Meteory. Przed świtem 5

Meteory. Przed świtem 5Rozdział 7
Warszawa. Wrzesień 2014
     Akos budził się z trudem. Powieki mu ciążyły, a w klatce piersiowej czuł pulsujący ból. Świadomość także powracała mu wolniej niż zwykle, jakby wschodzące słońce wyssało z niego siły witalne. Nigdy jeszcze nie był poza ciałem tak długo. Z lękiem rozprostował palce i ostrożnie obmacał przedramiona. W głowie wciąż miał wspomnienie porażającego bólu, jaki zadał mu Swen i jego sługus. Nagle uświadomił sobie, co się wydarzyło i zmartwiał.  Zerwał się z kanapy i pobiegł do sypialni Majki. Uderzyła go cisza. Dziewczyna leżała bez oddechu, blada, z półprzymkniętymi powiekami. Stanął jak wryty, nie rozumiejąc jeszcze... Powoli, jakby w zwolnionym tempie opadł na kolana i przyłożył ucho najpierw do jej ust, a potem do piersi. Cisza.  
- Maryann... - wyszeptał z przerażeniem.  
     Uniósł głowę dokładnie w chwili, gdy pierwszy promień słońca przebił się przez szybę i oświetlił drobne dłonie, leżące na puszystym kocu. Nad nimi, w blasku słonecznym wirowały pojedyncze złociste drobinki. Ukrył twarz w dłoniach, a po chwili jego ciałem wstrząsnął szloch. Nie chciał życia za taką cenę!  
- Gods, please! - jęczał, zgięty w pół, uderzając głową o podłogę, jakby bił pokłony – Please... Take me, not her... please.
     Oskar, przemknęło mu przez myśl, zawiadomić Oskara! Uniósł głowę, chwytając się nikłego promyka nadziei, ale kiedy spojrzał na Majkę, nawet ta iskierka zgasła. Jeśli nie zdołała powrócić przed świtem, nic już nie można było zrobić. Nagle wydało mu się, że drgnęła jej powieka. Przyłożył jeszcze raz ucho do jej piersi. Tak bardzo chciał odnaleźć w tym drobnym ciele choć nikłą oznakę życia. Oskar miał rację, była wyjątkowa! Była?  
- Nie! - zawył jak ranne zwierze – Nie!!! - szarpał się za włosy, próbując pokonać rozpacz – Przeklinam cię Swenie Ulreich, przeklinam cię!
     Wydało mu się, że od strony łóżka dobiegł go jakiś odgłos. Znów rzucił się na kolana. Majka odetchnęła głęboko i skrzywiła się z bólu.
- O dzięki ci Naturo! Dzięki wszystkim bogom, jacy istnieją na świecie! -  Akos chwycił jej dłoń i przycisnął do ust – Maryann... Maryann... - powtarzał jak w transie.
     Majka jęknęła cicho i przycisnęła wolną dłoń do mostka. Oddychała płytko, z trudem.
- Nie ruszaj się. To minie, ale trzeba poczekać – szeptał gorączkowo – Dzięki ci, dzięki, że jesteś. Myślałem, że umrę tutaj... myślałem, że umrę tam... Och, Maryann, jesteś wielka! Uwielbiam cię. Moje życie... mój Dar, należą do ciebie! Żyjesz! Och, dzięki ci...
- Akos... pić...– wyszeptała z trudem, nie otwierając oczu.
     Zerwał się z klęczek i pobiegł do kuchni, by po chwili powrócić ze szklanką wody. Ostrożnie uniósł głowę Majki i przyłożył brzeg naczynia do jej spękanych ust. Piła chciwie. Kiedy przestała, Akos dopił resztę i odstawił szklankę na bok.
- Żyjemy – spojrzała na niego, otwierając oczy. – Mało brakowało. Całe życie przeleciało mi przed oczami - Uśmiechnęła się słabo.
- Jesteś moją panią – wyszeptał w odpowiedzi – Ja i mój Dar należymy teraz do ciebie.  
