Strażnicy cienia II część 14

W końcu dotarli do miejsca, gdzie więzili Veronikę. Jej martwy oprawca leżał na środku. Przechodząc obok, kopnęła go.
     – On nie żyje – powiedział Gert.
     – Wiem, ale zniszczył mi bluzkę. Muszę kupić nowe guziki.
     – To drań – skwitował i również kopnął zwłoki. – Nic ci nie zrobili? – Spojrzał na nią z niepokojem. – No wiesz… Kobieta w niewoli…
     – Nic, co by zrobiło na mnie wrażenie – odparła lekko.
     – Trudno mi powiedzieć, co zrobiłoby na tobie wrażenie, a co nie. – Uważnie przyglądał się narzeczonej. – Jesteś dość oryginalna. W zasadzie każda niewiasta na widok wampira piszczałaby ze strachu.
     – Nie piszczałam.
     – No właśnie. Skrzywdzili cię? – Był już wyraźnie zdenerwowany.
     – Nie. Powiedzmy, że dopiero się do tego przygotowywali. Jose zjawił się w samą porę. Kochanie, nic się nie stało. Zobacz, jestem cała i zdrowa. – Starała się go uspokoić.
     – Coś się jednak stało, a ty nie chcesz mi tego powiedzieć. Wolałbym wiedzieć.
     – Dobrze – ustąpiła mu i opowiedziała o tym, jak wampir próbował uzyskać od niej informacje, pomijając poczynania martwego już oprawcy.
     – Skoro twierdzisz, że nic takiego się nie wydarzyło, to mimo wszystko muszę ci wierzyć – powiedział, wychodząc.
     Podejrzewał, że coś przed nim ukryła.
     – Nie zgwałcili mnie, jeśli o to ci chodzi.
     – Yhm. Tak, w zasadzie tak. Było coś jeszcze? – Spojrzał na nią.
     Zrezygnowana pokręciła głową i dla własnego spokoju zrelacjonowała mu resztę zdarzeń.
     – Jose mógł nie zdążyć. Następnym razem może dojść do tragedii. – Bardzo się o nią bał. – Naprawdę nie można w inny sposób spłacać tego długu wobec Kolegium czy Imperium?
     – To nie jest dług, tylko powołanie… Dlatego między innymi odeszłam – powiedziała, rozglądając się po kolejnym pomieszczeniu. – To bez sensu. Możesz mówić, co chcesz, a ja i tak będę robić swoje. Po co to?
     – Ja cię nie przekonuję, żebyś tego nie robiła. Nie chcę tylko, żebyś się tak narażała.
     – Ale to jest wpisane w mój zawód. My właśnie tak pracujemy. Wiem, że pewnie nie dożyję starości, ale decyduję się na to świadomie. Nie powstrzymuj mnie, bo albo cię zostawię, albo znienawidzę.

     Dopiero w pomieszczeniu znajdującym się prawie na samej górze znaleźli coś interesującego. Był tam prowizoryczny stół zrobiony z dwóch skrzyń, na których leżały drzwi przykryte materiałem. Na tym stał świecznik. Na podłodze było posłanie z kilku koców. Wyglądało na wygodne. Niedaleko znajdował się spory kufer i torba, a w rogu leżały juki.
     – Niczego nie dotykaj, proszę – powiedziała do Gerta czarodziejka.
     Obawiała się, że mogą tam być jakieś przeklęte przedmioty. Skoncentrowała się na magii i przeszła po komnacie, ale nie poczuła niczego niepokojącego. Zatrzymała się przy skrzyni, która była zamknięta na kłódkę.
     – Masz wytrychy? – zwróciła się do narzeczonego, który został przy wejściu.
     Ten wyjrzał na korytarz i zamknął drzwi od środka.
     – Pewnie, że mam – powiedział półgłosem, zbliżając się do niej.
     Zerknął na zamek i podał jej odpowiednie narzędzie.
     Pomimo tego, że kłódka cechowała się prostą konstrukcją, nie mogła jej otworzyć. Zupełnie jakby mechanizm był zardzewiały. Położyła na niej dłoń i wytężyła swój zmysł magii. Poczuła, jak ta delikatnie emanuje z kufra.
     – Nic z tego – oznajmiła, oddając wytrych. – Magiczne zamknięcie. Teraz tego nie otworzymy. Musimy zabrać to ze sobą.
     – Może ja spróbuję? – zaproponował Gert.
     – Proszę. – Wstała, wiedząc, że mu się nie uda, ale najwidoczniej sam musiał się o tym przekonać.
     – Co jest? – mruczał do siebie, majstrując przy kłódce. – A porąbać się tego nie da?
     – Lepiej nie próbować. Nie wiem co to za zabezpieczenie. Potem nad tym popracuję.
     Gert wzruszył ramionami i wstał.
     Veronika w międzyczasie znalazła na stole przyciśnięty świecznikiem list. Podniosła go i przeczytała:

     Panie,  
     Jesteśmy w Nuln. Wkrótce Pańska narzeczona do Pana dołączy. Czekamy na instrukcje.

