej rodziny. Myślę, że komnata była tam wcześniej... - Juan zawahał się – Klucz ma dziwną nazwę „tinopor”. Nie wiem, co ona oznacza, ani czy jest potrzebna do otworzenia drzwi.  
- A jak się je otwiera? Wiesz to? - zmarszczyła brwi.
- Umieszcza się klucz na właściwym miejscu.
- To wystarczy? Ty mógłbyś to zrobić?
- Gdybym miał klucz, to pewnie tak, ale go nie mam – Juan wbił w Majkę ponure spojrzenie – Strażnicy kluczy utrzymują to w wielkiej tajemnicy. Tylko oni i Mistrz o tym wiedzą. Inni nie są dopuszczani do tajemnicy. Ja wiem cokolwiek, bo w przyszłości będę strażnikiem. Klucz jest przekazywany z pokolenia na pokolenie, a zamek właściwie już do mnie należy.  
- Dlatego chcesz tam zamieszkać?
- Dlatego też – przyznał.
- Złamałeś jakieś zasady, mówiąc mi o tym? - zaniepokoiła się.
- Te tajemnice nie są objęte zasadami. W Kodeksie nie ma słowa na ten temat. Oficjalnie strażnicy nie istnieją.
- Powiedziałeś „strażnicy”. Ilu ich jest? - spytała. Umyślnie zataiła, że także posiada klucz. Nie miała najmniejszego zamiaru dzielić się tą informacją z Juanem. Oskar mógł sobie wierzyć w nawrócenie czarnej owcy, ona nie!
- Trzech. Znam tylko imiona i nazwiska. Nigdy z nimi nie rozmawiałem i oni nie wiedzą, że ja wiem – zaznaczył. Wstał, jakby miał zamiar odejść. Nachylił się jednak nad Majką i wyszeptał - Mój ojciec, Laura Spera i... Timothy Covendish.  
- Och!
Rozdział 31
Manzanares el real. Październik 2014  

- Zadowolona? - szepnął Oskar do Majki, odsuwając drzwi do osobowego wana i pokazując jej trzy wypełnione papierami pudła z grubej tektury. Rzeczy Rosanny wracały na swoje miejsce.
- Tak – w jej głosie rzeczywiście słychać było zadowolenie.
     Właśnie pożegnali się z Raulem i naburmuszoną Abigail, z którymi zjedli późny obiad. Juan towarzyszył im w drodze do samochodu.
- Mam nadzieję, że mimo wszystko, będziesz dobrze wspominać pobyt w Manzanares – zwrócił się do Majki.
- Były i dobre strony – spróbowała przywołać na twarz uśmiech – Możesz uspokoić ojca, dotrzymam słowa – wyciągnęła do niego rękę.
- Dziękuję – ujął jej dłoń w swoje i przytrzymał ją przez chwilę – Szczęśliwej podróży – zwrócił się tym razem także do pozostałych.  
     Akos i Manuela podziękowali i zajęli miejsca na tylnym rzędzie siedzeń, Greg, pełniący rolę szofera usadowił się za kierownicą. Wsiadając do samochodu, Majka obserwowała, jak Oskar zamienia jeszcze z Juanem kilka zdań, po czym ściska jego dłoń.  
- Ufasz mu? - spytała cicho, kiedy samochód ruszył.
- W pewnym stopniu – Oskar popatrzył na nią przenikliwie – Nie będzie moim przyjacielem, ale mógłbym z nim pracować. Jest przewidywalny.
- Ciekawe podejście – westchnęła – To co, powiemy im? - uśmiechnęła się, zerkając za siebie.  
- Chyba najwyższa pora – Oskar wyraźnie się odprężył – Macie trzy dni wolnego, na przygotowanie się do ślubu, więc nie lecicie z nami, tylko jedziecie do rodziców Manueli. Przybędziemy tam razem z Mistrzem i rodzicami Akosa.  
- Naprawdę...? - głos uwiązł Manueli w gardle.
- Mam specyficzne poczucie humoru, ale z takich spraw, nie żartuję – Oskar wydawał się bardzo z siebie zadowolony – Akos, nadal nie poprosiłeś mnie oficjalnie o zostanie twoim świadkiem – mrugnął do Majki, z trudem powstrzymującej chichot.
- Zechciałbyś? - Akos nawet nie próbował ukryć zdumienia.
- Byłoby mi miło – Oskar wyszczerzył zęby do wyraźnie zmieszanego chłopaka.