     Słowa Akosa docierały do niej powoli. Głowa jej pękała. W końcu jednak zrozumiała.
- Och! - zakryła usta dłonią – Więc to tak wygląda.
     Akos skinął głową, wciąż klęcząc przy jej łóżku.
-  Ależ jestem obolała - jęknęła, odchylając głowę i uciskając kark – Czy to coś zmienia?
- Wszystko... Teraz mogę ci powiedzieć masę rzeczy...  
- Jakich rzeczy? - zmarszczyła brwi – Akos?!
- Miałem zakaz informowania cię... Mistrz mnie wezwał. Wybacz, ale nic nie mogłem z tym zrobić – zwiesił głowę.
- Domyśliłam się – położyła mu dłoń na ramieniu, pokonując z trudem jej ciężar – Dlatego o niektórych sprawach ci nie mówiłam. Ty też mi wybacz.
- Maryann, ja nie mam prawa ci wybaczać, ja... ja ci zawdzięczam życie! - przycisnął pięści do serca – Ryzykowałaś własne życie! Poświęciłaś dla mnie medalion – jęknął – Kto wie, co on z nim teraz zrobi? To moja wina! Powinienem był zrobić tak, jak Judith, ale miałem nadzieję... nie wiedziałem, że tam jest Swen...
- Nie gadaj głupot! - ofuknęła go – Nie myślisz o Manueli? Żyjemy oboje i tylko to się liczy. A z medalionem nic nie zrobi – uśmiechnęła się chytrze – Dostał błyskotkę, ale ona jest tylko skrytką. Może tam sobie trzymać spinkę do krawata. Oczywiście, jak wcześniej wyjmie kamień z akwarium mojego taty.  
- Co? - oczy Akosa zrobiły się okrągłe ze zdumienia.
- Medalion nie chciał się zamknąć, jak wyjęłam kamień, więc włożyłam do niego kamyk z akwarium.  
- Jesteś genialna – w głosie Akosa słychać było uwielbienie.
- No, wystarczy! - zachichotała, ale zaraz złapała się za obolałe żebra - O jakich rzeczach chciałeś mi powiedzieć?  
- Przez cały ten czas nie miałem kontaktu z Oskarem – powiedział powoli – On poniósł karę...
- Karę? - zdumiała się, czując, że puls jej przyspiesza – Za co?
- Nie wiem. Dopiero od wczoraj wolno mu spać...
- Och! - zalała ją fala niepokoju i dziwnego wzruszenia. To musiało mieć związek z nią. - Czy on coś mówił? Coś o mnie? Nie, przecież nie mogłeś... - szeptała gorączkowo – Jak to, nie wiesz, za co? Ukarali go i nic nie powiedzieli?
- Mistrz nie musi się tłumaczyć. Nigdy tego nie robi. Ogłasza karę i już. Zresztą... - zastanowił się – Chyba nikt poza nami i Lady Margaret o tym nie wie.  
- Ach tak! Ale powiedziałeś, że od wczoraj wolno mu spać.
-  Greg i Jean chyba są przy nim? Myślę, że Johan też – westchnął – Rozmawiałem z nim tej nocy, po spotkaniu z Mistrzem.
- Więc to taaak... - zamyśliła się. Teraz powoli zaczynała rozumieć, dlaczego apartament był pusty i nie przywoływał jej – Od wczoraj... - powtórzyła. Nie posłał do niej żadnego z chłopaków... Musiał umierać ze zmęczenia... Kiedy ona umierała ze strachu, myślała o nim... Uwierało ją to, choć nie chciała się do tego przyznać nawet przed samą sobą. Spać, ale nie śnić, przemknęło jej przez myśl.
- Maryann, Mistrz kazał mi powiedzieć wszystko, co wiem... - Akos przełknął głośno ślinę – ...na temat ciebie i Oskara.
- I co mu powiedziałeś? - zmarszczyła brwi.