     Czarodziejka nie wiedziała, co to miało znaczyć. Złożyła pergamin i schowała go do swojej torby.

     Gdy skończyli przeszukanie pozostałych pomieszczeń, wrócili po kufer.
     – Ja to wezmę – zaoferował Gert, gdy już nad nim stali.
     Stęknął i uniósł go z wysiłkiem. Był naprawdę ciężki. Kobieta musiała trochę pomóc narzeczonemu i wspólnymi siłami wynieśli go na zewnątrz.
     – Przydałby się jakiś powóz, żeby to zapakować – stwierdziła, rozglądając się.
     – Poszukam. Jakoś to tu przywieźli – powiedział Gert i po chwili zniknął z jej pola widzenia za budynkiem.

     Wkrótce także Jose i Edi opuścili wieżę.
     – Macie coś? – zapytała.
     – Nie – odparł czarodziej. – Powinniśmy ruszać. Myślę, że nie będzie tak łatwo go znaleźć. Pewnie dobrze się schował… Na szczęście wziął konia, a jego raczej nie zabierze ze sobą do grobu. Chociaż… Często jeżdżą na trupich wierzchowcach – przypomniał.
     – To po co niby zabierał mojego? – Veronikę cały czas to drażniło.
     – Myślę, że od materiału też sporo zależy.
     – Cholera, przestań. Spod kultysty go wyrwałam… – Ugryzła się w język, przypominając sobie o obecności Edgara, który nadal nie miał pojęcia, kim ona tak naprawdę była.
     – Jakiś pechowy ten twój rumak – zauważył Jose. – Najpierw kultysta, teraz wampir… Gdzie jest Gert?
     – Zaraz przyjdzie – odparła.
     – Powinniśmy coś zjeść – zasugerował. – Potem może nie być na to czasu.
     – Strasznie ci się spieszy do tej kobiety – zauważyła.
     – Przecież grozi jej śmiertelne niebezpieczeństwo. Jest z nią wampir.
     – Jeśli zamierzał ją skrzywdzić, pewnie już to zrobił. – To była zimna kalkulacja.
     – Niekoniecznie – oponował Estalijczyk.
     – Myślisz, że przywiązał ją do drzewa, żeby na niego zaczekała, bo sam musiał się gdzieś zakopać? Nie sądzę, jeśli zamierzał ją potem zabić. Jeśli miał wobec niej inne plany, pewnie będzie żywa.
     – Chyba że zostawił ją sobie na kolację – Jose wysnuł kolejną hipotezę.
     – Do tego czasu go dopadniemy. Nie może być daleko.
     
