Meteory. Przed świtem 29

Meteory. Przed świtem 29Rozdział 40  
Hamburg. Październik 2014
     Ostatnie promienie słońca przecisnęły się przez szparę między ciężkimi zasłonami i zmusiły Majkę do otworzenia oczu. Przeciągnęła się leniwie i spojrzała na migoczące cyfry ustawionego na szafce nocnej elektronicznego budzika. Dochodziła piąta po południu. Miała wystarczająco dużo czasu, by się przygotować. Po kolacji, siedzieli jeszcze długo, gawędząc przy doskonałym burbonie. Dopiero zmęczone twarze Jana i Piotra uświadomiły im, że zapadła głęboka noc, a właściwie, zbliżał się świt. Resztę nocy i długi poranek spędzili z Oskarem w jej apartamencie, rozkoszując się sobą. Seks smakował wyjątkowo dobrze. Należeli do siebie i zrobili wszystko, by to sobie okazać. Miała rozkosznie obolałe mięśnie i opuchnięte wargi. Sięgnęła pod kołdrę, obejmując dłońmi piersi. Wzdrygnęła się, dotykając brodawek, wciąż pamiętających usta i zęby Oskara. Uśmiechnęła się do siebie i sięgnęła niżej.
- Sssss...- rozsunęła ostrożnie uda. Tam też pozostawił po sobie wyraźne wspomnienie.
     Wyciągnęła w górę dłoń, na palcu której lśnił zaręczynowy pierścionek i ustawiła go tak, by uchwycił promień słońca. Nagle zimny kamień rozżarzył się, rozmigotał, jakby światło tchnęło w niego życie.
- Co jest w tych kamieniach? - szepnęła do siebie, poruszając nieznacznie palcami.  
     Ludzie krzesali nimi ogień, rzeźbili w nich kształty ukochanych i ofiarowywali na znak miłości. Ją też fascynowały. Przecież miała być geologiem. Sama wybrała ten kierunek. Czy to przypadek, że tak ją pociągało badanie skał? Znów się przeciągnęła. A kamień, który dostała od Judith? Jaką on skrywał tajemnicę? A pozostałe? A ta dziwna czarna skała ukryta za kamiennymi drzwiami? Czy Rosanna ją widziała? Czy w ogóle miała pojęcie o jej istnieniu? O innych kamieniach- kluczach? Usiadła gwałtownie i znów syknęła. Oskar wymknął się od niej jakieś trzy godziny wcześniej, pozwalając jej na spokojny sen. Ciekawe, czy też musiał unikać gwałtownych ruchów, pomyślała z rozbawieniem. Wstała ostrożnie i ruszyła do łazienki.
- Gdyby Rosanna była w komnacie, to Timothy chyba by jej powiedział...? - myślała głośno, wchodząc pod prysznic i odkręcając wodę – Inna sprawa, że nie spytała.  
     Strugi ciepłej wody działały na jej obolałe mięśnie jak balsam. Jednak ostry seks we śnie znosiła zdecydowanie lepiej.  
- Mistrz mógł jej powiedzieć. Przyjaźnili się – przykręciła wodę i nabrała na dłonie szamponu, po czym wmasowała go we włosy i zaczęła przeczesywać je palcami – Ale ona nie chciała się z nim dzielić swoją wiedzą... - wynajdowała argumenty i kontrargumenty - Dlaczego? - Dlaczego uważała, że ta wiedza może być dla niego niebezpieczna? Czy dlatego, że był w pełni Obdarowany? Nicolasowi powiedziała... A on zatrzymał to dla siebie. Nie zdradził się ani ojcu, ani synowi – Bo nie byli gotowi, idiotko! - przypomniała sobie słowa Kamila – To bez sensu! - powiedziała głośno, zakręcając wodę.
     Skoro inni byli gotowi, to dlaczego Mistrz nie? Oskar, OK, on miał wtedy piętnaście lat, ale Mistrz? Biła się z myślami. Owinęła się szlafrokiem i wytarłszy włosy, uruchomiła suszarkę. Strumień ciepłego powietrza rozwiewał jej włosy. Przymknęła oczy. Wtedy na Rodos, kiedy ujrzała Oskara po raz pierwszy, wiatr był ciepły i też rozwiewał jej włosy. Gdyby ktoś jej wtedy powiedział, że zaledwie kilka miesięcy później zaręczy się z tym mężczyzną, uznałaby go za wariata. Wydało jej się, że dzwoni telefon. Wyłączyła suszarkę. Dzwonił.  