- Prawdę. Musiałem.
     Nie miała ochoty wypytywać o szczegóły. Na szczęście Oskar zadbał, żeby nikt z załogi nie był świadkiem ani przysięgi, ani ich zbliżeń. Wiedział, co robi, czy tak się złożyło, zastanowiła się?      
- Głowa mi zaraz pęknie – jęknęła.  
     Spróbowała usiąść, ale z trudem utrzymywała pion.
- Musisz coś zjeść. Najlepiej coś słodkiego – w głosie Akosa dosłyszała troskę – Coś ci przygotuję, a ty leż i odpoczywaj. O mało nie skończyłaś, jak sir Nicolas.  
- Kto?  
- Sir Nicolas Lowrens, ojciec Oskara. Nie wiedziałaś?  
- Nie - spróbowała się skupić – No właśnie, on nigdy nie mówił o ojcu!
- Swen go przytrzymał tak jak mnie, kiedy sir Nicolas bronił Oskara...
- Coooo?! - ucisnęła dłońmi pulsujące skronie – Mów natychmiast, jak to było!
- Swen chciał porwać Oskara... On miał wtedy szesnaście lat i jego Dar się jeszcze nie ujawnił. To było na obozie dla młodzieży. Nie wiem dokładnie, jak to się stało, ale jak sir Nicolas się zorientował, że Oskar jest w niebezpieczeństwie, to wezwał w pełni Obdarowanych na pomoc, a sam obudził Oskara i nakazał mu uciekać. Podobno prowadził go przez las... - pokręcił głową i westchnął ciężko – Swen go dopadł i zawlókł do swojego azylu. Sir Nicolas zapadł w śpiączkę, a po kilku tygodniach zmarł.  
- Biedny... – jęknęła.    
- Poświęcił życie, żeby ratować syna – mówiąc to, Akos pochylił z szacunkiem głowę – Oskar przywiązuje do życia wielką wagę. Znacznie większą, niż inni w pełni Obdarowani.  
- To zrozumiałe – szepnęła.    
- Powiedział, że zabije tylko jednego Obdarowanego – ciągnął Akos – Mistrz i Rada dali mu na to przyzwolenie, kiedy stał się pełnoletni, chociaż prosił o to dużo wcześniej.
- Teraz rozumiem, dlaczego Swen się go boi – pokiwała głową – O, kurde! - znów musiała ucisnąć skronie.
- Dość, proszę – Akos wstał z kolan – Leż spokojnie.
     Poszedł do aneksu i po chwili do Majki zaczęły docierać odgłosy kuchenne. Spróbowała zebrać myśli. A więc, Oskar poniósł karę. Prawdopodobnie za to, że ona nie przystąpiła do Zgromadzenia. Mistrz śledził każdy jej krok, a w każdym razie zbierał informacje. Przesłuchał Akosa, ale nic z tego nie wynikło. To mogło oznaczać tylko jedno, Oskar nie powiedział dziadkowi o przysiędze. Dlaczego? Uszanował jej wybór, czy odmowa aż tak go dotknęła? Uraziła jego dumę? Na pewno! Ogarnęło ją dziwne podniecenie, serce chciało wyskoczyć jej z piersi. Co się ze mną dzieje, zastanawiała się.
- Dobrze się czujesz? - Akos wszedł do sypialni, żeby pomóc jej wstać, ale zatrzymał się w połowie drogi – Masz chyba gorączkę? - dotknął jej czoła.
- Nie, wszystko OK – zmieszała się – Powiedz mi lepiej, czy ciebie nic nie boli? Wyglądałeś okropnie, a ja nawet nie spytałam...
- Nic mi nie jest. Ten ból miałem tylko w głowie, ale i tak był nie do zniesienia – westchnął – Nie wiem, jak dałaś radę oprzeć się Swenowi? Naprawdę jesteś wyjątkowa.
