Strażnicy cienia III część 31

Na korytarzu nie było nikogo, więc czarodziejka zapukała do Hoefera.
     – Byłeś już może obejrzeć ciało? – zapytała go, gdy stanął w drzwiach.
     – Czekałem na ciebie. Myślałem, że pójdziemy tam razem.
     – W porządku. Wkrótce będę gotowa.

     Po porannej toalecie Veronika wróciła jeszcze do swojego pokoju, by zostawić rzeczy.
     – Jadę z Marcusem do kostnicy – poinformowała narzeczonego. – Jeśli chcesz, możesz nam towarzyszyć.
     – Pojadę – zdecydował natychmiast.
     – To może załatw powóz, a ja po niego pójdę. Tak będzie szybciej.

     Na miejsce dojechali w milczeniu. Przed wyjściem z karocy Hoefer wyciągnął zza koszuli schowany zazwyczaj symbol Morra.

     Po wejściu do budynku Gert zaczepił przechodzącego właśnie strażnika:
     – Chcielibyśmy zgłosić zaginięcie naszego przyjaciela.
     – Przejdźcie przez te duże drzwi, a potem idźcie cały czas prosto. – Mężczyzna ręką wskazał kierunek. – Tam możecie zgłosić zaginięcie.
     
     – To nie jest nasza sprawa! – strażnik krzyczał na niepozornego człowieka, który nieśmiało się wycofywał. – Nie zawracaj nam tym głowy!
     – Dzień dobry – Gert przywitał się z rozzłoszczonym urzędnikiem.
     – O co chodzi? – usłyszał szorstki ton.
     – Chcielibyśmy zgłosić zaginięcie naszego towarzysza. Ma na imię Helmut.
     – Helmut… Jak dalej? – zapytał strażnik.
     – Nie znamy nazwiska – wyjaśnił Gert.
     – Wiek, wzrost, kolor włosów, kolor oczu, waga, ubranie… – urzędnik szybko rzucał hasła i zapisywał odpowiedzi, które padały.
     Interesowało go także, gdzie się zatrzymał w mieście, kto ostatni go widział i kiedy zniknął. Przyjął zgłoszenie i na tym postanowił zakończyć swoją pracę w tej sprawie.
     – Coś jeszcze? – zapytał, dostrzegając wahanie petentów.
     – Mieliśmy dzisiaj wyjechać, a obawiamy się najgorszego… On prawdopodobnie nie żyje. Jeśli faktycznie tak jest, to jego ciało z pewnością zostałoby już odnalezione… – powiedział Gert.
     Urzędnik po raz pierwszy popatrzył na nich uważnie i zatrzymał wzrok na Marcusie, który wyglądał jak kapłan.
     – Od wczoraj się trochę tego… – zamilkł nieco zakłopotany. – To znaczy… Znaleźliśmy ciała kilku mężczyzn.
     – Jest ktoś, kto by pasował do rysopisu? – zapytała Veronika.
     – Prawdę mówiąc, nie wiem. Ja tylko przyjmuję zgłoszenia i przekazuję je dalej osobom, które zajmują się poszukiwaniami.
     – A z kim moglibyśmy rozmawiać o tej sprawie? – dopytywała.
     – Frediger Jauch, pierwsze piętro, pokój numer dwadzieścia trzy. To jest zgłoszenie. – Urzędnik podał zapisaną kartkę Gertowi i niepewnie zerknął na Marcusa.
     
     Hoefer i Veronika przeszli do holu, podczas gdy jej narzeczony poszedł porozmawiać z Jauchem. Wkrótce pojawił się na schodach w towarzystwie umundurowanego mężczyzny, który sprawiał wrażenie niezwykle poważnego człowieka.
     Przedstawił urzędnikowi narzeczoną i Marcusa, po czym razem udali się do kostnicy.
     – W tej chwili jest szesnaście ciał, które nie zostały jeszcze zidentyfikowane – poinformował ich po drodze mężczyzna.