- Majka, wreszcie wstałaś! - głos Julii brzmiał wesoło – Mamy tu masę pysznego jedzenia. Przyjdź, a potem pomogę ci z suknią.
- Jesteś kochana. Daj mi pięć minut i jestem! - rozłączyła się i spojrzała w lustro. Patrzyła na nią piękna i szczęśliwa dziewczyna. Miała wreszcie wszystko, o czym marzyła: kochającą rodzinę, a nawet dwie, wspaniałego mężczyznę i... Nie wszystko. Tęskniła za Agą i innymi. Choć Manuela i Akos starali się jak mogli, brakowało jej przyjaciół. Ostatni raz rozmawiała z przyjaciółką trzy tygodnie temu, jej konto na Facebooku praktycznie umarło, nawet pisząc SMS-y używała autocenzury, o zdjęciach nie było mowy - Wytrzymaj – szepnęła do swojego odbicia i pokazała mu zaciśniętą pięść – Wszystko się ułoży. Tylko wytrzymaj jeszcze trochę!
---
     Przedsionek sali bankietowej, urządzonej w Centrum Kongresowym, zalewały coraz większe tłumy elegancko ubranych gości. Choć nie oznaczono przejścia dla VIP-ów, w pełni Obdarowani przechodzili prawą stroną i pozostawiali okrycia witającej ich obsłudze, podczas gdy inni tłoczyli się do szatni. Generalnie jednak organizacja robiła wrażenie. Wchodząc po kilku szerokich schodach, można było obejrzeć się w specjalnie na tę okazję zainstalowanych lustrach. Dalej w szerokim holu stali kelnerzy w tacami wyśmienitego szampana. Sącząca się z niewidzialnych głośników nastrojowa muzyka stanowiła doskonałe tło do powitań i przyciszonych rozmów.  
     Majka w towarzystwie rodziców, dziadków i ochrony w postaci Jeana i Grega, przesuwała się sprawnie do schodów. Na suknię narzuciła lekki bladoniebieski płaszcz, obszyty miękkim ufarbowanym pod kolor sztucznym futrem. Miała zamiar zdjąć go w ostatniej chwili. Idąc na czele całej grupy, niejako torowała im drogę, ponieważ na jej widok tłum Obdarowanych rozstępował się, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Rozmowy cichły na moment, by przybrać na sile, kiedy przechodziła dalej. Choć już nie raz zetknęła się z takim zainteresowaniem, poczuła się odrobinę nieswojo. Oskar i Margaret pojechali dużo wcześniej, by towarzyszyć Mistrzowi, więc nie pozostało jej nic innego, jak wziąć na barki ciężar bycia głową rodu. Jej towarzysze oddali okrycia obsłudze i razem ruszyli do schodów.
- Jean, Greg, idźcie do rodzin, tu już nic mi się nie stanie – uścisnęła im dłonie.
- Maryann! - dźwięczny głos Anastazji przebił się ponad innymi.
- A gdzie najmłodsza panna Covendish? - Majka rozejrzała się za Konstancją.
- Jest na sali razem z Timothym. Nie miałam już do niej siły. Jest taka podniecona wyborem i balem. Chyba balem bardziej! - przewróciła oczami – Julio, wspaniała suknia! Och, twoja również! - zwróciła się do Heleny.  
     Rzeczywiście, obie wyglądały doskonale. Julia w sukni, koloru wina, podkreślającej jej wciąż atrakcyjne kształty i Helena w fiolecie, przechodzącym od jasnego odcienia do ciemnej śliwki. Anastazja miała na sobie purpurę, wykończoną starym złotem. Suknia miała prosty krój, z odsłoniętym jednym ramieniem, na którym pyszniła się misterna brosza.  
- Obawiam się, że Marianna przebije nas wszystkie – Julia z dumą popatrzyła na córkę.
- Mam taką nadzieję – szepnęła Anastazja – Uwaga, nadchodzi femme fatale! - ostatnie słowa zabrzmiały zjadliwie.
