,,Mięso" cz. 5

Cz. 5


Kochasiu!
Listonosz znów nie przyniósł mi od ciebie żadnego listu. A tak czekałam. Sądziłam, że po tym, co ci ostatnio napisałam odezwiesz się do mnie. Choćby po to, aby mi powiedzieć, że mam już do ciebie nie pisać. No, chyba, że chcesz, abym nadal do ciebie pisała i opowiadała ci o rzeczach, o których wcześniej nie miałeś pojęcia.
A może właśnie, dlatego gniewasz się na mnie? Może złości cię to, co ci piszę i odczuwasz do mnie wstręt? Jeśli tak, to przebacz mi, bo to zaledwie namiastka tego, o czym chciałabym ci pisać.
A pamiętasz moje szesnaste urodziny? Babcia upiekła mi cudowny tort, który był strasznie smaczny. Do domu przyszło sporo moich koleżanek z klasy i okolicy. Była nawet ta wredna Natalka. Przyszła z paczką dziewczyn, które mnie wtedy wkopały z tym chemikiem. Nic jednak o tym nie wspominałyśmy. Przyniosły mi nawet wspólny prezent. Dużą butelkę ruskiego szampana, pół litra Żubrówki i cztery piwa Żubr. Bynajmniej nie był to mój wymarzony prezent, jednak liczył się gest.
I fakt, że w ogóle do mnie przyszły.
A pamiętasz, co takiego dostałam wtedy od babci? I nie mówię tu o torcie. Babcia mój prezent zachowała na sam koniec imprezy.
Było już chyba w pół do jedenastej w nocy, kiedy przyszła do mojego pokoju z klatką, w której było małe zwierzątko. Papużka! Miała cudowny błękitny kolor i malutki czerwony dziobek. Uwielbiała jeść kukurydzę i jątka ze słonecznika. Do klatki wewnątrz było przywieszone takie małe żółte poidełko z wodą i drugie, ale już z karmą.
Byłą słodka! Nawet nadałam jej imię. Eulalia. A dlaczego akurat tak? Bo podobno tak właśnie miała na imię moja praprababka ze strony matki.
Pamiętasz ją?
A może nie?
Nie ważne. W każdym razie, kiedy impreza już się skończyła, a babcia dała mi swój prezent podziękowałam jej. Z całych sił uściskałam ją jak tylko potrafiłam najmocniej i…
Ale uwierz mi! To nie było specjalnie! Ja bardzo kochałam babcię Jasię i nigdy nie zamierzałam jej skrzywdzić!
Nigdy! Słowo honoru!
Nikt przecież nie piekł tak pysznych ciast jak ona, ani nie robił tak przepysznych tortów jak babcia Jasia. Nawet nie masz pojęcia ile łez wylałam, kiedy ją chowali!
Tak. Wiem, co wtedy zrobiłam, czy też powiedziałam, już nie wiem sama jak to było dokładnie. Wciąż w głowie słyszę ten dziwny chrzęst, kiedy tak bardzo ją ściskałam…
Skąd mogłam wiedzieć, że pęknie jej kark? Przecież, to tulenie, to w sumie nie było tak mocno…
Nadal nie wiem jak udało mi się zrobić to, co zrobiłam potem. To było odruchowo. Kiedy ujrzałam, że babcia przestała mnie już obejmować, puściłam ją. Z łoskotem upadła na dywan. Papuga, co gorsza gorączkowo piszczała, jakby sama miała jakiekolwiek pojęcie o tym, co się wydarzyło. A ja w wielkiej panice złapałam babcię za ręce i przeciągnąłem do jej pokoju. Nie było łatwo, bo babcia sporo ważyła, jednak pocieszał mnie fakt, że jej pokój był na przeciwko mojego. Zaciągnęłam ją pod same łóżko i jakoś wtargałam na nie. Potem ułożyłam jej dłonie tak, jakby się trzymała za szyję i odgięłam jej głowę do tyłu. W pokoju babcia miała taką szafkę, co ciągle się kolebała, więc oparłam ją o babci szyję, żeby wyglądało tak, że to ona się na nią przewróciła.
Akurat była pod ręką.
Kilka książek upadło tuż obok jej głowy, ale już ich nie przestawiałam. Wciąż z drgającym rękami popatrzyłam na szyję babci, gdzie szafka uczyniła już niemałe wgniecenie. Cofnęłam się do tyły i wyszłam na korytarz. Na paluszkach czmychnęłam do siebie.
A miało być tak fajnie!
Chcesz znać moje zdanie na ten temat? Nie ja byłam wszystkiemu winna, tylko ta przebrzydła papuga! To przez nią musiałam mocno uścisnąć babcię, bo chciałam jej zwyczajnie za to podziękować. Więc to ona zesłała na babcię Jasię śmierć!
Nie ja.
Zresztą, nie ważne. Nikt nawet nie podejrzewał, że to była moja wina. Mama od roku już darła się na tą szafkę, że trzeba coś z nią zrobić. No i szafka poszła na opał, a babcia do grobu. A ja miałam tyle szczęścia, że w szafce był scyzoryk, którego ostrze spadając przecięło babci tętnicę szyjną. A ja myślałam, że to był czerwony szalik…
Zanim ktoś się spostrzegł babcia wykitowała na tamten świat na dobre. Po trzech dniach był jej pogrzeb. Na czwarty dzień nie wytrzymałam i wyżyłam się na papudze. Nawpychałam jej do gardła tyle ziaren, ile tylko udało mi się wepchnąć.
Zdechła z przeżarcia.
Proste i oczywiste.
Mam nadzieję, że jest gdzieś tam i właśnie żałuje za swoje grzechy. A klatkę sprzedałam koleżance za trzydzieści złotych. Dla uczczenia pamięci o babci Jasi, kupiłam jej znicz za trzy złote i zaświeciłam na jej grobie. Połowę z reszty wrzuciłam do skarbonki, tak jak zawsze. Już ledwo udało mi się upchnąć te pieniądze. Nie, dlatego, że miałam ich tak dużo, bo moją skarbonką był litrowy słoik. W dekielku wycięłam sobie dziurkę i ilekroć od kogoś dostawałam jakąś kasę, zawsze dzieliłam ją na pół. Pół do słoika i pół na moje potrzeby. Chciałam w ten sposób uzbierać sobie na coś fajnego. Nie wiedziałam jeszcze, co to takiego będzie, ale byłam pewna, że gdy przyjdzie czas, będę wiedziała, na co je wydać.
Zastanawiasz się pewnie ile ich było? Ja też się nad tym zastanawiałam, jednak nie mogłam pozwolić sobie na ich policzenie. Bo gdybym je wyjęła, oznaczałoby to, że znów te pieniądze dostałam i znów musiałabym podzielić je na pół. A w ten sposób nigdy nie uzbierałabym wystarczającej sumy na spełnienie moich przyszłych marzeń.
Dlatego do dziś trzymam je w szafie. Trochę tego już jest.
A czy teraz już jesteś mną zainteresowany na tyle, aby mi odpisać?
No odpisz w końcu. Tak bardzo cię o to proszę.
                                                Maja, 18 maja 2016r.

Ewelina31

opublikowała opowiadanie w kategorii thriller, użyła 1165 słów i 5974 znaków.

Dodaj komentarz