- Och, dajże już spokój! - Majka podniosła się powoli i wsparta na ramieniu Akosa podreptała z nim do kuchni – To dupek! Jak on chce walczyć ze Zgromadzeniem, skoro nawet nie wie, jak działają telefony komórkowe?!
- No właśnie! Do kogo dzwoniłaś i jak? Przecież Dar to energia i ma silne pole, które zakłóca sygnał.
- On myślał, że do Oskara – roześmiała się – Sama nie mogłam uwierzyć, że dał się na to nabrać. Przecież tak działają urządzenia w kinach czy teatrach!
- Widocznie nie miał o tym pojęcia! Ale jak ci się udało zachować światły umysł w takim stresie? - pokręcił głową z podziwem.
     Majka tylko się uśmiechnęła pod nosem. Uświadamiając jej istotę Daru, Oskar dał jej równocześnie potężną broń.  
- Wiesz co? Musimy to opić! - stwierdziła, nakładając na przygotowaną przez Akosa kanapkę dodatkową porcję dżemu.  
- Pójdę coś kupić. Co chcesz, wino czy piwo?  
- Myślałam o szampanie, ale w sumie, to piwo będzie chyba lepsze. Możesz przywołać też Manuelę, tylko nic jej nie mów... - spojrzała gdzieś przed siebie i zamyśliła się – W ogóle z nikim nie rozmawiaj o tym, co się stało, OK? Tylko my dwoje wiemy o wiążącej nas umowie.
- Tak jest! - zasalutował - A co z Mistrzem? - spytał z niepokojem w głosie.
- Szczególnie jemu nie wolno nic mówić, Oskarowi i chłopakom też nie – potarła twarz dłońmi, zbierając myśli – Będziesz dalej przekazywał informacje na mój temat, ale powiem ci dokładnie, czego nie wolno ujawniać. Dowiesz się, co z Oskarem, ale dyskretnie. Nie chcę, żeby myślał, że wypytuję o niego. Chcę wiedzieć wszystko: za co ta kara, co dalej i... - Czy on pyta o mnie, dokończyła w myślach – Wszystko, czego się dowiesz. Rozumiesz? - powiedziała głośno.
     Akos pokiwał głową. Majce wydało się, że zaistniała sytuacja zbytnio go nie zmartwiła. Zupełnie, jakby wolał służenie jej, zamiast Mistrzowi. A może to było tylko wrażenie?

Rozdział 8
Warszawa. Wrzesień 2014
     Po zimnej i wietrznej nocy nastał ciepły wrześniowy dzień. Słońce, które o mało nie doprowadziło do tragedii, teraz świeciło jasno, napełniając mieszkanie wesołym ciepłem. Po obfitym śniadaniu i prysznicu Majka czuła się znacznie lepiej, choć mięśnie wciąż ją bolały. Po wyjściu Akosa, próbowała zasnąć, ale myśl, że jej ocena sytuacji może znacznie różnić się od rzeczywistości napawała ją nieracjonalną nadzieją i podnieceniem. Wszystko to sprawiało, że o spaniu nie mogło być mowy. W końcu dała za wygraną i zebrawszy wszystkie notatki i zeszyty, rozsiadła się z nimi na kanapie. Właśnie miała się zabrać za ostatni kajet Heleny, kiedy rozległ się dzwonek domofonu.
- Nie możesz zabierać klucza? - burknęła do siebie i nacisnęła przycisk obok ekranu kamerki.  
     Podeszła do drzwi i czekała, aż rozlegną się kroki, żeby zbesztać Akosa za roztargnienie. Słyszała wyraźnie jak idzie powoli po schodach. Nie spieszy ci się, pomyślała zirytowana. Postanowiła nie otwierać mu, póki nie rozlegnie się dzwonek. Doczekała się! Otworzyła drzwi i... czym prędzej je zamknęła. Prędzej spodziewałaby się samego diabła niż... Marka! Po chwili rozległ się kolejny dzwonek. Majka powoli otworzyła drzwi. Marek trzymał w dłoniach ogromny bukiet różnokolorowych kwiatów.