     Istotnie, w ich kierunku, niby od niechcenia kołysząc kieliszkiem szampana, szła wolno Abigail. Wyglądała zjawiskowo w krwistoczerwonej, wydekoltowanej sukni, z burzą jasnych włosów, lekko podpiętych tak, by odsłaniały łabędzią szyję. W uszach kołysały jej się ciężkie złote kolczyki. Majka szybko przeleciała w myślach zasady powitań, próbując odgadnąć, kto jako najważniejszy, powinien odezwać się pierwszy.
- Witaj Abigail – Anastazja uprzedziła wszystkich, wywołując na twarzy złotowłosej piękności grymas niezadowolenia – Wspaniała... uroczystość, nie sądzisz?
- Witajcie. Rzeczywiście, wspaniała – Abigail otaksowała wzrokiem całą grupkę – To zapewne twoja rodzina? - zwróciła się do Majki.
- Tak, przedstawiam ci Helenę, Julię, Jana i Piotra – Majka siliła się na spokój, ale czuła, że jej nerwy na pewno zostaną wystawione na próbę.
     Abigail skinęła nieznacznie głową kobietom, po czym wbiła wzrok w mężczyzn.
- Nie są Obdarowani – w jej głosie zabrzmiał ostentacyjny smutek – Widziałam już salę. Niestety, nie siedzimy przy jednym stole. Jaka szkoda – pociągnęła łyk szampana.
- Istotnie... – Majka wzięła głęboki wdech i powolutku wypuściła powietrze z płuc.
     Anastazja przesunęła się nieznacznie w jej stronę, wchodząc pomiędzy Abigail i pozostałych. Majka zauważyła, że stojący blisko Obdarowani zaczynają ich obserwować. Poczuła się niepewnie, ale nie dała tego po sobie poznać. Liczyło się każde słowo, każdy gest. Jeśli chciała pomóc Oskarowi, musiała nad sobą panować. Z drugiej jednak strony, nie mogła pozwolić, by lekceważono jej rodzinę.  
- Mój ojciec i dziadek są specjalnymi gośćmi Mistrza – powiedziała powoli – Uznaliśmy jednak, że przyznanie miejsca przy stole Mistrza jest zbytnią uprzejmością.  
- To wspaniałe, kiedy wszyscy znają swoje miejsce – na twarzy Abigail pojawił się chytry uśmiech - Niektórym na przykład wydaje się, że majtki mogą zastąpić pierścionek – dodała teatralnym szeptem.
     Krew w żyłach Majki zawrzała. Miała ochotę podstawić tej babie pod nos pierścionek, albo jeszcze lepiej zwinąć dłoń w pięść i odbić jej go na szczęce. Poczuła, że Anastazja przytrzymuje nieznacznie jej łokieć.
- Ciekawe spostrzeżenie – odparła chłodnym tonem, choć wszystko się w niej gotowało.
- Tylko tyle masz do powiedzenia? - w głosie Abigail słychać było frustrację.
- Abigail! Twój mąż kandyduje na Mistrza, a ty tuż przed wyborami rozprawiasz o bieliźnie?! - Anastazja rozłożyła ręce - Nie dziw się, że ktoś na poziomie Maryann ci nie odpowie!  
     Wokół nich rozległy się ciche śmiechy.  
- Dobij ją – syknęła do Majki Anastazja.
- Moja prababka siadała na najlepszych miejscach i na zwykłych kamieniach – nagle Majka ochłonęła całkowicie – Nie widzę powodu, by jedno miejsce miało być lepsze, a inne gorsze. Skoro Mistrzowi to nie przeszkadzało, to nam też nie. A teraz wybacz, ale mamy ochotę na szampana.
     Majka odwróciła się na pięcie, ale nie zdążyła zrobić nawet kroku, bo natychmiast pojawiło się dwóch kelnerów z tacami. Abigail musiała się wycofać jak niepyszna.  
- Brawo – Anastazja również wzięła kieliszek i stuknęła nim w szkło Jana i Piotra – Dzięki, że się nie odezwaliście.  
- Miałem ochotę... - Piotr zacisnął szczęki – Ale nasze panie uprzedziły nas, że mamy być cicho.
- I dobrze zrobiły – Majka pocałowała go w policzek – Tym razem milczenie naprawdę było złotem!
     Stali jeszcze dłuższą chwilę, ale tłum gości zaczął się przerzedzać, więc powoli ruszyli do wejścia.  