- W takim razie, proszę cię, abyś mi uczynił ten zaszczyt i został moim świadkiem.
- To będzie prawdziwa przyjemność – Oskar wyciągnął do niego dłoń.  
     Podróż na lotnisko w Madrycie minęła im wyjątkowo szybko. Greg załadował do niewielkiego odrzutowca rzeczy Majki, pozostawiając samochód Akosowi i Manueli.  
- Ale są szczęśliwi! - Majka z rozmarzeniem patrzyła za odjeżdżającym samochodem.
     Oskar nic nie powiedział, ale objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie. Otulił ją swoim ciepłem i zapachem, i poczuła się wreszcie bezpieczna i... szczęśliwa. Wszystkie nieprzyjemne zdarzenia ostatnich dni, na chwilę wyparowały z jej umysłu, a ich miejsce zajęła dziwna błogość. Zapragnęła dla siebie tego uczucia przynależności i bliskości, które miały się wkrótce stać udziałem odjeżdżającej pary.  
- Chciałbym się zobaczyć z mamą i babcią – rzuciła przed siebie – Chcę im powiedzieć, że odzyskałam rzeczy babci Rosanny.
- Zaczęłaś o niej mówić babcia Rosanna – zauważył Oskar – To dobrze, że czujesz łączącą was więź.
- Im dłużej obcuję z jej notatkami, tym bardziej ją podziwiam i chyba... kocham – podniosła na niego wzrok – To zadziwiające, że ja widzę w niej tyle dobra i miłości, a babcia Helena tego nie dostrzegła. Moja mama chyba też to czuła. Lubiła ją... Muszę z nimi porozmawiać – wypuściła głośno powietrze z płuc.  
- Wsiadajmy, bo robi się chłodno – Oskar poprowadził ją do rozkładanych schodków – Możemy się tam udać razem, jeśli chcesz. Nawet tej nocy – dodał, kiedy znaleźli się wewnątrz samolotu.
- Ty i ja? - upewniła się z niedowierzaniem, ale i radością.
- Wolę mieć cię na oku – zażartował, ale zaraz potem spoważniał – Dostałaś informacje, na których ci zależało? - spytał.
- O tak – pokiwała głową – Wydawało mi się, że to skomplikowana sprawa. Teraz widzę, że to węzeł gordyjski! - załamała ręce – A najgorsze jest to, że muszę się z tym zmierzyć sama.  
- Niekoniecznie – Oskar poprawił jej pas, a potem uniósł głowę i zbliżył twarz do jej twarzy tak, że ich oddechy się zmieszały – Poradzisz sobie. Nie możesz mi niczego powtórzyć, ale możesz poprosić o pomoc. Jeśli mam ci coś wyjaśnić, to mnie zapytaj. Odpowiem ci, albo poszukam człowieka, który ci odpowie. Powiedz, gdzie mam cię zabrać, a ja to zrobię. Powiedz, co mam ci przynieść, a ja to zdobędę.
     Pierścionek, najlepiej z diamentem, przemknęło jej przez myśl, ale zaraz zganiła się za swój egoizm. Oskar miał rację! Mogła go pytać i prosić o pomoc, nie wyjawiając, dlaczego to robi. Silniki zawyły głośniej, a samolot przyspieszył, kierując się na pas startowy. Majka wyciągnęła szyję i dotknęła ust Oskara. Miała nadzieję przekazać mu tym sposobem cały swój podziw, i wdzięczność, i... miłość. Nawet gdyby nie był taki wspaniały i mądry, kochałaby go, jak nikogo na świecie! Oderwali się od ziemi dosłownie i w przenośni. Każde z nich spragnione było drugiego, jak życiodajnej wody. Ich języki splątały się, smakując i poznając na nowo. Głębokie westchnienia wyrywały się to z jednej, to z drugiej piersi. Wreszcie oderwali się od siebie, dysząc ciężko, jak po biegu.  
- Och, Oskar... – jęknęła - Przy tobie wszystko wydaje mi się możliwe, ale kiedy zostaję sama, dopadają mnie wątpliwości. Błądzę po omacku!
- Nieprawda – uniósł jej brodę w górę i zajrzał w oczy – Może nie wszystko rozumiesz, ale radzisz sobie świetnie. Przejęłaś kontrolę nad swoim Darem, nauczyłaś się współpracować z ludźmi i dążysz do celu, który sobie wyznaczyłaś. Jestem z ciebie dumny.
