Posłusznie wypełnił rozkaz, nie wykonując żadnych gwałtownych ruchów.
– Czego tu szukasz? – zapytał najemnik.
– Nie czego, tylko kogo – usłyszał w odpowiedzi.
– Zostaw go – powiedziała czarodziejka, rozpoznając głos przybysza.
– Zna go pani? – upewnił się Helmut.
– Tak – potwierdziła z westchnieniem.
Najemnik schował miecz i bez słowa minął mężczyznę.
Veronika nie ruszyła się z miejsca.
– Widzę, że masz nowych towarzyszy – zaczął Gert.
– Owszem – odparła.
– Podobnie jak poprzedni nie znają etykiety… Wybierasz się gdzieś?
– Tak, przecież ci mówiłam.
– Spodziewałem się, że pojedziesz w innym kierunku. Zjawiłbym się wcześniej, ale błędnie założyłem, że udasz się na południe – powiedział.
– Zmieniłam plany.
– No cóż… – Ruszył w jej stronę, w międzyczasie zdejmując kaptur. – Cóż za zbieg okoliczności. – Uśmiechnął się. – Nie cieszysz się? – zapytał.
Helmut wyprowadził dwa osiodłane wierzchowce. Minął się ze stajennym, który wszedł do środka. Rozejrzał się i zatrzymał wzrok na rozmawiających.
– Przygotuj mojego rumaka do drogi – poleciła mu kobieta.
– Tak, oczywiście. – Energicznie skinął głową i od razu wziął się do pracy.
– To ty? – Gert zajrzał jej pod kaptur.
– Tak, ja. Nie poznałeś po głosie?
– Poznałem. Nie wiem, co powiedzieć – wyjaśnił. – Wiesz, że zdarza mi się… Ta cisza staje się… zbyt denerwująca. Zbyt długa. – Cały czas wpatrywał się w jej obuwie. Po chwili wysunął nogę i potarł jej but. – O, przepraszam. To jakoś samo… No powiedz coś, zanim zrobię z siebie całkowitego durnia – poprosił.
– Już zrobiłeś.
– Ale jeszcze nie całkowitego. Uwierz mi, że mogę się pogrążyć jeszcze bardziej.
Pokręciła tylko głową.
– Yhm… Więc ja będę mówił – kontynuował. – Myślę, że kłamałaś. Nie zdążyłem wtedy powiedzieć, że ja bardzo cię kocham. Jeśli będzie trzeba, będę kochał za nas oboje… Miła okolica. Ciekawe, czy ryby biorą.
– Nie mam pojęcia. Może sprawdzisz? – zaproponowała.
– Nie wziąłem wędki… Prawdę mówiąc, wcale mnie to nie interesuje. Dokąd jedziesz?
– To chyba nie jest istotne.
– Dalej na wschód? – dopytywał.
– Na razie tak – potwierdziła, zerkając w stronę stajennego.
– Ja też na razie zmierzam w tamtą stronę – powiedział Gert. – Moglibyśmy jechać razem, jeśli nie masz nic przeciwko. Mogę też jechać z tyłu.
– Ile ty masz lat? – zapytała zniesmaczona tą rozmową.
– Dwadzieścia dziewięć. Myślałem, że wiesz.
– Co ty do mnie pieprzysz? – Zirytowała się.
– Prosiłem, żebyś coś powiedziała – przypomniał.
– Jeszcze parę takich zdań i pomyślę, że jesteś niespełna rozumu, a decyzja, którą ostatnio podjęłam, jest najlepsza i to nie dla ciebie, a dla mnie.
– Kocham cię – wyznał.
– I jedziesz sobie na wschód, tak?
– Jadę tam, gdzie ty jedziesz, więc bez sensu jest to, co zrobiłaś. Odebrałem temu sens, rozumiesz? Nie możesz mnie chronić.
Helmut wszedł do środka po następne konie. Zupełnie zignorował rozmawiających.