- Musicie niestety poczekać – westchnęła Majka podając Piotrowi płaszcz. Jej granatowa suknia usiana drobniutkimi kryształkami mieniła się delikatnie przy każdym ruchu.  
- Jesteś taka piękna - ojciec odgarnął jej pasmo włosów, odsłaniając szyję.  
- Kocham cię tato – uśmiechnęła się do niego – I ciebie, dziadku, też.  
- Pospieszmy się – Helena zerkała nerwowo na szeroko otwarte drzwi.
- Spokojnie – Majka wygładziła materiał sukni – Taki strój wymaga odpowiedniego wejścia. Idziemy razem, a potem wy do stołu po prawej, a ja... - zawahała się – Pewnie Oskar wyjdzie mi na spotkanie? - dopiero teraz uświadomiła sobie, że tego nie ustalili – Idziemy!
     Przekraczając próg, Majka o mało się nie potknęła. Wystrój sali zapierał dech w piersiach. Okrągłe stoły różnej wielkości ustawiono na pozór nieregularnie, ale po dokładniejszym przyjrzeniu, okazywało się, że nawet z najdalszego miejsca widać było stół Mistrza, umyślnie ustawiony na niewielkim podwyższeniu. Tuż za nim na jeszcze wyższej platformie stała skrzynka z czarnego egzotycznego drewna, bez jakichkolwiek zbędnych ozdób. Przeciwległą ścianę stanowiła gigantyczna szklana ściana, po której spływała z cichym szemraniem woda. Jej boki obsadzono tropikalną roślinnością i obwieszono kwitnącymi orchideami. Na każdym stole ustawiono lampion lub kilka lampionów ze świecami. Boczne ściany, wyłożone przyciemnianymi lustrami, odbijały światełka i zarysy postaci. Jednak największe wrażenie robił sufit, pokryty cieniutkim falującym materiałem w kolorze głębokiego granatu, przywodzącym na myśl wieczorne niebo. Na jego tle migotały setki drobnych lampek. Majka wzięła głęboki wdech i ruszyła w kierunku podwyższenia. Musiała przejść prawie całą długość sali. Jej suknia w przyciemnionym świetle zdawała się kawałkiem rozgwieżdżonego nieba, który uszczknęła, by owinąć w nie swoje ciało. Szła pewnym krokiem, kołysząc nieznacznie biodrami. Jej długie czarne włosy lśniły w blasku świec, dodając jej postaci tajemniczego uroku. Nagle zdała sobie sprawę, że na sali zaległa cisza, a wszystkie oczy zwrócone są na nią. Uniosła lekko głowę, i szła dalej, odpowiadając lekkim uśmiechem na pełne zachwytu spojrzenia mijanych osób.  
     Oskar stał na podwyższeniu, wpatrując się w Majkę z zachwytem. Nagle wszystko wokół zbladło, rozmyło się i... przestało istnieć. Widział tylko postać spowitą w migocącą noc. Gdyby ktoś go spytał, mógłby przysiąc, że nad czołem, na kruczoczarnych włosach miała srebrny księżyc. Ale najpiękniejsze było to, że szła do niego!
     Od stołu dzieliło Majkę zaledwie kilka metrów. Kątem oka ujżała, jak jej matka i babka odeszły w bok, do stołu ustawionego w bezpośrednim sąsiedztwie podwyższenia. Nagle jej wzrok padł na twarz Mistrza i zamarła. Znała to spojrzenie, też żar i tę głębię, ale do tej powy widziała je tylko w jednych oczach. Maksymilian Lowrens stał wsparty na rękach, lekko pochylony w przód, pobladły... Wpatrywał się w Majkę z intensywnością, która prawie dotykała, przenikała do głębi. Serce Majki zadrżało i ścisnęło się pod tym spojrzeniem. Nagle dotarło do niej, że odkryła tajemnicę Mistrza. Tajemnicę, z tych, które skrywa się na dnie serca, w najgłębszych zakamarkach duszy. Mistrz patrzył na nią, ale widział Rosannę. Czy sprawiła to suknia, czy uderzające podobieństwo...? Nie wiedziała, ale wiedziała, że tak patrzy tylko naprawdę zakochany mężczyzna. Kiedy ich oczy się spotkały, nagle odwrócił wzrok. Cała scena mogła trwać sekundy. Oskar jakby obudził się z letargu i ruszył w jej stronę. Ujął drobną dłoń i złożywszy na niej pocałunek, poprowadził Majkę na podwyższenie.