- Co ty tu robisz? - spytała oschle.
- Przyszedłem cię przeprosić – spojrzał na nią oczami „proszącego psa” - Zachowałem się okropnie...
- Przeprosiny przyjęte – przerwała mu i spróbowała zamknąć mu drzwi przed nosem.
     Marek jednak przewidział jej ruch i wysunął do przodu stopę obutą w żółty traperski but, jakiego używają zwykle archeolodzy.
- Maju, proszę – wyciągnął przed siebie kwiaty – Naprawdę mi zależny, żebyśmy się pogodzili.  
- Dzięki, ale nigdy się nie pokłóciliśmy – wzruszyła ramionami.
- Nie wpuścisz mnie?  
- Nie. A tak w ogóle, to jak mnie tu znalazłeś? - spytała, marszcząc brwi. Coś za dużo tych zbiegów okoliczności, pomyślała zirytowana.  
- Chciałem zadzwonić, ale pomyślałem, że i tak nie odbierzesz... - przywołał na twarz swój najładniejszy uśmiech z dołeczkami w policzkach – Poprosiłem twoją mamę i ona mi powiedziała, gdzie mam cię szukać.
     Majka z trudem powstrzymała się od kąśliwego komentarza na temat nadgorliwych rodziców. Zamiast tego, spojrzała Markowi głęboko w oczy.
- Marek, odejdź stąd, zanim cię obrażę – nawet nie starała się ukryć zniecierpliwienia – Mam teraz  ciężki okres w życiu, a dzisiejszej nocy wyjątkowo źle spałam, więc nie jestem w nastroju.  
- Skarbie, jestem tu po to, żeby pomóc – nie zrażał się zupełnie jej nastawieniem – Twoja mama mówiła, że przydałoby ci się trochę rozrywki...
- Daj mi spokój! - warknęła - Rozrywki mam aż nadto! Potrzebuję się wyspać.  
- Majka, nie zgrywaj takiej niedostępnej. Przecież wiem, jaka jesteś...
     Poczuła, jak puls jej przyspiesza. Gdzie jest Akos, pomyślała z irytacją? Już miała wygłosić do Marka całe przemówienie na temat jego ignorancji, kiedy przyszło jej do głowy inne rozwiązanie.  
- Daj ten bukiet – westchnęła, wyciągając rękę po kwiaty – Nie gniewam się, bo nie ma o co, ale jak będziesz mnie tu nachodził, to się naprawdę wkurzę! Nie mówiąc o Akosu – dodała znacząco przewracając oczami.
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że on tu mieszka z tobą?  
- A nie powiedziałam tego? Oczywiście, że tu mieszka. I wiesz co? Zamiast znikać zaraz po bzykaniu w dziurze w ziemi, robi mi kanapki i chodzi po zakupy – wzniosła w górę dłonie – W tej sytuacji, sam rozumiesz...  
- Mówisz tak, żeby mi zrobić na złość?
- Mówię tak, bo tak myślę. Marek, nic z tego nie będzie. Idź lepiej, bo jak wróci... - zawiesiła głos, wykonując dłonią gest podrzynania gardła – No, spadaj! - Popchnęła go lekko i zatrzasnęła drzwi.
     Pomaszerowała do kuchni i nalawszy wody do dzbanka na napoje, wetknęła do niego kwiaty. Odetchnęła głęboko, po czym sięgnęła po komórkę.
- Mamo... - starała się zachować spokój.  
- To ty, skarbie? Co u ciebie? - usłyszała w słuchawce głos matki.
– Miałaś nikomu nie podawać mojego adresu.
- Ale ten chłopiec był taki miły – zaszczebiotała – I powiedział, że jest twoim kolegą z uczelni, i że byliście razem na Rodos...
     Majka wyobraziła sobie, co naopowiadałby Swen, albo jego oprychy, gdyby jakimś sposobem dotarli do jej przybranej rodziny.
