,,Mięso" cz. 78

Cz. 78
Kućko tej nocy czuł, że to może być jego ostatnia podróż do krainy snów. Jego oddech był bardzo świszczący i coraz gorzej znosił ataki kaszlu. Nie potrafił pojąć, jak mógł się tak pomylić w stosunku do swojego przeznaczenia. Jeszcze wczoraj był pewien, że w jego życiu pojawi się mała dziewczynka, która tak jak i on pokocha tajniki smaczności potrawy. Wierzył, że małe stworzenie rozjaśni mu ostatnie dni życia, a on, pewny swojego wyboru przekaże jej cudowne receptury na długie życie i przede wszystkim, na smaczne życie.
To prawda, że kiedy załamał się po odejściu matki, chciał zaprzestać takich racji żywieniowych, lecz po odejściu jego maleńkiej istotki, stracił coś takiego, jak serce. Coś w nim pękło i przestał się przejmować innymi ludźmi. Zresztą, przez jakiś czas miał wrażenie, że umarł. Ktoś mu powiedział, że miał straszliwy wypadek, ale nie miał pojęcia, kto. Czasami przez sen, wydawało mu się, że słyszał swoją matkę, która czymś go karmiła, ale bardziej pamięta to, jako mrzonki, a niżeli rzeczywistość.
Potem było jakieś zamieszanie, sam nie wiedział, jakie, bo był zbyt słaby, aby pamiętać. Jednak to, co zobaczył po przebudzeniu całkiem odebrało mu rozum.
Kućko miał rzadką grupę krwi B RH minus. To z jej powodu bardzo często chorował. Matka robiła, co mogła, aby mu pomóc, przez co i ona czasami była bardzo słaba. Miała jednak na tyle siły woli, aby zajadać się buraczkami i dostarczać, jak najwięcej swojej krwi swojemu synowi.
Bo i ona miała tą samą grupę krwi.
A teraz leżała obok niego z przewiązanym chustą ramieniem, z czego przez rurki umocnione w swoim ciele jej krew na bieżąco przepływała do ciała Kućki.
Zmarła oddając mu całą swoją krew.
Kochała go na tyle mocno, że podarowała mu drugie życie i to kosztem swojego własnego.
Kućko zrobił z jej ciałem to, co mu nakazała w liście pozostawionym w kieszeni jego spodni.
                            ,, Synku”
Mam nadzieję, że już całkiem wyzdrowiałeś i dlatego to ty, a nie ktoś inny czyta mój list do ciebie.
Kocham cię.
Kochałam cię zawsze, odkąd tylko pojawiłeś się w moim marnym życiu. Byłeś tą jasną iskierką, która nie znika nigdy na niebie, kiedy nawet burzowe chwile zakrywają je na bardzo długo.  
Ale jej nie zakryją nigdy.
Czy byłam dobrą matką?
Nie wiem.
Zawsze starałam się robić wszystko tak, jak nakazywało mi sumienie. Broniłam ludzi słabszych przed tymi silniejszymi. Zabijałam, wiem, ale to nie dlatego, żeby mieć z tego radość, ale po to, aby tacy źli ludzie, jak oni, mogli nie zaśmiecać dłużej naszej planety. Usuwałam tylko tych, którzy przynajmniej raz usunęli własne dziecko ze swojego łona. Mordowałam ich, ale i leczyłam przy tym innych ludzi. Ci niczego nieświadomi ludzie zjadali mięso swoich sąsiadów, a czasem i nawet największych wrogów, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że mięso ludzkie jest bardzo zdrowe. Niejednego wyleczyłam z raka, który nawet się o tym nie dowiedział, że dzięki mnie, zyskał drugie życie.
Kućko, Edwardzie, musisz coś zrozumieć. Ludzie, całe społeczeństwo ludzkie nigdy nie może się dowiedzieć o tym, co robiliśmy. Bo gdyby poznali tajny przepis na zdrowe życie, nasza cała planeta by wyginęła. Każdy zabiłby każdego, a przecież nie o to chodzi. Byle jak obrane mięso, byle jak oddzielone od kości nikogo nie uzdrowi. Wiesz to, bo jesteś najlepszym chirurgiem na świecie.
Kończę, bo w sumie brakuje mi już siły na dalsze pisanie. Zdrowiejesz, a przecież mi właśnie o to chodziło.
PS1. Gdzieś na świecie będzie czekała na ciebie moja mała dziewczynka. Jej będziesz mógł wyznać nasz mały sekret, bo tylko ona będzie go godna. W odpowiednim czasie poznasz ją. Sama będzie się do ciebie rwała. Kocham cię synku.
Żegnaj.
PS2. Zakop moje zwłoki na cmentarzu dla zwierzaków pod pseudonimem Gerdi.
                                                                             Mama…
Kućko tyle razy czytał ten list, że teraz znał go już na pamięć. Tydzień po tym, jak ją pochował zgodnie z jej życzeniem, spalił list. Nie, dlatego, że nie chciał go pamiętać. Musiał to zrobić, bo inaczej dostałby się w niepowołane ręce i cała jego kariera ległaby w gruzach.
