Strażnicy cienia II część 4

Oczywiście zostali zauważeni, nim zjechali ze wzgórza. Jeden z mężczyzn, ten z opatrunkiem na głowie, od razu stanął przy dziewczynie.

     Jose zatrzymał się w nieznacznej odległości od nich i krzyknął:
     – Natychmiast uwolnijcie tę kobietę albo gorzko tego pożałujecie!
     Zaskoczona tym Veronika odruchowo na niego popatrzyła. Nie spodziewała się, że tak zacznie rozmowę. Mężczyźni natomiast wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia.
     – Ta kobieta jest groźnym przestępcą, a my jesteśmy stróżami prawa – oznajmił ten, który już wcześniej nimi dowodził. – Zobowiązaliśmy się dowieźć ją do aresztu w Nuln. Działamy zgodnie z prawem. Jedźcie w swoją stronę.
     Czarodziejka pomyślała, że to kłamstwo byłoby całkiem niezłe, gdyby nie zmierzali w przeciwnym kierunku.
     Uwięziona Estalijka zaczęła się gwałtownie szarpać i kręcić głową. Mężczyzna, który stał obok niej, kucnął i powiedział coś po cichu. Zamknęła oczy i natychmiast się uspokoiła.
     – A mnie to wygląda na porwanie – oświadczył czarodziej.
     – Dlaczego niby mielibyśmy porywać piękną cudzoziemkę? – zapytał głupio jego rozmówca.
     – Mało mnie to obchodzi, ale z pewnością nie macie dobrych zamiarów. Dosyć tego gadania! – Szybko wyciągnął swój rapier. – Albo w tej chwili ją uwolnicie, albo wszyscy zginiecie!
     Veronika znów się rozejrzała, by ocenić sytuację i upewnić się, że nikt nie zachodzi ich od tyłu.
     Porywacze, nie zamierzając spełniać postawionych im żądań, błyskawicznie rozstawili się, gotowi do walki.
     – Popełniacie poważny błąd – powiedział jeden z nich. – To nie wasza sprawa, ale jeśli będziecie na nas nastawać, my będziemy się bronić – ostrzegł.
     – Dosyć tego gadania! – Jose zeskoczył z konia i ruszył w stronę pierwszego, mierząc w niego rapierem.
     Mężczyzna sięgnął po swój miecz. Pozostali zrobili to samo, kierując się w stronę Estalijczyka. Czarodziej zatoczył łuk swoją bronią i zatrzymał się, czekając na nich.
     – No dobra chłopaki, dajcie mu to, czego chce! – krzyknął dowodzący, który został z boku i zerkał na Veronikę.
     Zanim zorientował się, co się dzieje, wypowiedziała zaklęcie i rzuciła w niego sztyletami cienia. Padł na ziemię w wyniku odniesionych ran. Jose również użył magii zanim doszło do bezpośredniego starcia. Jego rapier zaczął płonąć, a zaskoczeni tym porywacze zatrzymali się. Wtedy ten wyprowadził pierwszy cios, przebijając na wylot jednego z nich, który od razu upadł z jękiem. Widząc to, mężczyzna z opatrunkiem na głowie znów zbliżył się do dziewczyny.
     – Zajmij się nim! – krzyknął czarodziej i zostawiając drugiego przeciwnika, pobiegł w tamtą stronę.
     Veronika ponownie użyła swojego zaklęcia. Mężczyzna zdążył przejść w jej stronę zaledwie kilka kroków, zanim poległ od magicznych pocisków.
     W tym czasie Jose skoczył na plecy porywacza z opatrunkiem i razem przewrócili się na ziemię. Podczas szamotaniny obaj stracili broń. Poderwali się niemal jednocześnie. Zbir błyskawicznie wyjął długi sztylet, a Jose wypowiedział zaklęcie, po którym jego dłoń zapłonęła. Skrępowana Estalijka obserwowała tę akcję, cały czas usiłując się uwolnić. Mężczyzna zamachnął się nożem, ale czarodziej zblokował cios i chwycił go za rękę. Tamten, dotknięty ogniem, zaczął przeraźliwie wrzeszczeć z bólu i upuścił broń.
     – Zostaw go żywego! – krzyknęła Veronika tak, by Jose ją usłyszał.
     Wtedy go uwolnił, jednak porywacz nie zamierzał się poddać i lewą, sprawną ręką wyprowadził kolejny cios, który na szczęście był chybiony. Czarodziej wykazał się refleksem i również się na niego zamachnął. Uderzył swojego przeciwnika pięścią w szczękę, po czym ten runął na ziemię bez przytomności.

     Znieruchomiała Estalijka z niepokojem przyglądała się magom.
     – To chyba wszyscy – stwierdził Jose.
     – Więc uwolnij panią – zasugerowała jego towarzyszka.
     – Właśnie miałem to zrobić. – Wyciągnął sztylet i ruszył w stronę porwanej. – Nie bój się. Jesteś ocalona – powiedział do niej, uśmiechając się.
Veronika, słysząc to, przewróciła oczami i lekko pokręciła głową.
     – Przetnę więzy. Nie będzie bolało – nie przestawał mówić łagodnym tonem, uwalniając ręce, a potem nogi kobiety.
     W tym czasie czarodziejka zdjęła linę z jednego z koni i podeszła do poparzonego człowieka. Był nieprzytomny, ale żywy. Od razu zaczęła go krępować.
     – Odsłonię ci usta – kontynuował mag. – Nazywam się Jose Alvarez, a to Veronika… – Spojrzał na swoją towarzyszkę. – Jak ty się właściwie nazywasz? – zapytał.
     – Veronika – odpowiedziała, nie przerywając.
     – To imię. A po ojcu? – dociekał.
     – Veronika Veronika, z domu Veronika – zbyła go.
     – Czy on żyje? – zapytała Estalijka, patrząc w stronę swojego oprawcy.
     Czarodziejka twierdząco skinęła głową.
     – Bardzo dobrze – powiedziała dziewczyna, po czym wstała i otrzepała swoje spodnie. Wszystko wskazywało na to, że nie odniosła żadnych poważnych ran.
Energicznie ruszyła w stronę koni. Zatrzymała się przy jednym z nich i tam zaczęła czegoś szukać w torbie. Przypięła rapier do boku, po czym rozejrzała się, podeszła do jednego z zabitych i zabrała mu pistolet.
     – Macie proch? – zwróciła się do magów, którzy z uwagą obserwowali jej poczynania.
     – Nie – usłyszała od Veroniki, więc przeniosła wzrok na Jose.
     Ten wpatrywał się w nią oniemiały.
     – Tu nie liczyłabym ani na przedstawienie się tej kobiety, ani na wdzięczność – powiedziała do towarzysza czarodziejka. Nie podobało jej się zachowanie uwolnionej.
     – Dziękuję – powiedziała dziewczyna, gdy Veronika szła już w stronę swojego rumaka. – Nazywam się Estela Fernandes. Jestem z Magritty.

Fanriel

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 976 słów i 5966 znaków, zaktualizowała 16 paź 2017.

1 komentarz

 
  • Margerita

    łapeczka w górę Jose wyskoczył, jak Filip z konopi z tym rozkazem uwolnienia

    16 paź 2017

  • Fanriel

    @Margerita Dziękuję. ;) Cóż, cały Jose. ;)

    16 paź 2017