- Za zgodą Mistrza pragnę ogłosić, że lady Maryann Littenstein jest moją narzeczoną i powitamy przesilenie zimowe jako małżeństwo – w głosie Oskara można było usłyszeć radość i dumę.  
     Rozległy się gromkie oklaski. Coś, czego nikt się chyba nie spodziewał. Entuzjazm, z jakim powitano te słowa odurzył Majkę. Spojrzała na Oskara, potem na Mistrza, a wreszcie na Margaret. Obdarowani wiedzą, że Mistrz ma prawo kochać, pomyślała. Powinien kochać... Takie są prawa natury. Nagle jej wzrok padł na rodzinę Raula. Obok niego siedział Juan i Athina. Juan, syn kochających się rodziców, od których otrzymał Dar. Spojrzała na Timothy'ego i Anastazję, i siedzącą obok nich, w pełni Obdarowaną córkę. A potem jej wzrok padł na Mistrza, który otrzymał Dar od Nicolasa i Konstantiny, zakochanych w sobie do szaleństwa. Wreszcie odwróciła się do Heleny. Rosanna nie kochała męża, a on odtrącił niepłodną żonę, by szukać szczęścia z Obdarowaną Rosanną... Na próżno.  
- Oskar, ja chyba wiem – szepnęła – Chyba właśnie odkryłam, jak Dar trafia do dziecka... dlaczego raz trafia, a raz nie...
- Co ty mówisz? - wbił w nią uważne spojrzenie – Jesteś pewna?
- Nie do końca, ale chyba tak! – szepnęła - I chyba wiem, dlaczego Rosanna odeszła.  
     Musieli jednak odłożyć dalsze rozważania, ponieważ Mistrz wyprostował się i wzniósł ręce.
- Obdarowani! - zaczął – Dziękuję wam za okazaną radość. Mój ród się powiększa – dodał ciepłym tonem, spoglądając na Majkę – Jesteśmy tu jednak z innego powodu. Proszę, by wszyscy w pełni Obdarowani wzięli po dwa kamienie.
     Skinął głową i czterech elegancko ubranych kelnerów ruszyło między stoliki. Każdy trzymał dwa przeźroczyste pojemniki z białymi i czarnymi kulkami. Zgodnie z tradycją, Mistrza wybierano wrzucając do urny biały lub czarny kamień, elementy starej greckiej gry logicznej, przypominającej warcaby.    
- Raul, podejdź do mnie. Jako starszy, masz prawo wyboru – Mistrz wyciągnął przed siebie dwie zaciśnięte pięści.  
     Raul stanął przed Mistrzem i po chwili namysłu dotknął jego prawej ręki.
- Białe! - Mistrz wzniósł w górę białą kulkę – Ten, kto wrzuci białą kulkę, oddaje głos na Raula. Czarna jest dla Oskara.
     Majka miała wrażenie, że to wszystko dzieje się zbyt szybko i jakby obok niej. Obrazy przesuwały się przed jej oczami, ale umysł pochłonięty był czymś zupełnie innym.  
- Majka – dotarł do niej łagodny głos Oskara – weź kamienie.
     Nagle, jak spod ziemi wyrósł przed nią kelner. Musiała go nie zauważyć. Uniósł w górę naczynia, by jej ułatwić zadanie. Sięgnęła i drżącymi rękami wyjęła dwie kulki. Kelner skinął jej głową i podszedł do Margaret, pomijając Oskara.
- A ty? - spytała z roztargnieniem.
- Kandydaci i Mistrz nie głosują – przypomniał jej.
- No tak – potrząsnęła głową, próbując się uwolnić od natarczywych myśli – Przepraszam... Gdybym mogła im powiedzieć... - zaczęła, nie mogąc opanować podniecenia.
- Nie teraz – uspokoił ją – Poza tym, nie jesteś pewna – dotknął pod stołem jej uda. Pogładził je – Będzie dobrze.
- Idziemy? - Margaret nachyliła się do Majki – Słyszałam o Abigail. Widziałaś jej minę, jak Oskar ogłosił wasze zaręczyny?  