     Gdy dotarli na miejsce, Jauch otworzył drzwi. Przy jednym z ciał stało kilku mężczyzn w fartuchach. Na rękach mieli krew. Widok był odrażający.
     – Śledczy właśnie badają zwłoki w celu ustalenia przyczyny śmierci – wyjaśnił. – Zaczekajcie tu. Zapytam, czy mogą przerwać – powiedział, po czym wszedł do środka.
     – Ja tu zostanę, dobrze? – Veronika zwróciła się do Hoefera. Nie miała ochoty na takie doznania. – Nie będę ci tam do niczego potrzebna?
     – Nie – odpowiedział.
     – Chodźcie, tylko szybko. – W drzwiach pojawił się urzędnik.
     – Tylko ja – oznajmił Marcus i ruszył bez wahania.
     Po chwili pomieszczenie opuścili śledczy, a za nimi strażnik.
     – Chyba rozpoznał waszego towarzysza – zwrócił się do narzeczonych. – Przykro mi, ale i tak macie więcej szczęścia niż inni, ponieważ czasami po prostu nie znajdujemy ciał. Spieszę się. Traficie do wyjścia?
     Kobieta skinęła głową.
     – Bardzo dziękujemy – powiedział Gert.

     Czarodziejka poczuła nietypowy ruch fioletowego wiatru magii. Skoncentrowała się na tym. Skumulował się w kostnicy, a potem nagle się rozproszył.
     – Myślę, że skończył – poinformowała narzeczonego.
     Ten spojrzał na nią i wtedy wyszedł do nich Hoefer.
     – To on – oznajmił. – Chodźmy. – Ruszył w drogę powrotną.
     – Dowiedziałeś się czegoś? – zapytała Veronika.
     – Casimir… To imię mordercy. Prawdziwe… Był zamaskowany. Miał na sobie płaszcz z kapturem i chustę na twarzy. Helmut nie żył, gdy go podpalał. Zabił go sztyletem.
     – Gdzie? – Chciała poznać jak najwięcej szczegółów.
     – Nie byłem w stanie dowiedzieć się wszystkiego. Miałem niewiele czasu… – zamilkł na moment. – Dziwne, kilka razy powtórzył „sztylet”…
     – Może taki sztylet, jaki mamy? – domyślała się czarodziejka.
     – Widziałeś tę ranę? – Gert zwrócił się do Marcusa.
     – Nie. – Pokręcił głową. – Śledczy mi powiedzieli, że zginął od noża, zanim został podpalony. Helmuta pytałem o mordercę.
     – Myślisz, że to może być ten sam człowiek? – zapytała Veronika.
     – Chyba nie możemy niczego wykluczyć – odparł Hoefer po chwili namysłu. – Jeden cios w pierś… Nie są pewni, ale prawdopodobnie w serce.
     – Precyzyjnie – stwierdził Gert. – Obstawiam, że mamy do czynienia z jednym mordercą.
     – Ale Helmut i mój mistrz nie mogli mieć ze sobą związku, prawda? – Veronika zwróciła się do Marcusa, szukając motywu tej zbrodni.
     – Chyba nie. Nie wiem.
     – Nie mówił, że go znał? – upewniała się.
     – Nie – zaprzeczył.
     – Więc może to jakiś wariat, a te ofiary to przypadek. Może jedzie w tym samym kierunku co my i po prostu mieliśmy pecha? – snuła domysły, choć nie wydawały jej się zbyt prawdopodobne.
     – Niczego nie wykluczam – powiedział Hoefer – ale w obu przypadkach mamy do czynienia z zamaskowanym mordercą…
     – Udam się do kogo trzeba i przekażę informacje, które udało nam się zebrać – zadeklarowała. – Poproszę, żeby szukali zabójcy.
     – Muszę jeszcze złożyć oświadczenie, że go rozpoznałem – przypomniał sobie Marcus. – Przed wyjazdem trzeba też zadbać o pochówek. Zajmę się tym od razu.
     – Poleciłeś Ulrychowi albo Filipowi, żeby spotkali się z krasnoludem? – zapytała Veronika.
     – Tak – potwierdził. – Ulrych miał tam pojechać.

     – Zostawię was teraz – oznajmiła, gdy opuścili budynek.
     – Weź powóz – zasugerował Gert. – Chyba że chcesz, żebym pojechał z tobą?
     – Nie, nie chcę – odmówiła. Nie czuła się zbyt pewnie w zaistniałej sytuacji, jednak wolała nie dopuścić do kolejnego spotkania narzeczonego z Angelą.