Zakaszlał.
Wiele by dał, aby znów zobaczyć matkę. Tak bardzo ją kochał, a jak na ironię, nie znał nawet jej prawdziwego imienia. Zawsze jednak będzie ją pamiętał, jako spowiedniczkę świata i najwspanialszą matkę na świecie.
Ze wspomnień wyrwał go głos Kacpra.
- Tato?
Staruszek kiwnął głową, by wszedł.
- Zrobiliśmy porządek z tym krzykaczem- oznajmił.
Znów kiwnięcie głową.
- Wiesz, może to zabawne, albo nie ma to nic wspólnego z zabawą, ale muszę ci o czymś powiedzieć.
Staruszek wysilił się, aby spojrzeć na syna.
- Co… - mruknął, jakby nie kończąc słowa.
Kacper przycupnął na łóżku ojca, aby temu nic nie umknęło z jego wypowiedzi. Bał się, bowiem, że któryś z jego braci mógłby go usłyszeć, a wtedy mogliby nie być dla niego już tacy mili.
- Bo widzisz, ja nie pełniłem dzisiaj dyżuru przy telefonie, bo był tam Radek i …
Twarz Kućki wyrażała wyczekiwanie. Oczy zwęziły mu się do maleńkiej kreseczki, która w każdej chwili mogła całkiem zniknąć. Prawdę powiedziawszy, to Kacper zastanawiał się nawet, czy jego ojciec w ogóle na niego patrzy.
Kiedy starszy mężczyzna nie zareagował Kacper pociągnął dalej.
- Bo dzwoniła najpierw taka kobieta, która pytała się o której godzinie mogliby przyjść na odwiedziny, no to Radek jej powiedział, że dzisiaj ich nie ma, a potem, potem stało się coś dziwnego. Telefon, a przynajmniej tak nam się wydaje…
- Mówżesz wreszcie, bo ostatni dech mi się liczy, a ja wciąż nie wiem, co takiego chcesz mi powiedzieć. Co telefon?
Starszy pan aż zadygotał ze złości. Nos podniósł mu się do góry, a dawne kreseczki ukazały duże starcze oczy.
- No, bo jakaś dziewczynka pytała o jakiś przepis…
Nie zdążył dokończyć, bo jego ojciec złapał go za rękę i mocno ścisnął. Wyglądał, jakby ujrzał ducha.
- Dziewczynka- powtórzył. Ścisnął go tak mocno, że przestraszony Kacper prawie zapiszczał.
- Ała! To boli, tato…
Kućko podniósł się i zbliżył twarz do twarzy syna.
- Niech mnie z nią ktoś skontaktuje. Nie obchodzi mnie, jak, ale macie ją odnaleźć.
- Tato, puszczaj mnie…
Puścił.
- Kacper, przekaż to innym. Ona ma tu przyjść. Ja muszę się z nią zobaczyć. Jak najszybciej, zrozumiano?
- Tak tato. Dobrze.
Wystraszony Kacper prawie wybiegł z pokoju ojca. Pognał prosto do kuchni, gdzie więzień numer trzynaście wciąż strugał ziemniaki.
- Co tutaj robisz?- Zapytał się go, nie rozumiejąc, czemu jeszcze żyje.
- Strugam ziemniaki- odparł przerażony.
- Strugasz? Przez cały czas?
- A co mam robić? Przecież sam kazałeś mi to robić.
Kacper spojrzał na stół z nożami. Żadnego nie brakowało.
- A czemu nie strugasz nożem?
- Bo dałeś mi strugaczkę.
- I mnie posłuchałeś? Jesteś świrem?
Oniemiały więzień przestał cokolwiek rozumieć z tej sytuacji. Odparł jednak to, czego go nauczyli zaraz po przyjściu do jego celi.
- Nam nie wolno używać noży. Taki obowiązuje przepis…
Skulił głowę na dół, jakby się bał, że zaraz go za to zabije. Wiadomo było, że nikt nie wracał ze strugania ziemniaków, więc więzień tylko czekał, kiedy nastąpi koniec.
- A mogę coś powiedzieć?
Kacper zamotany sam nie wiedział, co ze sobą począć. Nie mógł go zabić sam, jeśli więzień przestrzegał regulaminu. I był to pierwszy, który go przestrzegał. Nie miał też za bardzo czasu, aby odprowadzić go do celi, dlatego rzucił:
- To strugaj dalej. Ja lecę stary.
- Ale prośba, proszę- popatrzył na Kacpra.- Tylko jedna prośba.
- Dobra, gadaj!
Radość więźnia nie miała końca.
- Kiedy zadzwoni Marta Nowak, powiedźcie jej, że bardzo kocham Amandę. A jeśli można jeszcze o coś prosić, to niech pan jej powie, co takiego dodajecie do jedzenia, że jest takie pyszne. Wciąż mnie prosi o przepis.
Przepis!
Kacprowi zaświeciła się zielona lampka w głowie.
- To ona dzwoniła i pytała o przepis na nasze jedzenie?
- A dzwoniła?- Zdziwił się więzień.
- Tak, chyba tak. Zresztą, nie wiem. Dzwoniła jakaś Marta, a mała wyrwała jej telefon z ręki.
Kacper klasnął w dłonie.
- Dobra, choć ze mną.
Na twarzy więźnia odmalowało się przerażenie.
- Ale powtórzy pan…
Kacper się uśmiechnął.
- Stary! To twój szczęśliwy dzień! Dalej, dzwoń do tej małej, niech tu przychodzi. Szef kuchni da jej przepis!

