Strażnicy cienia część 24

Arena mieściła się na wzgórzu, widocznym niemal z każdego zakątka Hergig. Ku zaskoczeniu Veroniki panował tam spory ruch. Zaczęła rozglądać się za Arthurem, ale nigdzie go nie było. Założyła, że jeszcze się nie zjawił i ruszyła w stronę zagrody, gdzie można było zostawić wierzchowce.
Zanim dotarła do celu, podszedł do niej mężczyzna. Poznała go, choć miał na sobie cywilny strój. Był to jeden z podwładnych Ecksteina.
– Popilnuję konia – powiedział, sięgając po lejce. – Od wejścia trzeci rząd po prawej stronie.
Ruszyła we wskazanym kierunku. Pomimo tego, że na trybunach było wielu widzów, bez problemu odnalazła łowcę. Bez większego zainteresowania patrzył na trwającą właśnie walkę dwóch gladiatorów.
– Może spotkalibyśmy się w jakimś spokojniejszym miejscu, gdy już obejrzysz przedstawienie? – zasugerowała, zatrzymując się obok niego.
– Nie podoba ci się tu? – zapytał z lekkim uśmiechem.
– Zaczekam na zewnątrz – oznajmiła na odchodnym.

Arthur dołączył do niej, gdy wsiadała na konia.
– Podwieziesz mnie? – Był wyraźnie zadowolony.
– Zapraszam. – Skinęła za siebie.
Złapał ją za nogę i wysunął ze strzemienia, po czym sprawnie zajął miejsce z tyłu.
– Planowałaś to? – zapytał.
– Nie, ale poważnie się zastanawiam, czy ty tego nie zaplanowałeś.
– Aż tak przebiegły nie jestem – zapewnił ją.
– Gdzie możemy porozmawiać? Nie znam miasta.
– Jest tu odpowiedni zajazd. – Gestem wskazał jej kierunek, po czym objął ją i jego ręce spoczęły na jej brzuchu. – Tylko nie za szybko, bo musiałbym się mocniej trzymać.
– Udało ci się coś ustalić? – poruszyła temat, który w tym momencie był dla niej najważniejszy..
– Na razie nic. Moi chłopcy cały czas nad tym pracują.
– Oby mieli więcej szczęścia ode mnie. Mój obiekt przyjechał do miasta, wprowadził się, zajął sklep i magazyn…
– Jest właścicielem? – przerwał jej.
– Tego nie wiem, ale ludzie odbierali go jako przebranego prostaka.
– To za mało. Na razie nie mamy dowodów nawet na to, że to jeden z tych z Talabheim.
– Żartujesz? – Zupełnie nie rozumiała, jak mógł myśleć w ten sposób. – Zeznania Adelhofa ci nie wystarczą?
– On nie jest wiarygodnym świadkiem – wyjaśnił. – Wszystko wskazuje na to, że przynajmniej raz był poddany hipnozie.
– Jak to? – Była zaskoczona.
– Nic nie wie na temat zabójstwa kapłana, a twierdzi, że w tym czasie, gdy doszło do zamachu, był w tej dzielnicy. Sama widzisz, że to nie ma sensu. To kiepski świadek.
– Nie wiedziałam, że on też był zahipnotyzowany… – Wszystko zdawało się coraz bardziej komplikować.
– Zakładam, że właśnie tak było, chociaż nie mam całkowitej pewności. Ponadto ma na rękach otarcia. Prawdopodobnie był więziony. Niestety na chwilę obecną nie jesteśmy w stanie ustalić gdzie ani przez kogo. On nic takiego nie pamięta. Nie ma pojęcia, skąd się wzięły te ślady.

Zatrzymali się pod zajazdem wskazanym przez Arthura. W środku było wyjątkowo pusto. Mężczyzna wynajął pokój i od razu udali się na piętro. Tam zasłonił okno i wyszedł jeszcze na chwilę. W międzyczasie Veronika zapaliła świece. Mimo to w pomieszczeniu panował półmrok.

Wrócił z butelką wina. Nalał trunek do kubków i podał jej jeden.
– O czym rozmawialiśmy? – zapytał.
– O niewiarygodnym świadku i hipnozie – przypomniała.
– Zbytnio się nie przejmuj. Mamy kilka poszlak.
– Masz jakiś pomysł, jak to ruszyć? Obserwacja może nie przynieść żadnych rezultatów w najbliższym czasie. Ja mam poczucie, że straciłam kilka cennych godzin.
– Musisz pamiętać o tym, że nikt nie dał majątku temu Kalbowi ot tak. Sprawdzimy wszystkich, którzy zjawią się w jego sklepie.
– To potrwa wieczność. – Nie odpowiadała jej perspektywa biernego czekania na kolejny ruch domniemanych kultystów. – Wiesz co oni będą wyprawiać w międzyczasie?
– Takie incydenty jak w Talabheim mają miejsce niezwykle rzadko.
– Ale oni nie zaprzestaną swoich knowań. Potrzebujemy informacji z pierwszej ręki – stwierdziła. – Sprawdzanie ich po kolei to strata czasu, a i tak możemy coś przeoczyć, jeśli dobrze się kamuflują... Mógłbyś kogoś z nich zatrzymać i przesłuchać, ale wtedy się zdradzimy, dlatego uważam, że powinniśmy to zrobić po cichu. Mam nawet pewien pomysł, ale nie wiem, czy się na to zgodzisz. To mogłoby odnieść skutek, chociaż jest niezgodne z prawem.
Przez chwilę przyglądał jej się z powagą. Wyraźnie coś analizował.
– Co to miałoby nam dać? – zapytał w końcu.
– Informacje. Dowiedzielibyśmy się tego, co wie ta siódemka.
– A jeśli nic nie wiedzą? – I to już wydawało mu się możliwe.
– Przynajmniej nie będziemy tracić na nich więcej czasu.
– Słucham… – powiedział po chwili namysłu.
– Porwanie. Myślę, że należy porwać jedną z tych osób. Sprawić, by dostała się w nasze ręce, a jej zniknięcie w żaden sposób nie wiązało się ze śledztwem. Mogłabym zabrać Ingrid Lutzen w jakieś bezpieczne miejsce za miastem i tam przesłuchać. – Zerknęła na swojego rozmówcę, ale nie była w stanie wyczytać niczego z jego twarzy. – Jeśli okaże się, że to kultystka, przejmiesz ją.
– Widzę, że chcesz postawić wszystko na jedną kartę. Można to zrobić oficjalnie.
– Tak, i znów dać im przewagę, odkrywając się.
– Dobrze – zgodził się zadziwiająco szybko. – Lutzen to wdowa. Mieszka z córką na Kwiatowej… Niedaleko Talabheim jest stara leśniczówka. Tam można ją zabrać. Może ci być ciężko znaleźć to miejsce, więc mój zaufany człowiek pomoże ci wywieźć ją z miasta i razem pojedziecie do celu… Daj znać, gdy będziesz gotowa.

Fanriel

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 984 słów i 5874 znaków.

3 komentarze

 
  • Margerita

    łapka w górę, jak zwykle  :tadam:

    21 lis 2016

  • Fanriel

    @Margerita Bardzo Ci dziękuję.  :P

    21 lis 2016

  • BlackBazyl

    Czekam na ciąg dalszy :)

    2 lis 2016

  • Fanriel

    @BlackBazyl  :) Bardzo się cieszę.

    2 lis 2016

  • EloGieniu

    Meh. Czyli nie będzie wjazdu na chatę. :/

    2 lis 2016

  • Fanriel

    @EloGieniu A porwanie Cię nie zadowoli?

    2 lis 2016