- A to, że ciągle musisz mnie ratować? - spytała z powątpiewaniem.
- Nie ciągle, tylko czasami – roześmiał się – A poza tym, tak powinno być. Gdybym ja potrzebował pomocy, ty na pewno byś mi jej nie odmówiła. Zgadza się?
- Jak możesz pytać? - prychnęła – Jasne, że tak! Tyle, że ty nigdy jej nie potrzebujesz.
- I niech tak zostanie jak najdłużej – złożył na jej ustach mokry pocałunek – Jak chcesz mi pomóc, to spróbuj przekonać do mnie Helenę.
     Przewróciła oczami, wyczuwając w jego głosie rozbawienie. Musiała jednak przyznać, że trafił w sedno. Zastanowiła się nad jego słowami.  
- Słuchaj... - zaczęła ostrożnie – Jesteście z Anastazją bardzo zżyci.
- Mhm...
- Myślisz, że mogłabym porozmawiać z nią o kamieniu? - starała się oddzielić w myślach to, co Juan ujawnił jej pod przysięgą, od tego, co uzyskała wcześniej – Może ona zetknęła się z czymś takim? Juan powiedział, że kluczy jest więcej... Jeden z nich ma Raul, ja drugi, ale ktoś ma trzeci...  
- Myślisz, że ona może wiedzieć? - spoważniał.
     Majka spuściła głowę. O ile łatwiej byłoby, gdyby wiedział to, co ona.  
- Rozumiem – pokiwał głową – Możesz ją spytać o co chcesz. Ufam jej całkowicie.  
- A jej mąż? Jaki on jest? - starała się opanować drżenie głosu.  
- Timothy? - Oskar spojrzał na Majkę z uwagą, a po chwili kącik jego ust zaczął drgać – Wiem, co myślisz, ale to pozory. Jest naprawdę w porządku. Może trochę przesadza z tą ochroną, ale to przyjaciel, nie wróg. Ufam mu... - zawahał się – Był czas, kiedy zastępował mi ojca.
- Dzięki – westchnęła z ulgą – W takim razie najpierw spotkamy się z mamą i babcią, a potem z Anastazją i Timothy'm. Myślę, że powinien wiedzieć, że Swen szuka klucza i w ogóle, że o nim wie.
---
     Zjawiamy się z Oskarem w salonie poznańskiego domu babci Heleny, a ja, choć robiłam to tyle razy, znów czuję się zdumiona, że to możliwe.
- Majka! - Mama wyciąga do mnie ręce i po chwili tuli mnie do siebie – Witaj Oskarze – uśmiecha się do niego i uwolniwszy się ode mnie, do niego też wyciąga ręce.  
     Jakie to cudowne, widzieć, jak się obejmują. Zerkam na babcię Helenę. Stoi zaskoczona, więc rzucam się na nią i całuję w policzek.
- Jaka jesteś opalona – przygląda mi się – Byłaś na wakacjach?
- Można to tak nazwać – zerkam na Oskara.
- Witaj, Heleno – kłania jej się, a ja patrzę na nią błagalnie.
- Och! No, dobrze! - babcia rzuca mi spojrzenie pt. „jesteś niemożliwa” i wyciąga do niego ręce – Witaj.  
     Może ich powitanie nie jest serdeczne, jak z mamą, ale zrobili postępy. Szczerzę się do nich.  
- Odzyskaliśmy rzeczy babci Rosanny! Mam je w zamku. Są fantastyczne! - emocjonuję się – Powinnaś przeczytać jej notatki – mówię do babci – Może zmieniłabyś choć trochę zdanie o Zgromadzeniu? Wiedziałyście, że napisała kilka książek?  
     Mama uśmiecha się do mnie tajemniczo. Wiedziała. Widzę to w jej oczach.
- Wsiąkłaś w ten świat – babcia przygląda mi się z dziwnym wyrazem twarzy – Chwilami mi ją przypominasz...  
- Naprawdę? - To porównanie sprawia mi przyjemność.  
     Kiwa głową.
- Może chciałabyś odwiedzić jej grób? Myślisz, że to bezpieczne? - zwraca się do Oskara.
     Zaskakuje mnie to. Myślałam, że nie liczy się z jego zdaniem. Oskar namyśla się przez chwilę.
- Jeśli udamy się tam razem... - zawiesza głos – Tak, myślę, że to bezpieczne.