     Zanim wsiadła do karocy, upewniła się, że w środku nikogo nie ma. Podała adres domu księżnej gildii i kazała się tam zawieźć. Na miejscu poprosiła woźnicę, by na nią zaczekał.

     Drzwi otworzyła służąca. Veronika przywitała się z nią, przedstawiła i powiedziała, że ma pilną sprawę do pani Angerer. Służąca wpuściła ją do środka i wskazała miejsce, gdzie czarodziejka miała zaczekać.
     Po chwili na schodach pojawiła się Jednooka w szlafroku. Wyglądała na zaspaną, a jej fryzura pozostawiała wiele do życzenia.
     – Niech zgadnę – zaczęła – orki otoczyły miasto i żądają, żebyśmy się poddali.
     – Gorzej – powiedziała Veronika. – Dzień dobry.
     – Gorzej? W takim wypadku wybaczam, że mnie obudziłaś.
     – Przepraszam, że przychodzę o tej porze, ale nie mam wyjścia. Muszę zaraz wyjechać, a sprawa jest bardzo pilna.
     – Chodźmy do salonu – zaproponowała Jednooka, wskazując drogę.  

     Gdy zamknęły za sobą drzwi, czarodziejka opowiedziała znajomej o szczegółach i ustaleniach Marcusa. Pominęła sprawę mistrza i poprosiła, by Angela zleciła poszukiwania mordercy.
     – Nawet jeśli go nie znajdziemy, to i tak kosztuje – zaznaczyła szefowa gildii. – I powiedz mi jeszcze, co mam z nim zrobić, gdy już go będziemy mieli?
     – Gdyby były dowody na to, że to zrobił i trafiłby przed sąd, to już oni by wykonali odpowiedni wyrok.
     – Znalezienie odpowiednich dowodów i naprowadzenie śledczych też wymaga pewnych zabiegów – stwierdziła księżna.
     – Zdaję sobie z tego sprawę.
     – Czasami to może kosztować więcej, niż pozbycie się kogoś – powiedziała Angela.
     – Gdyby to miało być bardziej skomplikowane, lepiej się go pozbyć – zdecydowała czarodziejka. – Ostatecznie chodzi o to samo.
     – W zasadzie tak.
     – Nie ukrywam, że chciałabym wiedzieć, kim jest ten człowiek i dlaczego to zrobił.
     – Tego też można się dowiedzieć – zapewniła szefowa gildii. – Po starej znajomości pięćdziesiąt za odnalezienie go, drugie tyle za załatwienie sprawy. Nie będę tego komplikować. Czy coś jeszcze?
     – Nie, to chyba wszystko.
     Na prośbę znajomej czarodziejka opowiedziała jej o zwyczajach Helmuta.
     – Więc to mogło się zacząć już w zajeździe – wywnioskowała Jednooka. – Mógł tam nawiązać kontakt z kimś, kto go wyciągnął na zewnątrz.
     – O tym nie pomyślałam – przyznała Veronika. – Trzeba porozmawiać z barmanem… Jak tylko będę mogła, przyjadę dowiedzieć się, jak to wygląda – powiedziała, przekazując Angeli pieniądze. – Jeszcze raz przepraszam, że cię obudziłam i dziękuję za pomoc.
     – Interesy to interesy. – Nie czuła żalu, patrząc na sakiewki ze złotem.

     Gdy Veronika dotarła do zajazdu, w głównej izbie zastała Ulrycha i Filipa siedzących przy stole w towarzystwie krasnoluda. Gert opierał się plecami o bar.
     Czarodziejka podeszła do najemników i przywitała się z nimi.
     – Czy Helmut umawiał się z kimś, rozmawiał, czy może z kimś wychodził? – zapytała.
     – On nigdy z nikim nie gadał – powiedział Filip. – Rozmawiał z tobą kiedyś?
     – Nie – zaprzeczyła, po czym ruszyła w stronę schodów.
     Narzeczony dołączył do niej po drodze.
     – Marcusa jeszcze nie ma? – zwróciła się do niego.
     – Jest – odparł.
     – Jak to? Już? – zdziwiła się. – Załatwił pogrzeb?
     – Poszliśmy do świątyni. Tam poprosił, żeby zajęli się pochówkiem, zapłacił i to wszystko.
     – Więc możemy już jechać, tak?
     – Chyba tak. W sumie czekaliśmy na ciebie – powiedział Gert, otwierając drzwi do ich pokoju.
     – Ja jestem prawie gotowa. Mam tylko kilka rzeczy do spakowania.
     – Chciałbym z tobą porozmawiać przed wyjazdem – zaczął. – To może trochę potrwać.
     – Dobrze, tylko powiem Marcusowi, że wróciłam. – Zostawiła narzeczonego w izbie i wyszła.

