,,Mięso" cz. 20

Cz. 20
Witaj.
Niestety nie stać mnie na entuzjazm, bo ostatnio coś straciłam humor. Nie mogę znieść widoku niektórych ludzi. Już samym wyglądem sprawiają, że nóż mi się w kieszeni otwiera, a co dopiero widzieć jeszcze, jak pchają wózki ze swoimi dziećmi. Są dumni i tacy pyszni. Myślą, że świat należy do nich.
Ja nie wiem. Czy oni nie mają sumienia? Bo na serce, to w ogóle na nich nie liczę. Kroczą, jak dumne kwoki w szpileczkach kręcąc na boki swoim rozciągniętym tyłeczkiem, jakby chciały utorować sobie więcej miejsca na chodniku. Malują swoje gały na różowo i szpanują, że wciąż są młode.
Bo niestety są…
Ale nie ich wygląd mnie najbardziej wkurza. Nie ich śliczne buźki, rozwarte pośladki, czy zwarte zbyt małym stanikiem piersi, aby wyglądały na większe. Nie wkurza mnie to, że chodzą w szpilkach za dwieście złotych, podczas, gdy mi pozostały tylko klapki, czy łapcie, bo strasznie puchną mi nogi. Nie wkurza mnie to, że wciąż malują włosy na niby naturalny kolor, podczas, gdy mi pozostał jedynie biały.
To wszystko nie ma nic do rzeczy. Mnie chodzi o coś zupełnie innego.
Weźmy na przykład taka Zośkę z klatki obok. Jej mąż jest Telemarketerem i zarabia około trzech tysięcy na miesiąc. Ona zwykła sprzedawczyni w sklepie mięsnym, w godzinach od szesnastej do dwudziestej drugiej, a na co dzień dama w kapeluszu i szpilkach. Ledwie wybuli dwa tysiaki.
I dwójka dzieci.
Przykładna para, prawda?
Oboje młodzi, bo po trzydziestce, więc nie ma się, do czego przyczepić. A jednak, gargulowatej Zośce jest mało. Bzyka się po kartonach z dwoma gośćmi z banku i pewnie bierze za to kasę. W dupie ma swojego Telemarketera, który zmęczony nawijaniem przez osiem godzin, pewnie milczy w domu jak grób.
Albo śpi.
I niech mnie grzmot z jasnego nieba walnie, jeśli kłamię, że ona czarna, on czarny, a ich dzieci jakimś sposobem nie odziedziczyli po nim koloru włosów. Jeden bankowiec rudy, drugi blondyn. Dziewczynka ruda, chłopiec blondyn.
Przypadek?
Pewnie tak. Zawsze przecież urodę dzieci można zgonić na pradziadków. I nie ważne, że Telemarketer tak naprawdę jest bezpłodny.
Myślisz, że mu współczuję?
Nie.
Nasz Telemarketerek nadrabia stracony czas ze studentką z Warszawy. Głupia młódka pewnie myśli, że dla niej Telemarketerek porzuci dwójkę nie swoich dzieci i wpadnie w jej sidła, jak mucha w pajęczynę. Głupia nie wie, że gdyby miał zamiar opuścić żonę, już dawno by to zrobił. A co mu szkodzi pobrykać sobie na boku, skoro w najlepszych godzinach jego małżonka sprzedaje mortadelę?
Widzisz, świat schodzi na psy. Dlatego właśnie na tym świecie jestem ja. Może już ciut stara, ale mnie osobiście nie przeszkadza to w czyszczeniu świata.  
To ty mnie tego wszystkiego nauczyłeś.
Pamiętasz?
To ty mi powtarzałeś, że człowiek, który nie spełnia norm człowieczych nie jest człowiekiem, lecz marionetką popychaną przez diabła.
A diabeł jest zły.
A źli ludzie zasługują na karę.
                                                   Maja 1 sierpnia 2016r.

Ewelina31

opublikowała opowiadanie w kategorii thriller, użyła 554 słów i 3077 znaków.

Dodaj komentarz