– Może nie zrobiłam tego, by cię chronić? – ściszyła głos. – Może powiedziałam prawdę?
– Może. Zazwyczaj ci wierzę…
– Nigdy cię nie okłamałam – przerwała mu. – Raz, z tym listem.
– Więc w sumie już dwa – odparł ze spokojem. – Widzisz, umiem liczyć. To prosty rachunek.
– Skąd masz tę pewność? Znowu wierzysz w coś, co sobie wymyśliłeś. W ogóle nie przyjmujesz pewnych rzeczy do wiadomości.
– Po prostu są dla mnie nie do przyjęcia. – Wzruszył ramionami i znów posłał jej uśmiech.
– To nie jest normalne – stwierdziła.
– Może jest. Ludzie wierzą w różne rzeczy. Czasami nie jest ważne, co inni będą mówić. Oni i tak będą wierzyć… Może porozmawiamy w zajeździe? – zaproponował.
– Zaraz wyjeżdżam – poinformowała go. – Jeśli chcesz coś jeszcze powiedzieć, to szybciutko.
– Kocham cię.
– Zaplanowałeś powtórzyć to ileś razy, tak? – zapytała. – To już trzeci.
– Nie – zaprzeczył, kręcąc głową. – Przecież wiesz, że ja rzadko cokolwiek planuję. Znów improwizuję.
– Tak, zauważyłam.
– Kocham cię – powtórzył szeptem.
Veronika ruszyła za stajennym, który wyprowadzał na zewnątrz jej rumaka.
– Dzień dobry, kochanie – przywitała się z koniem.
– Trzeba tak było od razu – powiedział Gert, nie odstępując kobiety na krok.
– To nie do ciebie – rzuciła, przypinając swoje rzeczy do siodła.
– Pomóc ci? – zapytał.
– Nie, dziękuję. – Zerknęła na niego. – Świetnie sobie radzę sama.
– Ja też, ale po co?
– Mniej nerwów.
– Nie wyglądasz na zrelaksowaną – stwierdził.
– Zapewniam cię, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
– To dobrze. – Uśmiechnął się. – Bałem się, że możesz się zdenerwować, gdy mnie zobaczysz.
– Mam świadomość tego, że zaraz wsiądę na konia, pojadę i… Chyba zaczęłam się już denerwować. – Spojrzała na niego. – Pojedziesz za mną, prawda?
– To zależy…
– O co ci chodzi? – zapytała z rezygnacją w głosie.
– Przecież wiesz. – Zbliżył się do niej. – Od miesięcy o tym mówię.
– Nie wyjdę za ciebie.
– To nie jest najważniejsze – przyznał – chociaż byłoby miło.
– Nie będę z tobą.
– Nie mogę się na to zgodzić – oznajmił.
– Nie masz nic do powiedzenia w tej kwestii – oburzyła się.
– Mam, jestem tu i ty też tu jesteś. Można powiedzieć, że prawie jesteśmy razem… Chcesz, żebym cię błagał? Tu jest błoto, ale zrobię to. Padnę na kolana…
Już miał klęknąć, gdy Veronika chwyciła lejce i ruszyła w stronę zajazdu.
– Czy to znaczy… – zaczął.
– Nie! – przerwała mu wzburzona.
Marcus i Filip obserwowali ich, stojąc przy budynku. Gert szedł za czarodziejką, prowadząc swojego konia.
Zatrzymali się w pobliżu zajazdu.
– On z nami jedzie? – Hoefer zwrócił się do kobiety.
– Nie – zaprzeczyła.
– A kim… Co tu jeszcze robisz chłopcze? – zapytał Gerta, który zaczął poprawiać coś przy siodle. Potem rozejrzał się i zdawał się na coś czekać.
Veronika zdziwiona jego zachowaniem zaczęła go obserwować.
– Jakiś problem? – Spojrzał na nią nieco zdezorientowany Marcus.