- Nie tak się umawiałyśmy – przerwała jej – Ludzie mówią różne rzeczy, żeby uzyskać informacje.  
---
     Marek schodził po schodach, mamrocząc do siebie pod nosem. Nie tak to sobie wyobrażał. Nagle ktoś zagrodził mu drogę i nim zdążył zareagować, rzucił nim o ścianę. Jego policzek przylgnął do chłodnego muru, a na kręgosłupie poczuł nieprzyjemny ucisk.  
- Co to, kurwa, jest? - spróbował się uwolnić.
     Żelazna dłoń przytrzymała mu kark, jak niesfornemu szczeniakowi.
- Rozumiesz mnie? - Usłyszał niski głos, mówiący po angielsku z dziwnym, trochę bełkotliwym akcentem.
- Taak... - odparł z trudem.
- To słuchaj uważnie – w głosie brzmiała groźba – Trzymaj się z daleka od tej dziewczyny, a jak nie, to spotka cię nieszczęście. Rozumiesz?
- Przepraszam – wymamrotał – Nie wiedziałem, że wszedłem ci w drogę.  
- Dobre sobie! – napastnik zaśmiał się ubawiony, ale po chwili spoważniał – Jestem nikim przy tym, któremu wszedłeś w drogę. Wierz mi, że nie chcesz go poznać.
     Marek zadrżał. Uścisk na karku zelżał, ale nie odważył się odwrócić i spojrzeć w twarz swojemu przeciwnikowi. Stał dłuższą chwilę, póki nie ucichły ciężkie kroki. Dopiero wtedy powoli ruszył do wyjścia z klatki schodowej. Nie przypominał jednak pewnego siebie podrywacza.          
---
     Majka najpierw usłyszała w domofonie charakterystyczny dźwięk otwierania drzwi, potem rozległo się ciche kliknięcie zamka i w drzwiach do apartamentu stanął Akos. Torba z zakupami pobrzękiwała wesoło pełnym szkłem.
- Marek tu był – powitała go od progu – Nie spotkałeś go po drodze?
- Nie – Akos zauważył kwiaty. Spojrzał na Majkę pytająco.
- Ach, to? Przepraszał za swoje zachowanie – machnęła ręką – Nie miałam sumienia ich wywalić. Wybacz, ale żeby się go pozbyć, musiałam mu wmówić, ze jesteś moim chłopakiem – rozłożyła bezradnie ręce.
     Akos zrobił głupią minę, ale po chwili się roześmiał. Wszedł do kuchni, położył ostrożnie torbę z zakupami i zabrał się za oględziny kwiatów.
- A ja już myślałam, że mam paranoję – zachichotała – Też je obejrzałam.  
- Powinienem zwrócić samochód – Akos spojrzał jej w oczy z powagą – Znam gościa, który wejdzie do systemu i zafałszuje moje dane, ale trzeba będzie zabrać papierowe dokumenty.  
- Załatwione! Myślisz, że będą nas dalej szukać? - zaniepokoiła się.
- Mistrz tak uważał, a on jest geniuszem. Jeśli poszukają mojego nazwiska w systemach wypożyczalni, to dotrą do samochodu i sprawdzą, gdzie parkuje...
- Ale jak?
- Wszędzie jest pełno kamer i monitoringów. To jest trochę pracochłonne, ale da się zrobić.
- Oddaj samochód – zgodziła się potulnie – Myślisz, że powinniśmy wrócić do Poznania? Dopiero jutro będę mogła odebrać kamień.
- Na razie jesteśmy bezpieczni. Minie trochę czasu, zanim Swen się połapie.
- Kiedy masz się stawić u Mistrza?  
- Nie mam wyznaczonego czasu. Kiedy mogę, nie zaprzątając twojej uwagi, melduję się sekretarzowi i czekam. Zwykle Mistrz szybko znajduje czas.
- To nie zwraca niczyjej uwagi? - zdziwiła się – Przecież Mistrz ma masę zajęć, a co chwila rozmawia... No, nie obraź się, ale nie jesteś nawet w pełni Obdarowany – stwierdziła z zażenowaniem.  