Ewelina31

opublikowała opowiadanie w kategorii thriller, użyła 1587 słów i 8666 znaków.

1 komentarz

 
  • AnonimS

    "Zabijałam, wiem, ale to nie dlatego, żeby mieć z tego radość, ale po to, aby tacy źli ludzie, jak oni, mogli nie zaśmiecać dłużej naszej planety. Usuwałam tylko tych, którzy przynajmniej raz usunęli własne dziecko ze swojego łona.".  Ciekawe? Kto jej dał prawo decydowania ko jest do usunięcia? Tak samo mówili Lenin,Stalin,Hitler,Czerwoni Khmerzy i wielu innych którzy uważali że w imię głoszonych wartości mogą likwidować innych. I gdzie oni są?

    17 kwi 2018

  • Ewelina31

    @AnonimS Ale napisałeś poważnie. Nie patrzyłam na to okiem morderców, lecz Moich Strachów, ale ok. ;)

    19 kwi 2018

  • AnonimS

    @Ewelina31 napisałem poważnie żeby zmienić ton mojego komentarza. Bo co mam pisać? Że jak kolejny raz czytam o jedzeniu ludzkiego mięsa to .......... :P . A tak błysnąłeś oryginalnym punktem widzenia he,he..

    19 kwi 2018

  • Ewelina31

    @AnonimS Aha, okej, to dzięki :P

    20 kwi 2018