– Nie. – Pokręciła głową. – Wejdźcie do środka i zamówcie sobie jeszcze po piwie. – Wolała, by nie byli świadkami tej sytuacji.
Gert odprowadził ich wzrokiem.
– Zostaliśmy sami – powiedział, zbliżając się do niej. – Może zdjęłabyś kaptur? Gdy nie widzę twoich oczu, nie wiem, co myślisz. Pewnie dlatego błądzę. – Sięgnął ręką do jej twarzy, ale się odsunęła. – Odesłałaś ich, więc…
– Nie chciałam, by na to patrzyli – wyjaśniła. – To poważni ludzie.
– Zauważyłem. Zwłaszcza ten od koni. Zdaje się być śmiertelnie poważny. Nawet nasza rozmowa go nie rozbawiła.
– Nikogo oprócz ciebie to nie bawi – stwierdziła.
– Mnie akurat nie jest do śmiechu, ale wydaje mi się, że niektórzy mogliby zrywać boki, widząc, jak się pocę.
– Mnie to się wydaje żałosne.
– Ja też nie jestem z tego dumny – przyznał.
– To było wyjątkowe. – Szturchnęła nogą jego but.
– Bałem się, że się odsuniesz, gdy spróbuję dotknąć twojej dłoni... – zamilkł i nieoczekiwanie klęknął przed nią. – Wyjdziesz za mnie? – zapytał.
Zamarła. Gdy nic nie odpowiadała, chwycił ją za rękę.
– Wyjdź za mnie. Będę dobrym mężem i… łowcą, czy jak tam nazwać to, czym się zajmujesz.
– Nie nadajesz się do tego, masz za długi język – wyrzuciła mu.
– Słucham? – Rozejrzał się i ściszył głos. – Mówisz o najemnikach, tak? O polowaniu na wampiry? W powietrzu było tyle twoich sztyletów, że każdy głupi by się zorientował, że jesteś czarodziejką.
– Nawet jeśli, nikt nie wiązałby mnie z moim Kolegium. Nie powinieneś o tym wspominać przy swoich ludziach.
– To chyba nie jest teraz ważne.
– Oczywiście, że jest – powiedziała. – Są rzeczy, o których się nie mówi. Poza tym wiedziałeś, że zależy mi na dyskrecji. Są jakieś zasady, a ty ich nie przestrzegasz. Jesteś nieodpowiedzialny i ściągasz mi kłopoty na głowę. Przyprowadziłeś Alexa, którego ja chciałam się pozbyć z zasięgu wzroku. Postawiłeś mi go za plecami – wypomniała mu.
– Dlaczego teraz o tym rozmawiamy? Przecież to przeszłość.
– Wiem, że to się może powtórzyć i nie mogę na ciebie liczyć.
– Chciałbym zauważyć, że wtedy nie wyraziłaś się dość jasno. Będziemy się teraz kłócić? Po co? – pytał spokojnie.
– Znowu składasz mi jakieś dziwne propozycje, na które…
– Nie szukaj wymówek – wszedł jej w słowo.
– To nie są żadne wymówki – zapewniła go.
– Źle do tego podchodzisz – stwierdził. – Jest wiele argumentów przemawiających za tym, byś się zgodziła.
– To ciekawe. Powiesz mi jakie?
– Kocham cię – wyznał.
– Tracimy czas... – zamilkła na chwilę. – Ja się zajmuję ważnymi sprawami, a ty błaznujesz, kopiesz mnie w but i w kółko powtarzasz to, co powtarzasz.
Gert znów się rozejrzał.
– Powtarzam, bo to prawda – powiedział. – A poza tym potrafię bardzo odpowiedzialnie podejść do ważnych spraw.
– To nieprawda. Niczego nie traktujesz serio. Może raz albo dwa widziałam cię zaangażowanego i przejętego tym, co robiliśmy. Czy ty teraz jesteś poważny?
– Teraz? Teraz jestem zdesperowany… Brak mi argumentów – przyznał.
– No właśnie. Wiesz dlaczego? Bo ich nie ma.