- W porządku – roześmiał się – Wchodzę jednym z bocznych wejść. Gabinet ma ich trzy, albo cztery. Nikogo nie spotykam, a poza tym...
- Mistrz się nie musi tłumaczyć – skończyła za niego – Dobra! To polecisz, pozałatwiasz sprawy i wrócisz tu z Manuelą. Ja będę czuwać. Nigdzie się nie ruszę, przysięgam – uniosła dłoń – Ale jak cię nie będzie przez dłużej niż trzy godziny... - zawiesiła głos.
- Nie dam się zwabić po raz drugi – zacisnął zęby na samo wspomnienie poprzedniej nocy.
---
     Łagodny szum fal i ciche pokrzykiwania mew wypełniały przejrzyste i pełne słońca powietrze. Biały piasek raz po raz zalewały szerokie ławy fal. Biała piana zanikała z sykiem, pozostawiając po sobie migotliwe drobiny wody, które też w końcu wsiąkały w podłoże. Po chwili ich miejsce zajmowała kolejna fala i tak w nieskończoność na całej długości plaży.  
     Oskar leżał w płytkiej wodzie, pozwalając jej obmywać jego nagi tors i nasączać solą wypłowiałe dżinsy. Słonce pieściło mu skórę przyjemnym ciepłem. Miał wrażenie, że od chwili, gdy leżeli na tej samej plaży z Majką, minęły całe wieki. Choć usilnie się starał nie wracać do tamtych chwil, wspomnienia powracały i powracały jak te fale, których szum otaczał go ze wszystkich stron. Wyobraźnia podsunęła mu obraz nagiego ciała, ciepłego i miękkiego... tuż obok niego...  Odetchnął głębiej. Przed oczami miał cudownie jasną skórę, migocząca jak syreni ogon w blasku promieni przeświecających przez soczewkę morskiej toni. Kiedy całowała go namiętnie, jej ciało było śliskie... I to cudowne zażenowanie, kiedy przyłapał ją na obserwowaniu kopulujących delfinów... A potem ten wieczór przy ognisku i seks... śmiały i zmysłowy... Poczuł, że jego spodnie zaczynają się robić  zbyt ciasne.  Po raz chyba setny zadał sobie to samo pytanie: Jakim sposobem miałby okiełznać jej niezależność i buntowniczy charakter? I po raz setny odpowiedział sobie, że takiej możliwości nie było. Majka zrozumiała to w chwili, kiedy poznała cały Kodeks, on potrzebował do tego wstrząsu, jakim była jej odmowa. Wybrała jedyne wyjście, które pozwalało im wrócić do swoich światów. Jedyne możliwe... Czas goi rany, usłyszał od matki, kiedy wzburzony zjawił się w zamku. Jego rany przyschły. Paradoksalnie, kara wymierzona za nieposłuszeństwo, dała mu czas na okrzepnięcie i przeanalizowanie sytuacji. Musiał ukryć swój ból i zranioną dumę, i stanąć do walki. Stracił wiele, ale wciąż miał przed sobą przyszłość. Wierzył głęboko, że byłby lepszym Mistrzem od Raula Gonzagi. Świat się zmieniał, a oni trwali jakby poza nim. Nie, gorzej, oni zaczynali się cofać, wprowadzając coraz bardziej restrykcyjne prawa. Nie miał o tym pojęcia, póki los nie zderzył go z tą dziewczyną. Mieli szansę jedną na wiele milionów, by na siebie wpaść...  
- Dlaczego to tak boli? - jęknął, próbując odegnać od siebie wspomnienia.
- Chcesz się utopić? - Johan zjawił się nie wiadomo skąd i przesłonił mu słońce.