- Przegapiłam to – przyznała z żalem – A może i lepiej, że nie patrzyłam w tamtą stronę?
- Może i tak – Margaret przyjrzała jej się uważnie – Nie ma nic gorszego, niż obojętność. Zwłaszcza dla takiej egocentryczki. No, ale należało jej się – syknęła.  
     Majka po raz kolejny uzmysłowiła sobie, że Margaret ma co prawda "złote serce” ale "pazurki” także. Musiała się roześmiać.
     Obdarowani podchodzili do urny powoli, dostojnie, jakby z namaszczeniem. Dopiero teraz Majka zauważyła, że skrzynka ma zgłębienie, które nie pozwala zauważyć, jaka kulka wędruje do wnętrza. Otworzyła dłoń i przyjrzała się dwóm okrągłym kamykom. Wzięła biały i upewniwszy się, że nikt nie patrzy wsunęła go do maleńkiej misternej torebeczki, dobranej specjalnie do sukni. Zacisnęła w dłoni czarną kulkę.  
- Witaj wśród narzeczonych – usłyszała za plecami, rozpoznając głos Juana. Nie było w nim złośliwości.
- To gratulacje? - spojrzała mu w twarz.
- Można tak powiedzieć.
     Majka spojrzała na Athinę, pogrążoną w rozmowie z Abigail. Myśl o Darze wróciła.
- Kochasz ją? - spytała cicho – Athinę?
- Nie tak, jak Oskar ciebie – odparł poważnie.  
     Majkę zatkało. Juan patrzył jej w oczy.
- Musimy porozmawiać – szepnęła z przejęciem – Może potem, na balu...?
     Skinął jej głową i odwrócił się do nadchodzącej narzeczonej.
- Athino, znasz Maryann... - zaczął.
- Tak się cieszę, że wreszcie mogę cię poznać osobiście – Majka wpadła mu w słowo – Margaret powiedziała mi o tobie tyle dobrych rzeczy.
- Och! - w oczach dziewczyny pojawiło się zaskoczenie, a po chwili jej twarz rozjaśnił uśmiech – Chyba nie potrafię się odwdzięczyć oryginalnym komplementem – szepnęła – Ty jesteś niesamowita pod każdym względem.
- Każdy z nas jest taki – mrugnęła do niej – Liczę, że jeszcze porozmawiamy.
     Magaret ruszyła do urny. Majka ścisnęła w dłoni kulkę.
- Obyś spotkała tam wiele podobnych – szepnęła, wrzucając kamyk.  
     Usłyszała ciche stuknięcie i... już. Wracając, zatrzymała się na moment obok Anastazji, stojącej razem z mężem i Konstancją. Młodziutka Obdarowana miała na sobie różową suknię, przywodzącą na myśl stroje wróżek. Wyglądała prześlicznie. Majka już miała się do niej odezwać, kiedy kątem oka zauważyła, jak przechodzący obok Juan chowa do kieszeni spodni pozostałą kulkę. Natychmiast odwróciła głowę i zrezygnowawszy z rozmowy, wróciła na swoje miejsce obok Oskara.
- Muszę ci coś powiedzieć – szepnęła, z trudem panując nad emocjami – Juan głosował na ciebie.
- Niemożliwe – Oskar spojrzał jej w oczy – Skąd to wiesz?
- Widziałam, jak chował do kieszeni białą kulkę – spuściła wzrok – Wiem, że nie powinnam tego widzieć, ale to był przypadek. Po prostu patrzyłam w tamtą stronę.
- Wie, że widziałaś?  
- Nie – zastanowiła się - Na pewno nie.  
- To dobrze. Nie mów nikomu – nachylił się do niej i pocałował ją tuż koło ucha – Nie wiem, czym zasłużyłam, że Natura mi ciebie zesłała?
- Musiałeś być naprawdę niegrzeczny – zażartowała, ale po chwili spoważniała – Oskar, co będzie? - spytała z niepokojem, zerkając na ostatnich Obdarowanych, czekających przy urnie.
     Nie odpowiedział, ale z jego oczu emanował spokój i siła. Znała dobrze to spojrzenie.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 3807 słów i 21470 znaków.

1 komentarz

 
  • Neomi

    Jak zawsze przepielękne:-*

    3 lip 2016