     Hoefer zaprosił czarodziejkę do środka.
     – Będą go szukać. Jeśli go znajdą, spróbują się dowiedzieć, dlaczego to zrobił. Zostanie ukarany – poinformowała go.
     – To dobra wiadomość. Ile to kosztowało?
     – Sto sztuk złota.
     Marcus na chwilę zamknął oczy.
     – Naturalnie wszystko ci zwrócę – zadeklarował. – Część mogę już teraz.
     – Później, przy okazji.
     – Wieczorem w zajeździe – obiecał. – Muszę to jeszcze omówić z chłopakami. Niestety pewnie i tak nie będę miał całości, ale od razu zapłacę tyle, ile mogę.
     – Nie spieszy się – zapewniła go. – Nie myśl o tym na razie. Ja sobie poradzę.
     Veronice zależało na ewentualnej pomocy Hoefera bardziej niż na tych pieniądzach. Liczyła się z tym, że sama będzie musiała szukać zabójcy Mekela. W takiej sytuacji zdolności Marcusa mogłyby się okazać nieocenione.

     Gert stał przy oknie, gdy wróciła do ich pokoju.
     – Już jestem – powiedziała i zaczęła się pakować.
     – Możesz chwilę z tym zaczekać? – poprosił, więc odłożyła torbę. – Sprawa wydaje się być poważna. To może mieć związek…
     – Wiesz o czymś? – zapytała zaniepokojona.
     – Nie, ale mam takie przeczucie. Najpierw twój mistrz, teraz Helmut. To dwie osoby, które są z nami związane. Nie wierzę, że to przypadek.
     – Mekel z nami nie podróżował – zaznaczyła.
     – Podążał tą samą drogą.
     – Jak setki innych osób – wtrąciła.
     – W mieście są tysiące osób, a zginął właśnie Helmut.
     – Na razie wygląda to na przypadek – powiedziała, choć nie była o tym przekonana. – Niewiele mnie łączyło z Helmutem, a z Mekelem ostatnio nie miałam kontaktu.
     – Spotkałaś się z nim tuż przed jego śmiercią, a z Helmutem podróżowałaś.
     – Tak – potwierdziła – ale jeśli to miałoby mieć związek ze mną, to…
     – Twój mistrz się z tobą spotkał – przerwał jej. – Ktoś mógł go śledzić. Może czegoś od niego chciał. Zakładam, że nie tylko wbić mu nóż. Z pewnością istnieje wiele różnych powodów. Czegoś od niego chciał i może uważać, że ten Mekel przekazał to nam, a konkretnie tobie.
     – To dlaczego Helmut nie żyje? – zapytała.
     – Może był łatwym celem, bo był sam. Zabijając go, osłabił naszą grupę.
     – Ale ja też chodziłam sama, więc gdyby chodziło o mnie, chyba byłoby już po wszystkim – powiedziała.
     – Może nie nadarzyła się okazja. Może ktoś cały czas nas śledzi… Jak jutro zginie Filip, też będziesz wierzyła, że to przypadek? Morderca po prostu jest ostrożny.

Fanriel

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2154 słów i 13414 znaków.

1 komentarz

 
  • AnonimS

    Szukają ale marne szanse że będzie żywy.

    7 sty 2018

  • Fanriel

    @AnonimS Dlaczego?

    7 sty 2018

  • AnonimS

    @Fanriel był odpowiedzialny. Nigdy się nie oddalał bez powiadomienia gdzie idzie i po a tu jak kamień w wodę.

    8 sty 2018

  • Fanriel

    @AnonimS A ja myślałam, że Ty o zabójcy piszesz. :) Nie sądziłam, że chodziło o Helmuta, bo w końcu ustalili, co się z nim stało.

    8 sty 2018