- Myślałem o tym, ale nie dziś – odparował, dziękując w duchu przyjacielowi, że nie pozwolił mu rozmyślać zbyt długo – Trzeba opracować jakąś strategię. Mistrz uważa, że zaproszenie Majki na spotkanie Rady więcej mi zaszkodzi, niż pomoże. Rozważa odłożenie wyborów o kolejne lata...
- To coś zmieni? - Johan przykucnął, wpierając łokcie na kolanach.
- Gdyby udało mi się dopaść w tym czasie Swena? - Oskar usiadł i potrząsnął włosami, strzepując z nich krople wody – Mam pustkę w głowie – przyznał.
- Mam na to radę – Johan mrugnął do niego wesoło – Jakaś fajna chętna laseczka na pewno by ci pomogła...
- Kurwa, Johan, ja mówię poważnie! - Oskar dopiero na widok zdziwionej miny przyjaciela, uświadomił sobie, że do tej pory nie przeklinał - Przejdźmy się – rzucił pojednawczo i wyciągnął do niego rękę.
     Potężny blondyn poderwał go w górę z łatwością i po chwili ruszyli brzegiem plaży w kierunku nieregularnej skałki, sterczącej ponad poziom piasku.  
- Czy wiesz, kiedy Mistrz pozwoli nam wrócić do pracy? - Johan pierwszy przełamał ciążące im  milczenie.
- Mam zamiar dziś go o to poprosić. Ja ponoszę winę za wasze odmowy złożenia zeznań, więc nie ma podstaw, by was obciążać. Myślę, że się zgodzi. Pogadaj z Akosem. Ja nie mogę, bo wiem, że Mistrz wydobędzie z niego każde moje słowo – zawahał się – Najlepiej, posłuchaj co sam mówi, nie zadawaj za dużo pytań.
- Spokojnie. Wiem, o co chodzi – Johan uniósł głowę i przez chwilę śledził podniebne akrobacje mew – Szkoda – mruknął do siebie.
     Oskar z największym trudem utrzymał emocje na wodzy. Tylko jego nieco szybszy oddech zdradzał, jak nim poruszyło to stwierdzenie. Otrząsnął się jednak i ruszył dalej przed siebie. Nagle dojrzał na piasku coś, co sprawiło, że serce zabiło mu mocniej. Zatrzymał  się.
- Johan, skontroluj Insomnię i mieszkanie Judith. Tak na wszelki wypadek. Przecież nie będzie się przed nami krył wiecznie! - rzucił z irytacją w głosie.  
     Johan spojrzał na niego nieco zaskoczony poleceniem. No, ale skoro tak mu zależało...? Zdematerializował się, klepnąwszy go na pożegnanie w ramię.  
     Oskar poczekał kilka sekund i ruszył szybszym krokiem w stronę małej piramidki z kamieni, rzucającej podłużny cień na biały piasek. Wokół leżało kilka innych kamyków, jakby ktoś starannie dobierał poszczególne „piętra”. Po obu stronach widoczne były dwa zagłębienia od kolan. Piasek był suchy i obsypał się w dół, ale przecież wyraźnie je widział. Powoli ukląkł i dotknął owalnego kamyka leżącego na samym szczycie. Poczuł, jak wypełnia go dziwne ciepło. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczył. Wydało mu się, że czuje na skórze dotyk delikatnych palców, miękkich ust... Nigdy tak strasznie nie tęsknił. Cały jego Dar, jego Wola... Wszystko na nic! Był bezsilny wobec tego, co się z nim działo!  
     Nagle ogarnął go lęk. Jeśli widok kilku kamieni tak nim wstrząsnął, to co się stanie, kiedy ujrzy ją?

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 4679 słów i 25688 znaków.

2 komentarze

 
  • Roksana76

    Dzięki. Cieszę się, że Ci się podoba. Wcześniej pisałam w "erotycznych", ale tu są fajniejsze opowiadania.  Również pozdrawiam  :)

    20 mar 2016

  • grafoman

    Super część. Jedno z lepszych opowiadań na lol. Pozdrawiam

    20 mar 2016