     Że też wcześniej o tym nie pomyślałam! Byłam na grobie Judith, a nie zajrzałam do babci Rosanny, choć tyle razy mi pomogła. Jak mogłam? Może dlatego, że miałam możliwość ją przywołać, a Judith nie? Sama nie wiem...  
- Możemy teraz? - pytam szybko, próbując zagłuszyć wyrzuty sumienia.
- Powinnaś mieć coś cieplejszego – Oskar krytycznie przygląda się mojej koszuli i dżinsom – Panie nie zmarzną, ale ty, owszem.
- Zupełnie o tym nie pomyślałam – mama zdejmuje z wieszaka swoją kurtkę i mi ją podaje – Zapominam, że wy nawet teraz podlegacie niektórym prawom fizyki.
- A ty? - pytam, taksując wzrokiem strój Oskara.
- Proszę – babcia podaje mu męską kurtkę – Powinna pasować.
     Ja chyba śnię? Ale nie mam czasu na dalsze rozważania, bo bierzemy się za ręce i nagle wszystko wokół nas się rozmywa. Materializujemy się w miejscu mrocznym, zimnym i przesyconym wilgocią. Jesień w Polsce to nie południe Francji, czy Hiszpanii. Otulam się kurtką. Nie odczuwam zimna równie mocno, jak w realnym świecie, ale jednak.  
- To tutaj – szepcze babcia Helena.
     Wystarcza nam chwila, by przyzwyczaić oczy do ciemności. Poza tym, śniąc, możemy przecież więcej. Podchodzę do sporego grobowca, na którym widnieje tylko jeden napis: Rosanna Littenstein.
- A dziadek? - nic nie rozumiem.
     Babcia wzdycha i zerka na mamę.
- Kiedy wróciła do domu, pozwoliła pierwszej żonie dziadka na ekshumację. Jest pochowany razem z nią – mówi mama – Powiedziała, że powinien leżeć obok tej, która go kochała...  
- Choć on nie kochał żadnej z nich – kończy babcia, a mnie opada szczęka.  
     Czuję, jak Oskar ujmuje mnie za rękę i ściska ją mocno. Jak to dobrze, że jest przy mnie.
- Co tu jest napisane? - przyglądam się prostej płycie.
- Często to powtarzała, więc pomyślałam, że chciałby mieć to na grobie – mama odsuwa wypalone znicze – Wiosna, lato i jesień dają nadzieję, a zima ją odbiera – czyta – Nigdy nie lubiła zimy. Myślę, że sprawiłaś jej przyjemność, rodząc się, zanim nadeszła.  
-  Wiosna, lato i jesień dają nadzieję, a zima ją odbiera – powtarzam – To brzmi znajomo.
- Mnie też się to z czymś kojarzy – mówi nagle Oskar – tylko nie wiem, z czym.
- Dzięki babciu – kładę dłonie na płycie i przymykam oczy. Widziałam, jak Oskar tak robił na grobie swojego taty – Dzięki, że oddałaś mi swój Dar, i że tyle razy mi pomogłaś. Mam twoje rzeczy. Czytam je i staram się zrozumieć. Przyrzekam, że nie przyniosę ci wstydu – dodaję szeptem. Nie wiem, co powinno się mówić przy grobie Obdarowanego. Nagle czuję, że moje palce robią się ciepłe. Patrzę na nie, ale nie widzę niczego nadzwyczajnego. Zerkam na pozostałych, ale oni stoją spokojnie, czekając, aż skończę. Ciepło powoli rozlewa się po moim ciele. Jest przyjemne... - Rosanna – poruszam ustami, prawie nie wydając dźwięku. Teraz czuję, że to ona. Jest przy mnie jej duch, albo energia, jak to nazwała Judith – Kocham cię, babciu Rosanno – szepczę – Możemy wracać, jeśli chcecie – dodaję głośniej.  
     Rozważam, czy to odpowiedni moment na rozmowę o moim przyrzeczeniu złożonym babci, ale dochodzę do wniosku, że jeszcze nie. Jednak coś się zmieniło między nią, a Oskarem. Na dobre! Może to fakt, że dał całej rodzinie dodatkową ochronę? To przecież oznacza troskę. A może to dlatego, że się kochamy i będziemy razem? Przeciez nie mogą toczyć ze sobą wojny! Mama go lubi. Cholera, powinnam go przedstawić moim przybranym rodzicom. Tak się zajęłam sprawami Zgromadzenia, że kompletnie o tym zapomniałam. Kurde, studia!

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 4118 słów i 22929 znaków.

Dodaj komentarz