– Dobrze, może nie ma. I co z tego? – zapytał. – To nie jest takie proste.
– Może choć raz się zastanów. Jak ich nie ma, to nie warto się w to pakować. Związek musi mieć sens – tłumaczyła. – Jakikolwiek.
– Miłość nie wystarczy?
– Nie wiem, Gert – odparła z westchnieniem.
– Nie wiesz? Moim zdaniem wystarczy. Nawet jeśli nasz związek będzie burzliwy, to i tak ma sens. Uczucia są najważniejsze… Zgódź się – poprosił.
– Nie – odmówiła bez wcześniejszego przekonania.
– Ja wiem, że ty masz swoje powody, by podejmować akurat takie decyzje…
– Jesteś przekonany, że zrobiłam to tylko po to, by cię chronić, a to nie do końca prawda. Przyjmij to wreszcie do wiadomości – powiedziała. – Myślę, że wypili to piwo i powinniśmy już ruszać.
Gert wstał i otrzepał spodnie.
– Wracaj do Nuln – poprosiła łagodnym głosem. – Nic z tego nie będzie. Było miło, ale… Traktujmy to jako fajną przygodę.
– Wybacz, ale nie mogę cię w ten sposób traktować.
Przez chwilę patrzyli na siebie bez słowa.
– Wyczuwam twoje wahanie. – Uśmiechnął się lekko. – Ty też już nie masz argumentów.
– Cały czas mam te same. Poznaliśmy się bliżej i chyba zyskaliśmy już pewność, że to się nie uda.
– Nieprawda. – Nie mógł się z nią zgodzić.
– Wybacz, ale ja właśnie tak to widzę.
– Przestań. Ludzie dają sobie szanse. Jedną, drugą, dziesiątą, setną… Zasłużę sobie na twoją miłość, jeśli to konieczne.
– Chcę, żebyś wrócił do domu. – Z każdą chwilą było jej coraz trudniej. – Masz tam Nellie. Popatrz na nią łaskawszym wzrokiem…
– Nie opowiadaj bzdur – przerwał jej, po czym chwycił ją za dłoń, zsunął kaptur i popchnął na ścianę. Potem wykręcił jej obie ręce, tym samym ją unieruchamiając i zaczął całować.
Nie była w stanie mu się oprzeć i odwzajemniła pocałunek.
Po chwili z zajazdu wyszedł Helmut z naciągniętą kuszą. Wtedy Gert uwolnił Veronikę, a ona go objęła. Najemnik rozejrzał się i powoli wrócił do środka.
– Co ty robisz? – zapytała czarodziejka, gdy Gert wziął ją na ręce.
– To, co mężczyzna robi w takiej sytuacji. – Spojrzał na stajnię i ruszył w tamtą stronę. – Całuj mnie, nie mogę cię teraz przymusić. Całuj mnie, zanim znów zacznę mówić i wszystko zepsuję.
Spełniła jego prośbę.
Gdy dotarli do budynku, kopnięciem otworzył wrota.
– Precz! – krzyknął, tylko na moment przerywając pocałunek.
Wystraszony stajenny prawie wybiegł na zewnątrz.
Gert rzucił kobietę na siano, po czym położył się na niej. Znów byli szczęśliwi, a ich problemy zniknęły.
2 komentarze
Margerita
Łapka w górę widzę że Gercik ruszył za Vercią i dobrze zrobił
Fanriel
@Margerita, dziękuję. Nie mogło być inaczej.
AnonimS
Ale to skomplikowane. W sumie przepychanki jak u nastolatków. Z innych dzieł wypisz wymaluj "Żuraw i Czapla" z tą różnicą że oni mają swoje momenty zbliżeń a żuraw z czaplą się mijali.... ciekawe co dalej się objawi w tekście. Pozdrawiam
Fanriel
@AnonimS Skomplikuje się jeszcze bardziej. Dziękuję za komentarz. Również pozdrawiam!