     – Co znaleźliście? – zapytał Edi, gdy Veronika zaczęła już jeść.
     Miała pełne usta, więc tylko skinęła w stronę kufra.
     – Co jest w środku? – zainteresował się.
     – Jeszcze nie wiem – odpowiedziała po chwili. – Później to sprawdzimy.
     – A jeśli tam nic nie ma? Może lepiej sprawdzić to od razu? – Edgarowi wydało się to logiczne.
     – Skrzynia jest dobrze zamknięta.
     – Odpowiednio duży kamień wystarczy, żeby roztrzaskać tę kłódkę – stwierdził.
     – Teraz nie ma na to czasu – powiedziała, chcąc go delikatnie zniechęcić.
     – Taki bagaż może nas spowalniać w drodze – zauważył słusznie. – To potrwa tylko chwilę. – Zaczął się rozglądać po ziemi.
     Kobieta dyskretnie skinęła na Jose, który od razu do niej podszedł.
     – Zamknięcie jest magiczne – poinformowała go szeptem, gdy Edgar był odwrócony tyłem.  
     Razem podeszli do skrzyni. Czarodziej kucnął i obejrzał kłódkę.
     – Mogę to otworzyć, to znaczy zdjąć to zaklęcie – oznajmił. – Potem faktycznie można to rozwalić kamieniem… Chyba że nie chcemy, żeby wiedzieli, co jest w środku? – Spojrzał na Veronikę, czekając na jej decyzję.
     – Otwórz.
     – Dobrze, ale odsuń się. Rzadko używam tego czaru. A ty go nie znasz? – Popatrzył na nią zdziwiony, gdy już się odsunęła.
     – A skąd niby miałabym znać?
     Dopiero wtedy przypomniał sobie, że prosiła go o dyskrecję odnośnie jej zdolności magicznych. Pokręcił głową i wypowiedział odpowiednią formułę. Czarodziejka poczuła chwilową zmianę w eterze. Wydawało jej się, że usłyszała ciche kliknięcie od strony skrzyni. Podeszła tam, by upewnić się, czy kłódka jest nadal zamknięta.
     – Edi, potrzebny nam jest kamień – powiedziała, podczas gdy on właśnie jakiś oglądał.
     Gdyby poszedł na poszukiwania gdzieś dalej, rozwiązałaby problem przy użyciu wytrycha. Z tą umiejętnością także nie chciała się przy nim zdradzać. Zresztą była przekonana, że i Edgar zna bardziej profesjonalne sposoby otwierania zamków. Gert nigdy jej o tym nie mówił, a ona o to nie pytała, ale podejrzewała, że ze sobą współpracują. Zakładała, że obaj są skrytobójcami.
     – Ten nie jest najlepszy. To kawałek muru. Pewnie będzie za miękki, ale mogę spróbować. – Ruszył w stronę magów, którzy zrobili mu miejsce przy kufrze.
     Przez chwilę się przymierzał, po czym uderzył. Zadudniło, a kłódka, którą pokrył biały pył, zakołysała się.
     – To może chwilę potrwać – uprzedził. – Szkoda, że nie jesteśmy na plantacji. Tam znalazłyby się jakieś narzędzia.
     Kobieta pokiwała głową ze zrozumieniem. Uderzył jeszcze parę razy, nie osiągając celu.
     – To bez sensu – stwierdził wreszcie. – Ten kamień się sypie.
     – Może w środku jest coś odpowiedniejszego? – Skinęła w stronę wieży.
     Jose wyciągnął wtedy swój pistolet.
     – Odsuńcie się. Ja spróbuję – powiedział z zapałem, który zawsze nieco niepokoił Veronikę.
     Po chwili wystrzelił. Rozległ się huk, było też trochę dymu i ognia. Czarodziejka pomyślała, że to stanowczo za dużo jak na tak proste zamknięcie.
     Na znak Estalijczyka ruszyła w stronę skrzyni.
     – Udało się? – zapytała.
     – Jasne. – Sam zdjął kłódkę, obejrzał ją i wyrzucił.
     Kobieta ostrożnie podniosła wieko. Na wierzchu leżały ubrania, charakterystyczne dla arystokracji, jednak nie było na nich żadnych herbów. Poza tym w skrzyni znajdowały się też książki. Pierwsza z nich wyglądała na bardzo starą. Miała zamknięcie uniemożliwiające przypadkowe otwieranie. Na okładce nie było tytułu, natomiast widniał tam symbol Vereny – bogini mądrości i sprawiedliwości. Musiała być niezwykle cenna.
     Gdy czarodziejka wzięła ją do ręki, poczuła emanującą od niej magię. Otworzyła ją ostrożnie.
     W międzyczasie Edi zaczął przeglądać ubrania, natomiast Jose sięgnął po drugą z ksiąg.
     – Widzę, że udało wam się rozwalić zamek – powiedział Gert, który właśnie się tam zjawił i zaraz potem znów się oddalił.  

     Na pierwszej stronie widniał tytuł: "Badania nad rzeczami boskimi” autorstwa Ralfa Palaco. Na kolejnej karcie były informacje o autorze. Księga miała ponad sześćset lat.
     Gdy kobieta zamierzała przejść do kolejnej stronicy, poczuła że ktoś za nią stoi. Ogarnął ją gwałtowny niepokój. Wiedziała, że to żaden z jej towarzyszy. Edgar i Jose byli przed nią, a Gert ostatnio poszedł na tył wieży. Z pewnością zauważyłaby, gdyby wracał.

Fanriel

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1835 słów i 10939 znaków, zaktualizowała 27 paź 2017.

1 komentarz

 
  • Margerita

    łapeczka w górę brawo Vercia odważna z ciebie dziewucha

    2 lis 2017

  • Fanriel

    @Margerita Dziękuję.  :kiss:

    2 lis 2017